5 listopada 2013

Morderca, który nie powiedział wszystkiego…

Ubekowi Stanisławowi Wałachowi przypisuje się autorstwo trzech książek. Były to pozycje propagandowe. Nie wspomniał w nich, oczywiście, o tym, jak nielegalnie fizycznie niszczył i łamał ludzi – mówi PCh24.pl Roskana Szczypta-Szczęch, historyk krakowskiego IPN.



Wesprzyj nas już teraz!

CZĘŚĆ II rozmowy


Jak przebiegała kariera Wałacha w UB?

 

– Po trupach. Dosłownie, bowiem zadania UB wiązały się przecież z fizyczną likwidacją przeciwników politycznych. Nie wszystkich, ale poszczególnych. Kiedy zaś dana osoba sprawowała funkcje kierownicze w UB w okresie likwidacji podziemia niepodległościowego to nawet jeśli sama nie pociągała za spust broni palnej czy osobiście nie uczestniczyła w przesłuchaniach, w trakcie których podlegli jej funkcjonariusze stosowali nielegalne metody śledcze – czasem prowadzące do zgonu przesłuchiwanego – to spada na nią odpowiedzialność za to, co miało miejsce w kierowanym przez nią UB.

 

Ponadto kierujący UB ponoszą także moralną odpowiedzialność za śmierć osób skazanych przez Wojskowe Sądy Rejonowe. Zanim bowiem te ogłosiły wyrok, zanim doszło do rozprawy-farsy, najpierw śledztwo toczyło się w UB. Wyrok skazujący poczytywany był przez władze komunistyczne nie tylko jako sukces WSR, ale także UB.

 

Tymczasem Wałach od pierwszych dni służby w resorcie piastował stanowiska kierownicze, co czyni go moralnie odpowiedzialnym za zbrodnie popełnione przez funkcjonariuszy w kierowanych przez niego UB. Formalnie w styczniu 1945 r. został zastępcą kierownika PUBP w Chrzanowie, lecz wskutek nagłej śmierci szefa tego PUBP, Ludwika Zawiślaka, przejął jego obowiązki i stanowisko.

 

Nota bene są powody, by twierdzić, że Wałach uważał to stanowisko za jemu należne. Po roku służby w Chrzanowie przeniesiono go do Limanowej, następnie do Nowego Sącza, aż w lipcu 1948 r. trafił do WUBP w Krakowie. Formalnie dopiero we wrześniu tego roku został naczelnikiem Wydziału III, zajmującym się właśnie zwalczeniem podziemia niepodległościowego. Tym Wydziałem kierował przez ponad 3 lata, aż w maju 1952 r. przesunięto go na wolny etat inspektora ds. operacyjnych przy kierownictwie WUBP. Wcześniej rozważano jego przeniesienie na zwolnione po Szlachcicu stanowisko zastępcy szefa. Nie doszło do tego m.in. z uwagi na problemy zdrowotne.

 

Ostatecznie Wałach został zastępcą szefa w 1953 r., lecz WUBP w Kielcach, a nie w Krakowie. Niecały rok później po raz pierwszy powierzono mu kierownictwo nad całym WUBP, choć początkowo jako pełniącemu obowiązki. Wreszcie od grudnia 1955 r. sprawował najwyższą z funkcji na szczeblu wojewódzkim.

 

Następnie, po likwidacji Komitetu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego wraz z jego strukturami terenowymi, przeszedł do Służby Bezpieczeństwa. Służył w niej blisko 20 lat, z czego ponad dwa lata w białostockiej SB. Od 1959 r. powrócił na południe Polski, do Krakowa. Zarówno tu w Krakowie, jak i w Białymstoku pozostawał w ścisłym kierownictwie policji politycznej.

 

Jaki wpływ na karierę Wałacha miało to, że jego szwagrem był Franciszek Szlachcic, od lat 60. wiceminister spraw wewnętrznych, a później szef tego resortu?

 

– W chwili, gdy Szlachcic został mianowany wiceministrem, Wałach miał stabilną pozycję w SB na szczeblu wojewódzkim. Fakt, że łączyły ich więzy rodzinne, to jedno. Drugie – to wspólna przeszłość okresu partyzantki komunistycznej, która bez wątpienia najbardziej wpłynęła na relacje między nimi.

 

Rzeczywiście na czas „ministerialny” Szlachcica przypada awans Wałacha na stanowisko I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB w Krakowie, po ponad ośmiu latach jego służby jako II zastępcy. Niemniej jednak nie przypisywałabym tego awansu wpływowi szwagra, szczególnie, że ten nastąpił w 1969 r., a Szlachcic wiceministrem został w 1962 r., zaś ministrem w 1971 r. Raczej przypuszczam, że w tym czasie mogła zacieśnić się współpraca między Centralą SB w Warszawie a Krakowem i Katowicami.

 

Być może za sprawą Wałacha kierownictwo krakowskiej SB i MO było dość dobrze poinformowane o planach działań resortu. Przypuszczalnie za sprawą Szlachcica sam Wałach mógł nabyć wiedzę o poszczególnych osobach z kierownictwa PZPR, tudzież z imperium sowieckiego, z którymi to jego szwagier miał sposobność się spotkać. Być może poznał kulisy rozgrywających się wówczas zdarzeń. Tych uwag bez wątpienia nie wymieniali w rozmowach telefonicznych, tylko przy okazji osobistych spotkań. O ile w ogóle ze sobą rozmawiali, wszak Jan Baran (były funkcjonariusz UB) stwierdził w 1998 r., że Wałach i Szlachcic byli w tym czasie poróżnieni. Podobno przyczyną ich sporu były książki Wałacha, a raczej to, co w nich zostało opisane.

 

Wałach współtworzył też struktury zarządu GTS Wisła Kraków.

 

– Praktyka mianowania funkcjonariuszy SB (wcześniej UB) i MO na stanowiska klubów i towarzystw sportowych wynikała z faktu podporządkowania tychże państwu w lutym 1949 roku. Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków „znalazło się” wówczas w pionie milicyjnym jako członek Zrzeszenia Sportowego „Gwardia”. W efekcie tego zmieniono nazwę klubu na Gwardyjskie Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków, a każdy kolejny prezes GTS był funkcjonariuszem ścisłego kierownictwa struktur wojewódzkich podporządkowanych najpierw MBP, później MSW.

 

Stanisław Wałach prezesem GTS był od 1971 do 1974 r., czyli dokładnie wtedy, gdy był szefem SB w Krakowie. Nie była to zresztą jego pierwsza funkcja w strukturach GTS, wszak wiadomo, że połowie lat 60. zasiadał w jego Prezydium.

 

Wałach był odpowiedzialny za liczne zbrodnie na antykomunistycznych powstańcach. Walczył z oddziałami podziemia i odnosił sukcesy w utrwalaniu władzy ludowej.

 

– Rzeczywiście pod tym względem Wałach miał znaczący wkład, ku tragedii i dramatom rodzin, którym III RP tego nie zrekompensowała w należny sposób. Niestety. Szczególnie, że Wałach był za to wynagradzany.

 

Na przykład wkrótce po objęciu stanowiska zastępcy komendanta wojewódzkiego ds. SB w Białymstoku, zabity został Stanisław Marchewka ps. „Ryba”. Za tę akcję, interpretowaną w MSW jako sukces, Wałach otrzymał 3 tysiące złotych z jednoczesnym tzw. wpisem do akt. W praktyce oznaczało to, że rozkaz o charakterze tajnym trafiał do akt osobowych. Poza tym takie wiadomości bardzo szybko się rozchodziły.

 

Jego służba w Białymstoku miała jednak miejsce dwanaście lat od rozpoczęcia przez niego kariery w Urzędzie Bezpieczeństwa. Do tego czasu uczestniczył w co najmniej kilkunastu akcjach zmierzających do likwidacji oddziałów: kpt. Jana Dubaniowskiego „Salwy”, Stanisława Ludzi „Harnasia” („Wiarusy”), Józefa Miki „Leszka” i Franciszka Mroza „Bobra” oraz „Żandarmerii” Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców wraz z kapelanem ks. Władysławem Gurgaczem.

 

Wspomniała Pani o książkach Wałacha. Publikując je wydatnie przyczynił się do szerzenia propagandy komunistycznej. Działał w ZBoWiD i pisał rzeczy, które od początku do końca były jednym wielkim kłamstwem. Roi się w nich od prymitywnej, komunistycznej narracji.

 

– W istocie mamy trzy pozycje przypisywane jego autorstwu. Pierwszą są Partyzanckie noce, wydane czterokrotnie: w 1965, 1970, 1973 i 1988 r. Drugą jest książka zatytułowana Był w Polsce czas, wydana trzykrotnie – w 1969, 1971 i 1978 r. Trzecia książka to Świadectwo tamtym dniom…, wydana w 1974 i 1976 r. Powszechnie dostępna jest jeszcze czwarta pozycja pt. Stalowy chleb. Opowiadanie o żołnierzach Armii Ludowej. Do tego dochodzą takie artykuły jak np. zamieszczone w tomie Wspomnienia żołnierzy GL i AL, wydane w 1962 r. przez Ministerstwo Obrony Narodowej.

 

Nie ulega wątpliwości, że były to publikacje o charakterze propagandowym. Po pierwsze, kłamstwo tych książek polega na całkowitym odwróceniu pojęć. Dla przykładu: faktyczni zdrajcy państwa i narodu polskiego przedstawieni są w nich jako bohaterowie, podczas gdy walczący o niepodległość państwa polskiego ukazani zostali jako zdrajcy, bandyci, złoczyńcy, zbrodniarze. To założenie wpływa na przedstawienie faktów.

 

Po drugie, poszczególne zdarzenia, w tym likwidacje poszczególnych osób zostały przypisane oddziałom partyzantki niepodległościowej. Część niesłusznie, ale celowo, świadomie. Ponadto kłamstwo pojawia się już na okładkach i stronach tytułowych, a tym samym w zapisach bibliograficznych. Otóż Stanisław Wałach nie napisał tych książek. Napisał je funkcjonariusz SB Bratko, na podstawie zgromadzonych materiałów. W przeważającej mierze były wśród nich relacje, tudzież opowieści Stanisława Wałacha, jakie Bratko następnie spisał. Przy czym Wałach ingerował w teksty i de facto kłamstwa zawarte w wymienionych książkach pochodziły od niego. Ma on ma spore zasługi w niszczeniu pamięci o żołnierzach podziemia niepodległościowego, choć nie on jeden…

 

W latach 80. Wałach chciał wrócić do SB, by walczyć z antykomunistyczną opozycją. Z kolei po upadku komunistycznego systemu mężnie bronił swojej przeszłości…

 

– Stanisław Wałach był człowiekiem systemu totalitarnego, jakim był komunizm. Dał temu wyraz niejednokrotnie. Tak, jak Pan wspomniał, także w 1980 r., gdy zwrócił się o ponowne przyjęcie do SB wobec aktywnej i legalnej działalności opozycji. Po upadku tego systemu bronił przede wszystkim siebie przed możliwą odpowiedzialnością karną.

 

Swojej przeszłości bronił wyłącznie w tym zakresie i wyłącznie dlatego, że nie mógł się wyprzeć historii zapisanych w książkach. To, co się w nich nie znalazło, a stanowi realny dowód popełnionych przez niego i jego podwładnych czynów (w tym zbrodniczych), znajdowało się w aktach UB. To tam znajdziemy dokumenty świadczące o nielegalnym fizycznym niszczeniu i łamaniu ludzi. W żadnej z książek nie znajdziemy szczegółów na temat metody zastosowanej przez Wałacha wobec jednej kobiety dla zmuszenia jej do współpracy, bo samo porwanie i przetrzymywanie jej w aresztach WUBP w Krakowie nie skutkowało. Nie chwalił się też działaniami podjętymi wobec byłych żołnierzy Batalionów Chłopskich z powiatu limanowskiego oraz ich rodzin, tj. bezprawnym aresztowaniem i przetrzymywaniem żony Wojciecha Kwiatkowskiego, szantażowaniem Karola Majki oraz więzieniem i biciem w PUBP w Limanowej jego córki.

 

To są te fragmenty także jego przeszłości, które przemilczał i nie musiał się z nich wytłumaczyć publicznie. Z pewnością nie zgodzę się, że mężnie bronił swojej przeszłości. Raczej obawiał się ujawnienia jej wątków. Sądzę, że także ich poznania przez jemu najbliższych.

 

 

Rozmawiał: Krzysztof Gędłek

 

 

Przeczytaj I CZĘŚĆ wywiadu o Stanisławie Wałachu

 


Zdjęcia Stanisława Wałacha pochodzą z Archwium Krakowskiego Oddziału IPN

 

Zainteresowani szerzej tą tematyką mogą znaleźć wiele informacji w artykule „Komendanci wojewódzcy MO/szefowie WUSW i ich zastępcy ds. Służby Bezpieczeństwa w Krakowie w latach 1957-1990”, jaki ukazał się w tomie: „Strażnicy sowieckiego imperium. Urząd Bezpieczeństwa i Służba Bezpieczeństwa w Małopolsce 1945-1990”, (red. Filip Musiał, Michał Wenklar, Kraków 2009), a ponadto w tekście „Po drugiej stronie barykady. Stanisław Wałach – (nie tylko) szef sądeckiej bezpieki”. Ukaże się on na przełomie 2013 i 2014 r. w tomie pokonferencyjnym, zatytułowanym „Masz synów w lasach, Polsko… Podziemie niepodległościowe i opór społeczny na Sądecczyźnie w latach 1945-1956.” To, co się w nich nie znalazło, a stanowi realny dowód popełnionych przez Stanisława Wałacha i jego podwładnych czynów (w tym zbrodniczych), znajduje się w aktach byłego UB, a także śledztwa prowadzonego przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie.

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie