W świecie medycyny często przyjmuje się, że tak zwana śmierć mózgowa jest wystarczającym i najbardziej odpowiednim kryterium dla stwierdzenia, iż życie człowieka dobiegło końca. Sformułowanie to weszło w obieg w 1968 roku, po tym jak Komisja Harwardzka przyjęła kryterium „braku samodzielnego działania mózgu” jako wystarczające dla stwierdzenia zgonu pacjenta. Tak medycyna weszła na nową drogę „postępu”, zaś zbitka słowna „śmierć mózgu” śmiało wykorzystywana jest na potrzeby transplantologii.
Są jednak opinie ekspertów, którzy wykazują, że termin ten nie oznacza rzeczywistej śmierci człowieka. Bo objawy podciągane pod opis śmierci mózgowej wcale jeszcze nie oznaczają śmierci. Tymczasem bywa, że wydawana jest karta zgonu dotycząca osoby, której narządy wciąż funkcjonują prawidłowo. Praktycy alarmują, że w Polsce, jak i Europie zbyt wcześnie rezygnuje się z leczenia pacjenta. Bo znane są przypadki wyleczenia nawet po orzeczeniu śmierci mózgowej właśnie!
Wesprzyj nas już teraz!
Zachęcam do zapoznania się z głosami polemicznymi do obowiązującej w medycynie narracji dotyczącej „śmierci mózgu”. Co na ten temat myślą praktycy oraz moraliści?
Ponadto w numerze znajdą Państwo odpowiedź na wiele pytań dotyczących reformy systemu sądownictwa. Piszemy także o tym jaki wpływ na kryzys w Kościele ma lobby homoseskualne oraz podpowiadamy co nauka Kościoła i historia mówią na temat kar za homoseksualizm.
Życzę dobrej lektury,
Marcin Austyn