22 listopada 2012

Ewolucjonizm zmierza do unicestwienia człowieka

24 listopada 1859 Karol Darwin opublikował „O powstaniu gatunków na drodze doboru naturalnego”. Teorie Darwina, zaprzeczając istnieniu Boga i podważając porządek naturalny, ­oznaczają zgodę na „kulturę śmierci”, tożsamą z unicestwieniem człowieka.


Karol Darwin (1809-1882) urodził się w zamożnej angielskiej rodzinie. Studiował nauki przyrodnicze na uniwersytetach w Edynburgu i Cambridge. Jeszcze jako młody chłopak odbył niemal pięcioletnią podróż dookoła świata (1831-1836), w trakcie której obserwował faunę i zbierał jej okazy.

Wesprzyj nas już teraz!

Wbrew powszechnej opinii, podróż owa nie zmieniła nastawienia Darwina wobec Boga. Na przykład, ujrzawszy brazylijski las, powiedział: Nie sposób wyobrazić sobie uczuć zachwytu i nabożeństwa, jakie przepełniają i oczarowują duszę. Pamiętam, że zyskałem przekonanie, iż człowiek to coś więcej niż tylko ciało.

Kiedy ponad dwadzieścia lat później przyrodnik Alfred Russel Wallace (1823-1913) pokazał Darwinowi książkę zawierającą myśli zbliżone do jego własnych, którą Wallace zamierzał ogłosić drukiem, zmobilizowało to Darwina do odszukania starych notatek, uporządkowania ich i opublikowania. Tak oto, 150 lat temu, światło dzienne ujrzała praca zatytułowana O powstawaniu gatunków.

 

Zwrot przeciw chrześcijaństwu

Jednak w momencie wydania swego opus magnum Darwin był już kimś zupełnie innym. Wychowany w duchu protestanckim resztki wiary stracił między rokiem 1836 a 1839. W swej autobiografii opowiada, jak odwrócił się od biblijnego Boga. Wyznanie tego odstępstwa było tak szokujące, że jego potomkowie zakazali dalszego rozpowszechniania książki. Została ona wydana ponownie dopiero w roku 1958. Czytamy w niej: Z trudem mogę zrozumieć, jak ktoś może pragnąć, aby chrześcijaństwo było postrzegane jako prawda. Gdyby bowiem tak było, Pismo Święte wyraźnie wskazuje, że ludzie, którzy nie wierzą – to jest mój ojciec, mój brat i wszyscy moi najlepsi przyjaciele – zostaną ukarani na wieczność. Jest to doktryna godna potępienia.

Darwin wybrał relatywistyczny, mętny sentymentalizm. Krytykował uporządkowaną logikę moralności ewangelicznej, odrzucił odruchy duszy zainspirowane wspaniałą scenerią natury, zrozumiał bowiem, że były ściśle związane z wiarą w Boga. Wspominając młodzieńczy podziw dla brazylijskiego lasu wyznał: Dzisiaj nawet najwspanialsze obrazy natury nie wzbudziłyby we mnie żadnej refleksji ani uczucia tego rodzaju.

Wkrótce zaczął określać się jako agnostyk i złośliwie krytykować religię. W autobiografii znajdujemy następujące wyznanie: Stary Testament jest w oczywisty sposób fałszywy – wieża Babel, tęcza jako znak, itd. Skoro przypisuje on Bogu uczucia mściwego tyrana, nie jest wcale bardziej wiarygodny niż święte księgi Hindusów czy zabobony innych barbarzyńców. (…) Przestałem wierzyć w chrześcijaństwo jako Boskie objawienie.

Stopniowo porzucał ideę Boga osobowego, a nawet możliwość istnienia ostatecznej przyczyny świata: Stary argument celowości istnienia świata, który niegdyś wydawał mi się tak przekonywający, utracił zupełnie swą moc po odkryciu istnienia ­doboru naturalnego. (…) Nie wierzę, aby w zmienności bytów organicznych i w działaniu doboru naturalnego było więcej celowości niż w kierunku, w jakim wieje wiatr.

Człowiek i świat przyrody jawiły mu się zatem jako zwykłe produkty ślepego fatalizmu, który ewoluuje w stronę nieznanego. Siłą napędową owego postępu byłyby transformacje zachodzące w wyniku przypadkowych zdarzeń lub podyktowane potrzebą. Gatunki powstałe w efekcie tego procesu, czyli te, które osiągnęły wyższy poziom rozwoju, wyniszczałyby nieuchronnie gatunki mniej rozwinięte i słabsze.

Kryzys religijny, który doprowadził Darwina do odstępstwa od wiary i wrogości do chrześcijaństwa, przebiegał równolegle z wyjaśnianiem zasad ewolucjonizmu. Nie dziwi zatem, że u podstawy myśli Darwina i jego następców, „neodarwinistów”, leży nie bezstronne naukowe dociekanie, lecz postawa agresywnie antychrześcijańska.

 

Mroki tajemnicy


Jeden z dzisiejszych koryfeuszy darwinizmu, profesor Dominique Lecourt z paryskiej Sorbony, mówi: Darwin był w pełni świadomy, że odsuwa człowieka od centrum, zbliża go do zwierzęcia i doprowadza go do konfliktu z samym sobą. Darwin wyznał swojej bardzo pobożnej żonie, że jego teoria nie zgadza się z dogmatem chrześcijańskim. Wiedział, że wyprodukował bombę. I rzeczywiście jego teorie posłużyły do podminowania racjonalnej wizji stworzenia wszechświata i zburzenia rządzącego nim porządku.

Kluczową dla ewolucjonizmu teorię doboru naturalnego gatunków Darwin stworzył wespół z Alfredem Russelem Wallacem, który jednak zachował wiarę w nadrzędną inteligencję poprzedzającą ewolucyjną walkę i w roku 1862 zwrócił się w stronę spirytyzmu i okultyzmu. Darwin natomiast pozostał wierny materialistycznemu agnostycyzmowi. Jednak w używanym przezeń języku wyczuwa się próbę wyjaśnienia znanego nieznanym i tajemniczym. W dziele O pochodzeniu człowieka rozsnuwa on wizję pochodzenia istoty ludzkiej od jakiegoś dawno wymarłego gatunku małpy, który z kolei miałby wyewoluować prawdopodobnie od archaicznego torbacza; a ten ostatni byłby potomkiem jakiegoś nieznanego stworzenia płazopodobnego, pochodzącego od jeszcze mniej zidentyfikowanego zwierzęcia przypominającego rybę.

Im bardziej Darwin zagłębia się w przypuszczeniach na temat nieweryfikowalnych zjawisk, tym wyraźniej jego język zaczyna przypominać sformułowania jasnowidza czytającego w kryształowej kuli. W mrokach przeszłości możemy dojrzeć, że pierwszym przodkiem wszystkich kręgowców było prawdopodobnie wodne zwierzę wyposażone w skrzela, łączące w sobie obie płcie, o najważniejszych organach ciała (takich jak mózg i serce) rozwiniętych słabo albo w ogóle nierozwiniętych. Zwierzę to wydaje się przypominać larwy współczesnych żachw morskich.

 

Nieweryfikowalne przypuszczenia


Uczniowie Darwina próbowali nadać mrokom przeszłości, w których ich guru „czytał” z taką łatwością, naukowe podstawy. Do całej teorii dodali nawet, że u źródła istniała komórka, która pojawiła się cztery miliony lat temu, zwana LUCA (Last Universal Common Ancestor czyli ostatni wspólny przodek). Skąd jednak wzięła się LUCA? Z darwinowskiego współzawodnictwa między komórkami, nawzajem się eliminującymi – mówi Patrick Forterre z Sorbony. I dodaje, że LUCA miałaby zostać wyposażona w DNA w wyniku zapłodnienia przez jakiś wirus.

Ale skąd wziął się ów wirus oraz komórki likwidujące się nawzajem w procesie darwinowskiego współzawodnictwa? Tu pojawiają się dwa kolejne domysły uczniów Darwina. Według pierwszego z nich, żywe molekuły miał przynieść na Ziemię meteoryt, wedle drugiego, miałyby się one pojawić miliony lat temu w oazach życia, w pobliżu źródeł hydrotermalnych, w oceanach. Tam, na głębokości kilku tysięcy metrów, miało dojść do wycieku lawy wulkanicznej, co spowodowało bardzo wysokie temperatury i koncentrację soli. Próby odtworzenia w laboratorium owych „kotłów” z hipotetyczną hodowlą nie powiodły się.

 

Odmowa dyskusji naukowej


Liczni uczeni wskazują na nieścisłości i brak prawdopodobieństwa w ewolucyjnej układance. Opierając się na licznych badaniach w najróżniejszych dziedzinach nauk przyrodniczych utrzymują oni, że poważne i metodyczne studium organizmów żywych i struktury wszechświata zakłada istnienie inteligentnego projektu (ang. Intelligent Design), który poprzedza pojawienie się i zróżnicowanie istot żywych.

W nauce często pojawiają się teorie podważające powszechny consensus w jakiejś kwestii. Opozycje, rodzące się w ten sposób traktuje się jako bodziec do przetestowania ogólnie przyjętych tez i ich udoskonalenia. Jednakże ewolucjonistyczny establishment nieubłaganie prowadzi kampanię mającą na celu dyskwalifikację uczonych, którzy bronią inteligentnego projektu, uniemożliwiając im udział w naukowych sympozjach i dostęp do publikacji. Modelowym tego przykładem była międzynarodowa konferencja zatytułowana Biological Evolution, Facts and Theories, zorganizowana w tym roku przez Uniwersytet Gregoriański w Rzymie, jeden z największych katolickich ośrodków naukowych w stolicy chrześcijaństwa.

W konferencji wzięli udział najważniejsi piewcy ewolucjonizmu, w tym najbardziej wojujący ateiści i antychrześcijanie pokroju Richarda Dawkinsa. Jednocześnie nie wyrażono zgody na wystąpienie choćby jednego obrońcy inteligentnego projektu, chociaż prąd ten przyjmuje do pewnego stopnia zasady ewolucjonizmu.

Ewolucjonizm nie odpowiada na naukowe argumenty ID – gardzi nim jako uwspółcześnioną formą kreacjonizmu. Tymczasem teoria inteligentnego projektu bynajmniej się z kreacjonizmem nie identyfikuje, wydaje się za to rokować nadzieje na zgodę z ogółem nauk, w tym również ­teologią.

 

Radykalizacja postawy


Z dnia na dzień ewolucjonizm traci swych adeptów. Dziewiętnastowieczny entuzjazm dla bliżej nieokreślonego postępu mocno osłabł, a antychrześcijański rdzeń darwinizmu staje się coraz bardziej oczywisty. Wielu widziało w teorii Darwina tylko zbrojne ramię ateizmu – wyjaśnia oksfordzki filozof nauki, Thomas Lepelthier. Ten antyreligijny wymiar uczynił z darwinizmu przedmiot bezustannej polemiki. W wyniku owej dyskusji szerokie rzesze zasiliły szeregi kreacjonistów. W Stanach Zjednoczonych doszło do historycznych procesów sądowych w kwestii nauczania w szkołach kreacjonizmu w jego wersji biblijnej i naukowej. Znalazły one swój epilog w Sądzie Najwyższym.

Teoria kreacjonizmu budowana była w duchu protestanckim, bez udziału nauki Kościoła katolickiego, który zinterpretowałby biblijną opowieść o stworzeniu i określiłby dokładnie zakres, w którym obowiązują zasady nauk przyrodniczych i teologii. Znacznie ułatwiło to zadanie obrońcom ewolucjonizmu. Jednakże dyskusja ta wyraźnie pokazała, że z braku przekonujących argumentów darwinizm zaczyna odwoływać się do sądu, aby nauczanie swych teorii narzucić administracyjnie.

 

Ewolucjonizm progresywistyczny


W Kościele katolickim ewolucjonizm znalazł niezwykle podatny grunt w nurcie zwanym modernizmem, potępionym przez papieża św. Piusa X jako herezja. W encyklice Pascendi krytykuje on modernizm, ponieważ w jego doktrynie ewolucja jest niemal kapitałem. (…) Dogmat, Kościół, uświęcony kult, księgi, które czcimy jako święte, a nawet sama wiara (…) powinny podlegać prawom ewolucji (nr 25). Zgodnie z doktryną i machinacjami modernistów nic nie jest stałe, nic nie jest niezmienne w Kościele (nr 27). Błąd ten Ojciec Święty określił jako syntezę wszystkich herezji i nieskończone nagromadzenie sofizmatów, które powodują pęknięcia i zniszczenia w całej religii.

Po śmierci św. Piusa X moderniści powrócili do głosu, określając się mianem progresywistów. Wśród ich teologów wyróżnił się Piotr Teilhard de Chardin SJ, nieugięty zwolennik teorii Darwina zaangażowany w grubiańskie oszustwo, w którym szkielet małpy przedstawiano jako szkielet człowieka pierwotnego, zwanego człowiekiem z Piltdown.

W celu dopasowania ewolucjonizmu do doktryny katolickiej Teilhard de Chardin sięgnął po teologiczne sofizmaty i przesiąknięte panteizmem sformułowania nie mniej zawiłe niż darwinowskie. Bóg to dlań siła, która realizuje się poprzez ewolucję wszechświata. Ten zainkubowany w przyrodzie Bóg wyekstrahował człowieka z małpy i kieruje go ku przyszłej boskości.

Stąd, wedle progresywistów, przedmiotem religijnej czci stał się człowiek, gdyż dalsze jej oddawanie transcendentnemu i osobowemu Bogu, jako wymysłowi średniowiecza, czyli niższego etapu ewolucji, straciło sens.

W praktyce doktryny owe znalazły swą realizację w swoistej „walce klas” między laikatem a hierarchią kościelną, w obalaniu tradycyjnych form pobożności, a przyjmowaniu obrzędów odzwierciedlających ową kosmiczną religijność i budowaniu odpowiadających jej świątyń. Moralność, asceza, doktrynalna ścisłość straciły wszelkie znaczenie.

 

Uczeń Darwina – Marks


Tak zwany naukowy ewolucjonizm Darwina stworzył sprzyjające warunki do rozwoju ewolucjonizmu społecznego, którego jednym z głównych ideologów był Karol Marks.

Dla uzasadnienia swych najbardziej zdehumanizowanych tez marksizm rozwinął teorie niezwykle zbliżone do darwinowskich, a „dobór naturalny” gatunków dostarczył znamion naukowości leninowsko-marksistowskiej „walce klas”.

Rozprawiając na kartach swego dzieła zatytułowanego O powstawaniu gatunków o „doborze naturalnym”, Darwin stwierdza, iż jako bezpośredni rezultat walki toczącej się w przyrodzie, której przejawami są głód i śmierć, najbardziej zadziwia rozwinięcie się zwierząt wyższych.

Marks rozumował w podobny sposób w odniesieniu do „walki klas” i ewolucji historycznej, czego dowód stanowią jego własne słowa z dziennika „New York Daily Tribune”: Klasy i rasy zbyt słabe, aby stawić czoła nowym warunkom życia powinny usunąć się z drogi. Wcześniej zaś pisał, że rasy najsilniejsze (rewolucyjne) powinny wypełniać swoją rolę, podczas gdy głównym zadaniem wszystkich innych ras i ludów, wielkich i małych, jest wymrzeć w rewolucyjnym holokauście. W wyniku tej walki miałby się narodzić nowy człowiek, komunista – najbardziej zaawansowane stadium rozwoju materii. Konsekwencją tych poglądów stało się najstraszliwsze ludobójstwo w historii, dokonane z przyczyn ideologicznych pretendujących do naukowości.

Oficjalnym ideologiem marksistowsko-leninowskiego ewolucjonizmu w stalinowskim ZSRR był Trofim Denisowicz Łysenko, który uważał się za naśladowcę Darwina i do doktryny komunistycznej zastosował darwinowską zasadę walki wszystkich ze wszystkimi. „Usprawiedliwił” w ten sposób czystki, rzezie i eksterminację całych klas i narodów. Zgodnie z ewolucjonistycznymi postulatami Łysenko przeprowadzał doświadczenia mające zmodyfikować rośliny i zwierzęta poprzez zmianę ich środowiska. Teoria jednak nie sprawdziła się, a sowieccy chłopi już nigdy nie mogli otrząsnąć się z koszmaru wywołanego tymi innowacjami – zauważa cytowany wcześniej profesor Lecourt.

Rosyjscy naukowcy, którzy oprotestowali oszustwa Łysenki, zostali zesłani na Syberię. Dziś symbolicznym tego odpowiednikiem jest moralne i propagandowe wygnanie, na jakie ewolucjoniści skazują wszystkich niezgadzających się z darwinowskim „dogmatem”.

 

Eugenika – córka ewolucjonizmu

Termin eugenika – wywodzący się z greki i oznaczający genetyczne ulepszenie – został ukuty przez matematyka i adepta teorii ewolucji (prywatnie kuzyna Karola Darwina) Francisa Galtona (1822-1911), który zainspirowany hodowlą zwierząt starał się stworzyć naukę służącą ulepszeniu rodzaju ludzkiego.

Ewolucjonizm społeczny szybko zaadaptował eugeniczną utopię. Obmyślono wiele metod „typowania” jednostek, kategorii i ras „upadłych” czy „niższych”, które powinno się odseparować, wyeliminować lub uniemożliwić im reprodukcję – tak, aby nie stanowiły przeszkody na drodze postępu społecznej ­ewolucji.

Czołowe miejsce w tym nieludzkim projekcie zajęły narody protestanckie. W roku 1907 amerykański stan Indiana nakazał sterylizację chorych psychicznie. Dwa lata później przepis ten zaczął obowiązywać w stanach Waszyngton, Kalifornia i Connecticut; w roku 1917 obowiązywał już w piętnastu stanach, a w roku 1955 – w trzydziestu trzech. W roku 1928 śladem tym podążyła Szwajcaria; w 1933 Dania (rozszerzając przepis o sterylizację przestępców), w 1935 Finlandia i Szwecja, a w 1937 Estonia.

 

Uczeń Darwina – Hitler


Z frenetycznym zapałem przyjął ewolucjonizm i eugenikę ruch nazistowski i – co ciekawe – okazał się wierniejszy darwinowskim zasadom niż marksizm. W roku 1933 naziści nakazali sterylizację osób cierpiących na dziewięć rodzajów chorób, wśród których znaleźli się niewidomi, alkoholicy i schizofrenicy. Szacuje się, że w III Rzeszy i na terenach przez nią okupowanych, dokonano 400 000 sterylizacji. Tajny dekret z roku 1940 zmuszał kobiety „ras niższych” do aborcji. Eksterminacja „niższych ras” oraz wysiłki podejmowane w celu stworzenia „rasy wyższej” – „czystego aryjczyka” są dobrze znane.

Oczywiście dzisiejsi zwolennicy Darwina deklarują ogromny żal z powodu przerażających konsekwencji, jakie zrodziła inspiracja nazizmu ewolucjonizmem. Nie ma jednak pewności, czy ich stanowisko byłoby takie samo, gdyby II wojnę światową wygrali Niemcy… W istocie bowiem eugenika oparta na ewolucjonizmie znacznie się po wojnie rozwinęła i obecnie stanowi bazę dla kampanii przeciw życiu. Pretekst jest nadal taki sam: uniemożliwienie narodzin dzieci z poważnymi wadami; dzieci stanowiących ciężar finansowy czy po prostu dzieci niechcianych.

 

Nowy Wspaniały Świat?


Śladem eugenicznej utopii podąża inżynieria genetyczna obiecująca „wyprodukować niemowlę doskonałe”, bez żadnych wad i chorób. Co więcej, dziecko to ma mieć niezwykle wysoki iloraz inteligencji, nieskazitelne cechy charakteru i piękny wygląd zewnętrzny. Według doktora Jacquesa Testarta, pioniera w stosowaniu metod zapłodnienia in vitro i obrońcy ewolucjonizmu, tendencja owa przygotowuje grunt pod wyhodowanie w laboratorium „nowej ludzkości”. Homo sapiens, aktualna prowizoryczna faza w ewolucjonistycznej kosmowizji rozwoju człowieka, zostanie zastąpiony przez nowego człowieka, którego można nazwać homo geneticus. Jak zaobserwował dziennikarz naukowy Michel Alberganti, marzenie o „dziecku doskonałym” prowadzi do prób stworzenia życia od początku do końca. A zatem prokreacja miałaby odtąd leżeć w gestii laboratoriów, a matka i ojciec nie braliby już w niej jakiegokolwiek udziału. Sytuacja taka stanowiłaby śmiertelny cios dla rodziny, gdyż zostałaby ona pozbawiona swego podstawowego celu. Przestałoby istnieć macierzyństwo, a Wcielenie Słowa stałoby się mitem. Czym będzie człowiek, który w tak radykalny sposób złamie Prawo Boże? Do kogo się zwróci w potrzebie czy w godzinie niepokoju? Perspektywy te są przerażające dla jednych i fascynujące dla drugich – mówi ­Alberganti.

Filozof nauki, Jean-Pierre Dupuy, bazując na ustaleniach australijskiego badacza Damiena Brodericka z uniwersytetu w Melbourne, przepowiada, że nadejdzie dzień, kiedy przypadek rządzący ewolucją zostanie zastąpiony sterowaniem przez człowieka. Dochodzimy tu do krańcowej sprzeczności: w oparciu o „ewolucję” odrzuca się Boga, jednak w szczytowym punkcie teorii ewolucjonizmu człowiek ma ambicję wzniesienia się ponad światem i zajęcia Jego ­miejsca.

 

Koszmar pomieszania gatunków


Wedle nieznających żadnych zahamowań ewolucjonistów życie wynalezione od początku do końca umożliwiłoby nam zanurzenie się w raju bioróżnorodności. Miałby on polegać na egalitarnej utopii, w której zniesione zostałyby granice między człowiekiem a pozostałymi organizmami żywymi, co zaowocowałoby wszelkiego rodzaju hybrydami: małpo-ludźmi czy roślino­­‑zwierzętami.

Richard Dawkins – cieszący się największym uznaniem współczesny rzecznik ewolucjonizmu – ubolewa nad faktem, iż nasza moralność i polityka zakładają (…), że separacja między człowiekiem a zwierzęciem ma być całkowita. Krytycznie wypowiadał się o działaczach pro-life sprzeciwiających się aborcji i eutanazji w oparciu o kryteria etyczne, jako o szczególnie godnych potępienia naśladowcach owego błędnego rozumowania.

Dawkins gani również katolików za wiarę, że człowiek ma w sobie niezmienną esencję. Ów esencjalizm jest głęboko sprzeczny z ewolucją – grzmi. Wyobraża on sobie perwersyjny raj, w którym wszystkie zwierzęta odbywałyby ze sobą stosunki seksualne, a człowiek mógłby się rozmnażać wespół z szympansem. Przyznaje, że ów „raj” – my nazwalibyśmy go pandemonium – nie istnieje, ale w przyszłości nauki biologiczne będą w stanie wypracować łańcuchy współzapładniania, logicznej kontynuacji ewolucji.

Dawkins przewiduje pierwszy ku temu krok: stworzenie w laboratorium chimery złożonej z równej w przybliżeniu liczby komórek człowieka i szympansa. Publiczna prezentacja takiej „chimery” miałaby na celu wywołanie skandalu i polemiki, dzięki którym ludzie oswoiliby się z ideą wspólnego życia z istotami obcymi dla porządku naturalnego. Przyznaję, że czuję dreszcz przyjemności, myśląc o chwili, w której zakwestionujemy to, co do tej pory wydawało się niepodważalne – dodaje współczesny Don Kichot darwinizmu.

 

Homo sapiens – gatunek wymarły

Przyjmując powyższe hipotezy obóz ewolucjonistyczny rozważa możliwość bliskiego „wymarcia” ludzkości w jej obecnym kształcie.

Amerykański ekolog Jared Diamond uzasadnia to powołaniem się na podstawowe „dogmaty” ewolucjonizmu, zgodnie z którymi w kolejnych fazach historii kolejne rodzaje hominidów zostawały wyparte przez gatunki na wyższym poziomie ewolucji. Teraz miałaby nadejść kolej na szóste wymarcie, czyli kres homo sapiens. Wszystkie wskaźniki biozróżnicowania świadczą o tym, że pociąg w kierunku szóstego wymarcia ruszył już pełną parą – mówi profesor Philippe Bouchet z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej w ­Paryżu.

Darwinizm rozwinął się w oparciu o hipotezy nieprawdopodobne, lecz pełne optymizmu. U kresu swego rozwoju kreśli on jednak chorobliwą i bluźnierczą perspektywę eksterminacji. Czyż nie jest to wizja bezlitosnego szaleństwa – najwyższej zbrodni, jaką byłoby wyeliminowanie z Ziemi człowieka, którego Bóg stworzył na Swój obraz i podo­bieństwo?

 

„Postczłowiek”


Darwiniści wyobrażają sobie, że człowiek unicestwi się własnymi rękoma. W ich mniemaniu nie będzie to jednak trudne do wyobrażenia zbiorowe samobójstwo – jak twierdzą „opóźnieni w ewolucji” – lecz skok jakościowy. Co to znaczy?

Wedle najbardziej nowoczesnych ewolucjonistów, dzięki postępom biotechnologii, ­jeszcze przed zbiorowym wyginięciem rodzaju ludzkiego pojawiłby się na Ziemi „postczłowiek”.

Filozof Jean-Michel Besnier z Sorbony wyjaśnia, że „postczłowiek” narodził się wraz z ideą uwolnienia się od determinizmu narodzin, wraz z pojawieniem się pigułki i dziecka z probówki. Wśród przyczyn tego zjawiska wymienia dodatkowo: wspomaganą prokreację, hodowanie zarodków w laboratorium i klonowanie człowieka. Postludzka utopia wskazuje na koniec naturalnej historii ludzkości, wykształconej na drodze ewolucji. Tak naprawdę utopia ta pragnie (…) przejąć rolę natury. Besnier dodaje jeszcze, że prototyp [„postczłowieka” – L.D.] to cyborg, jaki pojawił się w latach sześćdziesiątych, (…) organizm biomechaniczny wyposażony w protezy, żyjący w warunkach pozaziemskich, obdarzony zdolnościami wykraczającymi poza ludzkie ograniczenia. Cyborg – nowa istota, która nie będzie już ewoluować zgodnie z prawami istot żywych.

Pisarze przyglądający się eksperymentom w laboratoriach nanotechnologii, sztucznej inteligencji i cybernetyki zadają sobie pytania, jakież to nieludzkie istoty będą następcami człowieka i wyobrażają sobie skrajnie dziwne formy życia. Ale cały ów tłum na poły biologicznych robotów bez wątpienia zniknie, gdy zabraknie ludzi, aby je naprawiać. Chyba że założymy, iż wstąpi w nie jakiś duch pełniący funkcję sztucznej inteligencji.

Trudno się oprzeć przekonaniu, iż wymysły te wydają się zrodzonym w otchłani piekieł marzeniem o udaremnieniu planu, jaki przewidział dla ludzkości jej Stworzyciel.

Abyssus abyssum invocat (Przepaść przepaści przyzywa) – mówi Pismo Święte słowami Psalmu 41 (wers 8). Paplanina o „postczłowieku”, najwyższym produkcie ewolucjonizmu maskuje strach przed myślą o unicestwieniu rodzaju ludzkiego przez ostateczne odrzucenie Boga – logiczną konsekwencję „kultury ­śmierci”.

 

Naturalny postęp


Po przebyciu w wyobraźni powyższej drogi rodem z najgorszego koszmaru poczułem, że muszę znaleźć ukojenie dla duszy w czymś, co odwoływałoby się do pełnego harmonii rozwoju, jaki Boża Opatrzność przewidziała dla człowieka i wszechświata. Znalazłem to kontemplując figury zdobiące francuskie katedry gotyckie: Beau Dieu z Amiens, Matkę Boską z Chartres, Śmiejącego się anioła z Reims – całą miriadę świętych i aniołów, których wyobrażenia wykute w kamieniu w czasach gorącej wiary zdobią owe godne podziwu miejsca będące artystyczną syntezą katolickiej wizji wszechświata.

Postaci owe, tak w pełni ludzkie, a zarazem tak świetliście nadnaturalne, mogły zostać powołane do istnienia dlatego, że ich twórcy w codziennym życiu byli w stanie zaobserwować ludzi, stanowiących żywy przykład takiego bogactwa osobowości. Te twarze – poważne i uśmiechnięte, surowe i łagodne – objawiają pełnię rozwoju możliwości zarówno duszy, jak i ciała, właściwą ludziom kroczącym drogą ku niebieskiej chwale, w poszukiwaniu tego, co najbardziej szlachetne na tej ziemi, dążąc do przyszłej doskonałości w Niebie. Tak właśnie przebiegał triumfalny pochód chrześcijaństwa na przestrzeni wieków.

Opuściwszy mroki pogaństwa, pokonawszy przeszkody i słabości, naprawiwszy błędy, cywilizacja chrześcijańska doprowadziła do nagromadzenia w duszach niewysłowionych skarbów pokoju, szlachetności, piękna, harmonii oraz doskonałości moralnej. Skarby te wskazywały ponadto na kierunek pełnej realizacji najszlachetniejszych pragnień duszy.

Ów średniowieczny pochód został gwałtownie przerwany za sprawą procesu rewolucyjnego – postulującego gnozę, egalitaryzm i zmysłowość – który przyniósł wynaturzone zjawiska w rodzaju siejącego zniszczenie darwinizmu.

Oto dwie przeciwne drogi, dwa diametralnie różne kierunki.

Podczas objawień w Fatimie Matka Boska poprosiła ludzi, aby zeszli z drogi prowadzącej w przepaść, w którą zostaną strąceni, jeśli się nie opamiętają.

Średniowieczne figury ukazują ogromną radość, jaka czeka tych, którzy wybiorą drogę przeciwną: drogę pokuty, modlitwy i triumfu Niepokalanego Serca Maryi.

Luis Dufaur

 

 

 


Artykuł opublikowany został w 11 nr. dwumiesięcznika „Polonia Christiana”. Magazyn jest dostępny  na stronach ksiegarnia.piotrskarga.pl i epch.poloniachristiana.pl.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie