27 czerwca 2019

Grube ryby? Raczej cienkie płotki. Zobacz, kto naprawdę zarabia na handlu polską bronią

(fot. pixabay.com)

Jedną z podstaw budowania siły militarnej, gospodarczej i rzeczywistej suwerenności jest produkcja uzbrojenia. Zgodnie z jeszcze peerelowską nowomową nadal nazywana jest ona często „produkcją specjalną”. Nie jest tajemnicą, że w III RP przemysł zbrojeniowy ma poważne kłopoty – by być bardziej konkretnym – jest w większości resztką po zdolnościach PRL-u. Może nie były to produkty przodujące, jednak w kilku dziedzinach dawały sobie nieźle radę. Te zdolności są obecnie utracone w znacznej mierze. Wszyscy to widzą, jednak gdzie jest winny?

 

Na to pytanie mogła pomóc odpowiedzieć nowa książka Piotra Nisztora. Mogła jednak nie odpowiedziała, co jest sporym zawodem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest on dziennikarzem śledczym zajmującym się pokrewnymi tematami od wielu lat. Zamiast konkretów mamy tu zbiór sensacyjnych historyjek wzajemnie niepowiązanych bez wstępu, rozwinięcia i z symbolicznym zakończeniem, o którym za chwilę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W treści przewijają się prowizje od standardowych 6-9 procent do nawet 30 procent, piękne samochody i szybkie kobiety. Jest „kontrola” służb i ich przedstawiciele dorabiający po godzinach jako zwykli goryle.

 

Skąd więc ten zawód, jeśli jest wszystko to, co daje tanią sensację na czele z krzykliwym tytułem? Odpowiedź jest dosyć prosta: w ostatnich 30-tu latach nie było i nadal nie ma w Polsce „rekinów wojny”, czy zarabiających na handlu polską bronią na zauważalną skalę. Mamy za to płotki grabiące pod siebie i myślące, że chwyciły Pana Boga za nogi. Jest to efekt jeszcze nadal lokalnych kompleksów, gdzie zarabianie miesięcznie „tyle tysięcy ile lat (życia się ma)” uważane jest za życiowy sukces. Już nikt nie pamięta co to znaczy polski bogacz z prawdziwego zdarzenia.

 

Bohaterowie książki są jak orły taplające się w błocie z kurami, bez świadomości, że mogą więcej. Jednak bez woli zmian u kolejnych ministrów z ich chęcią kontroli nad wszystkim poprzez urzędników którzy nimi de facto sterują nie ma możliwości byśmy wyszli w końcu z tego nieszczęsnego socjalizmu po liftingu, jakim jest III RP.

 

Jest w książce trochę o handlu czołgami (kontrakt malezyjski), o niedoszłych kontraktach, oszustach pośród pośredników. Nie dowiemy się jednak nic o indyjskim zainteresowaniu wsparciem finansowym projektu Anders. Nic też o innych sprawach, które mogłyby już chyba powoli ujrzeć światło dzienne. Są za to informacje rażąco błędne jak twierdzenie, że czołg PT-91 jest zrobiony na podstawie czołgu T-55, zamiast T-72 (różnica o całe pokolenie w czołgach!).

 

Na zadane w tytule pytanie; „Kto zarabia na handlu polską bronią?” autor nie daje nam najkrótszej i prawdziwej odpowiedzi, która brzmi: NIKT. Taka jest bowiem smutna prawda. Mamy coraz mniej atrakcyjnych produktów, a fabryki nie mogą się doprosić zakupów nawet w armii polskiej.

 

Autor zyskuje niezamierzony efekt komiczny poprzez obrazek na stronie tytułowej. Widzimy tam amunicję do RPG-7, tylko niestety już nigdzie w książce nie dowiemy się, że nie posiadamy zdolności do jej produkcji. Co więcej typ amunicji widniejący na zdjęciu mógłby być przedmiotem zazdrości polskiej piechoty. Są to powiem głowice tandemowe o prawie dwukrotnie większej przebijalności niż głowice dostępne w wojsku polskim. Na dodatek są one zdolne do pokonywania pancerza reaktywnego. Zdolność ta również jest nieznana dla polskiej piechoty w jej własnych granatach do RPG-7. I to jest chyba najlepsze pokazanie, jakie potencjalnie zdolności handlowe mamy. Zwłaszcza, że na Bliskim Wschodzie pociski te „chodzą” po 50 dolarów za sztukę pośród plemiennych milicji.

 

Jeśli byśmy szukali głównej przyczyny powolnej agonii handlu polską bronią przyczyna jest prosta: polska armia sama nie kupuje sprzętu w ilościach proporcjonalnych do naszych potrzeb i nie zleca rozwijania konstrukcji. Do tego dochodzą problemy z kadrą w państwowej zbrojeniówce, która jest mianowana przez polityków. I tu od razy widać patologię: minister z wiceministrem zarabiając kilka tysięcy złotych wyznaczają na stanowiska opłacane miesięcznie na poziomie kilkudziesięciu tysięcy. Dodatkowo każda zmiana w rządzie skutkuje zmianami w zarządach firm. Więc mamy kadrę bez większego doświadczenia wyznaczaną przez ludzi, którzy często nie odróżniają czołgu od haubicy samobieżnej. Kadra ta zaś, jeśli ma zdobyć kontrakt zagraniczny, musi rozmawiać z ludźmi zarabiającymi na takich kontraktach 6 do 9 procent od kwoty kontraktu (więc czasami kilku miliardów dolarów). Taka sytuacja stwarza poważne problemy. Taki prezes może za zawalenie kontraktu dostać od konkurencji kilka milionów tak po prostu. Nadzór właścicielski w praktyce nie istnieje, więc jeśli ktoś chciałby naprawić tę sytuację powinien zacząć od zarobków członków rządu tak by nie ekscytowali się spotkaniami w drogich hotelach.

 

Jednak poprawiania zarobków, czy jakości zarządzania nie zmieni skali produkcji. Tą zmienią tylko zmiany w skali produkcji i zamówień dla Wojska Polskiego. Bez tego żaden PR nie pomoże. Jednak nawet wtedy nie jesteśmy wstanie zrobić nic innego niż nadganiać inne kraje będąc na końcu peletonu. To co jest konieczne to zniesienie koncesjonowania produkcji zbrojeniowej. Nie służy ona kontroli i bezpieczeństwu, a skutecznemu niedopuszczeniu do rozwinięcia tej części gospodarki, która może nam umożliwić próbę zwiększenia samodzielności w polityce międzynarodowej. Tylko uwolnienie produkcji zbrojeniowej i duże kontrakty lokalne umożliwią podniesienie się z kolan polskiej zbrojeniówce.

 

Co zaś proponuje nam autor znający kulisy życia społecznego i politycznego? Sejmową komisję śledczą do spraw polskiej zbrojeniówki! Tak. Jak przecież wszyscy wiemy komisje polskiego sejmu słyną ze skuteczności rozwiązywania problemów trawiących nasz państwo. Gdyby to napisała jakaś studentka I roku politologii można by jej wybaczyć. Jednak taka naiwność spod pióra dziennikarza śledczego zachęca wręcz do szukania drugiego dna w naiwności postulatu. Niemożliwe by człowiek z takim doświadczeniem był tak naiwny. Choć kto wie? W III RP wszystko jest możliwe.

 

Jacek Hoga

 

 

Piotr Nisztor „Rekiny wojny. Kto zarabia na handlu polską bronią”

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Ilość stron: 416

Wydawnictwo: Fronda

Data premiery: 2019-05-09

Wymiary: 14.5×22.2cm

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie