9 sierpnia 2018

„Żegnaj Christopher Robin” czyli przestroga dla rodziców

Będąc uwięzionym przez kilkanaście godzin w samolotowym fotelu, człowiek nieraz ma okazję odkryć ciekawe filmy które wcześniej przegapił, gdy były w kinach, albo których w ogóle w kinie nie było. Takim przypadkiem dla mnie był brytyjski film z 2017 roku, Goodbye Christopher Robin. Film ten chyba nie doczekał się w Polsce premiery kinowej, ale od lutego 2018 r. jest dostępny na płytach DVD pod tytułem Żegnaj Christopher Robin.

 

Tytułowy Christopher Robin to chłopiec ze starych i popularnych książek o Kubusiu Puchatku, w Polskich edycjach zwany Krzysiem. Jednocześnie, Christopher Robin to imiona syna A. A. Milne’a, zaś Żegnaj Christopher Robin wpisuje się w nurt biograficznych filmów o autorach dziecięcych książek. Wcześniejsze dzieła tego typu to Dreamland, opowiadający o życiu Lewisa Carrolla z punktu widzenia Alicji Liddell, uznawanej za pierwowzór Alicji w krainie czarów, Marzyciel o autorze Piotrusia Pana, J. M. Barrie, oraz Panna Potter, opowiadający historię Beatrix Potter i jej historyjkach o króliku Piotrusiu i innych zwierzakach. Filmy takie potrafią, jak w przypadku Dreamland, odbiegać bardzo daleko od znanych faktów, sięgając po kontrowersyjne rewizjonistyczne teorie, nieraz wprost imputując swoim bohaterom wynaturzenia seksualne. Szczęśliwie, Żegnaj Christopher Robin nie poszedł tą drogą, choć z kolei twórcy doszukują się u Milne’a permanentnej traumy wynikającej z przeżyć na froncie pierwszej wojny światowej; jest to nawet prawdopodobne, ale pozostaje tylko domysłem scenarzystów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autora Kubusia Puchatka, poznajemy gdzieś około 1942 roku, w momencie, gdy otrzymuje zawiadomienie o zaginięciu na wojnie jego syna. Ta wiadomość popycha nas w głąb wspomnień Milne’a. Zaczynamy od jego własnych doświadczeń na polach walki pierwszej wojny światowej, po czym wraz z Milne’em poznajemy jego syna, od narodzin, poprzez dzieciństwo, aż do jego wstąpienia do wojska. Widzimy nieco zimne relacje między ojcem i matką, widzimy także rosnący dystans pomiędzy synem a matką, która, choć niewątpliwie kocha syna, spycha właściwie wszystkie swoje rodzicielskie obowiązki na niańkę. Centralną osią filmu jest relacja ojca i syna, w której książki o Kubusiu Puchatku odgrywają kolosalną rolę, najpierw jako katalizator wzmacniania ich więzi, a potem jako przyczyna kryzysu.

 

Tu należy ostrzec tych, którzy żywią sentyment do książek o Kubusiu Puchatku. Z procesem powstawania bajki, jest jak z przysłowiowym robieniem kiełbasy i polityki – zbyt bliska obserwacja tegoż procesu może wzbudzić w nas niesmak względem końcowego produktu. Żegnaj Christopher Robin to film, który, nic nie odejmując twórczości Milne’a, może nas jednak skutecznie zniechęcić do książki. Obejrzawszy go, trudno nie zadać sobie pytania – jaką cenę godzi się płacić za bajkę dla dzieci?

Oto widzimy młodego Christophera Milne’a przemielonego przez machinę medialną, która, nawet w czasach przed telewizją, potrafiła skutecznie pozbawić prywatności małego chłopca. Dzieje się to z początku przy akceptacji jego rodziców, którzy wydają się nie pojmować szkód jakie wyrządzają dziecku. Dopiero później ojciec stara się przywrócić synowi prywatność, ale wydarzeń nie sposób cofnąć, z trwałym kosztem dla Christophera. Nietrudno domyślić się jak zareagują chłopacy ze szkolnego internatu na pojawienie się kogoś, kogo poznali jako śmiesznego chłopca rozmawiającego z pluszowym misiem.

 

Film, choć w warstwie fabularnej momentami przesadzony i rozmemłany, od strony wizualnej bywa urzekający. Nie ma tu gorszących scen, są za to liryczne pocztówki z wiejskiej rezydencji Milne’ów i oczywiście otaczającego ją krajobrazu, który przecież stał się inspiracją dla książkowego stumilowego lasu – wyidealizowane piękno tego rodzaju, jaki wzbudza czasem chorobliwą niechęć „nowoczesnych” recenzentów. Cóż, te stare angielskie posiadłości, nienaruszone przez wojenne pożogi i komunistyczne szaleństwo, swoim pięknem i porządkiem przypominają nam o dawnych, lepszych czasach. Pobudzają tęsknotę do spokojniejszego, uporządkowanego życia. Toteż film cieszy oczy. Jednak główną jego wartością jest przypomnienie: o największej odpowiedzialności jaką może podjąć dorosły człowiek.

 

Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,25) Doprawdy! Każdy z nas odpowiada za skarb jakim jest własna dusza. Ale dla ojca czy matki, istnieje dodatkowa odpowiedzialność: to dusze naszych dzieci. Nie odpowiadamy, oczywiście, za wolne wybory naszych dzieci. Jednak to my dajemy im takie a nie inne otoczenie, to my kształcimy je w taki a nie inny sposób, i to my możemy doprowadzić je, nawet zupełnie nieświadomie i wbrew własnej woli, do katastrofy.

 

Tu trzeba dodać kluczowy szczegół, niezauważony, być może pominięty jako nieistotny przez wyjałowionych duchowo współczesnych twórców, a przecież tragiczny. Otóż, według relacji znajomych, Christopher Milne dokonał żywota pogodzony ze swym ziemskim ojcem, ale jako ateista. Dlaczego utracił wiarę? Czy to przez wiersz, w którym jego ojciec upamiętnił i upublicznił jego dziecięce – i dziecinne – modlitwy, wiersz którego Christopher nienawidził, winiąc go bardziej nawet niż Puchatka za szkolne upokorzenia? Oczywiście, utrata wiary mogła mieć wiele przyczyn, zaś ojciec Christophera nie mógł przewidzieć skutków swoich działań. Z pewnością chciał inaczej. Tym bardziej jednak rodzicie winni zawsze modlić się o mądrość i Bożą opiekę, aby uniknąć pułapek jakie świat nastawia na nas i nasze dzieci. A przede wszystkim, nigdy nie wolno nam zapomnieć o odpowiedzialności z jakiej rozliczy nas kiedyś Bóg. O tym pamiętajmy, oglądając Żegnaj Christopher Robin.

 

Jakub Majewski

 

Żegnaj Christopher Robin Wielka Brytania 2017.

 

Reżyseria: Simon Curtis. Scenariusz: Frank Cottrell-Boyce i Simon Vaughan. W rolach głównych: Domhnall Gleeson, Margot Robbie, i Kelly Macdonald.

Czas trwania: 107 min

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie