23 października 2020

Drugi lockdown, czyli oczko mu się odlepiło. Temu misiu

I stało się. Mamy lockdown, choć jeszcze nie tak dawno rząd zapewniał, że o kolejny raz to się nie wydarzy. Nadchodzi czas mroku. Tym smutniejszy, że pozostaje nam nieprzyjemna świadomość, iż wszyscy zostaliśmy nabici w butelkę.  

 

Co tu kryć: premier Morawiecki zrobił z nas wszystkich idiotów. Najpierw zapewnił o funkcjonowaniu trzech stref tym samym wprowadzając nowy system ograniczeń, by niedługo potem zaostrzać zasady rygoru sanitarnego w poszczególnych strefach, włącznie z zamykaniem szkół i branż. Wreszcie rząd postanowił… rozciągnąć na całą Polskę czerwoną strefę. Teoretycznie zatem o żadnym lockdownie nie może być mowy, po prostu strefa czerwona objęła obszar całego kraju. Za chwilę możemy dowiedzieć się o zmianach rygorów w strefie zielonej i nawet wówczas, gdy rząd pokoloruje kraj na ten nieco bardziej przyjazny kolor – obostrzenia zostaną. No, ale przecież to nic takiego, po prostu działamy w zgodzie z założeniami. Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi. Szczególnie, że – no wiecie państwo – oczko mu się odlepiło. Temu misiu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

To oczko, jak się domyślacie, łatwo się nie przyklei. Lockdown dla gastronomii to katastrofa. Wiadomo, że już teraz wiele knajp musiało zostać zamkniętych z powodu braku płynności finansowej, a jesienne zamykanie kraju pogłębi ten stan. Kilka dni temu rozmawiałem z młodą sprzedawczynią w jednym ze sklepów odzieżowych i przyznała mi naprawdę przestraszona, że jeśli zamkną sklep, to z pewnością nie zostanie on już kolejny raz otwarty. A – jak wyznała – bardzo nie chce stracić pracy i środków do życia. To, niestety, widmo prześladujące dzisiaj wielu Polaków. Badania pokazują jednoznacznie: nie chcemy drugiego lockdownu. Szczególnie, że jakakolwiek pomoc dla zagrożonych upadkiem firm to już całkowita iluzja. Wicepremier Jarosław Gowin wcieli się zatem w handlarza marzeń, bo środki, którymi będzie chciał obdarować przedsiębiorców będą raczej skąpe a w dodatku wyrwane wręcz z naszych portfeli i kieszeni. Bez względu na to, czy rząd „dodrukuje” pieniądze czy zastosuje jakiś rodzaj kreatywnej księgowości, efekt będzie ten sam: nowe daniny i wzrost inflacji. Koszmar cenowego szaleństwa lat 90. niebezpiecznie wraca i nie jest już tylko jakimś widem, ale realnym zagrożeniem.

 

Warto na koniec postawić pytanie: dlaczego? Dlaczego stało się tak, że kolejny lockdown jest koniecznością? Jak to możliwe, że jeszcze trzy miesiące temu premier Morawiecki przekonywał, że wirusa nie trzeba się bać, a dzisiaj w panice wprowadza kolejne – znów niestety miejscami absurdalne – obostrzenia? Odpowiedź jest prosta: wbrew zapewnieniom rząd nie zrobił niczego, by przygotować nas na tę tzw. drugą falę pandemii. Przespał ostatnie miesiące i teraz płacimy za to wszyscy. Przede wszystkim płacimy własnymi pieniędzmi, ale także ponosimy koszty psychiczne.

Czy jest zatem możliwa zmiana strategii? Wydaje się, że do mainstreamu medialnego przebijają się już głosy lekarzy, matematyków i prawników postulujących zmianę reguł tej opętańczej gry z wirusem. Ale rząd nadal stosujemy raz obraną metodę. Mam wrażenie, że wynika to trochę z charakteru ludzi władzy – na czele rządu stoi przecież technokrata, otoczony wianuszkiem epidemicznych specjalistów, a ci siłą rzeczy biorą pod uwagę jedynie takie wskaźniki jak kolejne „rekordy” zachorowań. Niektórzy – jak jeden z antybohaterów walki z COVID, który jako „dyżurny specjalista” rządowy okazał się niewypałem – wierzą zapewne i w to, że mają być może jedyną szansę w życiu, by odegrać jakąkolwiek rolę w życiu publicznym, odwiedzić kilka stacji telewizyjnych czy radiowych i obserwować headline’y na portalach, ze swoim nazwiskiem w tytułach.

 

I żeby była jasność: wierzę, że ograniczenia są konieczne. Jednak oczekiwałbym, że po kilku miesiącach od ostatniego zderzenia z COVID rząd wzbogaci się o pewne analizy, zdobędzie nowe narzędzia kontrolowania epidemii. Zapewniał o tym zresztą sam minister Łukasz Szumowski, twierdząc, że jesień będzie zupełnie innym czasem w walce z COVID. Jest? Nie. Zmieniły się tylko nazwy miesięcy – październik zastąpił marzec. Poza tym: wszystko pozostaje tak samo.

 

Zachęcam do tego, by nie tylko dbać o swoje zdrowie, ale też twardo rozliczać rząd z tej prowizorki. Nie, jak chciałaby Jadwiga Emilewicz, latem 2021 roku – dlaczego akurat wtedy? – ale już teraz. Bezmyślność i dezynwoltura będą nas słono kosztować. Nie zapominajmy, kto jest winien temu wszystkiemu.

 

Tomasz Figura

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie