26 lipca 2014

Pornoland – problem ponad podziałami

(Fot. zielnet/sxc.hu)

Ten moment, gdy odkrywam, że czytana przeze mnie książka nie została, wbrew pozorom, napisana przez wojującego katotaliba, lecz feministkę… Tak można podsumować moje doświadczenie z lekturą „Pornolandu” autorstwa Gail Dines.

 

O tym, że pornografia wpływa destrukcyjnie na relacje między kobietą a mężczyzną, wiem od dawna z różnorodnych opracowań i badań naukowych. Mówi też o tym zdrowy rozsądek, więc nie przeżyłam wielkiego zdziwienia. Co mnie zdumiało, to fakt, że w tej chwili do mainstreamu pornograficznego, takiego oglądanego przez przeciętnego Kowalskiego, weszły sceny sadomasochistyczne, czy też porno z udziałem pełnoletnich aktorek ucharakteryzowanych na małe dziewczynki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Generalnie polecałabym „Pornoland” do przeczytania każdemu rodzicowi zastanawiającemu się nad tym, czy dziecko powinno mieć swobodny dostęp do internetu (np. we własnej sypialni). Książka jest jednak nader ciekawa z powodu kilku pobocznych wątków, które się w niej pojawiają. Co prawda szczerze przyznaję, że nie wiem jak została przetłumaczona, bo czytałam ją w oryginale, jednak na końcu rozdziału piątego autorka zastanawia się, jak można by przeciwstawić się zalewowi pornograficznej ideologii, niszczącej kompletnie relacje damsko-męskie.

 

Właściwie odpowiedź dla mnie, jako katoliczki w szczęśliwym, długoletnim małżeństwie jest oczywista – wychowanie dzieci tak, by spostrzegały współżycie seksualne jako wyraz miłości, która została przypieczętowana uroczystym zobowiązaniem – przed Bogiem i ludźmi: „przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, jakim nas Bóg obdarzy”, a także: „miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Małżeństwo oparte na monogamii, otwartości na nowe życie, wzajemnym szacunku i budowaniu trwałej miłości to jedyny styl życia, który może przeciwstawić się pornoideologii.

 

Jednak pani Dines, jako zadeklarowana feministka, widzi to inaczej. Pisze: „potrzebna jest kontr-ideologia”, a następnie nazywa to wprost: „ideologia feministyczna”. Na chwilę zbaraniałam i kolejny raz z niedowierzaniem czytałam ten akapit. Raz, że oto autorka proponuje gaszenie pożaru napalmem, dwa, że otwarcie nazywa feminizm ideologią. Wszystkie feministki, jakie w życiu spotkałam, czy miałam okazję czytać, dostawały spazmów i histerii, słysząc, że ktoś nazywa ich ukochany feminizm ideologią, a tu proszę!

 

Nie był to jednak koniec zaskoczeń. Feministki strasznie oburzają się na wiązanie ich ideologii z ideologią marksistowską. Pani Dines na początku rozdziału szóstego parafrazuje Karola Marksa, opisując człowieka jako produkt inżynierii społecznej, i na tej koncepcji człowieka próbuje zbudować jakieś remedium na problem pornograficznego postrzegania relacji damsko-męskich (rzecz z góry skazana na klęskę).

 

Zauważa też, że współczesnym nastolatkom brakuje pozytywnych kobiecych wzorców do naśladowana. Jak to ujmuje: „z czasem dziewczyna spostrzega, że jedyną alternatywą dla tego by wyglądać na łatwą jest bycie niewidzialną”. Autorka nie widzi tu żadnego rozwiązania. Gdzie mają sięgać młode dziewczyny po wzorce? Patrząc na feministki wyglądające jak mało atrakcyjni mężczyźni, czy te, które przyjęły pornoideologię i szafują hasłami typu: „nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”, sugerując, że są tylko towarem, który można kupić – co prawda nie pieniędzmi, a inteligentnymi bon motami z modnych książek, ale jednak?

 

I znowu, tylko katolicyzm z licznym zastępem świętych (nie, nie wszystkie święte to dziewice-męczennice!), czy z prostą prawdą, że własna matka, czy ciotki z rodziny mogą być wzorcami szczęśliwego życia, daje rozsądną alternatywę.

 

Generalnie książkę bardzo polecam w zakresie opisu współczesnej rzeczywistości, przesiąkniętego pornograficznymi obrazami codziennego życia. Lektura może być o tyle zniechęcająca, że jeśli macie dzieci, zastanawiać się będziecie nie tylko nad tym, jak je przed tym uchronić, lecz również gdzie znajdą normalnych kandydatów na mężów czy żony.

 

Nie znajdziemy, niestety, w „Pornolandzie” żadnych pożytecznych propozycji rozwiązań. Feminizm autorki i jej całkowita nieświadomość istnienia alternatywy, na przykład rodziny opartej na wartościach katolickich, które – jak wykazują kolejne badania naukowe – zapewniają także zwyczajnie zdrowe i dające poczucie sensu i szczęścia życie, wszystko to sprawia, że Gail Dines nie jest w stanie zaproponować żadnego wyjścia z matni.

 

Sposobów na to musimy już szukać sami. Dlatego, moim zdaniem, przydałaby się książka pisana z punktu widzenia etyki katolickiej, która dawałaby konkretne propozycje odparcia problemów tak doskonale opisanych w „Pornolandzie”.

 

Bogna Białecka, psycholog

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie