19 kwietnia 2012

Tron i fotel

(Fot. Granger Collection/Forum)

Formy panowania mogą i nawet muszą się zmieniać: ale istota władzy, istota posługi królewskiej jest niezmienna i nie ma nic wspólnego z wygodą: to wieczne czuwanie na wysokim krześle z widokiem na mrowisko i tarczę zegara.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Otrzymałem przepiękny prezent od osoby, która chciała mi wyrazić tym swoją, jak napisała, wdzięczność: książkę – album Ernesta Niemczyka Trony w architekturze – architektura tronów, wydany w 2010 roku przez Oficynę Wydawniczą Politechniki Wrocławskiej (reklamuję otwarcie, a jakże, bo na to zasługuje). Ponad 600 rysunków, wykonanych odręcznie, więc wymagających mrówczej pracowitości i cierpliwości, do tego zwarta i wciągająca narracja na ponad 400 stronach, obejmująca najszersze – w przestrzeni i w czasie – spectrum, jakie zdarzyło mi się napotkać w podobnych opracowaniach.

 

Jest tu zatem opis genezy, funkcji i formy tronu w społeczeństwach neolitycznych, dalej zaś tronów Czarnej Afryki, Mezopotamii, Persji, Egiptu, Syrii i Palestyny, Egei (pierwsze trony w Europie!), Grecji, Etrurii, Rzymu, Bizancjum; tronów islamu, Indii, Chin i Ameryki prekolumbijskiej; europejskich tronów romańskich, gotyckich, renesansowych, barokowych, rokokowych i klasycystycznych; całość wieńczy spojrzenie na sposób postrzegania tronu w wieku XX, w trojakiej perspektywie: pomnika historycznego, burżuazyjnego znaku prestiżu i artystycznej prowokacji.

 

Jako że monarchiście wypada o tronach wiedzieć to i owo, wiele rzeczy było dla mnie w tej lekturze déjà vu, największą natomiast korzyść poznawczą wyniosłem z partii książki dotyczących mało co mi znanych kultur egzotycznych, osobliwie Czarnej Afryki. Dojrzałość symboliki tronów, a także wielość form i znaczeń poszczególnych rodzajów tronu w czarnych królestwach Ghany, Mali, Beninu, Kamerunu budzi podziw i szacunek, którego jakże często brakuje nam z europocentrycznej perspektywy. Pośród form siedzisk tronowych na szczególną uwagę zasługują tu trony – taborety o specyficznej, tektonicznej formie (prostokątne w rzucie i o wklęsłym siedzisku), co do których, zwłaszcza wśród Aszantów, wykształciła się cała hierarchia symboli władzy, od Złotego Tronu począwszy; a pośród nich – tzw. trony kariatydowe, z postaciami dźwigającymi taborety lub podtrzymującymi siedzisko koniuszkami palców (kobiety, przodkowie, zwierzęta totemiczne), które były ucieleśnieniem królewskiej mocy i sakralnego autorytetu jako kitenta – miejsce schronienia duszy.

 

Właśnie te egzotyczne przykłady z kultur „prymitywnych” potwierdzają szczególnie dobitnie uniwersalizm tronu jako centrum, axix mundi, hierarchicznego świata, odwzorowującego boski porządek stworzenia i potwierdzającego ciągłość władzy, czerpiącej swój autorytet i swoją charyzmę zawsze z góry; „tronu życia” olśniewającego blaskiem swojego majestatu zarówno na otwartych przestrzeniach i w procesyjnych orszakach, jak w głęboko skrytych w półmroku sakralnych komorach. Cóż zatem stało się takiego, że nowoczesność, zwłaszcza w XX wieku, zadała tak potworny cios temu tabernakulum władzy, zepchniętemu do muzeów lub zdeprecjonowanemu do roli „tronu śmierci”, jako eufemistycznego określenia krzesła elektrycznego? Czy winę za to ponoszą tylko „złe idee” świeckiego egalitaryzmu, które doprowadziły do spuszczenia plebsu z łańcucha podczas rewolucji?

 

Niestety, prawda jest znacznie gorsza, bo destrukcja ta była samodestrukcją. Od zarania dziejów aż po średniowiecze wierzono, że część emanacji boskich mocy przechodzi z osób nimi obdarzonych (władców i kapłanów) na trony, na których zasiadali. Ta sakralność tronu otaczającego monarchę mistyczną aurą ulegała stopniowej desakralizacji już od renesansu, poprzez barok (przemieniający ją w pompę), aby lec w gruzach w epoce rokoka. To, co absolutne, uczestniczące w idealnych, transcendentnych źródłach i wzorcach, a więc obiektywne, niezmienne i trwałe, zostało wyparte przez – owszem piękne, lecz zmysłowe i subiektywne – formy artystyczne; urok i wdzięk wyparły majestat i sacrum. Hieratyczną wyniosłość i wzniosłość prostych form pionowych tronu sakralnego zastąpiły rozrastające się wszerz formy krzywiznowe, o tanecznych wręcz rytmach. Monumentalność i statyka unaoczniające niezmienność boskiego i kosmicznego ordo ustąpiły dynamice, elegancji, lekkości, a nawet wrażeniu ulotności.

 

Rokokowy tron przeobraził się w wygodny tron fotelowy, w mebel konstruowany z myślą nie o wzbudzaniu czci dla porucznika Boga na ziemi, lecz o zastosowaniu ergonomicznej formy użytkowej. Wynalezione po to podpory siedzisk, nazywane „nogami łani” (pieds de biches), pozwalały przenosić obciążenie pracy mięśni; tzw. chaise en cabriolet z wyciętą częścią tylnego oparcia dawał ulgę plecom użytkownika, a cóż dopiero powiedzieć o fotelu – bidecie, zwanym też „krzesłem czystości”; to już nawet nie desakralizacja, lecz profanacja. Im bardziej (że pozwolimy sobie na grę słów) tron staje się fauteuil, tym bardziej oddala się od autel, a czymże jest tron bez ołtarza? Na fotelu może zasiąść każdy, kogo na to stać; myśl o tym, żeby zasiąść na nienależnym tronie choćby „na próbę”, na chwilę, musi wzbudzać nawet u tego, kto ją pomyślał i wykonał, śmiertelną bojaźń i trwogę – przypomnijmy sobie księcia Walii w Henryku IV Szekspira.

 

W XVIII wieku, we frywolnej epoce Regencji, królów dosięgła tedy pokusa wygody, która drogo ich kosztowała. Przypuszczam, że ci mistrzowie sztuki meblarskiej, ci snycerze, złotnicy i tapicerzy, prześcigający się usłużnie w dostarczaniu swoim chlebodawcom coraz to nowych akcesoriów wygodnictwa i tego, co miłe dla oka, już śnili o tej chwili, kiedy sankiuloci brutalnie przerwą tę hedonistyczną drzemkę w fotelu i doprowadzą swoją ofiarę pod nóż gilotyny. Zresztą, dopiero ta kaźń stała się rodzajem oczyszczenia: „poczciwego króla – grubasa” przeistoczyła w króla – męczennika. Formy panowania mogą albowiem i nawet muszą się zmieniać: ale istota władzy, istota posługi królewskiej jest niezmienna i nie ma nic wspólnego z wygodą: to wieczne czuwanie na wysokim krześle z widokiem na mrowisko i tarczę zegara. Jak Korona Cierniowa jest archetypem korony królewskiej, tak archetypem tronu jest prosta, pionowa forma pręgierza, przy którym biczowano Boskie Ciało.

 

 

Jacek Bartyzel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie