17 stycznia 2018

Niemcy nie chcą oddawać organów na przeszczepy. Powód: porażające nadużycia medyków

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Niemcy nie chcą oddawać organów – ubolewa fundacja DSO zajmująca się przeszczepami. Liczba dawców narządów w ubiegłym roku była najniższa od lat. Według statystyk opublikowanych przez DSO, w roku 2017 odnotowano zaledwie 797 darowizn narządów, czyli o 60 mniej niż w roku poprzednim i najmniej od 20 lat.

 

W porównaniu z innymi krajami europejskimi Niemcy mają bardzo słabą pozycję, stwierdza raport fundacji. – Niestety, po raz pierwszy liczba dawców spadła poniżej poziomu dziesięciu dawców narządów na milion mieszkańców. W 2017 roku liczba ta wynosiła 9,7 – oświadczył Axel Rahmel, dyrektor DSO.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W historii fundacji nie zdarzyło się to nigdy wcześniej. Dodał, że Niemcy „podążają za niemal wszystkimi pozostałymi krajami Europy Zachodniej”. To „dramatyczny rozwój”.

Rahmel tłumaczy spadek darowizn nie tyle niechęcią potencjalnych dawców do oddawania organów, co konsolidacją usług w szpitalach. Wzywa do reformy około 1250 klinik dawstwa narządów w Niemczech.

 

W ubiegłym roku tylko w czterech landach odnotowano wzrost dawców organów. Największy w Bawarii (wzrost o 18 proc.), a dalej w Hesji, Nadrenii-Palatynacie i Kraju Saary. W pozostałych krajach związkowych liczba dawców zmalała.

 

Liderem w dziedzinie dawstwa narządów na świecie jest Hiszpania. Rocznie na milion mieszkańców przypada 46,9 dawców. Zgodnie z hiszpańskim prawem (podobne obowiązuje w Polsce) każdy jest potencjalnym dawcą i jeśli nie życzy sobie, by poddano go procedurze pobrania organów, musi wyraźnie to zastrzec.

 

Nieco odmienne przepisy obowiązują w Niemczech, gdzie potencjalny darczyńca musi wypełnić określone dokumenty, albo kartę dawcy, by jego organy mogły zostać pobrane.

 

Chociaż w zeszłym roku wydano ponad 100 milionów euro na reklamę, dawstwo organów jest w zastoju – ubolewa Eugen Brysch, szef niemieckiej Fundacji Ochrony Pacjenta (DSP).

 

Według Bryscha „konieczne jest pilne działanie”. ponieważ 10 tys. poważnie chorych pacjentów znajduje się obecnie na liście oczekujących na określone organy.

 

W 2012 roku krajem wstrząsnął potężny skandal związany z dawstwem narządów. W Getyndze w Dolnej Saksonii wszczęto śledztwo wobec jednego z medyków za fałszowanie dokumentacji medycznej w celu przyspieszenia procedury przeszczepu narządów. Śledztwo ujawniło podobne praktyki także innych lekarzy w renomowanych klinikach akademickich. Od tego czasu liczba darowizn narządów spadła „ponieważ ludzie czują się zniechęceni do udziału w dawstwie”, argumentował minister zdrowia Hermann Gröhe w 2016 roku.

 

Ponad dwie trzecie (69 proc.) Niemców twierdzi, że osobiście oddałoby organ – uważa Gröhe. A jednak tylko jedna trzecia (32 proc.) ma kartę dawcy narządów.

 

Wszczęte kilka lat temu dochodzenia doprowadziły do oskarżeń dotyczących powszechnej korupcji i nieuczciwości w dziedzinie transplantologii, co z kolei podkopało zaufanie publiczne.

 

Śledztwa wszczęte w całym kraju wykazały, że w co najmniej czterech klinikach dane pacjentów były fałszowane w celu zwiększenia szans na uzyskanie narządu. Udokumentowano ponad 100 przypadków oczywistej manipulacji.

W jednej z klinik w Monachium lekarze zostali oskarżeni o „aktywną manipulację” danymi po tym, jak badacze odkryli przypadki, w których próbki krwi pacjentów były mieszane z moczem. Mocz we krwi wskazuje, że narządy wewnętrzne nie funkcjonują prawidłowo. Kliniki w Getyndze, Ratyzbonie, Monachium i Lipsku – wszystkie są szpitalami uniwersyteckimi cieszącymi się do czasu skandalu znakomitą reputacją – zabiegały o jak największą liczbą operacji przeszczepu organów, ze względu na korzyści finansowe i prestiż.

 

Rosnącą konkurencja między klinikami i zbyt mało narządów – to zdaniem Eugen Brysch – główna przyczyna problemu.

 

Media donosiły o przypadkach lekarzy, którzy tak mieli sformułowane umowy, że np. za każdą przeszczepioną wątrobę otrzymywali wysoką premię. Zwiększenie liczby przeszczepów miało poprawiać reputację klinik, by otrzymać większe dotacje.

 

W klinice uniwersyteckiej w Lipsku, chirurgów oskarżono o blokowanie śledztwa niemieckiej generalnej rady lekarskiej, ponieważ twierdzili, że zgubili dokumentację pacjentów, w tym szczegóły dotyczące tego, kto był poddawany leczeniu dializowemu.

 

Rada Medyczna (Erztekammer) zidentyfikowała co najmniej 38 przypadków fałszowania dokumentacji medycznej i raportów dla Eurotransplant, europejskiego ośrodka transplantacji narządów z siedzibą w Leiden w Holandii. Eurotransplant otrzymuje narządy dawców z całej Europy i redystrybuuje je zgodnie z pewnymi kryteriami.

 

Dawstwo organów wzbudza uzasadnione obawy na całym świecie
Jan Paweł II i Benedykt XVI podczas swoich spotkań z transplantologami mówili o „wspaniałym darze z siebie” poprzez wyrażenie zgody na pobranie organów, ale tylko i wyłącznie odnosząc to do sytuacji, gdy nastąpi rzeczywista śmierć człowieka, a nie tzw. śmierć mózgowa. Można np. oddać jedną nerkę, ale tylko wtedy, gdy nie zaszkodzi to naszemu zdrowiu. W przypadku serca (tzw. tkanek miękkich) sytuacja jest inna. Organy te muszą być oddawane tak naprawdę wtedy, gdy pacjent faktycznie żyje, czyli pobranie organu jest wówczas równoznaczne z jego uśmierceniem.

Z kolei tzw. śmierć mózgowa jest specjalnie w tym celu wymyślonym kryterium dla uzasadniania pobrania organów jeszcze od żyjącego dawcy.

 

Stanowisko Kościoła w tej sprawie doskonale wyjaśnił dr hab. Joseph M. Seifert w artykule zatytułowanym „Śmierć mózgu nie jest śmiercią rzeczywistą. Filozoficzne argumenty”. Materiał został przygotowany na konferencję w Watykanie w 2005r.

 

Dostępny jest tutaj.

 

Seifert, były już rektor i wykładowca filozofii na International Academy of Philosophy w Granadzie, pisał: „W ciągu pierwszych sześciu tygodni ciąży nasze ciało żyje bez mózgu, a tym samym nasze ludzkie życie nie zaczyna się w mózgu człowieka. Oczywiście, zarodek jest żywy, ale jego życie nie jest związane z funkcjonowaniem mózgu. Dlatego teza o śmierci mózgu jako rzeczywistej śmierci osoby – która wiąże ludzkie życie nierozerwalnie z funkcjonowaniem mózgu – sprzeciwia się faktowi biologicznemu: rozwój embrionalny organizmu dowodzi, że mózg nie może być po prostu siedzibą życia osoby ludzkiej lub duszy”.

 

Ksiądz prof. Guz podczas wielkiej konferencji zorganizowanej w Kurii Warszawsko-Praskiej na Wyższym Seminarium Duchownym w 2015 r. (uczestniczyli w niej liczni medycy i hierarchowie) powiedział wyraźnie, że lekarzom nie wolno pobierać organów dopóki choćby jedna komórka pacjenta działała.

 

Podczas konferencji zwolennicy transplantologii przyznali, że lekarz nie jest w stanie precyzyjnie określić momentu śmierci, a tzw. śmierć mózgowa jest pewnym kompromisem, mającym umożliwić pobranie organów.

 

Abp Henryk Hoser mówił wówczas, że „Kościół katolicki nie godzi się na śmierć jednej osoby, by mogła żyć druga”. Dr hab. Tomasz Dangel stwierdził, że „śmierć mózgowa” jest „pewnym kompromisem pragmatycznym i ci katolicy, którzy akceptują transplantologię (…) muszą się zgodzić na ten kompromis”.

 

Ks. prof. Guz wskazał, że „fakt śmierci ma miejsce wtedy, kiedy następuje rozdzielenie duszy i ciała – takie jest stanowisko Magisterium Kościoła – śmierć jest aktem rozdzielenia duszy i ducha ludzkiego jako zasady życia ciała od ciała [już martwego, pojętego jako byt czysto materialny – przyp. AS]. Ks. Guz zaznaczył, że śmierć jest jednorazowym „aktem”, a nie „procesem”, nawet jeśli z medycznego punktu widzenia może się wydawać inaczej.

 

Dr hab. Tomasz Dangel, specjalista anestezjolog, założyciel Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci, polemizował z ks. prof. Guzem, mówiąc, że tzw. śmierć mózgowa jest „kompromisem pragmatycznym”, bo – jak zaznaczył – „ci katolicy, którzy akceptują transplantologię – a nie wszyscy ją akceptują – muszą się zgodzić na ten kompromis, bo nawet jeśli my stwierdzimy śmierć mózgu na oddziale intensywnej terapii, to nie możemy powiedzieć panu profesorowi, że nastąpiło oddzielenie duszy od ciała, bo my nie mamy żadnych możliwości pomiaru, czyli jest jakieś pole kompromisu, które zakłada, że ten stan się nie cofnie. Może ta dusza dalej jest w tym ciele, ale ten mózg jest tak daleko uszkodzony, że nie nastąpi powrót do – nie chcę powiedzieć świadomego – ale tego typu życia, gdzie możemy mieć jakiś kontakt z tym człowiekiem”.

 

Ks. prof. Guz sprzeciwił się temu. Podkreślił, że „zasadą życia człowieka jest obecność w nim duszy i ducha”. Wyjaśnił, że „tak długo dusza nie jest oddzielona od ciała, choć ono może być w sensie medycznym w bardzo, bardzo kiepskiej kondycji, ale tak długo nie ma faktu śmierci, jak długo poszczególne, czy niektóre organy są żywe”. Zwrócił uwagę, że „śmierć w organizmie może następować powoli i najmocniejsze organy mogą pracować najdłużej”, ale „jeżeli tak jest, że materia ludzkiego ciała jest żywa tylko dlatego, że w niej jest obecna zasada życia, zatem do momentu ustania życia w całym człowieku nie można go określić mianem martwego”.

 

Wykładowca z KUL-u dodał, że ma za sobą długie dyskusje z największymi sławami medycyny ze Szwajcarii, Niemiec, Austrii i innych państw. „Ani jeden z tych zwolenników śmierci mózgu – mówił – nie mógł nam, filozofom zaprezentować dowodu ewidentnego i definitywnego na fakt, że jeżeli mózg ustaje w swoim funkcjonowaniu, to człowiek nie żyje”. Ks. prof. Guz wyjaśnił, że „ponieważ prawdą jest, że jeżeli obecność duszy decyduje o żywym ciele, to o żywych organach można mówić li tylko w tym przypadku, w którym jest realna obecność duszy w tym człowieku”.

 

Konstanty Radziwiłł z Naczelnej Izby Lekarskiej wsparł doktora Dangela, mówiąc, iż trudno jest ustalić dokładny moment śmierci. Nawet wiele godzin po „zgonie” niektóre tkanki, takie jak włosy czy paznokcie nadal rosną. Tłumaczył, że lekarzom od wieków powierzano zadanie orzekania o śmierci, a dzisiejsze kryteria wynikają nie tyle z „kompromisu”, co z doświadczenia i „muszą być stosowane”. Jego zdaniem przyjęcie kryterium orzekania śmierci zgodne z podejściem zaprezentowanym przez ks. prof. Guza doprowadziłoby do „obowiązku leczenia zwłok”. Podał przykład człowieka, który stracił w wyniku wypadku głowę, ale wciąż widać u niego przejawy życia w postaci rosnących paznokci. Wówczas szef Naczelnej Izby Lekarskiej mówił, że naprawdę trudno byłoby znaleźć kogoś, kto by twierdził, że jest to osoba żyjąca. Tłumaczył, że obecne kryteria orzekania śmierci nie są wymyślone przez transplantologów, lecz „przez tych, którzy nie mają wątpliwości, że dana osoba po prostu nie żyje”. Dodał, że medycy na razie nie mają pełnej wiedzy na temat śmierci i nie potrafią dokładnie określić „momentu odfrunięcia duszy od ciała”, dlatego stosują obecne kryteria „śmierci mózgowej”.

 

 

Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ

 

 

Źródło: thelocal.de / guardian.co.uk / PCh24.pl
AS

 

 Zobacz także:

 

Śmierć dla celów transplantacji?

 

Śmierć dla celów transplantacji?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 675 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram