17 kwietnia 2019

Niemcy: bezlitosny atak na Benedykta XVI po publikacji eseju o „przyczynach kryzysu Kościoła”

(Fot. martineci999/Pixabay)

W Kościele katolickim w Niemczech toczy się spór o ocenę artykułu Benedykta XVI. Linie podziału przebiegają tak, jak zwykle: ci, którzy prą do utworzenia nowego Kościoła wyzutego z prawdy i tożsamości, krytykują papieża-emeryta; ci zaś, którzy troszczą się o przechowanie depozytu wiary, są mu głęboko wdzięczni za wnikliwą analizę współczesnego kryzysu.

 

Progresiści: To Benedykt jest winny nadużyciom

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niemieccy progresiści przyjęli artykuł Benedykta XVI bardzo źle. Ich zdaniem papież-emeryt całkowicie się pomylił. Skoro nadużycia seksualne w Kościele katolickim występowały także w dawnych wiekach, twierdzą, to nie może być jakoby prawdą, by współczesny kryzys miał cokolwiek wspólnego z rewoltą seksualną 1968 roku (choć to właśnie w latach 60. i 70. przestępstw było najwięcej!). Ich zdaniem Józef Ratzinger wybiela Kościół i zwala wszystko na szatana (sic), tymczasem problemy leżą gdzie indziej. Chodzi o klerykalizm – i homoseksualizm. Tak, z diagnozą Benedykta na temat grup, które opanowały seminaria, zgadzają się nawet liberałowie. Problem w tym, że ich zdaniem za problem homoseksualizmu odpowiada… Kościół katolicki i Benedykt XVI osobiście. A wszystko przez homofobię i niedostosowane do współczesności nauczanie, które Ratzinger jako papież jeszcze umacniał. Stąd tekst papieża-emeryta należy ich zdaniem po prostu zignorować, a w Kościele przeprowadzić wielką reformę moralności seksualnej i struktur władzy.

 

Episkopat udaje, że milczy

 

Nie pojawiła się jak dotąd (16.04) żadna otwarta reakcja Konferencji Episkopatu Niemiec – i raczej nie należy się jej spodziewać. Niejako w zastępstwie i w imieniu większości biskupów głos zabrał „oficjalnie nieoficjalny” portal hierarchów, Katholisch.de. Po to, by papieża-emeryta zajadle zaatakować. Medium odpowiedziało na artykuł Benedykta błyskawiczną publikacją tekstu teologa Magnusa Strieta. Jego zdaniem papież-emeryt skupił się na bolączkach rewolucji 1968 roku, bo wciąż nie uporał się z traumą, jakiej doświadczył obserwując osobiście protesty studenckie i przemiany społeczne. Dla Strieta próba połączenia kryzysu nadużyć z ideami rewolucyjnymi jest „absurdem”. Teolog przyznaje, że Benedykt ma rację wskazując na problem homoseksualizmu, bo – pisze – „niedojrzali homoseksualnie zorientowani mężczyźni mają groźny potencjał”. Ten trzeba w jego ocenie zniwelować wszakże wsparciem Kościoła dla „integrowania homoseksualizmu z osobowością”, bo tylko ten brak integracji odpowiada za przestępstwa homoseksualnych duchownych. Winny jest więc „homofobiczny” Kościół…

 

Kilka dni później tam sam „oficjalnie nieoficjalny” portal opublikował drugi jeszcze atak na papieża, tym razem w wydaniu bawarskiego dziennikarza Tilmanna Kleinjunga. Autor uznał, że papież-emeryt publikacją artykułu „zaszkodził zarówno sobie jak i swojemu następcy”. Posunał się wręcz do stwierdzenia, jakoby Józef Ratzinger wypowiedział Ojcu Świętemu… wojnę. „Franciszek przyszedł, by pogodzić nauczanie Kościoła z życiem ludzi. Nawet jeśli Benedykt kilkukrotnie deklaruje lojalność wobec swojego następcy, to jego tekst jest pismem wojennym przeciwko urzędującemu papieżowi. […] Papież emeryt domaga się podziału swojego Kościoła” – napisał.

 

ZdK: Po co nam Benedykt? Mamy Amoris laetitia

 

Artykuł Benedykta skomentował też szef Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików (ZdK), prof. Thomas Sternberg. ZdK to najważniejsza organizacja niemieckich świeckich; współpracuje blisko z Episkopatem, jest jego radykalnie „postępowym” zapleczem. Sternberg zgodził się z Józefem Ratzingerem w tym, że problemem Kościoła katolickiego jest brak wiary. Uznał jednak, że pod wieloma względami papież się myli. Od 1968 roku, stwierdził, czyli od publikacji Humanae vitae, kościelna moralność seksualna oddaliła się od rzeczywistości życia ludzi i utraciła społeczną akceptację (sic!). „Powodem tego nie była zmiana naukowej teologii moralnej [co krytykował Benedykt – red.], ale hierarchia, która wciąż wierzyła, że może dawać od dawna samoświadomym ludziom restrykcyjne przepisy na życie”, ocenił Sternberg. Jak uznał, Benedykt niepotrzebnie przywołuje „stare wojny”. Dzisiaj jest już inna epoka; papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia wykonał bowiem pierwszy krok ku – uwaga – „zbliżeniu [nauki Kościoła] do pojmowania życia przez chrześcijan” w tematach „seksualności i partnerstwa”.

 

Atak, atak, atak…

 

To tylko drobny wybór krytycznych głosów. W istocie w Niemczech aż od nich huczy. Matthias Katsch, rzecznik organizacji ofiary nadużyć, uznał tekst Benedykta za „zapóźniony” i „niewnoszący nic do dyskusji nad rozwiązaniem problemy”. Wpływowy teolog Wunibald Müller stwierdził, że sam Benedykt XVI nosi na sobie winę za grzechy Kościoła, a to z racji jego działań jako arcybiskupa Monachium; ponadto jako papież miał zaszkodzić sprawie, bo jego tradycyjne nauczanie moralne jest jedną z przyczyn seksualnej przemocy wśród księży. Grupa Robocza Teologia Moralna, zrzeszająca teologów moralnych z całych Niemiec, uznała tekst Ratzingera za „oparty na szeregu fałszywych założeń, niepotrzebny, nieudany”; papież-emeryt miałby „nie wysilić się intelektualnie” w swojej krytyce współczesnej teologii moralnej i powtarzać tylko swoją „od dawna znaną” jej krytykę.

 

Krytycy niczym psy Pawłowa?

 

W obronę wziął artykuł Benedykta XVI redaktor naczelny tygodnika „Die Tagespost”, Oliver Maksan. W jego ocenie opisana wyżej reakcja teologów jest wprost odruchem warunkowym – jak u psów badanych przez Pawłowa. Krytykom, pisze Maksan, chodzi o to, by zniechęcić papieża-emeryta do kolejnych wypowiedzi. Chcą zmusić go do milczenia – z żywionej do niego nienawiści. Według dziennikarza analiza Benedykta XVI nie rości sobie prawa do przedstawienia całkowicie wyczerpującej analizy, do której nic nie można już dodać, stąd przeprowadzane na niego ataki są całkowicie niepoważne. Maksan zachęca wszystkich, by uważnie pochylić się nad artykułem papieża-emeryta – zwłaszcza w jego krytyce współczesnej teologii moralnej, która próbuje wykazać rzekome nieistnienie obiektywnych norm moralnych. Autor zgadza się też w pełni z papieżem w tym, że rozmiary, jakie osiągnął wśród duchowieństwa problem pedofilii, są efektem całkowitej nieobecności Boga w życiu sprawców.

 

„Analiza ostra jak brzytwa”

 

Na portalu Kath.net z kolei niezwykle pozytywnie wyraził się o artykule Benedykta XVI Michael Hesemann, znany historyk zajmujący się Watykanem. Tekst papieża-emeryta nazwał „ostrą jak brzytwa i krystalicznie jasną analizą przyczyn skandalu nadużyć”, za pomocą której Ratzinger „wniwecz obrócił” błędną argumentację lewicowych katolików chcących „uzdrawiać” Kościół desakralizując kapłaństwo. Papież Benedykt, napisał Hesemann, obnażył „fetysz protestanckiego Kościoła Ducha Czasu jako kontrproduktywny”. Autor przypomniał, że to wszystko, co wprowadzić chcą dziś progresywiści w Kościele, od dawna funkcjonuje we wspólnotach protestanckich – co bynajmniej nie doprowadziło do rozkwitu wiary, wprost przeciwnie. Skandal nadużyć seksualnych, napisał też historyk, jest właśnie tym, czym określił go Benedykt: „skutkiem powszechnego przewartościowania wartości”, które doprowadziło nie tylko do „dekadencji i propagowania hedonizmu, ale także do masowej apostazji”. Hesemann obalił też przy okazji zarzuty krytyków Benedykta, według których w przeszłości było tak samo źle, jak w latach 60. i 70. Jak przypomniał, minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels w 1936 roku przeprowadził akcję przeciwko rzekomo pedofilskim księżom i zakonnikom – ale mimo 2500 postępowań w prokuraturze i 250 procesów karnych skazano jedynie 45 duchownych – i to we wrogich Kościołowi sądach nazistowskich! Autor zauważył ponadto, że nie tylko Benedykt, ale i John Jay College of Criminal Justice w Nowym Jorku w swoim badaniu z 2011 roku pisało o największej liczbie nadużyć w latach 60. i 70. i tłumaczyło je ówczesnym „przełomem społecznym”.

 

Na tym samym portalu pojawił się też tekst Martina Lohmanna, teologa i historyka, który od dziesięcioleci zna osobiście Benedykta XVI. Lohmann stwierdził, że Ratzinger wykazał po prostu „kwadraturę koła” stanowiska progresistów; papież-emeryt przypomniał też wymownie o tym, o czym większość liberalnych teologów nie chce pamiętać – że właściwym źródłem nadużyć seksualnych, tak jak każdego zła, jest grzech.

 

Apologia kardynała Müllera

 

Niezwykle mocno wystąpił w obronie artykułu kard. Gerhard Müller. Krytyków tekstu Benedykta były prefekt Kongregacji Nauki Wiary nazwał „ludźmi, którzy ani nie wierzą, ani nie myślą”. Mówią oni o „odnowie i reformie Kościoła”, ale tak naprawdę chodzi im o „dopasowanie go do ich własnej dekadencji”, stwierdził. „Kto ma w sobie choćby iskrę życia chrześcijańskiego, nie może posunąć się do takich plugawych pamfletów” – skrytykował zdecydowanie napastujących Ratzingera autorów. Według kardynała niczego w Kościele nie rozwiąże mówienie o klerykalizmie i domaganie się „moralności seksualnej zgodnej z egoistyczną zasadą pożądania”. Zło trzeba nazwać po imieniu; a w jego propagowaniu, tak jak pisał Benedykt, wielką rolę odgrywa „globalna rewolucja seksualna” oraz „nieudana próba katolickiego uzasadnienia moralności bez prawa naturalnego i Objawienia”, które doprowadziły „u wielu do rozpadu etycznego sumienia”.

 

Spór tkwi bardzo głęboko

 

Z przytoczonych opinii widać jasno, że spór o artykuł Benedykta XVI odzwierciedla w istocie spór o Kościół katolicki w ogóle. Dziennikarze i teologowie powiązani z kierownictwem Konferencji Episkopatu Niemiec dołożyli wszystkich starań, by odebrać tekstowi Ratzingera wszelkie znaczenie. Nic dziwnego: papież-emeryt ogromny nacisk położył przecież na problem odrzucenia encykliki Veritatis splendor św. Jana Pawła II, która potępiła herezję autonomii moralnej – poglądu, jakoby nie istniały obiektywne normy moralne i człowiek sam miał ustanawiać dla siebie moralne zasady. Na tym przecież błędzie bazują progresiści. Rozwodnicy i protestanci do Komunii, rzekoma akceptowalność czynów homoseksualnych i innych form rozpusty, zgoda na antykoncepcję – wszystko, to w Kościele katolickim w Niemczech jest, czy też ma być możliwe właśnie dlatego, że odrzucono katolickie rozumienie sumienia. Co więcej Benedykt XVI w swoim artykule potępił wprost tych, którzy chcą utworzyć nowy Kościół, aby go rzekomo uzdrowić; to słowa adresowane jakby wprost do kard. Reinharda Marxa i jego świty. Ataki więc nie dziwą. Tak samo jak za swojego pontyfikatu, tak i dzisiaj Józef Ratzinger jest darzony we własnej ojczyźnie ogromną niechęcią. Są wszakże i promyki nadziei; pokorna i piękna postawa kard. Gerharda Müllera i szeregu katolickich mediów pokazuje, że nie wszystko jeszcze stracone. Nawet jeżeli kierownictwo niemieckiego Episkopatu doprowadzi ostatecznie do katastrofy i upadku katolicyzmu w swoim kraju, to grupa pobożnych katolików – nieliczna, ale mocna w wierze – wciąż tam działa.

 

Paweł Chmielewski

 

Benedykt XVI o przyczynach kryzysu Kościoła [PEŁNY TEKST PO POLSKU]

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram