22 marca 2018

„Czarne marsze”– lewicowa mobilizacja vs. interesy „prawicy”

(źródło: tvn24.pl, tvp.pl)

Kolejna batalia o życie nienarodzonych dzieci pokazuje nam nie tylko ogromną obłudę, jaką w sprawie obrony życia prezentuje zdecydowana większość obozu władzy i opozycji. Dzięki niej możemy poznać również prawdziwe oblicze dziennikarzy, którzy nazywają się bądź są postrzegani jako „prawicowi”.

 

10 stycznia w Sejmie RP miały miejsce pierwsze czytania dwóch obywatelskich projektów: „Zatrzymaj Aborcję” przygotowanego przez obrońców życia oraz „Ratujmy Kobiety” autorstwa przedstawicieli skrajnej lewicy. Tego właśnie dnia okazało się po raz pierwszy, kto jest naprawdę zainteresowany losem dzieci nienarodzonych. Elektroniczne media „prawicy” długo o sprawie milczały, nie relacjonowały debaty i tak zapewne by pozostało, gdyby nie niespodziewany prezent, jaki „prawicowi” dziennikarze dostali od opozycji. Chodzi o wykluczenie ze struktur Platformy Obywatelskiej dzień po głosowaniach w sprawie aborcji trojga posłów: Joanny Fabisiak, Marka Biernackiego i Jacka Tomczaka. Powód: „dopuścili się” złamania dyscypliny partyjnej podczas głosowania w sprawie odrzucenia projektu feministycznej ustawy „Ratujmy Kobiety”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Totalna opozycja totalnie rozbita” – poinformował z dumą prowadzący 11 stycznia główne wydanie „Wiadomości” TVP redaktor Krzysztof Ziemiec. W zaprezentowanym materiale nie przedstawiono żadnych szczegółów dotyczących projektu „liberalizującego” prawo aborcyjne. Ani razu nie wspomniano też, że dzień wcześniej Sejm głosował nad projektem „Zatrzymaj Aborcję”. Widzowie mogli za to kilkukrotnie usłyszeć sformułowanie „totalna część opozycji” oraz wypowiedzi przedstawiające polityków PO jako hipokrytów, którzy „chodzą na czarne marsze”, a potem odrzucają projekt feministek.

 

Po kilku dniach temat „przestał grzać”. W efekcie wśród polityków Zjednoczonej Prawicy oraz tzw. prawicowych dziennikarzy zapadła zmowa milczenia w sprawie aborcji. Projekt „Zatrzymaj Aborcję” trafił do sejmowej zamrażarki i nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, kiedy zostanie z niej wyciągnięty.

 

Swoisty przełom nastąpił dopiero 14 marca, kiedy o los dzieci poczętych upomnieli się biskupi. Apel hierarchów polskiego Kościoła przyniósł efekt i doczekaliśmy się działań ze strony posłów. Jeszcze w poniedziałek (19 marca) niektórzy łudzili się, że sprawa w końcu nabierze tempa i posłowie tzw. Zjednoczonej Prawicy zatrzymają rzeź dzieci, które są mordowane w polskich szpitalach li tylko dlatego, że są podejrzane (sic!) o chorobę. Niespodziewane włączenie obywatelskiego projektu „Zatrzymaj Aborcję” pod obrady Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz jego pozytywne zaopiniowanie przez zdecydowaną większość zasiadających w niej posłów wywołało radość wszystkich obrońców życia. Z drugiej strony zaktywizowali się samozwańczy „obrońcy praw kobiet”, będący w rzeczywistości ideologicznymi spadkobiercami wszelakich doktryn lewicowych, od Marksa i Engelsa, przez Lenina i Stalina po Hitlera, który jako pierwszy zalegalizował na ziemiach polskich tzw. aborcję na życzenie.

 

We wtorek (20 marca) sprawa dalszych sejmowych prac nad poprawą standardów ochrony życia zdawała się być ostatecznie przesądzona, co w rozmowie z PCh24.pl potwierdzili posłowie zasiadający w Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Większość z nich na zadane przez nas pytanie dotyczące terminu dalszych prac nad projektem „Zatrzymaj Aborcję”, odpowiedziała: „Najprawdopodobniej już w najbliższą środę”. Na ten dzień było zaplanowane bowiem posiedzenie Komisji. Wystarczyło jednak niecałe 20 godzin, aby nadzieje zostały zmiażdżone, a interes partyjny znowu okazał się ważniejszy od bezbronnych dzieci.

 

W środę po godzinie 11:00 na stronie internetowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny pojawiła się informacja, że zaplanowane posiedzenie, na którym posłowie mieli złożyć wniosek o zaopiniowanie projektu „Zatrzymaj Aborcję” i skierowanie go do drugiego czytania… zostało odwołane. To samo stało się z posiedzeniem komisji, które miało odbyć się w czwartek. Zamiast tego poinformowano, że dojdzie do wspólnych obrad dwóch komisji, co automatycznie oznaczało, że zakaz aborcji eugenicznej wraca do „sejmowej zamrażarki”. Ostatecznie „nowe” posiedzenie również zostało odwołane.

 

A jak do całej sprawy podchodzą dziennikarze stacji na pozór znajdujących się po przeciwnych stronach ideologicznej barykady, czyli TVP oraz TVN? W głównym wydaniu „Wiadomości”, czyli najważniejszym programie informacyjnym telewizji publicznej w okresie od 18 do 21 marca sprawie aborcji poświęcono dokładnie… 0 sekund. Z kolei w głównym wydaniu „Faktów” TVN codziennie bombardowano widzów informacjami o nadchodzącym „piekle kobiet”.

 

Co, zdaniem redakcji „Wiadomości”, okazało się ważniejsze od życia niewinnych dzieci? 18 marca (niedziela) poinformowano widzów, co można jeszcze zrozumieć (zrozumieć – nie usprawiedliwić), m.in. o zwycięstwie Kamila Stocha w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w skokach narciarskich i o wyborach prezydenckich w Rosji. Dlaczego jednak „Terapia Kolorami” okazała się ważniejszym tematem niż zorganizowane przez lewicę pod kuriami biskupimi protesty, podczas których wymachiwano wieszakami i domagano się „aborcji na życzenie”? Odpowiedź na to pytanie znają chyba tylko dziennikarze TVP.

 

Zupełnie odmienne podejście zaprezentowali reporterzy „Faktów” TVN. W materiale zatytułowanym „NIE dla zmian” dominowały feministki (reprezentujące rzekomo wszystkie kobiety), którym „nikt nie będzie mówił, co mają robić ze swoim ciałem”. Manifestacje, w których udział wzięło łącznie około 400 osób, przedstawiono niczym „marsz miliona” sugerując wprost, że obrońcy życia stanowią margines, a brak „aborcji na żądanie” jest wyznacznikiem polskiej zaściankowości i totalnej dominacji Kościoła nad Polakami, czemu feministki mówią „NIE”.

 

Media „dobrej zmiany” odporu tym skandalicznym hasłom nie dawały również w następnych dniach. Temat zakazu aborcji eugenicznej okazał się dla redakcji „Wiadomości” nieistotny i dlatego oglądającym zaserwowano materiały dotyczące organizowanych przez Polskę Mistrzostw Świata U20 w piłce nożnej czy też nowości programowych w telewizji publicznej.

 

A „Fakty” TVN? Tamtejsi specjaliści od podgrzewania antykościelnych nastrojów nie odpuścili i nadal grzali temat. „Bój o aborcyjne prawo! Czy matka będzie musiała przejść przez piekło narodzin ciężko i nieodwracalnie uszkodzonego płodu?” – pytała dramatycznym tonem w poniedziałek red. Anita Werner dodając, że poniedziałkowa debata była „pełna koszmarów z życia wziętych”. We wtorek w materiale przygotowanym przez Macieja Knapika poinformowano, że w piątek odbędą się kolejne antyrządowe protesty, „tym razem dotyczące aborcji”. Z kolei w środę temat zakazu aborcji otwierał wieczorne wydanie „Faktów”.

 

„Episkopat jest zaniepokojony, PiS zmieszany, a protestujący zdeterminowani” – oznajmiła Werner. Zapowiedziany przez nią materiał rozpoczął się od… „strajku studentów” sprzeciwiających się zakazowi aborcji eugenicznej, których „niedobra” policja powstrzymała przed „wejściem” do budynku kurii. Poinformowano w nim również, że w piątek odbędą się kolejne „radykalne” protesty, a ich uczestnicy zapowiadają „okupację Uniwersytetu Warszawskiego”.

 

„Uspokojenie” przyszło dopiero w czwartek. Tego dnia w głównym wydaniu „Faktów” nie pojawiła się ani jedna wzmianka na temat „piekła kobiet” i przygotowywanych „czarnych protestów”. Ale, jak mówi rymowanka, jeśli TVN nie może, to „Gazeta Wyborcza” dopomoże. I tak oto w czwartkowym wydaniu dziennika Adama Michnika pierwsza strona została opatrzona ilustracją „czarnej parasolki” z podpisem „DOŚĆ TEGO! IDZIEMY NA ULICĘ” i informacją, gdzie i kiedy rozpocznie się zapowiadana manifestacja zwolenników mordowania dzieci poczętych. „Rząd chce, żeby Polki były zmuszane przeżywać tragedie, których można uniknąć. Chce skazać kobiety na tortury” – napisano. Pismo ponowiło ten manewr również i w piątkowym wydaniu.

 

Zachowanie TVN i „Gazety Wyborczej” nie dziwi. Poglądy pracujących tam dziennikarzy są znane, a oni sami nie silą się na obiektywizm. Dlaczego jednak o ważnym problemie milczy telewizja publiczna, będąca rzekomo „naszą, prawicową”? Tak wypełnia misję publiczną, zakładającą również szacunek dla chrześcijańskich wartości? Trudno nie podejrzewać, że jest to efekt odgórnego „prikazu” płynącego z ulicy Nowogrodzkiej. A może dziennikarze TVP milcząc w tej sprawie dają do zrozumienia, jaki jest ich – oraz polityków obozu rządzącego – stosunek do aborcji?

 

Lewicowe media ogłosiły mobilizację i skrzykują ludzi pod kurie biskupie i kościoły. Nie jest ważne, ile osób rzeczywiście pojawi się na tych demonstracjach, ponieważ lewackie media i tak przedstawią protesty jako ogromny sukces frekwencyjny, który już niedługo przyniesie ostateczne zwycięstwo postępu, feminizmu i ruchów antykościelnych. Co z kolei robić zdecydowana większość „prawicowych mediów”? Milczy i czeka, bo być może sprawa sama jakoś się rozwiąże. Bo mówienie czegokolwiek w tej sprawie mogłoby zaszkodzić partii i jej sondażom.

 

A przecież sprawa nie rozwiąże się sama, lewica nie odpuści, a każdy kolejny dzień zwłoki rządzących w sprawie projektu „Zatrzymaj Aborcję” będzie oznaczał śmierć kolejnych dzieci podejrzewanych o chorobę!

 

Warto na koniec przywołać „argumenty” powtarzany często przez „prawicowych” dziennikarzy głoszących, że rząd czeka na „odpowiedni czas”, aby wprowadzić zakaz aborcji eugenicznej. Ich zdaniem pochopna decyzja spowoduje, że feministki wyjdą na ulicę. Czyż jednak takie myślenie nie zaprowadziło owych dziennikarzy w ślepą uliczkę? Wszak rozwścieczeni lewacy już wychodzą na ulice i dalej będą tak postępować. Po drugie: niechby ich wyszło nawet 5 milionów – czy jest to wystarczający powód do wydania zgody na barbarzyńskie zamordowanie niewinnego dziecka? Po trzecie i chyba najważniejsze: kiedy na ulicach polskich miast protestowano w sprawie sądów czy przywilejów emerytalnych esbeków, nikt z rządzących ani z posłusznych im dziennikarzy nie widział w tym problemu. Władza mogła wówczas liczyć na pełne poparcie „prawicowych” dziennikarzy i nikt nie wyrażał obaw, że z powodu protestów władza straci w sondach.

 

Drugi „koronny” argument głosi, że wprowadzenie zakazu aborcji sprawi, że gdy do władzy w Polsce dojdą przedstawiciele lewicy, to „zliberalizują przepisy” i wprowadzą „aborcję na życzenie”. Po pierwsze: lewica i tak to zrobi po ewentualnym dojściu do władzy niezależnie od tego, czy zakaz aborcji eugenicznej zostanie teraz przegłosowany czy też nie. Po drugie zaś: nawet jeśli Zjednoczona Prawica miałaby przegrać kolejne wybory to wprowadzając zakaz aborcji eugenicznej przyczyni się do uratowania kilku tysięcy dzieci poczętych! I to właśnie byłby prawdziwy powód do chluby. Ale priorytetem władzy i posłusznych jej mediów wydaje się dziś być coś zupełnie innego.

 

 

Tomasz D. Kolanek

 

 ***

 

W piątek 23 marca „Wiadomości” TVP w końcu zauważyły, że w Polsce rozgrywa się batalia o życie dzieci. Niestety, oglądając zaprezentowany materiał można było odnieść wrażenie, że dramat dzieci poczętych zagrożonych aborcją stanowił tylko i wyłącznie kolejny pretekst do utwierdzenia widzów w przekonaniu, że rząd Zjednoczonej Prawicy jest wspaniały, a opozycja i jej zwolennicy to grupa zdegenerowanych i w dodatku mało rozgarniętych oszołomów.

 

Skąd taki wniosek? Po pierwsze: w materiale wypowiadał się marszałek Senatu Stanisław Karczewski. – (Projekt ustawy – red.) w tej chwili jest na etapie prac sejmowych. Poczekajmy, jakie będą wyniki prac w Sejmie – powiedział polityk. O jakie prace chodzi, skoro Komisja Polityki Społecznej od 10 stycznia nie chce nawet słyszeć o zakazie aborcji eugenicznej? Tego z materiału „Wiadomości” nie dowiedzieliśmy się. Kiedy poznamy wyniki tych prac? O tym też nikt w materiale nie wspomniał.

 

To jednak nic w porównaniu z tym, co telewizja publiczna zaprezentowała nam później. W materiale pojawiła się bowiem wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek, która w blasku telewizyjnych kamer nakleiła (dokładnie zrobił to jakiś niezidentyfikowany pan) kartkę z wynikami głosowania w sprawie feministycznego, proaborcyjnego projektu… „Ratujmy Kobiety” na plakacie reklamującym „Czarny Piątek”, zawieszonym na drzwiach sejmowego biura PiS. Można, a nawet należy w tym miejscu zapytać: ile dzieci poczętych udało się uratować pani Mazurek i tzw. Zjednoczonej Prawicy dzięki tej „błyskotliwej akcji”? I jeszcze jedno: skoro Pani wicemarszałek to tak zapalona obrończyni życia, to dlaczego nie rozpoczęła prac nad projektem, będąc jeszcze przewodniczącą Komisji Polityki Społecznej i Rodziny?

 

 

TK

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie