Proaborcyjni aktywiści żądają od Twittera blokowania wpisów chroniących życie. Jak dotąd serwis w zasadzie nie ulegał wpływom grup lobbystycznych i cieszył się opinią miejsca swobodnej wymiany opinii. Jeśli ulegnie, to dołączy do niechlubnego grona cenzorów treści konserwatywnych.
Z inicjatywą cenzurowania prolajferów wyszli aktywiści z Reproaction. To amerykańskie stowarzyszenie zajmujące się „akcjami bezpośrednimi” w celu zapewnienia dostępu do aborcji.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważa „Gość Niedzielny”, chociaż środowisko zapewne chce wykorzystać akcję skierowaną do władz Twittera w celu autopromocji, to działania mogą okazać się niebezpieczne. Wszak media społecznościowe, w których rozgrywa się coraz większa część życia publicznego, słyną z niejasnych „standardów”, wedle których ogranicza się wybrane treści.
Zwykle ofiarami cenzury padają środowiska konserwatywne, obrońcy życia i rodziny oraz osoby zwracające uwagę na ciemne strony ruchów LGBT. Z kolei radykalna lewica korzysta z pełnej swobody. Wielokrotnie informowaliśmy o skandalicznych i bluźnierczych treściach obecnych na Facebooku, wobec których administracja pozostawała – mimo zgłoszeń – obojętna.
Twitter znany jest natomiast jako miejsce wolności słowa. Jednak i tam zdarzały się nieprzyjemne incydenty. Niegdyś serwis zablokował profil Marshy Blackburg, broniącej życia republikańskiej deputowanej. Portal wycofał jednak blokadę i przeprosił kongreswoman ze stanu Tennessee. Teraz Reproaction domaga się odwołania przeprosin i wprowadzenia cenzury na szeroką skalę.
Źródło: „Gość Niedzielny”
MWł