19 sierpnia 2015

Nie tylko niewolnictwo – krótka apologia Południa

W Stanach Zjednoczonych nie ustaje batalia o flagę Konfederacji. Odkąd do opinii publicznej trafiły fotografie zamachowca-rasisty z Charleston na tle flagi Konfederacji, ten charakterystyczny symbol amerykańskiego Południa znalazł się na cenzurowanym. Usuwa się go z budynków publicznych, a nawet festynów – zapominając, że dziedzictwo Południa to nie tylko godne potępienia niewolnictwo, ale także wielka literatura i myśl.


W efekcie wydarzeń z Charleston i fotografii zamachowca na tle flagi amerykańskiego Południa, symbol Dixie zdjęto m.in. z budynku władz stanowych Południowej Karoliny. Flaga stała się przedmiotem sporów nawet na letnich festynach – w Missouri zdjęto ją z festynowej sali balowej. W stanie Nowy Jork spektakularnie zdjęto ją na pięciu popularnych imprezach.

Wesprzyj nas już teraz!

Do ostrych sporów o flagę doszło także w miasteczku Danville w stanie Virginia, gdzie od 1995 r. flaga Południowców znajdowała się przed budynkiem publicznego muzeum. Jej obecność stale budziła kontrowersje, jednak prawo stanowe dotyczące pamięci weteranów uniemożliwiało jej zdjęcie. Nagle jednak, 6 sierpnia, prokurator generalny Wirginii wyraził opinię, jakoby usunięcie flagi było wykonalne z prawnego punktu widzenia. Rada miejska zareagowała błyskawicznie i już wieczorem tego samego dnia przegłosowała usunięcie flagi stosunkiem głosów 7 do 2. Decyzja ta wywołała wściekłość obrońców południowego dziedzictwa. Twierdzą oni, że opinia prokuratora generalnego nie jest prawem i zapowiadają pozwanie stanu Wirginia.

Z kolei władze miasta Atlanta wezwały do wyeliminowania rzeźby i innych konfederackich symboli z budynków i parków. Grozi to m.in. zniszczeniem wysokiej klasy rzeźby na Stone Mountain przedstawiającej przywódców Południa – prezydenta Jeffersona Davisa, generała Roberta E. Lee i gen. Thomasa Jacksona. Przypomina to walkę z tradycją prowadzoną przez Sowietów w imię komunistycznej utopii.

Przeciwnicy flagi Dixie przypominają, że na amerykańskim Południu praktykowano (podobnie jak na Północy) ze wszech miar godne potępienia niewolnictwo. Jednak dziedzictwo amerykańskiego Południa to także wielkie dzieła literatury i filozofii. Do tych pierwszych zaliczyć można znaną na całym świecie powieść „Przeminęło z wiatrem” przedstawiającą tradycje amerykańskiego Południa. Do tych drugich zaś – choćby dzieła żyjącego w późniejszych czasach, niż Margaret Mitchell, ale także przyznającego się do południowego dziedzictwa myśliciela – Richarda Weavera.

Konserwatysta z Karoliny

Richard Weaver urodził się w 1910 r. w Karolinie i wychował pośród „pokrytych wiechliną łąk Kentucky”. Później przeprowadził się na północ do Chicago, co przyczyniło się do zwiększenia zasięgu jego intelektualnego oddziaływania. Nigdy jednak nie zapomniał o dziedzictwie Południa. W swojej cytowanej przez Minera rozprawie doktorskiej „Southern Tradition at Bay” argumentował, że wyższość Południa polega na jego niechęci do odgórnego, racjonalnego planowania i zaufaniu w naturalny bieg dziejów. „Dzisiaj, kiedy Południe prosi, aby pozwolić mu rozwiązać swe problemy na swój własny sposób, z reguły wcale nie zamierza ich rozwiązywać.

Południowy sposób nie polega bowiem na rozwiązywaniu problemów, lecz na pozwoleniu, aby jakiś mechanizm dostosowujący przywrócił równowagę. Południe znalazło się przez to w konflikcie z metodą Północy, aby pomagać światu się kręcić, aby na wszystko mieć racjonalne wytłumaczenie”.

Idee mają konsekwencje

Najsłynniejsza książka Richarda Weavera to napisana w 1948 r. „Idee mają konsekwencje”. Autor porusza w niej szeroki wachlarz tematów – od edukacji i sztuki po ekonomię. Zasadniczą tezą, która je łączy jest przekonanie o upadku zachodniej cywilizacji. Upadku, który rozpoczął się już wraz z nominalizmem Wiliama Ockhama, zgodnie z którym pojęcia ogólne – tzw. uniwersalia – nie istnieją w rzeczywistości. Był to mały krok, który zapoczątkował długi proces rozpadu. Jeśli bowiem pojęcia ogólne, poznawane przez umysł, a nie przez zmysły nie istnieją w rzeczywistości, to łatwo stąd wniosek, że nie istnieje żaden byt ponadzmysłowy – ani Bóg ani obiektywna, absolutna prawda. W efekcie „od czterech stuleci każdy człowiek jest nie tylko swym własnym kapłanem, ale także swym własnym profesorem etyki, a konsekwencją tego jest anarchia zagrażająca nawet temu minimum uznawanych powszechnie wartości, które jest konieczne dla istnienia państwa”. Nowożytność jawi się więc Weaverowi nie jako postęp, ale jako upadek prowadzący człowieka w stan bezdennej Otchłani.

 

Amerykański konserwatysta obala kluczowe argumenty zwolenników wiary w Postęp. Czy współcześni mają większą wiedzę? Na pierwszy rzut oka tak – ale to tylko złudzenie. W świecie po przełomie nominalistycznym „nie ma” już prawdy absolutnej, są tylko „fakty”. Ich nagromadzenie i zgłębianie służy tylko odciąganiu ludzi od znajomości pierwszych zasad. Cóż z tego, że więcej osób jest piśmiennych, niż w dawnych wiekach, skoro większość z nich nie wykorzystuje tej umiejętności jak należy. Często jest wręcz przeciwnie – gdy zgłębia treści moralnie szkodliwe. Także tzw. dobrobyt materialny nie przynosi szczęścia, które jest częstsze w „prostszych i starszych” kulturach. Powodem do radości nie są też wynalazki nie, skoro często służą głównie do niewolenia człowieka. Jak więc twierdzi Weaver „Prawdziwie świadczy o nas przysłowie naszych czasów: Jeśli szukasz pomnika głupoty rozejrzyj się wokół siebie”.

 

Szczególnie interesujące są rozważania Weavera poświęcone kulturze nowożytnej i współczesnej. W każdym w zasadzie jej aspekcie widział stopniową degenerację. W literaturze dostrzegał zgubne przekonanie o naturalnej dobroci człowieka i odwrót od rozumu – wyrażony w twierdzeniu Lawrence’a Sterne’a, że to pióro rządzi nim (a nie odwrotnie).

 

W muzyce potępiał Weaver przejście od fug Bacha do jazzu – gatunku narodzonego w dzielnicy prostytutek, gdzie nie znano nut. W sztuce ubolewał nad odejście od tradycyjnego przedstawiania tematów religijnych i mitologicznych. Szczególnie krytykował „Wielki stereoptykon” składający się z filmu, radia i telewizji i sprawujący władzę nad umysłami nowoczesnych ludzi. Porównywał go do jaskini z platońskiego „Państwa”, w której zakuci w kajdany widzowie nagradzają się nawzajem za obserwowanie cieni.

 

Diagnoza wielkiego myśliciela nawiązującego do tradycji Południa nie napawa optymizmem. Dawny świat Prawdy, Dobra i Piękna ustąpił przed dzisiejszą iluzją, miernotą i kiczem. Jaka jest na to recepta? Zdaniem Weavera – pobożność! Obejmująca Boga, tradycję, przodków, a nawet wrogów. Ich istnienie w tajemniczy sposób może przecież również być częścią planu Opatrzności.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie