2 października 2020

Forma Komunii: dyscyplina, zwyczaj, upodobanie czy obiektywna norma?

(Fot. Lukasz Dejnarowicz/ Forum)

Sytuacja spowodowana pojawieniem się koronawirusa doprowadziła do szybkiej reorganizacji życia kościelnego w wielu różnych dziedzinach. Wprowadzane obostrzenia nie zawsze dają się pogodzić z tradycyjnym sposobem przeżywania liturgii. Jednym z bardziej newralgicznych punktów jest sposób przyjmowania Komunii świętej. W tej materii w wielu kościołach zaczęło dochodzić do nadużyć, z których najbardziej bolesnymi są sytuacje, w których wiernym odmawia się możliwości tradycyjnego przyjęcia Ciała Pańskiego – tzn. przyjęcia Go do ust – pisze O. Jan P. Strumiłowski OCist.

 

Obecna sytuacja doprowadziła do zaostrzenia się sporu dotyczącego formy przyjmowania Eucharystii. Wielu wiernych nie może pogodzić się z nową „normalnością” i rzeczywiście odczuwa poważne rozterki duchowe i moralne związane z narzuceniem im formy przyjmowania Komunii „na rękę”. Argumentem uzasadniającym taki sposób przyjmowania jest oczywiście troska o zdrowie wiernych. Podkreśla się, że przyjmowanie Komunii do ust jest mniej higieniczne i może powodować większe ryzyko narażenia się na zarażenie koronawirusem. Ten argument oczywiście nawet z medycznego punktu widzenia nie jest argumentem bezwzględnym i bywa podważany nawet przez środowiska medyczne.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niemniej dla katolików argumenty duchowe powinny być bardziej wiążące, a wśród tych argumentów wymienia się różne, jak np. argument, że Najświętsze Postacie powinny być dotykane tylko przez konsekrowane dłonie kapłana, lub argument odwołujący się do poczucia sacrum i godności Eucharystii, co powoduje, że przyjmowanie jej „na rękę” narusza sumienie niektórych, bardziej wrażliwych wiernych. Wobec sytuacji poważnego nadużycia, jakim jest zmuszanie wiernych do przyjmowania Komunii w formie, która narusza ich wolność sumienia, cieszą takie wypowiedzi hierarchów jak np. wypowiedź arcybiskupa Dzięgi, który ubolewa nad takim stanem rzeczy i podkreśla, że wierni mają prawo do przyjęcia Komunii w takiej formie, która nie łamie i nie krępuje ich sumienia.

 

Cześć należna Bogu, a nie preferencje wiernych

 

Argumentów w sporze o formę przyjmowania Komunii jest więc wiele. Nie wszystkie posiadają jednakowy status i moc przekonywania. Niemniej argumentem wysuwającym się na czoło jest argument prawny. W świetle oficjalnych wytycznych episkopatu w Kościele Komunii można udzielać na dwa sposoby: do ust i na rękę. Wierni mają prawo przyjąć ją tak, jak tego pragną i jak jest to zgodne z ich sumieniem. Zatem ów argument prawny wiąże się z argumentem dotykającym kwestii wolności sumienia i wewnętrznego przeświadczenia czy poczucia wiernych, a można go zwerbalizować w zdaniu: „katolik ma prawo przystąpić do Komunii zgodnie ze swoim sumieniem i nikt nie może nakazać mu jakiejś jednej formy”.

 

Z pragmatycznego punktu widzenia wydaje się być to argument najbardziej skuteczny, niemniej w argumencie tym kryje się bardzo poważne niebezpieczeństwo. Odwołując się bowiem do wewnętrznej, subiektywnej oceny wiernego, opieramy się na kardynalnym błędzie, który polega na odwołaniu się do subiektywnej wrażliwości ludzkiej jako do najwyższej instancji. Fatalizm tego argumentu polega na tym, że jest on właściwie zaimplementowaniem jednej z poważniejszych chorób, toczących Kościół i deformujących go. Chodzi oczywiście o niewłaściwie pojęty przewrót antropologiczny, humanizm przedkładający dobro człowieka nad cześć należną Bogu, relatywizm poznawczy itp. Argumentem jest zatem nie to, że Komunia podawana na rękę narusza godność Sakramentu, ale to, że wierny w swoim sumieniu tak rozeznaje. I oczywiście krępowanie sumienia wiernego jest skandalem. Natomiast skutki duszpasterskie takiego argumentowania, opartego o ludzkie rozeznanie jako ostateczną instancję, mogą być opłakane.

 

Właściwym argumentem winna zatem być obiektywna, objawiona prawda na temat Eucharystii. Wszak to obiektywna prawda, dogmat, kształtuje duchowość i subiektywne odczucie, a nie na odwrót. Na samym początku powinniśmy zatem odwołać się do nauczania Kościoła na temat Eucharystii. A co Kościół mówi na jej temat?

 

Największa spośród Świętości

 

Po pierwsze mówi, że jest to Najświętszy Sakrament[1]. Nie posiadamy nic świętszego na tym świecie. Żaden obrzęd czy żadna inna rzeczywistość sakralna nie jest tak święta jak Eucharystia. Nie dziwi więc zatem, że obiektywnie rzecz biorąc grzech profanacji Eucharystii jest uznawany za grzech szczególnie ciężki, przewyższający swoim ciężarem nawet takie grzechy jak zabójstwo. W prawie kanonicznym odwzorowanie tego stanu rzeczy znajdujemy w fakcie, iż grzech morderstwa może odpuścić każdy kapłan. Grzech profanacji Eucharystii natomiast zaciąga ekskomunikę, której zdjęcie zarezerwowane jest jedynie Stolicy Apostolskiej.

 

Po drugie Najświętszy Sakrament jest nie jakimś symbolem obecności Chrystusa, ale jak naucza Sobór Trydencki, jest to rzeczywista, realna i substancjalna obecność całego Chrystusa[2]. Konsekrowana Hostia, chociaż posiada postać i właściwości chleba, to jednak w istocie rzeczywiście jest prawdziwym i realnym Ciałem Chrystusa. Tej cielesności Hostii nie powinniśmy rozumieć w sensie jedynie materialnym. Hostia to nie jest kawałek ludzkiego ciała Jezusa, to nie jest coś na kształt relikwii świętych. Ciało rozumiemy tutaj w sensie biblijnym, czyli jako synonim osoby. Hostia jest nie jakimś elementem Osoby Chrystusa, nie fragmentem Jego materii, ale jest to rzeczywisty i żyjący Pan Jezus Chrystus – ze soją duszą i Bóstwem. Eucharystia jest całym Chrystusem, nie jest materialną reprezentacją Jego rzeczywistości, ani materialnym artefaktem Jego osoby, lecz rzeczywiście istniejącym, prawdziwym i żyjącym Chrystusem[3].

 

Ponadto, zważywszy na naturę Syna Bożego, możemy dodać jeszcze jedno uściślenie. Otóż w Bogu osoba i jej działanie (jej misja) nie są od siebie oddzielone. W rzeczywistości jedynie ludzkiej czym innym jest ludzka osoba a czym innym jej dzieła. W Bogu bycie i działanie są tożsame. Chrystus zatem nie jest jedynie wcieloną Osobą Boską wypełniającą jakąś misję, ale On sam Jest tożsamy ze swoją misją i działaniem. On sam jest swoją misją. A wiemy, że misja Chrystusa najbardziej urzeczywistniła się w Jego zbawczej śmierci, która w istocie była absolutnym oddaniem siebie Ojcu – oddaniem tak totalnym, że aż przekraczającym granicę śmierci. W pewnym sensie możemy więc powiedzieć, że istotą istnienia Syna jest absolutne oddanie tego istnienia Ojcu – i właśnie to objawiło się na krzyżu – oddanie tak potężne, że sięgające i realizujące się w wydaniu własnego życia.

 

W Hostii zatem mamy nie tylko materię Ciała Chrystusa, ani nawet nie tylko Jego Osobę, ale mamy w niej aktualny akt oddania się Syna Ojcu, aktualnie dokonującą się kenozę, wywłaszczenie siebie na rzecz Ojca. W Hostii mamy dokładnie tę samą rzeczywistość, która objawiła się w historycznym Jezusie – tzn. rzeczywistość wewnątrztrynitarnej więzi Ojca i Syna – więzi tak jednoczącej, że stanowiącej Jedno Ojca i Syna we wzajemnym oddaniu. Możemy więc powiedzieć, że Hostia jest obecnością Chrystusa w dynamicznym stanie konania. Świadczy o tym dobitnie liturgia, która chociażby w kolekcie na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa mówi o pamiątce męki Chrystusa: „Boże, Ty w Najświętszym Sakramencie zostawiłeś nam pamiątkę swej męki, daj nam taką czcią otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej…). Słowo „pamiątka” jest tutaj technicznym określeniem teologicznym. Nie oznacza ono pamiątki w potocznym rozumieniu, ale odwołuje się do biblijnego rozumienia anamnezy, czyli aktu uobecniającego wspominane wydarzenie. Ciało Sakramentalne jest zatem uobecnieniem, jak dalej mówi owa kolekta, Tajemnicy Męki Pańskiej. Nie powinien nas zatem w tym kontekście dziwić fakt, że świadczą o tym również cuda eucharystyczne. Badania prowadzone przy okazji takich cudów jednoznacznie stwierdzają, że w owych cudach mamy do czynienia z materią tkanki ludzkiego serca w agonii.

 

Nie dziwi zatem i dalsza część przytaczanej kolekty, która jest prośbą o to, by sam Bóg pozwolił nam właściwą czcią otaczać ową Tajemnicę (słowo „tajemnica” również jest tutaj określeniem teologicznym, oznaczającym z jednej strony sakramentalność Ciała Pańskiego, a z drugiej realizację w tym Ciele odwiecznej Tajemnicy Boga objawionej nam w Chrystusie – czyli odwiecznego życia wewnętrzne Trójcy, owej absolutnej komunii miłości, która we Wcieleniu Pana stała się naszym udziałem). Wobec takich faktów dopiero należy zadać pytanie: jaka cześć wobec tak ogromnej Tajemnicy konsekrowanej Hostii jest wystarczająca? Jaki wyraz czci i świętości spełnia miarę majestatu i dostojeństwa tego Sakramentu? Jakie poświęcenie i ofiara są wystarczające, by uczcić tak ogromny dar Boży i czy może istnieć granica pragmatyczna, odwołująca się do względów ludzkich, która by ograniczała miarę tejże czci[4]?

 

Pełnia bóstwa w najdrobniejszej cząstce konsekrowanej Hostii

 

Po trzecie w końcu Kościół naucza iż ta rzeczywistość, ten realny, prawdziwy i substancjalny Chrystus znajduje się nie tylko w pięknej, okrągłej Hostii, ale w każdej cząsteczce (partykule) Najświętszego Sakramentu[5]. Nie ma rzeczywistej różnicy między całą Hostią, a drobnym jej okruszkiem. Różnica jest jedynie subiektywna, polegająca właśnie na ludzkiej, ciasnej wrażliwości. Nie ulega również wątpliwości, że właśnie udzielanie Komunii świętej „na rękę” nieuchronnie prowadzi do nieuważnego zlekceważenia tych najmniejszych drobin Ciała Pańskiego. Zwolennicy udzielania Komunii „na rękę” często na taki argument odpowiadają, że jest to przesadny skrupulantyzm. Ale przecież cały powyższy wywód świadczy o odwołaniu się nie do subiektywnego i przesadnego poczucia czy wrażliwości, ale do obiektywnej doktryny, która tę wrażliwość kształtuje. Właśnie ze względu na tę obiektywną doktrynę, kierując się właściwą czcią i poszanowaniem Najświętszego Sakramentu, Kościół jako normę przyjął formę udzielania Komunii do ust. Z tego też względu przez całe wieki kapłan od chwili konsekracji nie śmiał rozłączyć palców, którymi trzymał Najświętsze Ciało, aż do momentu puryfikacji. Dopiero po reformie liturgicznej owa wrażliwość gdzieś pierzchła, a nawet zaczęła być lekceważąco wyśmiewana. Wrażliwość się zmieniła, chociaż nie zmieniła się doktryna. Jak to możliwe? Czyżby rzeczywiście był to triumf subiektywizmu nad obiektywną prawdą?

 

Argument z samego dogmatu wydaje się być zatem argumentem ostatecznym. Jednakże argument prawny i odwołujący się do wrażliwości duchowo-moralnej wydaje się być bardziej praktyczny. Niesie on jednak ze sobą, jak wspomniałem, fatalne skutki, o których również warto tutaj powiedzieć.

 

Skutkiem duszpasterskim coraz częstszego stosowania owego argumentu jest taki stan rzeczy, w którym wierny katolik idąc do kościoła, jest naprawdę zadowolony, jeśli w jego parafii może swobodnie przyjąć Komunię do ust. Cieszy się, że przyjął Chrystusa godnie i nie musiał łamać swojego sumienia. W sercu świętuje zwycięstwo. Jednocześnie jest mu coraz bardziej obojętne, że obok niego inni „wierni” przyjmują Komunię w sposób niegodny, narażający Najświętszy Sakrament na poniewieranie się po posadzce kościoła, a kapłani chętnie się na to zgadzają, a nawet do tego zachęcają. Katolik więc cieszy się, że sam ma czyste sumienie, a jednocześnie staje się coraz mniej wrażliwy na to, że przyzwala się na jawną profanację. Jest zadowolony z godnego przyjęcia Chrystusa, i nie ma nawet cienia zażenowania, że dzieli wspólnotę ofiary, wspólnotę liturgiczną z tymi, którzy co prawda nieświadomie, ale jednak narażają na profanację Najświętsze Ciało, lub przynajmniej robią to bez najmniejszych oznak zakłopotania czy obawy. Tworzy wspólnotę, w której obraża się Jego Pana i nie odczuwa z tego powodu dyskomfortu. Tworzy wspólnotę z ludźmi, którzy albo nie znają Pana tak jak należy Go znać, albo nie kochają Go tak jak kochać należy.

 

Właściwa troska o Ciało Pańskie

 

Być może zabrzmi to radykalnie, ale prawidłowa formacja sumienia powinna prowadzić do takiej wrażliwości, że katolik uczestnicząc w Eucharystii nie może być zadowolony tylko dlatego, że on sam nie musi profanować Hostii, a inni obok niego mogą. Katolik powinien być przerażony, jeśli będąc w kościele widzi, że inni profanują Ciało Pańskie. Do takiej wrażliwości potrzebne jest jednak odwrócenie porządku: musi nam zależeć nie na własnym, subiektywnym poczuciu, ale na obiektywnie należnej Chrystusowi czci. Katolik, ze względu na miłość Chrystusa, a nie ze względu na własny komfort duchowy, nie może godzić się na wspólnotę eucharystyczną na której Chrystus jest traktowany beztrosko i bezrefleksyjnie, bez należytego pietyzmu. Bo tu przecież nie chodzi o nasze poczucie i nasz komfort psychiczny, ale chodzi o rzeczywistego Chrystusa.

 

Ponadto tragicznym skutkiem duszpasterskim jest także niesymetryczne i nierówne traktowanie szafarzy o „odmiennej” wrażliwości, a właściwie traktowanie ich jakby sami szafarze żadnego sumienia nie mieli prawa posiadać. Znane są przypadki, w których szafarz odmawia udzielenia Komunii do ust, ze względu na swoją wrażliwość i odpowiedzialność wobec dobra doczesnego (zdrowia) wiernych. Znane są przypadki apeli wiernych, którzy na taki stan rzeczy się nie godzą. Znane są przypadki gromienia i napiętnowania z ambon „niepokornych” wiernych, którzy Komunii „na rękę” nie chcą przyjąć.

 

Wrażliwość wynikającą z troski o zdrowie wiernych w wielu miejscach uznaje się za wystarczający argument. Pomimo stanu prawnego pozwalającego wiernym przyjmować Komunię zgodnie z własnym sumieniem, kapłan, jak się wydaje, ma prawo odmówić Komunii do ust. Apele nie odnoszą skutku, gdyż zdrowy rozsądek wydaje się być tutaj usankcjonowany. Jednocześnie kapłan, który odwołując się również do wolności sumienia, który odmawia udzielenia Komunii „na rękę” nie może liczyć już na taką samą pobłażliwość. Naraża się na napiętnowanie, a i samo oburzenie wiernych, którzy „życzą sobie” dostać Komunię na rękę dalekie jest od apelu odnoszącego się do zmysłu wiary, a bliższe butnemu żądaniu. Bo przecież oficjalna narracja jest taka, że sposób przyjmowania zależy od subiektywnego poczucia wiernego, więc wierny „ma prawo” wybrać. I nikt nawet nie raczy się zastanowić ani nad obiektywnym stanem rzeczy, ani nad sumieniem kapłana, który przecież w takiej sytuacji niczym niewolnik zmuszany jest do służenia swojemu „panu” – czyli żądającemu wiernemu i wbrew własnemu sumieniu winien narazić na profanację prawdziwego Chrystusa Pana. Kuriozum.

 

W końcu nie należy też pomijać skutku duszpasterskiego, jakim jest kształtowanie świadomości eucharystycznej wiernych, udzielając im Komunii „na rękę”. W tej kwestii narzuca się wręcz argument, że Komunia „na rękę” prowadzi do zatraty poczucia sacrum, do lekceważącego podejścia do tego czcigodnego Sakramentu. W tym miejscu jednak ktoś mógłby powiedzieć, że to jest jedynie mniemanie, a więc argument subiektywny. Bo przecież możemy sobie wyobrazić wiernych głęboko wierzących i mocno zaangażowanych, którzy będą twierdzili, że przyjęcie Komunii „na rękę” jest dla nich sposobem pogłębienia wiary i więzi z Chrystusem. Przecież wydaje się, że możliwe jest, iż ktoś naprawdę wie czym jest Najświętszy Sakrament, naprawdę dba o swoją duchowość, a przyjmowanie Komunii na rękę postrzega jako wyraz przybliżenia się do obiektywnej rzeczywistości „bliskości Jezusa”. Co jeśli ktoś naprawdę świadomy zarzuci nam, że w opisie rzeczywistości Eucharystii wyłożyliśmy doktrynę na temat istoty tego Sakramentu, ale zapomnieliśmy o najważniejszym, że przecież samo Wcielenia, a później ustanowienie Najświętszego Sakramentu było wyrazem faktu bliskości Boga? Że w ten sposób Bóg stał się nam radykalnie bliski, a ów sposób przyjmowania (na rękę) lepiej oddaje zażyłość z Chrystusem, której On sam pragnie? Śpieszę z odpowiedzią. Otóż rzeczywiście ten czcigodny Sakrament jest wyrazem i narzędziem bliskości Boga. Niemniej my sami do tej obiektywnej rzeczywistości bliskości nie możemy się przybliżyć (nie możemy nic dodać), gdyż bliskość Boga jest absolutnym Jego dziełem. Jest to jeden z paradygmatów chrześcijaństwa: to nie my przybliżyliśmy się do Boga, ale to On przybliżył się do nas. My naszymi gestami nie jesteśmy w stanie tej bliskości bardziej urzeczywistnić. Możemy co najwyżej postawić granicę w postaci grzechu, lub tę granicę rozbić porzucając grzech. To przecież nie sentymentalizm przybliża do Boga ale dostosowanie się naszej woli do miary obiektywnej prawdy Bożej. Autorem samej bliskości tymczasem jest Bóg. Do nas należy z pomocą Jego łaski burzyć barierę grzechu. A więc jeśli chcemy pozwolić Panu być nam bliskim, to nie odbywa się to przez czułe gesty, ale przez ofiarę z naszych upodobań na rzecz Jego prawdy. Przyjmowanie Komunii na rękę nie przybliża więc do Chrystusa, niemniej może redukować poczucie świętości i majestatu Bożego – a to już jest oddaleniem się od Jego prawdy.

 

I ostatnia kwestia: warto tutaj zaznaczyć, że propagatorzy Komunii „na rękę” odwołują się faktycznie do realizmu, ale realizmu zredukowanego, okrojonego i osadzonego w kontekście humanizmu i doczesności. Myślę, że nie należy ich przedwcześnie oskarżać o niewiarę, ale o zachwianie proporcji, o przesunięcie akcentów z Boga na człowieka. Ich argumentem jest obiektywna rzeczywistość troski o ludzkie zdrowie. Brakuje argumentu dogmatycznego na temat prawdziwej natury Eucharystii i czci z niej wynikającej. Zachowuje się zatem realizm doczesności, a redukuje się realizm Prawdy Objawionej – a ta redukcja opiera się na subiektywnym odczuciu. Jak to się mówi: koszula bliższa ciału. Bliższe to co namacalne. Skutkiem takiego stanu rzeczy jest przeniesienie najwyższej instancji wartościującej naszą rzeczywistość z Obiektywnej Prawdy Objawionej na subiektywne doświadczenie ludzkie. Odwołując się zatem do argumentu subiektywnego, poruszamy się w oparach tej samej trucizny, która jest źródłem zarówno odstępstwa w kwestii lekceważącego podejścia do sposobu szafowania Najświętszym Sakramentem jak i wielu innych odstępstw w przestrzeni duszpasterskiej Kościoła ostatnich lat.

 

O. Jan P. Strumiłowski OCist

 

[1] „Najświętsza Eucharystia wspólnie z innymi sakramentami jest znakiem rzeczy świętej i widzialną formą niewidzialnej łaski. Przewyższające i wyjątkowe jest w niej to, że pozostałe sakramenty posiadają moc uświęcania dopiero wtedy, gdy ktoś je przyjmuje, w Eucharystii zaś obecny jest Sprawca świętości jeszcze przed jej przyjęciem”, Sobór Trydencki, Dekret o Najświętszym Sakramencie Eucharystii, rozdział 3a.

 

[2] „Na początku święty sobór uczy oraz otwarcie i wprost wyznaje, że w życiodajnym sakramencie świętej Eucharystii, po dokonaniu konsekracji chleba i wina, obecny jest prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Pan nasz Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i człowiek, pod postaciami tychże widzialnych rzeczy. Nie ma sprzeczności w tym, że nasz Zbawiciel zawsze siedzi w niebie po prawicy Ojca wedle naturalnego sposobu istnienia, i że sakramentalnie obecny jest dla nas w swojej substancji w różnych innych miejscach wedle sposobu istnienia, który choć z trudem możemy wyrazić w słowach, możliwy jest dla Boga, a myślą oświeconą przez wiarę możemy go pojąć i mamy obowiązek mocno weń wierzyć. Tak wierzyli wszyscy nasi przodkowie należący do prawdziwego Kościoła Chrystusa, którzy nauczali o tym Najświętszym Sakramencie i otwarcie wyznawali: że ten przedziwny sakrament ustanowił nasz Zbawiciel podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy pobłogosławiwszy chleb i wino, jednoznacznie oświadczył, że podaje [apostołom] swoje własne ciało i swoją własną krew. Słowa te odnotowane przez ewangelistów, a następnie powtórzone przez św. Pawła, mają taki właśnie własny i jasny sens, jak rozumieli to ojcowie, a najbardziej niegodziwą rzeczą jest to, że pewni ludzie z uporem i przewrotnie zniekształcają ich znaczenie traktując je jako wymyśloną i obrazową interpretację przeczącą prawdzie Ciała i Krwi Chrystusa, wbrew rozumieniu Kościoła powszechnego który jako „kolumna i podpora prawdy”, brzydzi się wymysłami bezbożnych ludzi, jako szatańskimi dziełami, i stale z wdzięczną pamięcią wyznaje to najwspanialsze dobrodziejstwo Chrystusa”, Sobór Trydencki, Dekret o Najświętszym Sakramencie Eucharystii, rozdział 1.

 

[3] „Zanim apostołowie przyjęli Eucharystię z rąk Pana, rzeczywiście im oznajmił, że ciałem Jego jest to, co im daje. Zawsze w Kościele Bożym wierzono, że od razu po konsekracji obecne jest prawdziwe Ciało naszego Pana i prawdziwa Jego Krew pod postaciami chleba i wina, wraz z Jego duszą i Bóstwem. Ciało jest pod postacią chleba, a Krew pod postacią wina, na mocy słów; to samo Ciało jest też pod postacią wina, Krew pod postacią chleba, a dusza jest pod dwiema postaciami, na mocy naturalnego połączenia i współistnienia, dzięki któremu części Chrystusa Pana, który powstawszy z martwych już więcej nie umiera, łączą się wzajemnie, a Bóstwo jest obecne ze względu na przedziwną Jego unię hipostatyczną z ciałem i duszą. Dlatego prawdą jest, że pod każdą z obu postaci jest zawarte to samo, co pod obiema. Cały bowiem i integralny Chrystus jest pod postacią chleba i pod każdą jej cząstką; podobnie cały jest pod postacią wina i jej cząstkami, Sobór Trydencki, Dekret o Najświętszym Sakramencie Eucharystii, rozdział 3b-c.

 

[4] „Nie ma więc żadnej wątpliwości, że wszyscy wierzący w Chrystusa, zgodnie ze zwyczajem zawsze przyjmowanym w Kościele katolickim, winni oddawać Najświętszemu Sakramentowi kult uwielbienia należny prawdziwemu Bogu. Powinności adoracji nie umniejsza fakt, że Chrystus Pan ustanowił go w celu spożywania. Wierzymy bowiem, że jest w nim obecny ten sam Bóg, o którym przedwieczny Ojciec mówi, wprowadzając go na świat: „Niech oddają Mu pokłon wszyscy Aniołowie Boży”, przed którym „upadli i pokłonili się Mędrcy”, którego adorowali apostołowie w Galilei, wedle świadectwa Pisma”, Sobór Trydencki, Dekret o Najświętszym Sakramencie Eucharystii, rozdział 5a.

 

[5] „Gdyby ktoś przeczył temu, że w czcigodnym sakramencie Eucharystii pod każdą postacią i w każdej oddzielonej cząstce obecny jest cały Chrystus – niech będzie wyklęty”, Sobór Trydencki, Kanony o Najświętszym Sakramencie Eucharystii, nr 3.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 183 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram