29 listopada 2019

Zmienić Kościół. Papież Franciszek i przyszłość katolicyzmu

(Fotograf: PACIFIC PRESS / Alamy. Archiwum: Alamy / FORUM)

„Wojna domowa w Kościele przypomina hobbesowe bellum omnium contra omne – utarczki wszystkich ze wszystkimi. Wszyscy, od wysoko postawionego dygnitarza po wiejskiego proboszcza, od słynnego watykanisty po prywatnego internetowego blogera odczuwają obowiązek zajęcia stanowiska w sporze. Portale i grupy społecznościowe są terenem walki: trujące opinie, przesadne teologiczne zaczepki, organizowane łańcuchy modlitewne o wzmocnienie papieża lub przeciwnie: o jego opamiętanie”, pisze we wstępie do książki „Zmienić Kościół. Papież Franciszek i przyszłość katolicyzmu” ks. Robert Skrzypczak.

 

Tej książki nie czyta się łatwo i to nie dlatego, iżby była napisana nieprzejrzyście czy też niedostępnym językiem. Jej lektura sprawia czytelnikowi kłopot, czasem wręcz przykrość, bowiem odnosi się do zagadnień i postaci, które dla kochającego swój Kościół katolika znaczą wiele. Analizy Rossa Douthata są nieraz bolesne i drażniące, choć nie sposób odmówić im racji. Trafność spostrzeżeń amerykańskiego dziennikarza poraża i irytuje, a zarazem utwierdza czytelnika w przekonaniu co do ich szczerości i precyzji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zanik pewności

Douthat prowadzi nas przez ostatnie chwile rządów Benedykta XVI, jego bolesną abdykację oraz przez cały pontyfikat papieża Franciszka, nie zadowalając się zwykłą lekcją historii Kościoła, lecz zmuszając nas do odczytywania w duchu wiary i rozumu faktów i okoliczności. Mnoży hipotezy, zasypuje nas rozmaitymi alternatywnymi punktami widzenia, wyciąga zgoła odmienne wnioski w zależności od przyjmowanych przez różne środowiska kościelne założeń, zderza różne wersje wydarzeń, by nakłonić nas do refleksji. Taka refleksja jest wręcz niezbędna, by pojąć, jaką katechezą faktów posługuje się względem nas Bóg. Zmusza nas do myślenia o Kościele, byśmy go bardziej pokochali, mocniej się z nim utożsamili, bardziej się o niego zatroszczyli – bo to nasza Matka, środowisko wiary, dom, w którym wzrastamy i uczymy się wychodzenia na ludzi i chrześcijan. To nasze matczyne łono, w którym dojrzewamy do życia wiecznego, uczymy się Ewangelii i trudnej sztuki kierowania się wolą Bożą.

 

Czy Douthat jest prorokiem, czy tylko zwykłym gryzipiórkiem, który obsypuje nas swymi godnymi bólu brzucha komentarzami? Książka ta nie jest czytadłem do poduszki ani uspokajającą lekturą, mającą „podnieść na duchu”. To irytująca literatura. Może w jednych wzbudzić uczucie wrogości do jej autora i przekonanie: „po co o tych sprawach pisać?”; innych zaś utwierdzić w gorzkim mniemaniu: „od dawna to przeczuwałem”.

 

Po śmierci Jana Pawła II znaleźliśmy się w trudnym momencie dziejów chrześcijaństwa. Skończyły się lata tłuste, brakuje poczucia dumy, siły i pewności. Znów musimy założyć buty i ruszyć w drogę, jak Abraham i Maryja Dziewica, wsłuchując się w głos Boga żywego. Ta historia – zdaje się mówić autor książki, parafrazując Jezusa – nie zmierza do śmierci, lecz aby się objawiła na nowo chwała Boża (por. J 9, 4). Chrystus posługuje się krzyżem, by zbawić nas, zbawić swój Kościół, a przez niego także cały świat. Krzyż musi zaboleć, jest niewygodny i nieprzewidywalny. Dla jednych jest głupotą, dla innych zgorszeniem, dla nas zaś mocą i mądrością Bożą, uświęceniem i odkupieniem (por. 1 Kor 1, 23-24). Benedykt XVI przed ustąpieniem z urzędu zapewniał, że Bóg nie opuści swego Kościoła i nadal będzie go prowadził.

 

Papież Franciszek często mówi o Kościele ubogim i pokornym. To nie jest marzenie, ale wymóg przetrwania i skuteczności misji. „Przestań się lękać, bym cię nie napełnił lękiem” (Jer 1, 17). Wiara zaczyna się tam, gdzie wyczerpują się ludzkie możliwości. Bogu nieraz podoba się działać w kruchości. A wszystko po to, by nie umrzeć za życia.

 

Książkę Douthata trudno się będzie czytało komuś, kto dał się wciągnąć w kościelną „wojnę domową”: jesteś za papieżem Franciszkiem czy przeciw niemu? Wolisz tego czy tamtego papieża? Jesteś za postępem czy tradycją? Chaos w Kościele jest często opisywany w terminach Karla Schmitta: wróg – sprzymierzeniec. Nad publiczną debatą unoszą się klimaty inkwizycyjne. Tradycjonaliści umieszczają na indeksach książek zakazanych publikacje postępowych księży, gdy tymczasem filozofowie o nastawieniu konserwatywnym wyrzucani są z uczelni za wątpliwości wyrażone pod adresem treści jakiegoś papieskiego dokumentu. Padają z różnych stron wnioski o cenzurę.

 

Wojna domowa w Kościele przypomina hobbesowe bellum omnium contra omne – utarczki wszystkich ze wszystkimi. Wszyscy, od wysoko postawionego dygnitarza po wiejskiego proboszcza, od słynnego watykanisty po prywatnego internetowego blogera odczuwają obowiązek zajęcia stanowiska w sporze. Portale i grupy społecznościowe są terenem walki: trujące opinie, przesadne teologiczne zaczepki, organizowane łańcuchy modlitewne o wzmocnienie papieża lub przeciwnie: o jego opamiętanie. Papież Franciszek programowo wspiera decentralizację kościelną, jednocześnie trzyma mocno w ręku wszelkie dźwignie władzy. Inauguruje dyskusje teologiczne, otwiera spory, nie ucinając ich oficjalnymi orzeczeniami. Każdy kraj, każda konferencja episkopatu postępuje nieco po swojemu, wprowadza na własną rękę z pozoru to samo nauczanie, po czym uważnie wpatruje się w wyraz twarzy czy aluzje wypowiadane przez papieża, by sprawdzić, czy jest się po właściwej stronie zamętu.

 

Ross Douthat kwituje to zdaniem: „Jedyną katolicką pewnością stał się brak pewności”. „Pod rządami Franciszka – stwierdza autor książki – nauczanie kościelne różni się w zależności od kraju lub diecezji. Nawet zwolennicy papieża gubią się w tym, jakie jest stanowisko Watykanu”.

 

Bez taryfy ulgowej

Ross Douthat jest niemal czterdziestoletnim amerykańskim dziennikarzem, komentatorem spraw politycznych i kościelnych na łamach słynnego dziennika New York Times. Urodził się w rodzinie należącej do wyznania episkopalnego, potem przeszedł do ewangelików, by w wieku 17 lat przyłączyć się do Kościoła katolickiego i tam pozostać.

 

W 2013 roku otrzymał Christianity Today Book Award za książkę „Bad Religion”. Udowodnił w niej, że Stany Zjednoczone są zasadniczo krajem religijnym, lecz większość Amerykanów przystało do „złej religii”, porzucając zdrowe nauczanie na rzecz religii wychwalającej własne ego i schlebiającej najgorszym instynktom. To religia „zrób to sam”, wyznawana przez polityków i twórców pop kultury. Wielu z jej propagatorów ma się za chrześcijan. Głównym balastem dla tej religii jest jednakże realna osoba Chrystusa, zastępowana w sercu i umyśle „Jezusem według własnego pomysłu”, bardziej dostosowanym do tego świata. W jej ramach pojawia się wielu nauczycieli wolnej miłości i osobistej samorealizacji. Społeczeństwo nią przesiąknięte próżność zamienia w „samodoskonalenie”, duszę w „zdrowe zadbanie o samego siebie”, a cudzołóstwo zastępuje „postępowaniem w zgodzie z własnym sercem”. Nic dziwnego, dodaje Douthat, że Nowy Jork stał się „aborcyjną stolicą Ameryki”.

 

Instytucjonalne chrześcijaństwo w USA drastycznie zaczęło słabnąć, począwszy od lat 60-tych. Co je zastąpi? Dzieje sekularyzacji polegają na tym, że nowoczesne społeczeństwa odrzucają religijne poglądy w miarę obrastania w bogactwa, naukową wiedzę i rozum. Dziś sekularyzacja jest już opisem niewystarczającym, bowiem w Ameryce słabnięcie Kościołów nie idzie w parze z wygasaniem religijnego impulsu. By opisać współczesną religijność, należy sięgnąć po pojęcie pogaństwa. Steven D. Smith, profesor prawa na Uniwersytecie San Diego w Kalifornii uważa, że wiele z tego, co określamy jako postępujący sekularyzm jest złudzeniem. Za nim kryje się bowiem powrót pogańskiej religijności. Nie jest ona materializmem ani ateizmem. Dopuszcza wiarę w duchowość i możliwość istnienia zaświatów. Jednocześnie jej wyznawcy są zdecydowanymi wrogami wychodzenia poza granice tego świata i sceptykami wobec istnienia obiektywnych wartości moralnych. Przypisują duchowości cele terapeutyczne, sposób na osiągnięcie harmonii z przyrodą i codzienne szczęście.

 

Ta religia świecka powoli wypiera religię biblijną. Religijne podejście charakteryzuje stosunek do zasad sprawiedliwości społecznej, jak i programów trans-humanistycznych. Istnieje w ludziach potrzeba tworzenia świeckich obrzędów religijnych, na przykład obrzędu pochowania „zmarłego” laptopa bądź też religijny sposób na podźwignięcie się po mandacie za złe parkowanie. Institut of Design w Stanford wychodzi z następującą ofertą: opisz nam twój problem, a my dopasujemy ci odpowiedni rytuał. Ważne, by był krótki, zabawny i kojący.

 

To są powody, dla których Douthat uważa, że większość Amerykanów jest dziś heretykami. Zatraciliśmy sens religijnej prawdy według tego, jak ją przedstawia prawomocny urząd Kościoła. „Często – pisze w swej kolumnie w New York Timesie – rozmawiałem z ludźmi, którzy uważali za fałszywe niektóre nauki kościelne, a mimo to nadal mieli się za katolików. To powszechne zjawisko”.

 

Katolicy tacy, jak Ross Douthat, uważają, że to, czego naucza Kościół jest prawdą. I że stawką w tej grze jest zbawienie duszy. Tymczasem mamy dziś powszechnie do czynienia z pewnym skandalem. „Dla wielu zawodowych teologów zagadnienia odnoszące się do życia wiecznego są tylko żonglerką w celu utrzymania się przy władzy”. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi, według Douthata, protestantyzm. Zastąpił on władzę kościelną władzą Biblii.

 

Gdy brakło porozumienia w podejściu do tego, czym miałaby być władza Biblii, zastąpiono ją władzą sumienia. Na drodze krwawych konfliktów między różnymi religijnymi ugrupowaniami dotarto do epoki wolności, demokracji i praw jednostki. Reformacja osłabiła władzę religijną, zsekularyzowała politykę i wsparła wzrost pewnych form indywidualizmu. Wypromowała nowe formy ubóstwiania mitów liberalnego świata, tolerując chrześcijaństwo pozakościelne. Co zastąpiło Kościół? Wielkie instytucje ponadnarodowe: od ONZ, przez Unię Europejską, aż po liczne, przeżywające swój rozkwit organizacje pozarządowe. Nowa forma klerykalnej dominacji charakteryzuje podejście do godności ludzkiej, praw człowieka i apoteozy odmienności…

 

Przeciwnicy Douthata usiłują opisać go jako ultrakonserwatystę. Lecz nim nie jest. To hybryda, gatunek pośredni, jeden z nielicznych katolickich komentatorów usiłujących przekroczyć ostrą dwubiegunowość polityczną, która wdarła się do Kościoła. Nie należy – jak sam mówi – do cheerleaderek papieża Franciszka. I to nie z powodu czarnych butów, jakie Ojciec Święty używa, ani z racji tego, że nie odprawia on mszy świętej zorientowanej ku wschodowi, lecz z racji wątpliwości doktrynalnych, jakie nawarstwiły się w latach jego pontyfikatu, zwłaszcza wokół nierozerwalności małżeńskiej. Nie przyjmuje też wyobrażeń o Franciszku jako antypapieżu czy apokaliptycznym wcieleniu Antychrysta. Doceniał, zwłaszcza na początku pontyfikatu, tak zwany „efekt Franciszka”. Był on dowodem na to, że nie żyjemy w świecie całkowicie zsekularyzowanym i postchrześcijańskim. Jednocześnie Douthat wątpi, czy wystarczy ludziom podarować „chrześcijaństwo łatwiejsze”, mniej wymagające, by ich pozyskać. To nie działa.

 

Ludzie, którzy dziś zbliżają się do Kościoła, szukają życia piękniejszego, bardziej autentycznego, bardziej szczęśliwego – bez względu na cenę. Nauczanie Jezusa – choćby w kwestiach relacji uczuciowo-miłosnych – zdecydowanie sprzeciwia się terapeutycznym religijnym sentymentalizmom, w które obfitują telewizyjne pogadanki Oprah Winfrey czy Ewy Drzyzgi. Dziś stawką jest zdolność Kościoła do zaoferowania ludziom cierpiącym, przestraszonym i wkurzonym wiarygodnej alternatywy względem populistycznej papki propagandowej typu: „jesteś tego warta”. W wielu dziedzinach życia człowiek dzisiejszy oczekuje od Kościoła nauczania mądrego i pogłębionego.

 

Douthat zarzuca Kościołowi, że zamiast głosić Ewangelię i wzywać do nawrócenia, usiłuje się dopasować do współczesnej kultury. Jako przykład podaje otwartą w lutym 2018 roku nowojorską wystawę Met Gala pod hasłem: heavenly bodies – boskie ciała, z Rihanną przebraną za papieża w roli głównej. Wkładem strony kościelnej w wystawę były wypożyczone z Watykanu eksponaty: relikwie Jana Pawła II i Piusa IX. Wystawa była wspierana między innymi przez osobę kard. Gianfranco Ravasiego. Tymczasem, jak dowodzi Ross Douthat, współczesna kultura jest z gruntu antyreligijna i antychrześcijańska. Próby przejmowania jej modeli i towarzyszenia jej ekspozycjom przez Kościół muszą skończyć się porażką.

 

Jedyne wyjście amerykański komentator New York Timesa upatruje w katolicyzmie, który pokazuje siebie jako całkowitą kontrkulturę, kulturę alternatywną wobec zanurzonego w chaosie i bezsensie świata.

 

Wbrew politycznej poprawności

Swą opublikowaną w 2018 roku książkę Ross Douthat nazwał To Change the Church – „Zmienić Kościół”, w nawiązaniu do książki socjologa religii Jamesa Davissona Huntera, zatytułowanej To Change the World. Tego świata – twierdził Hunter – nie da się zmienić, przynajmniej nie przy użyciu narzędzi teologii politycznej i wojny kulturowej. Książka Douthata, mimo że odnosi się do aktualnego pontyfikatu, jest bardziej książką o Kościele, niż o samym papieżu Franciszku.

 

Autor wprowadza czytelnika do pomieszczeń watykańskich, w świat zarządzania Kościołem, w stylistyczne preferencje Franciszka, w para-schizmatyckie paroksyzmy Kościoła w Niemczech, na szachownicę wpływów, nominacji i aktywności synodalnej. Wpisuje współczesne zjawiska w dwutysiącletni kontekst życia Kościoła, będącego jednocześnie Mistycznym Ciałem Chrystusa i instytucją światową, Oblubienicą Chrystusa, a zarazem łodzią nabierającą brudnej wody, domem wielu świętych, jak i fatalnych papieży.

 

Autor dowodzi, że nie da się dobrze przyglądać zjawiskom religijnym, kierując się uprzedzeniami albo bezkrytyczną euforią, używając okularów papalatrii bądź papafobii. Potrzeba okularów wiary i poznawczej uczciwości. „Dla katolickiego dziennikarza – pisał w New York Timesie – jakiegokolwiek dziennikarza, jest to fascynująca historia. I mówiąc z pozycji dziennikarskiej, nie wiem, jak się ona skończy. Z pozycji zaś katolika ufam, że wszelkie podstępne pułapki zawiodą. Tam, gdzie papiestwo czy też historyczna religijność wydają się przygasać, moją odpowiedzią jest wiara”.

 

Po napisaniu tej książki Douthat nie miał łatwego życia. Niektóre amerykańskie środowiska postępowe domagały się natychmiastowego linczu na autorze. Na wspólnym blogu Daily Theology opublikowano list otwarty do redaktora naczelnego dziennika New York Times. Próbowano w nim wykazać, że Douthat „nie ma żadnych zawodowych kwalifikacji”, by wypowiadać się w sprawach kościelnych. „Jego wizja katolicyzmu ma niewiele wspólnego z prawdziwym katolicyzmem”. O. James Martin SJ na łamach czasopisma „America” napisał: „Douthat w sprawach teologii przypomina ślepca objaśniającego malowidła Kaplicy Sykstyńskiej”. Może pisać na każdy temat, niemniej gdy zajmuje się chrześcijaństwem, nie wie, o czym mówi. To, co czyni Douthat, według o. Martina, jest hatred – sianiem nienawiści. Gdy zabierzecie się za czytanie tych rzeczy – dowodził jezuita – „nie przeczytacie teologii, ale teksty nienawistne”.

 

Wiadomo nie od dziś, że wystarczy postawić komuś zarzut hate speech – mowy nienawiści, by odebrać mu prawo do wypowiedzi. Często używa się go do wyeliminowania opinii, których się nie podziela. Facebook, dla przykładu, w oparciu o kryterium hate speech odsiewa z dyskursu publicznego to, co jest niepożądane od tego, co się da przyjąć jako poprawne. Fatwa watykańskiego jezuity brzmiała mniej więcej tak: gdy czytacie Douthata, nie czytacie kontrowersyjnych opinii, ale przejawy nienawiści grzesznika, który z upodobaniem tapla się w swym grzechu.

 

Autora niniejszej książki wziął w obronę między innymi Rod Dreher, znany autor słynnego bestsellera Opcja Benedykta. „Nie do wiary – pisał – że teologowie, którzy podpisali się pod listem, posunęli się aż tak daleko. Żarty na bok: myślę, że elita liberalnego katolicyzmu nie radzi sobie z faktem, że ktoś może skrytykować ich poglądy i to w tak skuteczny sposób, jak Douthat. Prawda jest taka, że Douthat, pisząc to, co pisze, w ich oczach uchodzi za zdrajcę ich intelektualnej kasty. Ci ludzie uważają, że są powołani do kierowania Kościołem i nie znoszą, by ktoś inteligentny i prawowierny podważał ich twierdzenia. Wszystkie zdania o miłosierdziu, dobrych obyczajach i innych miłych sprawach są tylko czczym gadaniem. To trudni ludzie. Znamy to z doświadczenia, że gdy teologiczna lewica mówi o potrzebie «dialogu», w rzeczywistości ma na myśli coś takiego: «Rozmawiajmy aż do momentu, gdy nie zaczniesz wypowiadać tego, czego nie chcemy. Po czymś takim cię wykluczymy»”.

 

Podobnie uważa William Burkley: „Liberałowie zapewniają o swej gotowości poznania innych punktów widzenia, lecz potem są oburzeni i obrażeni, że inne punkty widzenia w ogóle istnieją”. Rod Dreher dodał, że „lewica zmusza do milczenia swych oponentów twierdząc, iż odmienne stanowiska w sprawie płci, gender, rasy czy homoseksualizmu sprawiają, że czują się zagrożeni”.

 

Tymczasem autor książki jest zwolennikiem zdrowej doktryny oraz odważnego udziału Kościoła w debacie publicznej. Taka postawa może okazać się remedium na dzisiejszy religijny chaos. „Kto poszukuje doskonałości – uważa Douthat – niech zacznie od poszukiwań doskonałości własnej duszy. Kto chce zbawić swój kraj, niech wcześniej zadba o zbawienie własne”. Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane (Mt 6, 33).

 

Ks. Robert Skrzypczak

 

 

Zmienić Kościół. Papież Franciszek i przyszłość katolicyzmu

Autor: Ross Douthat

Wydawnictwo: Wydawnictwo AA

Rok wydania: 2019

Oprawa: broszurowa

Liczba stron: 350

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie