30 kwietnia 2019

Stanisław August Poniatowski. Patron „elit” III RP

(fot. Jan Czesław Moniuszko [Public domain]/Król Stanisław August Poniatowski w Petersburgu)

Król Stanisław August Poniatowski ma wszelkie szanse zostać obwołany patronem dzisiejszych tzw. „elit”.

 

Trwonienie publicznego grosza, przyjmowanie wytycznych od obcych przywódców, poniżane się przed ich ambasadorami, konszachty z zewnętrznymi wrogami Polski (uzasadniane rzekomą racją stanu), tłuste zagraniczne synekury w zamian za zdradę narodowych interesów, do tego zaniedbanie armii i pogardliwa wyższość okazywana rodzimemu „Ciemnogrodowi” – wszystkie te cienie epoki stanisławowskiej winny dziś budzić odpowiednie skojarzenia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ciołek

Stanisław Antoni Poniatowski herbu Ciołek, stolnik wielki litewski, następnie starosta przemyski, wreszcie ostatni król Rzeczypospolitej Obojga Narodów zaczynał mało chwalebnie.

Dzięki majętnym rodzicom nie musiał walczyć o chleb. Odebrał staranne wykształcenie i miał możność odbywania dalekich zagranicznych podróży. Podczas pobytu w Paryżu wylądował w więzieniu za długi. Przyjaciele ojca pomogli mu wydostać się z opresji. Dla Polski byłoby lepiej, gdyby na zawsze pozostał za kratami.

 

W Berlinie wpadł w oko szczególnemu łowcy młodych talentów, brytyjskiemu dyplomacie Charlesowi Hanburemu Williamsowi. Ów obrotny osobnik penetrował polskie sfery polityczne, które Londyn planował wykorzystać w swych grach prowadzonych z Petersburgiem. Poniatowski jawił się jako cenny nabytek, jako że spokrewniony był z przywódcami mocarnej „Familii” Czartoryskich. „Familia” miała ambicje przejęcia kontroli nad Rzeczpospolitą. Szczwanemu dyplomacie łatwo udało się rozbudzić nadzieje „familiantów” na pozyskanie poparcia Albionu.

Wkrótce Williams udał się do Petersburga, a Poniatowski towarzyszył mu jako sekretarz. Młody Polak spędził w stolicy Rosji parę lat, wpierw w służbie brytyjskiej, następnie jako poseł saski. Potwierdził tam swą opinię bawidamka, wywołując przy tym ogromny skandal. Oto nawiązał romans z księżną Katarzyną Alieksiejewną, żoną następcy tronu księcia Piotra, przyszłą carycą Katarzyną II Wielką. Widomym owocem cudzołóstwa była córeczka Katarzyny, Anna (niestety, dziecku dane było przeżyć zaledwie 15 miesięcy).

 

Niepospolita osobowość księżnej wywarła piorunujące wrażenie na Poniatowskim, a bagaż tej znajomości będzie się wlókł za nim przez resztę życia. Katarzyna zachowała w sercu pobłażliwą pogardę dla płaczliwego kochanka, dla „woskowej lalki”, jak go nazywała. Kiedy w przyszłości oboje zasiądą na tronach, Poniatowski w relacjach z Katarzyną będzie występował z pozycji zakompleksionego chłystka. Kontrast między obojgiem monarchów po latach celnie podsumuje Franciszek Karpiński, który na zapytanie pewnego rosyjskiego jenerała o przyczyny upadku Polski, wyjaśni rzecz zwięźle:

 

– U was baba była królem, a u nas król był babą.

 

Elekcja

Po śmierci króla Augusta III „Familia” Czartoryskich wysunęła Poniatowskiego jako kandydata do tronu. Po cichu próbowała zainteresować pomysłem Rosję.

Caryca Katarzyna uważnie śledziła karierę byłego kochanka. Nie kierowały nią niewygasłe żądze, a zimna kalkulacja. Zdecydowała się wesprzeć kandydaturę Poniatowskiego. Za jego główny atut uznała… brak szans na samodzielne zdobycie korony.

 

– Będzie zatem wdzięczny za nią tym, z rąk których ją otrzyma – przewrotnie zauważyła cesarzowa.

Przywódcy „Familii” oficjalnie zaprosili wojska rosyjskie do interwencji w Rzeczypospolitej. Petersburg nie zwykł odmawiać takim prośbom. Moskali przybyło zresztą niewielu, raptem 7 tysięcy, co wystarczyło, by skutecznie spacyfikować malkontentów.

 

Latem 1764 roku w Warszawie obradował sejm elekcyjny. Aby wybory przebiegały jak należy, do miasta ściągnęło kilka tysięcy zbrojnych sług Czartoryskich, opłaconych ze szkatuły carycy. Rosjanie zachowali dyskrecję, czekając w pogotowiu o 3 mile od stolicy. Jak łatwo przewidzieć, ogłoszono zwycięstwo Poniatowskiego.

 

Świeżo upieczony elekt otrzymał 5320 „kresek” (głosów poparcia), co trudno uznać za wynik oszałamiający. Mógł pocieszać się myślą, że jego poprzednik, August III Sas, który również objął tron w oparciu o obce bagnety (po wypędzeniu prawowitego władcy Stanisława Leszczyńskiego), w swoim czasie wypadł jeszcze marniej, uzbierał bowiem wszystkiego 906 „kresek”.

 

Koronacja odbyła się 25 listopada 1764 roku, co znaczące, w dniu imienin carycy. Poniatowski zasiadł na tronie jako Stanisław II August. Dla ogółu szlacheckiej braci pozostał na zawsze Ciołkiem. Herb nowego władcy uznawano za wielce adekwatny.

 

Spór o tożsamość

O tym, że król jest wrogiem tradycji, stało się jasne już w dniu koronacji.

Odbyła się ona w Warszawie, nie zaś w Krakowie (jak nakazywał obyczaj). Podczas uroczystości Poniatowski, miast tradycyjnego kontusza, przywdział perukę, pończochy oraz hiszpański kostium, który „składał się z białego i różowego koloru, a to dlatego, by się w oczach łagodniejszym wydał” (Moszczyński). Publiczność, ujrzawszy swego władcę, miała nietęgie miny.

 

Sarkania na „wypieszczonego modnisia” (Koźmian) rychło przerodziły się w powszechny spór między „frakowymi” a „kontuszowymi”. Owe komiczne na pozór kłótnie tekstylne kryły poważny i głęboki konflikt tożsamościowy. W obliczu zagrożenia utratą suwerenności (gdy bezpośrednim agresorem byli zaborczy sąsiedzi, a na gruncie kulturowym i mentalnym zachodnioeuropejski uniformizm), szlachecki kontusz był wyrazem oporu wobec zalewu cudzoziemszczyzny. Tymczasem władca ostentacyjnie okazywał pogardę rodzimym obyczajom.

 

Rzetelni historycy podkreślają, że Stanisław II August, wbrew potocznym wyobrażeniom wcale nie był rusofilem. Przeciwnie, w pierwszych latach panowania zamierzał związać się z Austrią. Ze wszech sił lansował zachodni progresizm. Wprawdzie zachęcał magnatów, by wysyłali dziatwę na nauki do Petersburga, ale z uwagi na panoszącą się podówczas w „Pitrze” modę na oświeceniowe nowinkarstwo.

 

Kłopot z Ciołkiem polegał na jego niesamodzielności i uległości. Był gotów do zaspokajania obcych, niepolskich interesów, przedkładając je ponad dobro własnego kraju. Powszechnie znana jest służalczość króla wobec kolejnych ambasadorów Rosji. Znacznie mniej mówi się o innych jego powiązaniach.

 

„Oświecony” Ciołek udzielał się podczas obrad loży masońskiej „Cnotliwy Sarmata” oraz koła różokrzyżowców. Dziś sceptycy mają skłonność do traktowania tego rodzaju zaangażowania jako rozrywki znudzonych dziwaków. W owych czasach jedynie kilka osób posiadało wiedzę o przynależności króla do znacznie bardziej elitarnego tajnego stowarzyszenia – loży Karola pod Trzema Hełmami. Inicjowany w niej Poniatowski zobowiązał się do całkowitego posłuszeństwa swemu bezpośredniemu masońskiemu zwierzchnikowi, wielkiemu mistrzowi Fryderykowi, księciu Brunszwiku-Wolfenbüttel. W jakie zależności (skryte przed oczami postronnych)  mógł popaść polski monarcha, uświadamia nam postać wielkiego mistrza Fryderyka – był on feldmarszałkiem w służbie pruskiej i brytyjskiej (hanowerskiej), a w szeregi wolnomularstwa zaprosił go sam władca Prus, Fryderyk II Wielki, pomysłodawca i główny orędownik rozbiorów Rzeczypospolitej!

 

Pomnik króla Jana

Problemem króla były pieniądze, ściślej zaś ich chroniczny brak.

Władca Rzeczypospolitej nie był obdartusem, jego roczne dochody sięgały pokaźnej kwoty 7 milionów złotych polskich. Ostatecznie objął panowanie nad dużym krajem (o powierzchni 733 000 km²). Jednak Ciołek nie liczył się z groszem, szastając nim bez opamiętania. Bratanek monarchy, książę Józef Poniatowski daremnie krytykował nikłe nakłady na wojsko. Król wolał inwestować głównie w łapówki polityczne, nałożnice, bale, posagi dla ulubionych baletnic i tym podobne „strategiczne” wydatki. Za kwoty składające się na prywatne długi Ciołka pod koniec jego panowania można byłoby wystawić 120-tysięczną armię! Całkowicie dezawuuje to dzisiejsze użalanie się nad „nieszczęśliwym królem, który chciał dobrze, ale niewiele mógł”.

 

Obrońcy króla Stasia skwapliwie podnoszą sukcesy jego panowania. Przypominają utworzenie Szkoły Rycerskiej, Szkoły Języków Orientalnych, powołanie Komisji Dobrego Porządku, reformę monetarną, wybudowanie Kanałów Ogińskiego i Królewskiego, wielu manufaktur, hut, fabryk, młynów, browarów. Wielbią go za Pałac Łazienkowski, za rozbudowę Zamku Królewskiego, za pałace w Natolinie i Szczekocinach. Zachwycają się „obiadami czwartkowymi”, przebogatą kolekcją dzieł sztuki, obszernym księgozbiorem. Ogłaszają Stanisława „najlepszym w dziejach Polski ministrem kultury”…

 

Jednak czy takie było główne zadanie władcy zagrożonego królestwa? Ówczesna Rzeczpospolita potrzebowała nie nowych pałaców, ale żołnierzy i armat. Po uroczystym odsłonięciu pomnika Jana III Sobieskiego w Warszawie wkrótce ktoś nakleił na postumencie kartkę z wierszykiem:

„Sto tysięcy na pomnik! ja bym dwakroć łożył,

Gdyby Staś był skamieniał, a Jan III ożył.”

 

Spłata długu

Trwonienie funduszy rychło ściągnęło kłopoty.

Pisał hrabia Tyszkiewicz: U bankierów zaś i lichwiarzy, zwłaszcza po bankructwie Teppera, spowodowanem głównie przez króla, niebędącego w stanie opłacić mu należnych pół miliona dukatów, tak kredyt króla był w poniewierce, że mu w ostatnich latach panowania na jego weksle nie dawano pieniędzy, i we własnej stolicy szykanowano odpowiedzią, że wówczas będą pieniądze, kiedy na wekslu zamiast Rex będzie podpisany Ryx, to jest kamerdyner królewski”.

Król tonął w długach. Pół biedy, dokąd pożyczkodawcami byli rodzina i przyjaciele, czy szacowni bankierzy. W miarę jak niewypłacalność monarchy stawała się głośna, zaczął pożyczać pieniądze od swych dworzan i służby, od podejrzanych lichwiarzy, wreszcie – od obcych dyplomatów. Ambasada Rosji nie przepuściła okazji, przystąpiła do wypłacania Ciołkowi sowitych pensji, z łatwym do przewidzenia skutkiem. Wiecznie zadłużony i chciwy pieniędzy król jął przyjmować od Rosjan wytyczne. Wszak kto płaci, ten wymaga…

 

Kiedy w październiku 1767 roku ambasador Nikołaj Repnin zorganizował porwanie lidera opozycji, biskupa Kajetana Sołtyka wraz z trzema innymi senatorami (kolejne sześć lat spędzili w Rosji uwięzieni pod zarzutem obrazy majestatu Katarzyny II), władca Rzplitej nie podjął działań wobec tak niesłychanego gwałtu. Osiem dni później, jakby nic się nie stało, osobiście dokonał przeglądu parady wojsk rosyjskich pod Wolą. W lutym następnego roku doprowadził do podpisania traktatu o wieczystej przyjaźni z Rosją. Rzeczpospolita oficjalnie stała się rosyjskim protektoratem.

 

Tancerz

Przeciwnicy traktatu zawiązali w Barze konfederację. Ogłosili rozpoczęcie walki zbrojnej w obronie zagrożonej wiary katolickiej oraz niepodległości.

Wystraszony król domagał się interwencji carycy, do czego szybko doszło. Ciołek oddał pod komendę Rosjan swe pułki nadworne i gwardię, by walczyły z rodakami. W 1772 roku konfederacja barska upadła, a „Trzy Czarne Orły” przeprowadziły I rozbiór Rzeczypospolitej. Poniatowski w nagrodę za jego zatwierdzenie uzyskał od zaborców spłatę osobistych długów. Skwapliwie skorzystał z okazji, zawyżając sumy, podstawiając swych zauszników jako rzekomych wierzycieli. Zaborcy udali, że nie widzą pazerności polskiego monarchy. Chyba nawet oni czuli zażenowanie.

 

Następne lata przeszły do historii jako okres rządów królewsko-ambasadorskich, jako że każda, nawet błaha decyzja Stanisława II Augusta musiała był zatwierdzona przez ambasadora Petersburga. W zamian za serwilizm stronnictwo królewskie korzystało ze wsparcia rosyjskich bagnetów. Wojska carycy opuściły Polskę dopiero w 1780 roku.

 

Mimo potoku pieniędzy z rosyjskiej ambasady rozrzutny król popadł w nowe długi. Stale użalał się nad swym losem. Kiedyś w rozmowie z Repninem poruszył temat wygnanych władców, którzy na obczyźnie musieli zarabiać na życie pracą własnych rąk. Ciołek jął lamentować, jak straszny byłby  jego los w takim przypadku, bo przecież nie zna żadnego użytecznego rzemiosła. Rosjanin spojrzał nań chłodno i wycedził bez cienia współczucia:

– Wszakże, Wasza Królewska Mość, jesteś wyśmienitym tancerzem!

 

Droga do Targowicy

Lata 1788-1792 przyniosły obrady Sejmu Czteroletniego. Podjęto szereg reform, które w zamierzeniach miały doprowadzić do usprawnienia państwa.

Daleko idące zmiany ustrojowe zapowiadała konstytucja przyjęta 3 maja 1791 roku w atmosferze zamachu stanu, pod nieobecność większości posłów. Król zachowywał się jak chorągiewka na wietrze. Porzucił pozycje prorosyjskie, by przyłączyć się do obozu zwącego się patriotami. Nie była to jego ostatnia wolta…

 

Przeciwnicy konstytucji zawiązali konfederację w Targowicy, po czym poprosili carycę Katarzynę o interwencję wojskową. Inwazja rosyjska spadła na nieprzygotowany kraj – w przyszłości wyjdzie na jaw, że król zataił treść ostrzeżeń przesyłanych przez naszego posła w Petersburgu. Mimo to najeźdźca spotkał się z twardym oporem. Żołnierz polski walczył dzielnie mimo przewagi wroga.

Nagle nadszedł królewski rozkaz wstrzymujący działania obronne. Poniatowski ogłosił swą decyzję przystąpienia do konfederacji targowickiej. Warszawski lud odpowiedział burzliwym protestem, a przerażony monarcha słał prośby do wodzów Moskali, aby ci jak najprędzej zajęli stolicę. Gdy to się stało, Stanisław II August wysmażył pismo do cesarzowej, oferując zrzeczenie się korony polskiej na rzecz wnuka carycy, Konstantego.

 

Imperatorowa oferty nie przyjęła. Plenipotent na sarmackim tronie był jej jeszcze potrzebny, choćby do zatwierdzenia kolejnego traktatu rozbiorowego na sejmie grodzieńskim (1793). Poniatowski wyruszył niezwłocznie z Warszawy do Grodna, zaopatrzony przez Rosjan w 20 tysięcy dukatów. Dojechawszy do Białegostoku alarmował płaczliwie swych dobrodziei, że zdołał przepuścić już 19 tysięcy i że za chwilę jego szkatuła będzie znów pusta. Podpisanie traktatu rozbiorowego chyba uznał za złoty interes. W zamian Rosjanie wymogli na posłach zgodę, by dług monarchy (33 mln złp – dobre 5 ton czystego złota!) został pokryty ze skarbców Korony i Litwy. Nadto ambasada carycy wypłaciła Ciołkowi hojne dotacje gotówką. Ambasador Jacob Sievers wspominał z niesmakiem:

– Król był zbyt nikczemny i rozkoszy chciwy […] Posłowie składali się po większej części z najemników , odgrywających komedię i sztuczne boje […]”.

 

Abdykacja

Chwile trwogi Ciołek przeżył podczas insurekcji kościuszkowskiej, gdy na powstańczych szubienicach dyndały jego portrety. Klęska powstania przesądziła o losie kraju, który na 123 lata zniknął z mapy Europy.

Stanisław II August mógłby żyć na wygnaniu, zachowując resztki godności, jako wciąż legalny władca podbitego królestwa. Zamiast tego, zgodnie z życzeniem zaborców abdykował 25 listopada 1795 roku, w 31. rocznicę swej elekcji. W ten sposób zabory zostały prawnie usankcjonowane. W rewanżu za tę uprzejmość „Trzy Czarne Orły” zgodziły się uregulować 40-milionowy dług Ciołka, a nadto zobowiązały się wypłacać mu co roku kwotę 200 tysięcy dukatów.

 

Ex-król żył odtąd w przepychu w Petersburgu, w podarowanym mu Pałacu Marmurowym, aż do swej śmierci w roku 1798. Po staremu trwonił krocie na hulanki i zbytki. Do końca życia nosił pierścień z wizerunkiem Katarzyny II, którą zdołał przeżyć o dwa lata.

 

Niestety, Polska nie dotrwała do rządów cara Pawła I. Objął on władzę w Rosji po śmierci Katarzyny. Szczerze nienawidził swej matki i jej dorobku, być może dlatego demonstracyjnie okazywał sympatię Polakom, także katolicyzmowi. Kiedy dotarła doń wieść o zgonie Poniatowskiego, natychmiast pospieszył do jego mar. Na miejscu zastał niemieckiego tapicera ozdabiającego łoże śmierci, który pracując zdjął dla wygody surdut. Imperator wpadł w szał, kazał  natychmiast wyrzucić Niemca za drzwi i wyliczyć mu sto kijów za brak szacunku dla zmarłego polskiego monarchy. Potem wydarzyła się rzecz wstrząsająca – cesarz nachylił się nad zmarłym Stanisławem i z powagą nałożył na jego skronie królewską koronę.

 

Owa zapierająca dech scena ma dla nas posmak goryczy. Oto car Rosji okazał więcej poszanowania dla korony Rzeczypospolitej niż jej ostatni posiadacz.

 

Inni

Przy wszystkich przywarach Ciołka nie sposób obarczać go wyłączną odpowiedzialnością za upadek kraju.

Był to czas choroby elit, przeżartych moralną zgnilizną i niemocą, za to z zapałem wyszydzających chwalebną tradycję. Serwilizm wobec zaborców był powszechny. Przysięgi na wierność i poddaństwo „Czarnym Orłom”, towarzyszące im zabawy i bale przyciągały tłumy. W Mińsku zmianę granic powitano uroczystym odśpiewaniem kantaty:

 

„Katarzyna Wielka nas uszczęśliwiła,

Że z nas nierząd i hańbę zrzuciła,

Przyjąwszy nas za swe poddane,

Dawszy prawo mądrze napisane.“

 

Również ludzie próbujący ratować niepodległość nie zawsze dokonywali właściwych wyborów. Przywódcy konfederatów barskich naiwnie szukali oparcia w Turcji, a mahometańscy „sojusznicy” odwdzięczyli się krwawym spustoszeniem polskiej Ukrainy i porwaniem tysięcy jasyru. Na Sejmie Czteroletnim  Stronnictwo Patriotyczne postulowało sojusz z Prusami, nie zważając, kto był inicjatorem I rozbioru. Wśród przywódców insurekcji kościuszkowskiej nie brakło zapatrzonych we wzorce rewolucji francuskiej, gotowych iść w ślady rzeźników znad Sekwany.

 

Elity zawiodły. Jeżeli winniśmy być z kogoś dumni, to z żołnierza, który jak zwykle szedł nieulękle po śmierć na polach chwały. W ginącym królestwie wciąż nie brakowało Spartan gotowych umierać za ojczyznę. Niestety, tym razem nie było z nimi Leonidasa.

 

***

 

Dziś, gdy postawa tzw. „elit” jako żywo przypomina obrazki epoki stanisławowskiej, warto przypomnieć treść fraszki, kolportowanej w pismach ulotnych w dniach upadku Pierwszej Rzeczypospolitej:

 

Lech pierwszy zrąb postawił, Piast podniósł wierzchołek,

Kazimierz prawa nadał, wszystko popsuł Ciołek.

Ucz się Polsko po szkodzie brać do tronu ludzi,

Bo gdy bydło brać będziesz, wszystko ci spaskudzi.

 

Andrzej Solak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(8)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie