14 sierpnia 2013

Zastępczyni przeoryszy postanowiła złamać klauzurę i wpuścić lekarzy i chorych na teren klasztoru. Jako były doktor filozofii z Uniwersytetu Katolickiego we Fryburgu wiedziała, że powstanie warszawskie jest walką dzieci światła z dziećmi światłości.

 

Mniszki Benedyktynki od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu zostały założone przez Matkę Mechtyldę od Najświętszego Sakramentu Katarzynę de Bar 25 marca 1653 r. Do Polski trafiły w 1687 r. – To właśnie klasztor warszawski był pierwszą fundacją mniszek benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu na ziemiach polskich. Gdy w sierpniu 1683 roku armia Sobieskiego wyruszyła na Wiedeń, królowa Maria Kazimiera ślubowała Bogu, że po zwycięstwie wojsk polskich ufunduje w Warszawie klasztor benedyktynek Najświętszego Sakramentu. Kiedy Bóg dał wspaniałe zwycięstwo, królowa dopełniła ślubu i w 1687 roku duchowe córki Matki Mechtyldy przybyły do Polski. Najpierw siostry zamieszkały na Zamku Królewskim, a 27 czerwca 1688 roku nastąpiła uroczysta przeprowadzka do klasztoru. Klasztor warszawski powstał jako votum Marii Kazimiery, także jako votum narodu za odsiecz wiedeńską – powiedziała Matka Joanna Pietras OSBap, przeorysza klasztoru benedyktynek sakramentek w Warszawie.

Wesprzyj nas już teraz!

Nie było entuzjazmu

Wbrew entuzjazmowi stolicy siostry nie cieszyły się z wybuchu powstania warszawskiego. Choć przepełnione patriotycznym duchem, podświadomie spodziewały się niewyobrażalnej hekatomby wśród powstańców i ludności cywilnej. – Głębokim wzruszeniem zabiły nasze serca. Nie były to uczucia radosne. Doprawdy dziwna rzecz. Nasze siostry trzymające się z dala od wszelkiej polityki, nie orientujące się wcale w rozgrywkach dyplomatycznych, miały od początku świadomość, że ten zryw  patriotyzmu zakończy się jakąś straszliwą tragedią stolicy. Okrzyki rozradowanych tłumów nie zdołały rozproszyć naszego smutnego nastroju. Skupiłyśmy się u stóp Jezusa, jaśniejącego w monstrancji, aby wyprosić u Niego miłosierdzie i ratunek dla powstańczej Warszawy – mówiła po latach s. Celestyna (Maria Wielowieyska), która w 1951 r. została przeoryszą klasztoru.

Ówczesna przeorysza, matka Jadwiga (Janina Byszewska), będąca już w podeszłym wieku i mocno schorowana, początkowo wydała decyzję otwarcia bramy klasztoru, piwnic i podziemi – miejsc, gdzie nie obowiązywała jeszcze klauzura. Kuchnia zakonnic bez przerwy wydawała posiłki dla bezdomnych mieszkańców Warszawy. Przez ogród klasztorny przebiegali powstańczy łącznicy.

Zawstydzone nowicjuszki

Jednak potrzeby były znacznie większe. Do szpitala polowego, mieszczącego się w dawnej szkole powszechnej przy ul. Barokowej, zbliżała się linia walk. Powstańcy wiedzieli, że rannych trzeba będzie ewakuować. Wreszcie, po długich zastanowieniach, lekarze zaproponowali siostrom sakramentkom całkowite otwarcie klasztoru na potrzeby szpitala. Trudną decyzję podjęła s. Tomea (dr Apolonia Koperska). W trakcie wojny prowadziła tajne wykłady z psychologii katolickiej, krytykowała pogańską filozofię hitleryzmu. Nie miała wątpliwości, że mimo precedensu, klasztor ma duchowy obowiązek otworzyć swe podwoje przed rannymi powstańcami i cywilami. Zaprosiła zatem lekarzy do wnętrza klasztoru. Mniszki, a szczególnie młode siostry nowicjuszki, na widok młodego i przystojnego doktora Morwy uciekały do swoich cel. Jedna z najmłodszych zakonnic, według relacji o przepięknej urodzie, nie zdążyła uciec do pokoju, schowała się zatem w kącie. Siostry jednak przyzwyczaiły się wkrótce do stałej obecności mężczyzn w klasztorze, ofiarnie pomagały przy chorych. Swoje łóżka przekazały na potrzeby chorych, same zadowalając się słomą położoną na ziemi.

Wśród zakonnic powstańcy rozpoznają swoje znajome – s. Augustynę Zalewską i s. Irenę Kraków. Pierwsza z nich działała w konspiracji, brała udział w wielu akcjach AK. W wyniku wsypy rodzice ukryli ją u sióstr benedyktynek sakramentek. Pozostała tam, przyjmując habit nowicjuszki.

Niemieckie ultimatum

W sierpniu klasztor i kościół były nieustannie bombardowane przez wojska niemieckie. Wystrzeliwano pociski z dział nazywanych „krowami”, zrzucano bomby z samolotów. Pierścień okrążających Stare Miasto wojsk niemieckich coraz bardziej się zaciskał. Nielicznym oddziałom powstańczym udało się przebić lub przejść kanałami na Śródmieście. Sytuacja szpitala polowego stawała się coraz bardziej krytyczna.

– Istniała realna możliwość uratowania życia, z której siostry nie skorzystały. Niemcy stawiali ultimatum: albo przejście na ich stronę, albo bombardowanie. Siostry zwróciły się do polskiego dowództwa, które stacjonowało w pobliskim kościele parafialnym Nawiedzenia NMP, prosząc o decyzję w tej sprawie. W wyniku odpowiedzi, aby moralnie podtrzymać ludzi, zwłaszcza naszych żołnierzy, zostały… – mówi Matka Joanna Pietras OSBap.

„Pod cieniem skrzydeł Twoich osłoń nas, Panie”

Wreszcie nadszedł dzień 31 sierpnia. Kronikarka klasztoru zanotowała:

31 sierpnia 1944 r., czwartek – dzień ustanowienia Eucharystii. Jak zwykle o godzinie trzeciej po południu odmawiałyśmy nieszpory. Krążące samoloty nie stanowiły przeszkody. Mimo spadających bomb rozpoczęłyśmy potem modlitwę wieczorną, zwaną kompletą: „Pod cieniem skrzydeł Twoich osłoń nas, Panie”. Potem modlitwa: „Nawiedź, prosimy Panie, dom ten a błogosławieństwo Twoje niech zawsze będzie z nami”. Słowa płynęły z głębi serc, serc, które biły już właściwie niebiańskim rytmem. Na zakończenie antyfona „Witaj, Królowo”. Czyż mogła być piękniejsza modlitwa przygotowująca na śmierć? „Przeto Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje ku nam zwróć, a Jezusa po tym wygnaniu racz nam okazać.” Samoloty przycichły. Siostry w głębokim skupieniu otoczyły tabernakulum. Zapanowała cisza. Cisza nie przerwana jednym szeptem, jednym nawet wypowiedzianym słowem modlitwy. Cisza pełna powagi śmierci.  Cisza, która po tym pełnym zgiełku, wrzawy, huku okresie, była przygotowaniem do tej wiekuistej ciszy niebieskiej. Cisza pełna oczekiwania. I nagle straszliwy huk, ciemność, krzyk ludzki i wołanie komendanta: „Spokojnie, Państwo, to tylko filar!”

Pomylił się jednak komendant. Nie był to filar, ale całe sklepienie kościoła runęło, grzebiąc pod gruzami zgromadzone dokoła Najśw. Sakramentu mniszki i około tysiąca osób cywilnych. W tym samym czasie zawaliły się też piwnice klasztorne, w których było czterech księży, reszta osób cywilnych i sióstr.


Tułaczy los

– Nasze siostry złożyły tę ofiarę dobrowolnie. Na widok upadającego powstania, ogromu cierpień i zła wymagającego ekspiacji, naglone wewnętrznym nakazem, z pełną świadomością ważności uczynionego aktu, za zgodą przeoryszy ofiarowały swoje życie Bogu, przeważnie za Chrystusową Polskę. Z 35 mniszek, które poniosły śmierć, przynajmniej 17 złożyło się dobrowolnie w ofierze – dodaje Matka Joanna.

Pod gruzami świątyni i klasztoru zginęli również księża. Wśród nich ks. prof. Józef Archutowski, wykładowca Pisma Świętego Starego Testamentu i historii religii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, dziekan Wydziału Teologicznego UJ, wydawca „Przeglądu Biblijnego”, w latach 1939-1940 więzień obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, od 1943 r. proboszcz parafii Nawiedzenia NMP w Warszawie.

Matka przeorysza i dziesięć sióstr przeżyło. Niemcy zapędzili je do obozu przejściowego w Pruszkowie. Tam lekarze stwierdzili ich niezdolność do pracy i pozwolili im udać się gdzie chcą. Spotkał je ksiądz kapelan sióstr bernardynek klauzurowych w Łowiczu i tam je zabrał. Niedługo później przyjechały do Łowicza benedyktynki z klasztoru w Staniątkach pod Krakowem i zabrały do siebie ocalałe benedyktynki sakramentki.

Do Warszawy siostry powróciły w 1946 r. Osiem lat później zorganizowano pogrzeb zmarłych tragicznie w powstaniu warszawskim mniszek. Pochowano je w krypcie pod klasztornym kościołem.

 

Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram