4 stycznia 2014

Sowieci na naszych ziemiach

Dokładnie 70 lat temu pierwsi żołnierze sowieccy przekroczyli na Wołyniu granice II Rzeczypospolitej sprzed 1939 r. w marszu za wycofującym się Wehrmachtem. Tak oto zaczynał się kolejny już, po 1920 i 1939 roku zwycięski pochód Armii Czerwonej przez wschodnie ziemie Rzeczypospolitej, który tym razem miał ostatecznie już oderwać je od Polski. Zaczynała się również sowiecka okupacja całych ziem polskich, którą de facto zakończył dopiero proces opuszczania Polski przez wojska rosyjskie w początku lat 90.

 

Pewien znajomy historyk prowadzący zajęcia w liceum ogólnokształcącym opowiadał mi, że kiedy zadał swoim uczniom pytanie, w którym miesiącu 1944 roku wojska Stalina wkroczyły do Polski, kilku przytomniejszych (reszta w ogóle nie miała pojęcia, jakie wydarzenia miały miejsce w rzeczonym roku) bez namysłu odpowiedziało, że musiało to być latem, skoro słynny manifest PKWN-u wydano z datą 22 lipca, zaś jeden (olimpijczyk i pasjonat historii XX wieku) sprecyzował nawet, że pierwsze oddziały I Frontu Białoruskiego przekroczyły Bug już 20 lipca. Bug! A więc dla młodych Polaków – i to również tych posiadających, mimo wieloletnich wysiłków systemu edukacyjnego, jakąkolwiek wiedzę o historii naszego kraju – to złowieszcze pojęcie „linia Curzona” wyznacza wschodnią granicę dawnej Polski. Co jest za nią? Wiadomo – Ukraina, Białoruś, Litwa, w najlepszym wypadku jakieś mityczne i enigmatyczne „Kresy”. Gdyby mieszkańcom przedwojennego Lwowa lub Grodna powiedzieć, że pochodzą z „Kresów”, popukaliby się w głowę – wszak ich miasta znajdowały się w geograficznym centrum państwa polskiego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Taki jest efekt operacji propagandowej, jaką komuniści dokonali na umysłach Polaków, w wyniku której udało im się wyrzucić ze świadomości całych pokoleń fakt przynależności do wielkiego duchowego dziedzictwa naszego narodu nie tylko miast takich jak Lwów, Stanisławów, Wilno, Grodno czy Nowogródek, ale również wielkich ziem Podola, Rusi Czerwonej i Białej, Wołynia, Litwy. Operacji, w efekcie której w myśleniu o Narodzie zwyciężył paradygmat etnosu. Od tego czasu Polska jest dla nas tylko tam, gdzie w zwarty sposób zamieszkują etniczni Polacy, zresztą nawet o tych – jak o rodakach z Wileńszczyzny – łatwo zapominamy, jeśli żyją poza aktualnymi granicami naszego państwa.

 

Dziś skutki ponad półwiecznego zabiegu na narodowej pamięci wzmacniają jeszcze nakazy politycznej poprawności, zgodnie z którymi rzekomo nie wypada naszym sąsiadom, których państwa rozpościerają się na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, przypominać o naszej wielowiekowej tam obecności, nie jako okupantów, jak chcą tamtejsi nacjonaliści, lecz gospodarzy. W ten sposób w imię jakiejś przejściowej ideologii wypieramy się wielkiego dziedzictwa Polski złotego i srebrnego wieku, a także wielkiego posłannictwa, jakie nałożył na naszą królową Jadwigę i jej poddanych Chrystus z wawelskiego krucyfiksu, kiedy rzekł do niej: Fac quod vides, co skłoniło ją do małżeństwa z Jagiełłą i rozpoczęło proces chrystianizacji Litwy, zaś ogromne obszary państwa władanego przez pogańskiego księcia poddało wpływowi cywilizacji łacińskiej.

 

Choć to promieniowanie zachodniej cywilizacji na wschodnie, przede wszystkim ruskie ziemie Rzeczypospolitej przez wieki próbowało osłabiać, a nawet zwalczać carstwo moskiewskie, które oparło swą doktryną państwową na eurazjatyckiej odmianie wschodniej schizmy, to najpoważniejszy cios zadał mu dopiero Związek Sowiecki. Jest w tym swoisty paradoks – to właśnie czerwone imperium rządzone przez zbrodniczą idologię powstałą w sercu Europy sprawiło, że zachodnie granice Ukrainy, Białorusi i Litwy stały się de facto granicami Azji. Chociaż to konsekwentna polityka władców Rosji od Piotra I do Katarzyny II sprawiła, że Rzeczpospolita zniknęła z mapy świata, a jej wschodnie tereny poddane zostały intensywnej rusyfikacji, to dopiero bolszewicy najpierw wyeliminowali fizycznie setki tysięcy tych, którzy byli apostołami łacińskiej cywilizacji – Polaków żyjących nad Berezyną czy na Żytomierszczyźnie poza granicami ustalonymi w traktacie ryskim, zaś w latach 1939-1941 rozpoczęli destrukcję zarówno substancji ludzkiej, jak i materialnej zagarniętych ziem II Rzeczypospolitej.

 

To jednak dopiero wejście sowieckich wojsk na tereny dawnej RP przed 70 laty przesądziło o przynależności politycznej tych ziem, za którą szło coś znacznie więcej. Nie dość, że nasze elity złożyć musiały kolejną daninę krwi i cierpienia, nie dość, że miliony Polaków w ciągu kilku następnych lat musiały opuścić tereny za „linią Curzona”, pozostawiając tam swoje mienie –domy, dwory, pałace, ale również archiwa, dzieła sztuki, rodzinne pamiątki, nie dość, że prześladowania, deportacje i mordy dotknęły w jeszcze większym stopniu niepolskich mieszkańców Ukrainy, Białorusi i Litwy, to jeszcze rozpoczęła się programowa, choć barbarzyńska dewastacja tych ziem w ramach sowieckiego państwa. Skutkiem jest ich zapóźnienie cywilizacyjne, z którego nie podniosą się z pewnością jeszcze przez długie lata lub nawet stulecia.

 

 

Piotr Doerre

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie