26 lutego 2013

Wierni Bogu i przysiędze

(fot.Krzysztof Kuczyk / FORUM )

Nie musieliśmy składać żadnej konspiracyjnej przysięgi. Nasza przysięga harcerska jest przyrzeczeniem wierności służbie Polsce i Bogu – mówi w rozmowie z PCh24.pl harcmistrz Władysław Zawiślak, harcerz Szarych Szeregów, żołnierz AK oraz uczestnik konspiracji antykomunistycznej.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Spotykamy się w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Pan kapitan jest dziś prawdziwą gwiazdą, choć wiem, jak bardzo nie byłby zadowolony z takiego określenia. O wywiady proszą go największe polskie stacje radiowe i telewizyjne, bo już wkrótce Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Mój rozmówca ma ponad 90 lat, nie sposób więc nie wyrazić uznania dla formy, w jakiej jest pan kapitan. – Proszę pytać – mówi z uśmiechem…

 

Można Pana opisać różnymi słowami: harcerz, żołnierz, kombatant… Które z tych określeń jest Panu najbliższe?

 

Zdecydowanie harcerz.

 

…którym się jest na całe życie?

 

Właśnie tak! Już w piosence jest „od lat najmłodszych do późnej siwizny”, po wtóre są to kwestie tak emocjonalne, które z biegiem lat stają się tak racjonalne, że trudno się z tego „wyzwolić”. Harcerzem człowiek się staje. O tym procesie dyskutowano już u początków powstania ruchu skautowskiego.

 

Jak to się stało, że został Pan harcerzem?

 

Harcerstwo musi się podobać, ale ta fascynacja bierze się z wychowania, z tego, w co wyposaży nas rodzina i dom. Oczywiście, że można pozostać na etapie podobania się, wtedy cóż… za mundurem panny sznurem! (śmiech).

 

W Pana przypadku decyzja o wstąpieniu w szeregi harcerstwa była bardzo brzemienna w skutki.

 

Tak. Jednak, według mnie, była to konsekwencja podjętych decyzji. My nie musieliśmy składać żadnej konspiracyjnej przysięgi. Nasza przysięga harcerska jest przyrzeczeniem wierności służbie Polsce i Bogu. Nasze zaangażowanie w działalność konspiracyjną w Szarych Szeregach odbyło się niejako z marszu. Było ono także konsekwencją zaistniałej sytuacji, wybuchu wojny i okupacji. Jako Rój Szarych Szeregów pełniliśmy służbę pomocniczą, zwiadowczą i łączności na rzecz Komendy Obwodu „Drukarnia” Inspektoratu 16. PP AK. 

 

 A lęk?

 

Wie pan, byliśmy młodzi… Ponadto, my wcześniej nie naoglądaliśmy się w telewizji tylu mordów, co dzisiejsza młodzież.

 

Phm. Roman Szpak ps. „Szczery” zaakceptował Pańską propozycję i członka komendy Bronisława Fido, ps. „Mściciel”, aby nie ujawniać organizacji, ale przystosować ją do prowadzenia działań w warunkach komunistycznej okupacji na rzecz pełnej suwerenności i niepodległości Polski. Czym była założona w Dąbrowie Tarnowskiej starszoharcerska organizacja Polska Straż Przednia?

 

28 kwietnia 1945 r. Rada Organizacyjna zatwierdziła zmianę kryptonimu z Konspiracyjnego Związku Harcerstwa Polskiego na Polską Straż Przednią.

 

Był to dość nieliczny przykład wśród organizacji harcerskiej, gdzie cała struktura, cały hufiec składający się z kilku drużyn, przeszedł ponownie z marszu do drugiej konspiracji. Zaistniałą sytuację odczytaliśmy bowiem jako kolejną okupację.

 

Nie zakładaliśmy walki z bronią w ręku, byłaby to w końcu walka także przeciw Polakom. Co prawda, zdecydowanie „innym” Polakom, ale i tak byłoby to sprzeczne z naszym prawem harcerskim. Zajęliśmy się działalnością przeciwko naszym „rodzimym” wrogom, zwłaszcza na płaszczyźnie ideologicznej. Jednak nie zaniedbywaliśmy ćwiczenia się we władaniu bronią. Czekaliśmy na zaistnienie takiej sytuacji, w której nadejdzie konieczność zbrojnego działania całego narodu. Tym bardziej, że wówczas niemal całe społeczeństwo uważało, iż III wojna jest nieunikniona – wszak ogień i woda nigdy się ze sobą nie zgodzą. Komunizm był bowiem zagrożeniem nie tylko dla nas, ale dla całej Europy.

 

Gdy zrozumieliście, że nowej wojny nie będzie to…

 

Nastąpiła dla nas bardzo korzystna sytuacja, iż nas rozpracowano.

 

Jak do tego doszło?

 

W 1946 roku władza przygotowywała się do referendum, które miało poprzedzać wybory i jeszcze bardziej umocnić komunistów. My również się do tego przygotowywaliśmy. Nasza organizacja, czyli Polska Straż Przednia bardzo się rozwinęła i rozszerzyła swoją działalność. Nasi młodzi harcerze z placówki w Nowej Soli, na wniosek miejscowej wojskowej organizacji konspiracyjnej podjęli działalność skierowaną na zewnątrz. Rozlepiali plakaty, roznosili informację itp. Tym młodym ludziom było wszystko jedno, w tym sensie, że chcieli robić cokolwiek, byle działać.

 

Niestety, w niedługim czasie NKWD i UB podjęły działania skierowane przeciwko tym działaniom. Rozpoczęły się aresztowania, stosowano przemoc podczas przesłuchań… Aparat bezpieczeństwa znalazł to, co chciał – obciążające materiały. Udało się im też paru chłopców złamać. UB 18 sierpnia 1946 roku dotarła do mnie i zostałem aresztowany. W Krakowie.

 

Paradoksalnie miałem dość duży komfort siedzenia w więzieniu. Nie zostaliśmy zdradzeni, zostaliśmy nakryci. To jest naprawdę bardzo istotna różnica.

 

Jak wyglądało Pana aresztowanie?

 

Byłem studentem Akademii  Handlowej na Wydziale Konsularnym. Tego dnia miałem wyjechać na Dolny Śląsk, by przeprowadzić odprawę osób funkcyjnych. Kiedy po mnie przyszli, myślałem, że jest to element terroru skierowanego przeciwko dawnym działaczom politycznym, ja byłem w grupie młodzieży akademickiej Stronnictwa Pracy. Kiedy zrozumiałem, że sytuacja jest dużo bardziej poważna i zagraża mi bardzo duże niebezpieczeństwo, postanowiłem uciec. Jednak złamałem nogę… i dlatego możemy tu dziś rozmawiać, złapali mnie, a nie zastrzelili podczas ucieczki.

 

W Rawiczu komuniści nie oszczędzili Panu niczego. Tortury, przesłuchania…

 

To przechodził każdy aresztowany, nawet ci bardzo młodzi, którzy w ramach resocjalizacji trafiali do obozu w Jaworznie. Dokładali każdemu po równo, bez wyjątku.

 

Jak Pan zareagował na „nowe” powojenne porządki? Kraj przemalowywano na czerwono.

 

Dla mnie nowym doświadczeniem były trzy lata spędzone w najcięższym więzieniu w Rawiczu. Chciałbym zwrócić uwagę na jeden z elementów, które składają się na to doświadczenie. W drugim roku odbywania kary moim największym marzeniem, o którego ziszczenie prosiłem usilnie Pana Boga, był miesiąc lub dwa na wolności, tak bym mógł się pożegnać z najbliższymi. Bóg okazał się tak dobry, że zinterpretował te modlitwy na moją korzyść. Przeżyłem.

 

Ja od początku wiedziałem jakie jest zagrożenie ze strony komunizmu. Znałem także jego założenia ideologiczne. W czasie akcji „Burza” zostałem powołany do plutonu bojowego organizującej się 6. Dywizji Krakowskiej, moim dowódcą był porucznik Pałko, ps. Aleksander, który pochodził ze Lwowa i uciekał już wtedy przed NKWD. Wiedziałem więc, na co się mamy przygotować.

 

Po wyjściu z więzienia udało się Panu podjąć pracę? Komuniści są wszak bardzo pamiętliwi.

 

Są też sprytni. Do czarnej roboty potrzebowali fachowców. Mogłem się im przydać jako technik budowlany. Pracowałem w biurach projektowych. Po wyjściu zameldowałem się na UB poinformowałem o podjęciu pracy. Potem, cóż, mieli swoich agentów i nie dali zapomnieć, że czuwają i pilnują.

 

Wystosowałem do ZBoWiD pismo o zweryfikowanie moich papierów zgodnie z ustawą o kombatantach. Odpisali mi, ze nie mogę być przyjęty, choć wcale o to nie prosiłem. Wszystkie trzy instancje, do których się odwoływałem, potwierdziły tę decyzję.

 

Czego mogą się nauczyć od Pańskiego pokolenia młodzi ludzie, którzy tak licznie uczestniczą w obchodach Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych?

 

Myślę, iż powinni się nauczyć, że wielką satysfakcją i przyjemnością jest to, by stawiać sobie w życiu  poprzeczkę wysoko.

 

Rozmawiał Łukasz Karpiel

 

 

 

Czytaj na PCh24.pl: 

 

 


 Cześć i chwała niezłomnym!


 

 

  

  



Raper „Tadek”: Wzruszam się, gdy czytam o Wyklętych 

 

 

 

 



Ożywić idee antykomunistycznego podziemia – Stowarzyszenie Rodzin Żołnierzy Wyklętych

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie