8 marca 2017

Zemsta kaszalotów

(Zdjęcie ilustracyjne Fot. Pawel F. Matysiak / FORUM )

Byłem tam, zobaczyłem z bliska. Przykry widok, żenujący. Ale też na swój sposób przerażający. Albowiem ich oblicza były jako otchłań. I nic dziwnego, bo Otchłań im towarzyszyła (Ap 6, 8).

 

Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych barwach widzą świat i na próżno im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat… – kołatała mi w głowie wywabiona z głębokich odmętów dzieciństwa piosenka młodzieżowego zespołu Gawęda. Patrzyłem, jak się gromadzą, jak się zbijają w coraz gęstsze stado. Stałem w pewnym oddaleniu, a jednak cofnąłem się o kilka kroków – nie na darmo wszak stare przysłowie ostrzega, że jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. A ja byłem od obcasów po czubek kaptura odziany w czerń – zawsze tak chodzę, kiedy pada. A tego wieczora niebiosa płakały rzewnymi łzami. Odsunąłem się jeszcze o kilka kroków, bo a nuż wezmą mnie za swego…

Wesprzyj nas już teraz!

 

Próżno jednak było się odsuwać, gdyż tłum puchł z każdą chwilą. I zaraz mnie wchłonął. Bo trzeba przyznać, że przyszło ich mrowie. Same są zdziwione, że ich tu tyle… No cóż, zbliża się czas, kiedy na jaw wyjdą zamysły serc wielu (Łk 2, 35). Czas liczenia się i zacieśniania szeregów w drodze ku Górze Przeznaczenia – Har Megiddo.

 

I oto stoję pośród nakręconej ciżby, która podskakuje, pokrzykuje, wymachuje. Jestem sam w dolinie lalek… – przypomniała mi się inna piosenka z dawnych lat, tym razem Kryzysu. Jako żywo: ich oczy z drewna są… Zupełnie jakby Góralski właśnie to widział, kiedy pisał tekst:

 

To była noc czerwonych lamp,

ulica wyglądała barokowo,

lalki błyszczały niebezpiecznie,

rozmawiały niedorzecznie

 

I wtedy nagle dostrzegłem coś, na co wcześniej zupełnie nie zwracałem uwagi – ale też dopiero teraz wystąpiły w takim stężeniu, co znacznie pomaga empirii…

 

Nie, nie, niecierpliwy czytelniku, nie bezbrzeżną głupotę ich wypowiedzi. Z tej strony niejednokrotnie dały się poznać już wcześniej. A sabat, odbyty dla zmylenia naiwnych w poniedziałek, ujawnił ponad wszelką wątpliwość, że łączy je inny wspólny mianownik, wielki – jak w starym szmoncesie – jak ta góra Synaj: przeraźliwa brzydota. Tak jest, w życiu nie widziałem w jednym miejscu tylu brzydkich kobiet!

I nie chodzi mi wyłącznie o brzydotę duchową – ta wszak wylewa się z nich wszystkimi otworami, bo przecież z obfitości serca usta mówią (Mt 12, 34) – lecz o zwykły brak urody. Nie ma też znaczenia aktualny stan uczuć – wszak pięknej kobiecie wściekłość potrafi dodać tyle uroku. A im nawet czerń nie pomogła, choć przecież nie od dziś wiadomo, że czarna szata wyszlachetnia, przydaje wdzięku, podkreśla naturalną atrakcyjność. Tutaj nie miała czego uszlachetniać, nie miała czego przydawać ani podkreślać…

 

Do tej pory wydawało mi się, że tylko ich przywódczynie niesławnie reprezentują rodzinę Physeteridae, a tymczasem się okazuje, że szeregowe członki feministyczne niczym się nie różnią od swych liderek.

Poniedziałkowy sabat najdobitniej jak do tej pory odkrył całą istotę femihucpy granej na coraz bardziej przyspieszonych obrotach.

To nic innego jak zemsta kaszalotów.

– Zemsta? – ktoś zapyta – ale za co?

 

Przed oczyma mam scenę z filmu Tombstone George’a P. Cosmatosa, w której Wyatt Earp pyta Doca Hollidaya, co każe ludziom pokroju bezlitosnego okrutnika Johnny’ego Ringo być właśnie takimi, na co ten, sam mający niejedno „za uszami”, odpowiada:

 

– Tacy jak Ringo mają w środku wielką dziurę, którą usiłują zapełnić, czyniąc wszelkie możliwe zło. Ale na próżno…

– Czego on chce? – dopytuje się Wyatt.

– Zemsty.

– Za co?

– Za to, że się urodził…

 

One mszczą się za to samo.

Za to, że się nieszczęśliwie zestarzały.

Za to, że nie spotkały księcia z bajki.

Za to, że nie są salonowymi lwicami czy syrenami morza, które uwielbiają szampana w Buenos Aires, tylko zwykłymi biurwami, belferzycami, kobietami za ladą.

Za to, że nie umiały żyć, jak na kobietę przystało.

Za to, że nie były w stanie wzbudzić miłości.

Za to, że ktoś im kiedyś namieszał w głowach, tak że do dziś mają w nich kogel‑mogel.

Za to, że ich koleżanki, którymi zawsze pogardzały jako głupimi gąskami, mają szczęśliwe, udane życie, a one…

Za wewnętrzny skowyt, w którym nie potrafią rozpoznać wyrzutów sumienia.

Za to, że są seryjnymi morderczyniami.

Za to, że…

 

Nagle przypomniały mi się wszystkie, częste ostatnio w kinie filmy, w których oszalała tłuszcza ze szklanymi, przekrwionymi oczyma i paszczami rozwartymi krwiożerczą żądzą – czy to jakichś zombie, czy też ofiar nienazwanej pandemii – w ślepym amoku gna przed siebie, z wściekłością niszcząc i zabijając wszystko, co napotka na swej drodze. Wiadomo, że sztuka zwykła antycypować rozmaite trendy czy wręcz konkretne wydarzenia, które w bliższej lub dalszej przyszłości staną się faktem.

Aż do Czarnego Poniedziałku zdany byłem jedynie na spekulacje, jakąż to rzeczywistość mieli na myśli autorzy owych wizji.

Dzisiaj już wiem.

To będą one.

 

 

Jerzy Wolak

Tekst ukazał się w 53 numerze dwumiesięcznika Polonia Christiana.

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie