27 lipca 2017

Znak czasów: niemiecka teolog bała się przyznać do zachwytu nad… tradycyjną liturgią katolicką

(Zdjęcie ilustracyjne (Msza Święta w nadzwyczajnej formie Rytu Rzymskiego, 20 sierpnia 2015 r., Licheń, warsztaty Ars Celebrandi). FOT.HENRYK PRZONDZIONO/Foto Gosc/FORUM)

Na początku lipca w liberalnej niemieckiej gazecie „Die Zeit” ukazał się tekst stałej publicystyki, katolickiej teolog Aliny Oehler. Autorka zaskoczyła swoim artykułem wszystkich, gdy przyznała się, do zafascynowania tradycyjną katolicką liturgią!

 

Z czym obecnie kojarzy się określenie „niemiecki teolog katolicki”? Mniej więcej z tym samym, co „niemiecki kardynał”, czyli z próbą destrukcji tradycyjnego nauczania Kościoła, ba, nauczania samego Chrystusa w imię „nowej, duszpasterskiej troski” oraz „nowego paradygmatu Kościoła” (vide: dywersja kardynałów Kaspera i Marxa oraz wspierającej ich rzeszy teologów z niemieckich fakultetów teologicznych w sprawie utrzymania nauczania Kościoła o nierozerwalności sakramentu małżeństwa i godnego przyjmowania Komunii Świętej).

Wesprzyj nas już teraz!

 

Czegóż więc można spodziewać się, gdy na łamach liberalnego, mainstreamowego tygodnika ukazującego się w Niemczech „panią od spraw Kościoła” jest niespełna trzydziestoletnia teolog? Kierując się racjonalnymi przesłankami płynącymi z ogólnego obrazu współczesnej, akademickiej teologii niemieckiej w szybkim tempie rozkładającej się na naszych oczach, można by oczekiwać tylko najgorszego. A tymczasem…

 

Na początku lipca na łamach liberalnego „Die Zeit” ukazał się artykuł stałej publicystki tego czasopisma, dyplomowanej pani teolog Aliny Oehler (26 lat) pod tytułem „W zanurzeniu”. Autorka zaraz na wstępie przyznaje, że temat „palił ją pod paznokciami od tygodni”, a wszystko przez to, co zobaczyła w jednym z angielskich, katolickich kościołów.

 

Scenę opisuje następująco: „Duchowni klęczą w gotyckiej świątyni. Widzę ich od tyłu na zdjęciach, które przywiozłam z Warrington. Wszyscy spoglądają na główny ołtarz, na którym wystawiona jest Hostia, wpasowana w to architektoniczne arcydzieło. Promienie słoneczne załamują się w szybach tak, że ich blask w niesamowity sposób wpada do prezbiterium. Dwóch mężczyzn z przodu ma na sobie krótsze ornaty. Kapłańska szata jest od pasa w górę przewiązana nicią. Ci dwaj zostaną tego dnia wyświęceni na kapłanów. Na końcu liturgii szaty kapłańskie są rozwinięte. Jednego z kandydatów do kapłaństwa poznałam w Niemczech. Przed swoim powołaniem był surferem w Irlandii. Na jednym ze zdjęć widzę jego namaszczone ręce związane lnianą chustą. Chustę zdejmuje jego matka. Kiedyś chusta ta spocznie w jej trumnie. Poruszyło mnie to. Jednak znaki te stały się dzisiaj obce. To nie było żadne zwyczajne wyświęcenie kapłanów, ale uroczystość przeprowadzona w tradycyjnym rycie. Takim, jaki był odprawiany przed Drugim Soborem Watykańskim”.

 

Żadnych wydziwiań i inkryminacji pod adresem „nostalgicznych rygorystów”, żadnego utyskiwania z powodu „archaicznych obrzędów dalekich od potrzeb współczesnego człowieka”. Tekst napisany w zupełnie innym stylu niż oczekiwalibyśmy od dyplomowanego teologa niemieckiego piszącego regularnie w liberalnym czasopiśmie. Co ciekawe autorka zdaje się mieć świadomość, że coś z nią jest „nie tak”. Pisze przecież: „Dlaczego bałam się o tym napisać? Dlatego, że już słyszę zarzuty: Nie powinnam uważać takiej formy liturgii za piękną, ponieważ w ten sposób zdradzam wszystko to, co osiągnął drugi sobór watykański. Ponieważ w ten sposób wspieram klerykalizm. Ponieważ jestem tradycjonalistką. Dlaczego jednak tak wielu nie chce słyszeć o tym, że właśnie uczestnicząc w takiej liturgii czuję się bliżej Boga?” – pyta.

 

Gdzież ta dziewczyna się wychowała? Jak uzyskała dyplom z teologii katolickiej we współczesnych Niemczech? I pisze takie rzeczy na łamach liberalnego tygodnika! I jej to drukują!

 

A pisze przecież rzeczy, które w żadnym z oficjalnych (urzędowych) katolickich czasopism nie miałyby żadnych szans się ukazać. Jak choćby i takie słowa o swoim uczestnictwie w tradycyjnej liturgii: „Dla mnie właśnie tam odczuwalny był inspirowany platonicznie obraz niebiańskiej liturgii. Ciągle chciałabym zanurzać się w jej głębię i spotykać Chrystusa. To daje mi siłę. I nie chodzi tylko o mnie. Wystarczy spojrzeć na ławki kościelne: piękno, cisza i powaga starej Mszy przyciąga wielu młodych ludzi, ponieważ tam – oddzieleni od czasu i codzienności – mogą spotkać Boga i modlić się do Niego. Bez względu na to, który ksiądz akurat odprawia Mszę, ponieważ niemal znika on za formą”.

 

I dalej jeszcze bardziej wymowne słowa brzmiące jak swego rodzaju „porażające wyznanie” wobec ducha tego świata: „Wielu – podobnie jak ja – chodzi do takich miejsc potajemnie. Postanowiłam nie robić tego więcej w ukryciu. Nie twierdzę przez to, że stary ryt jest jedyną, doskonałą formą liturgii (w nowym zawarłam małżeństwo), ale on daje mi to, czego często na próżno szukałam: ramy, w których mogę się modlić bez nastawiania się na jakieś niespodzianki, które by mnie rozpraszały. Jestem wdzięczna, że mamy wybór”.

 

Oczywiście można domniemywać, że redakcja „Die Zeit” potraktowała wyznania młodej pani teolog jako wakacyjne curiosum, które całkiem spokojnie można zamieścić w sezonie ogórkowym. Jak by nie było, jest jednak dziwnym, gdy u naszych zachodnich sąsiadów liberalna prasa krytykuje niemieckiego kardynała za wypieranie się krzyża (zeszłoroczna wizyta kardynała Marxa w Jerozolimie i reakcje „Spiegla” czy „Bilda” na tchórzliwe zdjęcie krzyża napierśnego przez niemieckiego hierarchę na Wzgórzu Świątynnym) oraz publikuje apologię starej Mszy – a więc porusza tematy o których konsekwentnie i skutecznie milczy urzędowa katolicka prasa w Niemczech.

 

Grzegorz Kucharczyk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie