3 lipca 2017

Co dalej z Kongregacją Nauki Wiary?

(fot. REUTERS / FORUM)

Co mówi nam decyzja papieża o odwołaniu kardynała Gerharda Muellera? O czym świadczą nadzwyczajne okoliczności, w których niemiecki hierarcha pożegnał się z urzędem? I wreszcie – kim jest jego następca, hiszpański jezuita obejmujący właśnie jedno z najważniejszych stanowisk w Kościele?


Stało się. Powtarzane w Watykanie od pół roku plotki okazały się prawdziwe – kardynał Gerhard Ludwik Mueller nie będzie już prefektem Kongregacji Nauki Wiary, dawnego Świętego Oficjum. Współpraca niemieckiego duchownego i papieża od dawna nie wydawała się owocna, kardynał Mueller wielokrotnie występował bowiem w mediach krytykując biskupów, którzy interpretowali adhortację Amoris laetitia w sprzeczności z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. Wydaje się jednak, co opisywaliśmy na PCh24.pl, że papież, choć oficjalnie trwa w milczeniu, wspiera właśnie tę krytykowaną przez byłego szefa KNW grupę purpuratów. Stąd pewnie wzięły się plotki, które tym razem okazały się prawdziwe.

Wesprzyj nas już teraz!

Kim był kardynał Mueller?

Zdymisjonowanego kardynała nikt nie określał mianem „pancernego”, jak jednego z jego poprzedników, Josepha Ratzingera. Mimo to uchodził on w mediach za konserwatystę i rzeczywiście wśród duchownych noszących dziś kardynalskie szaty pozostawał jednym z najbardziej powściągliwych w przyklaskiwaniu różnego rodzaju nowinkom. Mówił między innymi, że nie widzi powodu by katolicy „świętowali rocznicę Reformacji”, nazwał „niegodnym” synodalny dokument w którym zaproponowano uznanie „pierwiastków dobra” w związkach homoseksualnych, sprzeciwiał się diakonatowi kobiet, miał świadomość ogromnego kryzysu cywilizacji a także dostrzegał wkradający się do Kościoła relatywizm i przestrzegał przed nim katolików. Rugał też pozostałych niemieckich biskupów – gdy ci orzekli, że jako Kościół lokalny „nie są filią Rzymu”, kardynał przypominał im, że mają pozostać wierni papiestwu.

To wszystko mogło cieszyć konserwatystów. Ale kardynał Mueller jako szef jednej z najważniejszych instytucji w Kościele miał na koncie także wypowiedzi co najmniej niezrozumiałe. Ciepło mówił o teologii wyzwolenia (proponując zaliczenie jej do najważniejszych nurtów dwudziestowiecznej myśli katolickiej), gorąco chwalił soborową reformę liturgii utrzymując, że bez jej przeprowadzenia Zachód dotknęłaby jeszcze gorsza w skutkach laicyzacja, a także sprzeciwiał się nawracaniu na katolicyzm przybywających do Europy uchodźców z krajów islamskich.

Niezwykle intrygująca, bo zupełnie niejednoznaczna, była też postawa niemieckiego kardynała w trakcie dyskusji o Komunii Świętej dla rozwodników żyjących w nowych związkach. Już podczas synodu na temat rodziny wypowiadał się stanowczo za utrzymaniem dotychczasowego nauczania w tej kwestii. Ale gdy podczas drugiej sesji synodu pracował w niemieckojęzycznej podgrupie, nie zgłosił votum separatum do stanowiska opublikowanego przez tak progresywnie nastawionych hierarchów jak kardynał Kasper czy Marx. Dokument tej grupy został więc uznany za stanowisko podżyrowane przez szefa Kongregacji Nauki Wiary!

Kardynał Mueller po synodzie nadal jednak trwał przy sprzeciwie wobec Komunii Świętej dla rozwodników żyjących z nowymi partnerami. Gdy ukazała się Amoris laetitia, hierarcha wielokrotnie podkreślał, że nie widzi w niej nic zrywającego z dotychczasową nauką. Gdy coś takiego w adhortacji dostrzegali inni biskupi, Niemiec zdecydowanie (w miarę upływu czasu w coraz ostrzejszych słowach), zwracał uwagę, że nie może być mowy o różnych interpretacjach papieskiego dokumentu, gdyż Kościół jest jeden i nie zmienia nauki o małżeństwie. Ale chaos się potęgował – efektem tego były sygnowane nazwiskami czterech kardynałów dubia, skierowane zresztą tak do papieża jak i do Kongregacji Nauki Wiary. Wydawać by się mogło, że opublikowanie wątpliwości kardynałów to doskonała okazja, by KNW wydała oficjalny dokument potwierdzający dotychczasowe nauczanie i praktykę Kościoła w sprawie Komunii dla rozwodników żyjących w nowych rodzinach. Nic bardziej mylnego – kardynał Mueller zdecydowanie skrytykował bowiem autorów dubiów, cały czas krytykując jednocześnie tych duchownych, przeciwko działaniom których dubia zostały napisane!

Wydaje się jednak, że otoczenie papieża Franciszka jak i progresywnych interpretatorów jego nauczania bardziej obchodziły te wypowiedzi prefekta KNW, w których upierał się, że o Komunii Świętej dla rozwodników mowy być nie może.

Kim jest nowy prefekt?

Papież zdecydował więc o odwołaniu Muellera, choć formalnie nie tyle zdymisjonował go co raczej nie przedłużył kończącej się 2 lipca tego roku pięcioletniej kadencji. Ale taka decyzja i tak należy do niezwykłych – w Watykanie przyjęło się bowiem dziękować za posługę współpracownikom poprzedniego papieża w niedługim czasie po objęciu Stolicy Piotrowej przez nowego Ojca Świętego, albo przedłużać ich kadencje aż nie osiągną wieku emerytalnego, czyli 75 roku życia. Kardynał Mueller ma 69 lat – jego odejście musiało zatem wzbudzić sensację.

W miejsce Niemca papież zatrudnił dotychczasowego sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, pochodzącego z Hiszpanii arcybiskupa Luisa Ladarię Ferrera. O poglądach nowego prefekta nie wiadomo zbyt wiele, nie był on bowiem dotychczas częstym bywalcem mediów. Z pewnością jedną z najważniejszych danych pozwalających wyciągać wnioski co do jego charyzmatu, jest fakt przynależności arcybiskupa do zakonu jezuitów. Przypomnijmy, że jezuitą jest także papież Franciszek, a w dyskusjach o Amoris laetitia miażdżąca większość członków Towarzystwa Jezusowego którzy zabrali w tej sprawie głos wspierała linię Ojca Świętego, często w słowach dalekich od miłosiernych polemizując z tymi, którzy znaleźli w adhortacji powody do wątpliwości.

Wiadomo również, że arcybiskup Ladaria Ferrer został ponad rok temu temu powołany przez papieża na stanowisko szefa komisji badającej ewentualność utworzenia w Kościele posługi diakonis (komisja ma zakończyć pracę za kilka miesięcy), a także, że obejmując dziewięć lat temu funkcję sekretarza KNW udzielił wywiadu, w którym powiedział, że „nie lubi kościelnych ekstremistów”, ani tych ze strony modernistycznej, ani broniących tradycji.

Exodus konserwatystów

Watykaniści zauważają, że decyzją o odsunięciu kardynała Muellera papież Franciszek kończy budowę swojej autorskiej administracji – odwołał już bowiem z ważnych funkcji w Kurii Rzymskiej wielu nominatów Benedykta XVI. Wśród komentatorów panuje powszechna zgoda, że wielu z odwołanych uważano za konserwatystów.

Określenie to przylgnęło między innymi do jednego z pierwszych hierarchów usuniętych przez Franciszka, kardynała Mauro Piacenzy, który w wieku 69 lat został odwołany z funkcji Prefekta Kongregacji ds. Duchowieństwa, by objąć znacznie mniej wpływowy urząd Wielkiego Penitencjariusza. Jeszcze bardziej dosadna degradacja spotkała kardynała Raymonda Burke’a, który po odwołaniu (w wieku 66 lat) z funkcji prefekta Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej został patronem Suwerennego Zakonu Maltańskiego. Podobna droga, według nieoficjalnych informacji, miała stać się udziałem kardynała Muellera, proponowano mu ponoć objęcie funkcji patrona bożogrobców, ale odmówił.

Konserwatystą nazywano też kardynała Antonio Cañizaresa Lloverę, w 2014 roku odwołanego z funkcji prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Jego miejsce zajął jednak inny konserwatysta – kardynał Robert Sarah. To szczególnie ciekawy przypadek – kardynał z Gwinei był bowiem wcześniej przewodniczącym Papieskiej Rady Cor Unum, zajmującej się działalnością charytatywną, która pozostaje jednym z priorytetów Franciszka, i do której zachowawczy Afrykanin zwyczajnie mógł nie pasować. Kardynał Sarah jednak awansował, ale… po dwóch latach papież osobistą decyzją usunął z zarządzanej przez Gwinejczyka Kongregacji Kultu Bożego wszystkich tych duchownych, których w mediach określano mianem zachowawczych. Owszem, Ojciec Święty pozostawił na czele dykasterii kardynała Saraha, lecz otoczył go progresywnie nastawionymi prałatami.

Czy to już wszystko?

Stolicą Apostolską targają w ostatnich tygodniach niebywałe skandale, ochoczo nagłaśniane przez ateistyczne media. Nie sposób nie zauważyć, że materiały przygotowywane przez nieprzychylnych Kościołowi dziennikarzy często sugerują, że winnymi afer są właśnie konserwatyści.

Przykład? Oto cały medialny świat mówił kilka dni temu o postawieniu przez australijską prokuraturę zarzutów kardynałowi Georgowi Pellowi – prefektowi Sekretariatu ds. Gospodarczych Stolicy Apostolskiej. Został wybrany na to stanowisko przez papieża Franciszka, i z racji pełnionej funkcji brał udział w synodzie ds. rodziny. Wówczas okazało się, że to właśnie ten hierarcha najdzielniej stawiał opór modernistom. W kilka miesięcy później, o rzekomych nadużyciach seksualnych kardynała miało przypomnieć sobie nagle troje ludzi. Po upływie… czterdziestu lat!

W dniu odwołania kardynała Muellera znudzony sezonem ogórkowym medialny półświatek z nieskrywaną radością opisał rzekomy narkotyczno-homoseksualny skandal, do którego miało dojść kilka miesięcy temu w budynkach Kongregacji Nauki Wiary.

Zwolennicy spiskowej teorii dziejów mogliby powiedzieć, że komuś bardzo podoba się to, że konserwatyści tracą wpływ na działania Watykanu, i że w odpowiednich momentach znajdują się dziennikarze, którzy akurat wtedy wyciągają na światło dzienne sprawy sprzed kilku miesięcy, czy kilku… dekad. Ktoś jeszcze bardziej podejrzliwy mógłby nawet doszukiwać się takich pomocników wśród doradców papieża, bo wysłanie kardynała Burke’a (wyjątkowo zacnego i pobożnego człowieka, na którego najwidoczniej nie udało się znaleźć żadnych haków) na daleką wyspę Guam, by tam wyjaśniał skandal pedofilski, mogło mieć przecież na celu zestawienie jego nazwiska z „zesłaniem” i „skandalem”. A nagłówki tej treści, jak najbardziej, pojawiały się w świeckich mediach – zastanówmy się, czy ktoś czytał w laickiej prasie doniesienia o innych tego typu wyprawach watykańskich kardynałów? Jakimś trafem pisano właśnie wyłącznie o misji kardynała Burke’a.

Może być też jednak zupełnie inaczej. Może przecież okazać się, że ujawnienie tych skandali akurat gdy były potrzebne progresistom to czysty przypadek. Przecież nieuchodzący za konserwatystę arcybiskup Vicenzo Paglia także stał się w ostatnich tygodniach antybohaterem skandalu, gdy okazało się, że zlecił wykonanie malowidła w katedrze homoseksualiście, który w ramach wdzięczności zamieścił w swym dziele oblicze arcybiskupa w kontekście… homoseksualnym.

Istnieje również trzecia możliwość, według której wszystkie te skandale, albo przynajmniej niektóre z nich, to po prostu prawda, i że zostały ujawnione właśnie teraz, z przyczyn zupełnie innych niż chęć oczernienia mniej lub bardziej konserwatywnych hierarchów. Wiemy przecież, że w Kongregacji Nauki Wiary pracował przez lata Krzysztof Charamsa – najbardziej znany spośród homoseksualistów w sutannie. Wiemy też, że lobby homoseksualne niestety w Kościele istnieje, i że stanowi ogromną siłę. Działa jak złośliwy nowotwór, który zniszczy nas, jeśli w porę go nie wytniemy. To oczywiście temat na osobny tekst, ale wydaje się, że to właśnie homoherezjarchowie stanowią materię, którą należałoby się zająć w pierwszej kolejności, że to powinien być priorytet wszystkich reformatorów posoborowego Kościoła. A tymczasem dziś słyszymy raczej, że „jednym z najpilniejszych naszych zadań ma być towarzyszenie parom niesakramentalnym” w duchu Amoris laetitia.


Co teraz?

Którykolwiek z powyższych scenariuszy okaże się prawdziwy, nie zmieni faktu, że wraz z odwołaniem kardynała Muellera dokonało się dzieło przejęcia wszystkich najważniejszych watykańskich dykasterii przez nominatów Franciszka. Katolicy z uwagą śledzić będą postawę nowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Do tej pory wierni i duchowni zatrwożeni mnogością interpretacji Amoris laetita pocieszali się powtarzanymi co jakiś czas słowami kardynała Muellera, według którego nie może być mowy o zmianie nauczania na temat nierozerwalności małżeństwa. Ale warto pamiętać, że było to jedynie prywatne nauczanie niemieckiego hierarchy – zarządzana przezeń Kongregacja nigdy nie wydała bowiem w tej sprawie żadnego oficjalnego dokumentu, mimo iż jest do tego predystynowana i mimo iż jej szef był o to proszony.

Co zrobi teraz arcybiskup Luis Ladaria Ferrera? Nie wiadomo. Ale Pan Bóg potrafi pisać prosto po krzywych liniach. Kto wie, może zatem doczekamy się zakończenia chaosu przez nowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary? A może stanie się coś wręcz przeciwnego? W Kościele Anno Domini 2017 doprawdy nie sposób takich spraw przewidzieć. 

 

 

Krystian Kratiuk



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie