18 września 2018

Życie kolejną pozycją budżetową, czyli owoce państwa socjalnego

( fot. Krzysztof Kuczyk/FORUM )

Etatystyczne rozwiązania nieuchronnie prowadzą do dewaluacji wartości ludzkiego życia, co pokazują wydarzenia ostatnich kilku miesięcy w naszej Ojczyźnie.

 

Po irlandzkim referendum, w wyniku którego chroniąca życie nienarodzonych ósma poprawka konstytucji została uchylona, Polska pozostaje ostatnim dużym europejskim krajem, w którym dostęp do aborcji pozostaje wyraźnie ograniczony. Ograniczenia te wprowadzono w roku 1993, zaledwie kilka lat po „upadku komunizmu”. Obowiązujące obecnie rozwiązanie zwane „aborcyjnym kompromisem” ogranicza prawo do wykonania aborcji do trzech przypadków: gdy ciąża zagraża życiu i zdrowiu matki, gdy ciąża jest wynikiem czynu nielegalnego (gwałt, kazirodztwo lub stosunek z udziałem małoletniego) czy wreszcie w przypadku istnienia podejrzenia „uszkodzenia płodu” (w tym schorzenia genetyczne takie jak zespół Downa.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prawne ograniczenie aborcji, wraz z zaangażowaniem ze strony Kościoła katolickiego w promocję ochrony życia poczętego, przez 25 lat przyniosło wymierne efekty: liczba legalnie wykonanych w naszym kraju aborcji spadła z 11 640 w 1992 do niecałych 2 000 w roku 1999. Co więcej, zgodnie z danymi ONZ, Polska weszła do ścisłej czołówki krajów o niskiej śmiertelności kobiet w ciąży. Jakby tego było mało, udział zwolenników aborcji w naszym społeczeństwie skurczył się z 53 procent w 1992 roku do 12 procent w roku 2016.

 

Niestety, pomimo bardzo ścisłych ograniczeń w wykonywaniu aborcji, w Polsce w dalszym ciągu zabija się dużą liczbę osób w prenatalnej fazie życia. Co gorsza, w kraju posiadającym państwowy system ochrony zdrowia jak Polska, „legalnie”, znaczy tyle co „za pieniądze obywateli”. W roku 2016, wykonano 1 098 legalnych aborcji, o 54 więcej niż w roku poprzednim. Około 95 procent spośród nich dokonano z przesłanki eugenicznej, z czego 221 przypadków dotyczyło dzieci z zespołem Downa.

 

Oznacza to, że w roku 2016, polscy podatnicy, w tym księża i siostry zakonne, zapłacili za zabicie 1042 ludzi, których jedyną winą było to, że podejrzewano ich o nieuleczalną, ale niekoniecznie terminalną chorobę. Nie dziwi więc, że „kompromis” jest nie do przyjęcia dla Polaków opowiadających się za życiem.

 

Katechizm Kościoła Katolickiego stawia sprawę jasno: „Życie ludzkie od chwili poczęcia powinno być szanowane i chronione w sposób absolutny. Już od pierwszej chwili swego istnienia istota ludzka powinna mieć przyznane prawa osoby, wśród nich nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty do życia” (KKK 2270). Oznacza to, że tak osoby niepełnosprawne, jak i zdrowe mają identyczną niezbywalną godność osoby ludzkiej.

 

„Negatywne skutki finansowe”

 

W listopadzie ubiegłego roku, około 830 000 Polaków podpisało się pod projektem ustawy eliminującej wspomnianą przesłankę eugeniczną. Projekt ten, wsparty przez Kościół, został przedstawiony w Sejmie, w którym dominuje określające się partią konserwatywną Prawo i Sprawiedliwość. Pomimo, że PiS oficjalnie wspiera życie, rodzinę i dzietność (vide program 500+), prace nad projektem były długo odkładane.

 

Przyczyna stanu rzeczy stały się z czasem ewidentne. Oprócz oczywistego strachu przed spadkiem poparcia, istotne okazały się koszty dla państwowej ochrony zdrowia, jakie generują rodzące się niepełnosprawne dzieci. W swoim głośnym raporcie, Biuro Analiz Sejmowych stwierdza, że „uchwalenie tego projektu przyniesie negatywne skutki społeczne, prawne, a nawet finansowe”. Projekt ograniczający aborcję eugeniczną, został zaatakowany przez posłankę PiS, Joannę Lichocką, która nazwała go „nieludzkim”. Tak więc, według polskiego państwa, nie można pozwolić chorym ludziom się urodzić, gdyż stanowić to będzie zbyt duże obciążenie dla budżetu. Projekt ustawy trafił ostatecznie do sejmowego limbo.

 

Tak już jest, że państwo, które bierze się za wyrównywanie różnic społecznych poprzez redystrybucję, wcześniej czy później zaczyna traktować osoby ludzkie wyłącznie jako źródło potencjalnych przychodów lub kosztów budżetowych.

 

I to właśnie wydaje się sednem problemu: etatystyczna ideologia ceni wyżej państwo niż życie człowieka. Polski rząd jest gotów poświęcić życie jednostek w imię ochrony interesów finansowych państwa. Jan Paweł II, w swojej Encyklice Centesimus Annus, powiedział, że „rozpatrywanie pojedynczego człowieka jako zwykły element i cząstkę organizmu społecznego, tak że dobro jednostki zostaje całkowicie podporządkowane działaniu mechanizmu ekonomiczno-społecznego” jest „błędną koncepcją osoby”, której skutkiem jest „deformacja prawa”, z jaką mamy obecnie ewidentnie do czynienia.

 

Najpierw budżet, potem wolność!

 

Przypadek Polski ilustruje ciemną, zazwyczaj ukrywaną stronę państwa opiekuńczego. Państwo, które zabiera pieniądze obywateli i je rozdaje, wcześniej czy później zacznie postrzegać osobę ludzką jedynie z perspektywy potencjalnych wpływów i wydatków budżetowych. Państwo socjalne widzi człowieka jedynie jako element społeczeństwa. Lokuje w nim kapitał tylko wtedy, gdy dostrzega potencjalny zwrot z takiej inwestycji. Według tego uproszczonego modelu działania, ludzie chorzy są „nieopłacalni”, gdyż nie są dla państwa źródłem dochodu.

 

Przerażająca historia Alfiego Evansa, któremu brytyjski państwowy system ochrony zdrowia nie tylko odmówił leczenia, ale też uniemożliwił skorzystanie z oferty transportu i leczenia w zagranicznych szpitalach jest dla nas przestrogą. Po śmierci dziecka, opinię publiczną zszokowała wiadomość, że angielski szpital wydał… 145 tys. funtów na prawników. Zdrowy rozsądek podpowiada, że pieniądze te mogłyby być przecież wydane na leczenie dziecka! Ale gdyby tak się stało, zgodnie z brytyjskim systemem prawnym, przypadek Alfiego mógłby stanowić precedens w późniejszym orzecznictwie sądów, co w efekcie byłoby dla budżetu bardziej obciążające. Choć Polska na szczęście nie ingeruje jeszcze tak głęboko w życie obywateli, to jednak fakt, że Sejm, w którym większość stanowią konserwatyści twierdzi, że ograniczenie aborcji doprowadzi do nadmiernych wydatków budżetowych pokazuje, jak uniwersalny jest ten sposób myślenia wśród polityków różnych krajów.

 

To, że obecnie Polska jest krajem relatywnie konserwatywnym w kwestii rodziny i wychowania nie zwalnia nas, obywateli, z troski o jej przyszłość. Podejmowane przez rozmaite rządy, socjalne rozwiązania związane są bowiem z szeregiem nieoczekiwanych efektów ubocznych. Przyjmując bezkrytycznie decyzje polityków ryzykujemy pójście drogą Europy Zachodniej, gdzie to nie rodzice, a państwo podejmują najważniejsze decyzje dotyczące wychowania, a nawet życia dzieci.

 

Marcin Rzegocki, ekonomista, filolog, wolontariusz misyjny na Ukrainie i Białorusi, współpracownik portalu Formacja Kapłańska Diecezji Tarnowskiej oraz kwartalnika Religion & Liberty.

Tekst pochodzi ze strony Religion and Liberty Transatlantic

 

*Tytuł i śródtytuły polskiego tekstu nadała redakcja PCh24.pl

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie