22 marca 2017

Przetaczająca się od kilku dni po polskich mediach histeria dotycząca „gry która zabija” skłoniła mnie do opisania rzeczywistego problemu. Zjawisko jest godne porządnego opracowania, jako psycholog chcę jednak skierować przede wszystkim kilka słów do rodziców. Pytanie podstawowe to: „czy moje dziecko, zwykły chłopiec (dziewczynka), korzystający umiarkowanie z internetu, bez zaburzeń, depresji, zachowań autodestrukcyjnych może popełnić samobójstwo wskutek gry w błękitnego wieloryba?” Odpowiedź brzmi – nie.

 

Dlaczego? Pomówmy o historii błękitnego wieloryba. Zaczęło się od tzw. „creepypasty” – tzn. intrygującej strasznej historyjki przeklejanej przez kolejne osoby (jako przykład creepypasta można poszukać np. historii o rosyjskim eksperymencie ze snem). Creepypasta mówiła o grze, w której kurator (guru) prowadzi  dziecko przez szereg zadań w ciągu 50 dni, gdzie jednym z zadań jest wycięcie w skórze motywu błękitnego wieloryba, a ostatnim, koniecznym by wygrać grę – popełnienie samobójstwa.

Wesprzyj nas już teraz!


Skąd się wziął „błękitny wieloryb”?

Motyw błękitnego wieloryba w postaci szeregu hasztagów i słów kluczowych stał się popularny w specyficznych  grupach na rosyjskich portalach internetowych, skupiających osoby – nawet jeśli nie zaburzone, o skłonnościach autodestrukcyjnych i samobójczych – to zafascynowane taką tematyką. Prawdziwa panika rozpoczęła się artykułem Galiny Mursaliew na portalu „Nowaja Gazeta” z 16 maja 2016. Autorka opisała rzeczywiście trwające śledztwo związane z samobójstwem dwóch nastolatek, jednocześnie sugerując, że 130 innych samobójstw nastolatków w Rosji związanych jest z tą grą. Jedyną podstawą tego twierdzenia był fakt, że należeli do tej samej grupy  na VK.com  (Vkontakte, rosyjski odpowiednik facebooka).

 

Historia okazała się być medialna, zaczęły ją przeklejać, wzbogacając o kolejne szczegóły kolejne media, choć nie zabrakło głosów rozsądku i np. w samej Rosji portal Meduza zwrócił uwagę, że bardziej prawdopodobne jest wyjaśnienie, że pewne społeczności internetowe przyciągają osoby depresyjne, o skłonnościach autodestrukcyjnych i samobójczych, stąd nagromadzenie takich osób na tym konkretnym forum.

 

Był to jednak moment rozpoczęcia kariery przez słowa kluczowe i hasztagi związane z błękitnym wielorybem. Co możemy aktualnie znaleźć w mediach w związku z tym tematem?

 

Powielane bezrefleksyjnie przez kolejne media doniesienia z Izwiestii – wpierw w mediach rosyjskich – rozlały się następnie na inne kraje. Doniesienia powieliły m.in. aol.com, Huffington Post, niedawno polskie blogi parentingowe i „Gazeta Wyborcza”.

 

Jaki jest tego rezultat? Przede wszystkim – gra się pojawiła. Nie jest to rodzaj gry, którą można sobie zainstalować ściągnąwszy z AppStorte czy Google Play, ale trzeba wiedzieć gdzie wejść, by poszukać sobie „kuratora”. Takich miejsc jest wiele, to nie jest jedna gra z konkretnym autorem. Choć stosunkowo łatwo znaleźć kogoś kto zgadza się na bycie „kuratorem”, przy żadnej z dziennikarskich prowokacji nie doszło do namawiania do samobójstwa. Szczegółowe omówienie zagadnienia można znaleźć w artykule pana Marcina Napiórkowskiego (mitologiawspolczesna.pl).

 

Błędne koło

W chwili obecnej mamy do czynienia z błędnym kołem. Słowa kluczowe i hasztagi związane z błękitnym wielorybem są ze względu na popularność masowo produkowane (głównie przez boty), by przyciągnąć odbiorców w różne zakątki internetu, generując ruch na konkretnych stronach, co z kolei zapewnia ich właścicielom zarobki. Dodatkowo mnożą się grupy, których administratorzy zarabiają na reklamach pokazywanych spragnionych sensacji użytkownikom. Poza początkowym zainteresowaniem w hermetycznych kręgach rosyjskojęczycznej młodzieży słowa kluczowe rozpowszechniły się po wielu krajach – w tej chwili też w Polsce. Ruch jest generowany teraz przede wszystkim przez zainteresowaną zjawiskiem młodzież i spanikowanych rodziców. Zwiększa to popularność słów kluczowych, błędne koło się zamyka.

 

Skutki paniki medialnej

Co ciekawe, krajem w którym nie wszyscy dali się wciągnąć w histerię „gry, która zabija nasze dzieci” jest Bułgaria. Oto co mówi Georgi Apostolow z organizacji  Safer Internet Centre w Bułgarii w rozmowie z Anne Colier z netfamilynews: „Apostolow powiedział mi, że to jest manipulacja, która może rzeczywiście wpłynąć negatywnie na rodziców oraz wrażliwe dzieci. (…) Apostolow napisał: „Obawiam się, a nasz internetowy helpline już dostał szereg takich zgłoszeń, że nastolatkowie z tendencjami autodestrukcyjnymi i samobójczymi będą wykorzystywać tę manipulację jako usprawiedliwienie, by nie mówić o swoich prawdziwych problemach” – (za netfamilynews.org).

 

W Polsce widzimy już pierwsze ofiary histerii rozpętanej przez nieodpowiedzialnych dziennikarzy.  Po publikacji i rozpowszechnieniu, w dodatku w tonie sensacji wieści o grze, która zabija, pojawiły się pierwsze dzieci, które okaleczyły się wykorzystując popularyzowany motyw. Została w to wciągnięta np. Prokuratura Krajowa, cytuję: „Wszystkie osoby, które zauważą niepokojące zachowania swoich dzieci w związku z korzystaniem przez nie z gry „niebieski wieloryb”, proszone są o kontakt z Prokuraturą Okręgową w Szczecinie lub z najbliższą jednostką prokuratury lub Policji.” Jak słyszę – także MEN i kuratoria. Jak sądzę możemy wskutek tego spodziewać się narastającej paniki wśród rodziców.

 

Jeżeli medialna histeria nie zostanie ukrócona, możemy spodziewać się nasilenia przypadków samookaleczeń wśród dzieci i nastolatków. Podzielam obawę pana Apostolowa, że szczególnie wrażliwe dzieci o skłonnościach będą wykorzystywać ten motyw, by uniknąć rozmowy o rzeczywistych problemach i ukrywać się za wytrychem „gra mi kazała”. 

 

Prawdziwy problem

Możemy oczywiście spróbować ustawowo zakazać gry, która de facto nie istnieje i ścigać sądownie osoby z nią związane. W Rosji były takie próby w stosunku do administratora jednej z takich grup, jednak zaniechano dalszego drążenia z powodu braku dowodów. Powiedzmy sobie jeszcze raz – gra nie istnieje – w tym sensie, że nie ma firmy, która by ją wydała, sprzedawała. Są coraz liczniejsze grupy i  osoby oferujące bycie „kuratorem” na podstawie informacji krążących po internecie przeprowadzających przez kolejne dni wyzwań. Im większa panika i im większe zainteresowanie słowami kluczowymi – tym liczniejsze.

 

Prawdziwy problem jednak tkwi w czymś innym. Dzieci zaczynają korzystać z dostępu do internetu w momencie, gdy otrzymują swój pierwszy smarfon. To on staje się podstawowym sposobem dostępu do internetu polskich dzieci i młodzieży. Rodzice nad tym nie mają praktycznie żadnej kontroli i nie są nią często zainteresowani. Świadczy o tym choćby frekwencja na wykładach dla rodziców poświęconych młodzieży i internetowi.

 

Jednocześnie brakuje edukacji medialnej. Brakuje mądrego korzystania z mediów. Dzieci, młodzież  (i dorośli) nie zdają sobie sprawy np. że nieustanne korzystanie ze smartfonu może prowadzić do problemów – np. do zaburzenia nazywanego FOMO (fear of missing out), czy do zaburzeń snu. Ogrom dzieci i młodzieży (zwłaszcza z małych miejscowości) korzysta wciąż ze smartfonów i internetu z nudów, bo nie mają pomysłu, co robić w realnym świecie.

 

Badania prof. Jacka Pyżalskiego (saferinternet.pl) pokazują, że młodzież mająca pasje, zainteresowania, przyjaciół korzysta z internetu i smartfonu jako naturalnego uzupełnienia działań w świecie rzeczywistym. Z kolei młodzież z problemami (depresyjna, z tendencjami do zachowań autodestrukcyjnych) korzysta z internetu jako miejsca uzyskiwania wsparcia. Taka młodzież często zaczyna trafiać na strony, fora, grupy, w których poznaje młodzież równie zaburzoną, która niejako napędza się w patologicznych zachowaniach. (Badania powiązań między grupami promującymi anoreksję, samookaleczenia i samobójstwa omawiała np. na konferencji Saferinternet w 2015 roku niemiecka organizacja  jugenschutz.net).

 

Z kolei z badań Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej wynika, że podstawowym czynnikiem zabezpieczającym dzieci i młodzież przed podejmowaniem zachowań ryzykownych (w tym autodestrukcyjnych) jest dobry kontakt z rodzicami. W praktyce oznacza to, że rodzice rozmawiający z dziećmi o ich problemach są najlepszym zabezpieczeniem przed zjawiskami typu „niebieski wieloryb”.  Z drugiej strony każdemu rodzajowi dzieci i młodzieży potrzebna jest edukacja medialna. Nie tylko w zakresie problemu uzależnienia od internetu, lecz np. weryfikacji informacji znalezionych w internecie (tej edukacji jak widać na omawianym przykładzie potrzeba też potężnej grupie polskich dziennikarzy, urzędników i funkcjonariuszy), a także np. głupocie brania udziału w różnego rodzaju wyzwaniach, tzw. challenges.

 

Błękitny wieloryb to przecież seria wyzwań, bazujących na zasadzie zaangażowania i konsekwencji (tu odsyłam do książki „Wywieranie wpływu na ludzi” R. Cialdiniego).  I właśnie to – edukacja medialna pozwalająca na samodzielne rozpoznawanie i ocenianie zagrożeń i manipulacji – powinna być przedmiotem troski.

 

Fascynacja śmiercią, niebezpiecznymi wyzwaniami, cięcie się – to problemy które istnieją wśród młodzieży (też polskiej) od lat. Błękitny wieloryb stał się zaledwie dodatkowym motywem włączonym w ten trend. Zajmijmy się raczej tym, co popycha dzieci i młodzież do takich zachowań, niż skupieniem na jednej nieszczęsnej grze.

Bogna Białecka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 004 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram