17 lipca 2018

Bestialskie morderstwo rodziny w imię władzy ludu

(Od lewej: Olga, Maria, Mikołaj II, Aleksandra Fiodorowna, Anastazja, Aleksiej i Tatiana. Livadiya, 1913. Portret autorstwa Levitsky Studio, Livadiya. Oryginalne zdjęcie znajduje się w Ermitażu w Sankt Petersburgu w Rosji. Fot. Wikimedia)

W nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku dopełnił się los więzionego cara Rosji i jego rodziny.

 

Przewrót

Wesprzyj nas już teraz!

Od sierpnia 1914 roku Rosja krwawiła na kilku frontach Wielkiej Wojny. W miarę upływu czasu w społeczeństwie coraz powszechniejsze stawało się znużenie przedłużającym się konfliktem. Żerowały na tym złowrogie, rewolucyjne siły, gotujące się do przejęcia władzy.

 

8 marca (23 lutego wg kalendarza juliańskiego) 1917 roku w stołecznym Piotrogrodzie doszło do strajków i demonstracji. W mieście od dawna narastało napięcie, podsycane przez agitatorów wieszczących nadejście głodu. Pokojowe początkowo wystąpienia przekształciły się w rozruchy. W kilkudniowych zamieszkach zginęło 168 osób, w tym 81 wojskowych i policjantów. Najkrwawsze zajścia miały miejsce w bazach marynarki wojennej w Kronsztadzie i Helsingforsie, gdzie tłumy zbuntowanych marynarzy linczowały oficerów.

 

Władze szybko przygotowały kontratak. Do zdławienia buntu miano rzucić 50.000 żołnierzy. Niespodziewanie dla wszystkich w dniu 15 marca car Mikołaj II Romanow ogłosił abdykację na rzecz młodszego brata, Michała; ten odmówił przyjęcia korony. Po władzę sięgnęli za to skwapliwie ludzie określający się mianem liberałów-humanistów, tworząc Rząd Tymczasowy.

 

Tzw. rewolucja lutowa obaliła carat. Wkrótce Rosję ogłoszono republiką. Nowe władze, w imię demokratyzacji kraju, szybko doprowadziły do rozchwiania instytucji państwowych na czele z armią, w której codziennością stało się wiecowanie i bezkarne kwestionowanie rozkazów przełożonych. Nieudolne działania Rządu Tymczasowego pogłębiły chaos, przyniosły nowe klęski wojenne, przez co utorowano drogę bolszewikom – ekstremalnej lewicy, mocarnej wsparciem niemieckiego wywiadu. W listopadzie 1917 roku bolszewicy dokonali puczu, ustanawiając dyktaturę. Niedługo potem Rosję jęły pożerać płomienie wojny domowej.

 

Zesłani

Po rewolucji lutowej car Mikołaj II wraz z małżonką Aleksandrą Fiodorowną i dziećmi (Olgą, Tatianą, Marią, Anastazją i Aleksym) zostali zesłani do Carskiego Sioła, a następnie do Tobolska.

 

Familii towarzyszyło kilkoro służących i medyków, koniecznych do opieki nad najmłodszym Romanowem, 13-letnim carewiczem Aleksym, chorym na hemofilię. Rodzina podlegała aresztowi domowemu, choć miała prawo zażywać spacerów, prowadzić korespondencję, uczestniczyć w nabożeństwach w cerkwi. Wiele czasu spędzała na wspólnych modlitwach i głośnym czytaniu Pisma Świętego. Strażnicy, zarówno republikańscy, jak i późniejsi bolszewiccy, byli pod wielkim wrażeniem godnej, a zarazem skromnej postawy pary monarszej, która nigdy nie skarżyła się na niewygody, a zdawała się być całkowicie pochłonięta troską o chorego syna.

 

Na wiosnę 1918 roku stan zdrowia Aleksego gwałtownie pogorszył się. Nie mógł chodzić, jego nogi były niemal całkowicie bezwładne. Tymczasem bolszewicy zadecydowali o przeniesieniu rodziny do Moskwy. Romanowowie wyruszyli w podróż pod zbrojną strażą. Na jednym z postojów pewien chłop usłyszawszy, że kawalkada wiezie do Moskwy samego cara, najwyraźniej wyciągnął mylne wnioski co do intencji konwojentów, bo wykrzyknął radośnie:

– Chwała Bogu! Teraz w Rosji wróci porządek!

 

Dom

Jako że wojna domowa zataczała coraz szersze kręgi, a do niepokojów dochodziło również w Moskwie, bolszewicka centrala zmieniła plany co do miejsca osadzenia carskiej familii.

Postanowiono zakończyć podróż w Jekaterynburgu, pod stokami Uralu. Więźniów umieszczono w piętrowym budynku, wykorzystywanym przez wzbudzającą powszechny strach policję polityczną – Czeka. Rodzinę zakwaterowano na piętrze, otrzymała do dyspozycji dwie sypialnie. Służbę umieszczono w osobnym pokoju, salonie i kuchni.

 

Wkrótce strażnicy okradli bagaże więźniów. Kiedy osobisty pielęgniarz carewicza Aleksego, Klimientij Nagornyj wraz ze służącym Iwanem Siedniewem zaprotestowali przeciw rabunkowi, obu wtrącono do więzienia miejskiego, a następnie zamordowano.

 

Władze odizolowały więźniów od świata. Nie wydano zgody nawet na uczęszczanie do pobliskiej cerkwi, choć przystano, by w niedziele i święta Romanowów odwiedzał prawosławny ksiądz i odprawiał dla nich nabożeństwo. Więźniowie mieli surowy zakaz rozmawiania z duchownym. Jednak gdy kapłan widział się z nimi po raz ostatni, opuszczając tę maleńką „parafię” usłyszał szept jednej z księżniczek:

– Dziękuję!

 

Carobójcy

Jeszcze przed Wielką Wojną wódz bolszewików Włodzimierz Uljanow-Lenin planował, że po zwycięskiej rewolucji trzeba będzie „ściąć głowy” przynajmniej setce przedstawicieli carskiej familii. Teraz miał okazję wcielić w czyn swe chore plany.

 

Problem rodziny Romanowów postanowiono rozwiązać bez oglądania się na pozory prawa. Pierwszy zginął wielki książę Michał, przetrzymywany w Permie wraz z osobistym sekretarzem, Anglikiem Nicholasem Johnsonem. 13 czerwca 1918 roku obu mężczyzn wywieziono do pobliskiego lasu i tam zamordowano strzałami w tył głowy. Zwłoki ograbiono, a następnie spalono w piecu do wytopu metalu.

 

Potem nakazano zgładzenie cara i jego rodziny. Wedle oficjalnej historiografii sowieckiej rozkaz wydały lokalne władze bolszewickie, Rada Obwodu Uralskiego. Trudno uwierzyć, że decyzję tej rangi podjęła grupa prowincjonalnych aparatczyków. Uralska Rada utrzymywała stały kontakt telegraficzny z Moskwą, a jej przedstawiciele wyjeżdżali konsultować decyzje z najwyższymi rangą przywódcami Czerwonych – Leninem i Swierdłowem. Zlecenie mordu otrzymał przyjaciel Swierdłowa, Jankiel Chaimowicz Jurowski, zwany Jakowem.

 

Jurowski, szef jekaterynburskiej Czeki, miał na pieńku z caratem nie tylko z powodów ideologicznych. Był synem żydowskiego kryminalisty ongiś zesłanego na Sybir. Powierzone mu dzieło carobójstwa postanowił dokonać przy pomocy dziesięciu zaufanych czekistów. Historycy spierają się o ich narodowość, jako że w źródłach zachowało się kilka różnych list domniemanych członków plutonu egzekucyjnego. Mieli być wśród nich Rosjanie lub Łotysze, albo też Węgrzy i Niemcy bądź Żydzi. Oni sami zapewne uważali się za czerwonych internacjonalistów.

 

Ludzie i psy

16 lipca 1918 r. do Jekaterynburga przyszedł telegram z Permu nakazujący niezwłoczną eksterminację („istrieblenije”) rodziny carskiej.

 

Jurowski rozdał swym podwładnym tuzin rewolwerów bębenkowych Nagant; sam dysponował dwoma pistoletami samopowtarzalnymi, Mauserem C96 oraz Coltem 1911. Akcja rozpoczęła się w nocy, o godzinie 1.30. Więźniów obudzono i poinformowano o rozruchach, jakie rzekomo wybuchły w mieście. Kazano wszystkim przenieść się na parter domu, motywując to względami bezpieczeństwa.

 

Romanowowie nie podejrzewali najgorszego. Bez pośpiechu odziali się, umyli, po czym zeszli na dół. Aleksy nie mógł iść, więc ojciec poniósł go na rękach. Księżniczki Tatiana i Anastazja zabrały ze sobą swe ulubione pieski. Wkrótce więźniom polecono zejść do najniższej, piwnicznej kondygnacji. Posłusznie zstąpili w czeluść.

 

W piwnicy nie było mebli, ale Jurowski usłużnie kazał wnieść dwa krzesła dla cesarskiej pary. Aleksandra Fiodorowna zasiadła na jednym z nich, Mikołaj ustąpił miejsca choremu synowi. Jurowski nakazał, by pozostali stanęli w szeregu wzdłuż ściany. Obok Mikołaja zajęły miejsce jego cztery córki, również wierna do końca służba: pokojówka Anna Demidowa, lekarz Jewgienij Botkin, kucharz Iwan Charitonow, lokaj Aleksy Trupp.

 

Jakow Jurowski opuścił pomieszczenie. Wkroczył doń ponownie o godzinie 2.30, na czele oddziału siepaczy. Ustawili się w szeregu naprzeciw więźniów. Każdy został uprzednio poinstruowany, do kogo ma strzelać. Polecono im mierzyć w serca ofiar.

 

Dowódca czekistów oświadczył głośno swym więźniom, że za chwilę zostaną rozstrzelani. Zapanowało zrozumiałe poruszenie. Cesarz Mikołaj II postąpił parę kroków ku zbrojnym. Stanął przed Jurowskim, przez chwilę przyglądał się swemu oprawcy. Potem odwrócił się doń plecami. Być może w tej właśnie chwili Mikołaj Aleksandrowicz Romanow znów poczuł się monarchą i w ten sposób okazał wzgardę żydowskiemu zabójcy. Najpewniej jednak ojciec skazanej na śmierć rodziny chciał po raz ostatni objąć spojrzeniem swych najbliższych…

Jurowski strzelił pierwszy. Mikołaj runął na podłogę. Caryca Aleksandra i jedna z księżniczek zdążyły się jeszcze przeżegnać, nim rozpętała się kanonada. Zabijanie trwało długo – dwie lub trzy minuty.

 

Pomieszczenie wypełnił gęsty dym. Wódz czekistów kazał uchylić okna, po czym obejrzał swe krwawe dzieło. Każda z ofiar została trafiona po kilka razy. Mimo to wciąż jeszcze żyli: Aleksy, trzy spośród księżniczek, Demidowa i Botkin. Jurowski dobił carewicza dwoma strzałami w głowę. Do pozostałych rannych strzelano i dźgano ich bagnetami. Makabra przedłużała się w nieskończoność.

 

Więźniom towarzyszyły w piwnicznej izbie dwa psy. Młody buldog Ortino księżniczki Tatiany został od razu zatłuczony kolbami. Kiedy wynoszono zwłoki, spaniel Jimmy, własność księżniczki Anastazji, plątał się pod nogami, nie dał się odpędzić, warował przy ciele swej pani. W końcu któryś z czekistów przebił go bagnetem.

 

Nad ranem, podczas porządkowania domu, strażnicy znaleźli jeszcze jednego psa. Był to ukochany spaniel młodego Aleksego, wabiący się Joy. Psisko zawieruszyło się gdzieś podczas nocnego dramatu, a teraz czuwało wiernie pod zamkniętymi drzwiami sypialni, cierpliwie oczekując na swego pana.

 

Długa noc

Ciała zamordowanych załadowano na ciężarówkę, po czym przewieziono do lasu koło wsi Koptiaki, 15 km na północ od Jekaterynburga.

 

Tam zwłoki odarto z odzieży, którą skrupulatnie przeszukano w nadziei znalezienia cennych precjozów. Caryca miała na palcu pierścionek zaręczynowy. Czekiści wytężali siły, by go zerwać z dłoni zmarłej. Wszakże pierścionek stawił twardy opór – ściśle przylegał do ciała, niemal w nie wrósł. W końcu przedstawiciele „władzy proletariatu” poradzili sobie z problemem, odcinając trupowi palec.

 

Nagie zwłoki wrzucono do szybu nieczynnej kopalni złota, nie szczędząc im obscenicznych gestów. Szyb miał ledwie trzy metry głębokości, stąd miejsce ukrycia ciał wydało się Jurowskiemu nieodpowiednie. Na drugą noc powrócił tu ze swoimi ludźmi. Wydobyli trupy i wieźli je traktem moskiewskim, niedługo, bo auto zagrzebało się w błocie. Wykopali więc przy drodze dwa doły. W jednym spalili ciała, pomagając sobie naftą. Następnie złożyli szczątki w drugiej jamie, obficie polali je kwasem siarkowym, po czym zasypali ziemią.

 

W tym samym czasie rozstrzygnął się los innych przedstawicieli carskiej familii, więzionych w Ałapajewsku. Byli to: wielka księżna Elżbieta Fiodorowna (siostra carycy Aleksandry; po śmierci męża zamordowanego w 1905 roku przez lewicowego terrorystę wybaczyła mordercy, rozdała swój majątek, a potem pędziła żywot mniszki), wielki książę Sergiusz Michajłowicz, książę Włodzimierz Pawłowicz Paley, trzej synowie wielkiego księcia Konstantego – Igor, Konstanty i Iwan, którym towarzyszyli sekretarz Fiodor Riemiez oraz mniszka Barbara Jakowlewa.

 

18 lipca więźniowie zostali przewiezieni do miejscowości Wierchniaja Siniaczicha. Przeczuwając swój los, do ostatka śpiewali hymny religijne. Wielki książę Sergiusz zginął od strzału w głowę; pozostałe ofiary wepchnięto do szybu kopalni rud żelaza, a następnie wrzucono tam granaty ręczne.

 

Za nieprzyjaciół

W styczniu 1919 roku dokonano kolejnej zbrodni na Romanowach. W Twierdzy Pietropawłowskiej rozstrzelano czterech wielkich książąt: Pawła Aleksandrowicza, Dymitra Konstantynowicza oraz Mikołaja i Jerzego Michajłowiczów.

 

Dymitr, człowiek głęboko religijny, do ostatniej chwili modlił się głośno o zbawienie dusz morderców. Nie od rzeczy jest przypomnieć, że w skonfiskowanych bagażach carycy Aleksandry i jej córek znaleziono kartki z wierszem Modlitwa Siergieja Biechtiejewa, dedykowanym księżniczkom Oldze i Tatianie:

 

„[…] Moc wybaczenia, daj nam, Boże,

Tę moc wśród zbrodni i szaleństwa,

Żebyśmy jako Ty w pokorze

Dźwigali ciężki krzyż męczeństwa. […]

 

Przed wiecznym majestatem Twoim

Łaską modlitwy, Władco Świata,

I serca obdarz nam pokojem

W godzinie śmierci z ręki kata.

 

Nad grobem, Panie, w swojej chwale

Nadludzkie sługom Twym daj siły,

Natchnij ich usta, by wytrwale

Za nieprzyjaciół się modliły.

 

(tłum. Adam Pomorski)

 

Grzech zaniechania

Bolszewicki mord na carskiej rodzinie przeprowadzono w bandyckim stylu, jako żywo przypominającym egzekucje mafijne.

 

Wymordowanie carskiej familii było odrażające, a przy tym niecelowe. Wprawdzie Lejba Bronstein-Trocki tłumaczył, że Lenin nie chciał oddać „żywego sztandaru” kontrrewolucjonistom, albowiem Jekaterynburg wkrótce wpadł w ręce Białych. Jednak miasto padło dopiero w dniu 25 lipca –  bolszewicy mieli wiele czasu na ewakuację więźniów. Co najistotniejsze Romanowowie całkowicie szczerze deklarowali wycofanie się z życia politycznego. Również Biali nie pokładali w nich wielkich nadziei, skoro najważniejsza siła kontrrewolucyjna, Armia Ochotnicza, biła się pod narodowym sztandarem Rosji, a nie barwami Romanowów, zaś jako hymnu używała „Marszu Lejb-Gwardyjskiego Pułku Preobrażeńskiego”, zamiast tradycyjnego „Boże, Caria chrani!”.

 

Romanowowie pragnęli tylko jednego – aby pozostawiono ich w spokoju. Mikołaj II był zmęczonym życiem człowiekiem, dla którego ambicje polityczne przestały być istotne wobec choroby ukochanego dziecka. Oddał władzę, bo nie chciał strzelać do swych poddanych. Był w tym podobny do króla Francji Ludwika XVI, który miał okazję roznieść rewolucyjny motłoch na bagnetach wiernej gwardii szwajcarskiej, a zamiast tego nakazał jej złożyć broń. Tragedią obu monarchów było, że skapitulowali powodowani jak najlepszymi intencjami, że oddali władzę pragnąc uniknąć rozlewu krwi – a w efekcie swoim brakiem zdecydowania pozwolili rozewrzeć wrota piekieł.

 

Ostatni car nie był władcą, jakiego w tamtej chwili potrzebowała Rosja. Był – tylko i aż – przepełnionym bólem ojcem, który szedł na miejsce kaźni w starym wojskowym szynelu, niosąc w ramionach chorego syna.

 

Andrzej Solak

 

Przeczytaj także: Cóżeś ty Rosji zrobił, Mikołaju?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie