28 października 2019

Zdewastowana przez protestujących stolica Chile już wkrótce przyjmie uczestników szczytu klimatycznego COP25 oraz APec

(Fotograf: Fernando Bizerra Jr / Archiwum: EFE / FORUM)

Zaledwie kilka tygodni przed dwoma globalnymi spotkaniami zaplanowanymi w Chile, niepokoje społeczne rzuciły cień na jeden z najbogatszych krajów Ameryki Łacińskiej i ambicje prezydenta-miliardera.

 

Od ostatniego piątku w kraju wzniesiono na ulicach barykady i płoną stacje metra. Tysiące mieszkańców protestowało przeciwko polityce obecnej ekipy rządzącej. W stolicy rozmieszczono siły wojskowe i wprowadzono godzinę policyjną. Demonstranci hałasowali w nocy, uderzając w garnki i przeciwstawiając się godzinie policyjnej wprowadzonej po raz pierwszy od czasów dyktatury Pinocheta. Ogłoszono stan wyjątkowy (został zniesiony w nocy z niedzieli na poniedziałek). Według danych rządowych w starciach z policją zginęło osiemnaście osób, sześć zostało zabitych przez wojsko lub policję. Pojawiły się także zarzuty dot. stosowania tortur i wykorzystywania seksualnego przez funkcjonariuszy. 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Iskrą zapalającą i wywołującą gwałtowne protesty stała się nieznaczna podwyżka cen biletów metra. Ludzie jednak przedstawiają długą listę zarzutów, krytykując politykę władz, która uprzywilejowuje „elitę gospodarczą”. Rządowi wytyka się zadłużenie oświaty, niski standard opieki zdrowotnej, sprywatyzowanie systemu emerytalnego, przypadki zmów korporacji, korupcję i bezkarność klasy politycznej, sprywatyzowanie wodociągów w środku ciężkiej 10-letniej suszy.

 

Mieszkańcy Chile demonstrują m.in. przeciwko rządom prezydenta Chile Sebastiána Piñery, który zbił fortunę na prowadzeniu firmy obsługującej karty kredytowe. W ubiegłym tygodniu, zanim zaczęły się niepokoje, Piñera przekonywał „The Financial Times”, iż Chile, to „prawdziwa oaza w ogarniętej wstrząsami Ameryce Łacińskiej”. Piñera liczył na wyróżnienie podczas Forum współpracy gospodarczej Azji i Pacyfiku, które zaplanowano na 16-17 listopada w Santiago. Wkrótce, to jest 2 grudnia  ma także odbyć się szczyt klimatyczny Cop25.

 

W spotkaniu forum APec potwierdził swój udział m.in. prezydent Rosji Władimir Putin, podczas gdy zespoły bezpieczeństwa przywódców USA i Chin byli w Chile w zeszły piątek, by ocenić warunki, zanim zdecydują o wizycie prezydenta Donalda Trumpa i lidera Chin Xi Jinpinga. Udział w szczycie Cop25 potwierdził – jako jeden z nielicznych – prezydent Francji Emmanuel Macron. Ostatnio jednak francuski poseł Alexis Corbière poprosił rząd o zawieszenie udziału w rozmowach klimatycznych w Santiago, dopóki „armia będzie na ulicach”.

 

Rzeczniczka rządu chilijskiego, Cecilia Pérez zapewniła, że plany dotyczące obu wydarzeń „nie zostały zmienione”. Źródła rządowe podały, iż nakazano im nie rozmawiać o planowanych wydarzeniach. Przywódcy chilijskiemu w szczególności zależy na zagwarantowaniu sukcesu APec. Piñera ma nadzieję, że forum będzie miejscem, gdzie Trump i Jinping zgodzą się na zakończenie wojny handlowej.

 

Organizatorzy Cop25 zwrócili uwagę, że „dzisiaj wszyscy Chilijczycy martwią się o odzyskanie normalności, a w ciągu następnych dni ważne jest wznowienie dialogu i doprowadzenie do jedności”. Cechą charakterystyczną chilijskich protestów są bardzo rozległe żądania i brak przywództwa pośród strony demonstrującej. Przywództwo to jest rozproszone, więc wszelkie negocjacje są utrudnione.

 

Po ogłoszeniu podwyżek cen biletów na metro, wiele stacji w Santiago zostało poważnie uszkodzonych. Rząd uznał, że nie uda się całkowicie przywrócić systemu w ciągu sześciu miesięcy. Tylko trzy z sześciu linii obecnie funkcjonuje i jedynie kilka stacji jest otwartych. Za nieco ponad pięć tygodni dziesiątki tysięcy delegatów ONZ ds. klimatu będą próbować dotrzeć do miejsca Cop25 na obrzeżach miasta. Znajduje się ono blisko stacji Cerrillos, na trasie stosunkowo nieuszkodzonej linii 6. Ale linia 1, która przechodzi przez centrum miasta, gdzie znajduje się większość hoteli, jest zdewastowana. Również autobusy wahadłowe podczas konferencji będą na razie dostępne tylko ze stacji Cerrillos, a nie z centrum miasta.

 

Lucía Dammert, chilijska ekspert ds. bezpieczeństwa obawia się natężenia protestów, co z kolei mocno zaważy na międzynarodowej pozycji prezydenta. Dammert przewiduje, że do demonstrantów na ulicach – w razie utrzymania i rozmieszczenia dodatkowych sił zbrojnych – przyłączą się aktywiści klimatyczni z innych krajów. Pomimo ogłoszenia przez prezydenta korzystnych decyzji m.in. o wzroście o 20 proc. najniższych emerytur, protestujący nie uspokoili się. Jeden z emerytów żalił się, że jego emerytura wynosi zaledwie 137 USD miesięcznie, gdy tymczasem granica ubóstwa w Chile szacowana jest na około 600 USD. – To się nie skończy, to się nie skończy, dopóki nie zmienimy tego kraju – mówił Jorge.

 

Chilijski piłkarz Claudio Bravo, grający w barwach Manchesteru City tweetował w zeszłym tygodniu: „Sprzedali naszą wodę, prąd, gaz, oświatę, zdrowie, emerytury, leki, nasze drogi, lasy, mieszkania solne Atacama, lodowce, a teraz transport. Nie chcemy Chile dla kilku osób, chcemy Chile dla wszystkich”. W La Ligua, mieście położonym około dwóch godzin na północ od Santiago, gdzie susza dotknęła lokalną gospodarkę, protestujący zablokowali główną autostradę kraju i wypełniali place publiczne, hałasując garnkami każdej nocy. – Walczymy o wywłaszczenie wodociągów i ziemi – mówił Rodrigo Mundaca, lider ruchu na rzecz praw do wody Modatima i zdobywca nagrody Nuremberg International Human Rights Award w 2019 r. – Jest to odzwierciedlenie poziomu nierówności, bezkarności, nadużyć w chilijskim społeczeństwie i reakcji pokornych ludzi na ulicach – tłumaczył.

 

Pięciu ministrów Piñery i ich rodziny są właścicielami wody w Chile. Należy do nich m.in. minister rolnictwa Antonio Walker, którego Mundaca oskarżył o blokowanie reform, mających na celu przywrócenie publicznej kontroli wody. Protestujący sprzeciwiają się także tworzeniu tzw. „stref ofiar”, obszarów, w których skoncentrowane są w szczególności elektrownie na paliwa kopalne i mają wpływ na zdrowie publiczne.

 

Chile zobowiązało się do zakończenia produkcji energii węglowej do 2040 r. Dziesięć lat później ma stać się neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla. Karolina Schmidt, prezydent Cop25, w zeszłym tygodniu przedstawiła nowy plan klimatyczny kraju, który miał być konsultowany online z obywatelami.

 

Agencja Reutera podkreśla, że Chile znane jest jako jeden z najbogatszych, najbardziej stabilnych i pokojowych krajów Ameryki Łacińskiej. Tymczasem od 6 października tysiące ludzi demonstruje i stale przyłączają się nowe grupy. Demonstrantów wsparły słabe i rozbite partie opozycyjne, związki studenckie i szereg ruchów społecznych. Do tej pory nie ma jednak jeszcze konkretnych przedstawicieli, którzy by te demonstracje prowadzili. Rząd uważa, że wandalizm, jaki towarzyszy protestom jest „finansowany i koordynowany”. Minister spraw wewnętrznych Andres Chadwick powiedział, że wandale najpierw zaatakowali metro i system autobusowy, a następnie przeszukali i spalili sklepy spożywcze, by uderzyć w „krajowy łańcuch dostaw żywności”.– To oczywiście odzwierciedla zamiar… wyrządzenia krzywdy obywatelom w ich codziennym życiu – komentował.

 

Guillermo Holzmann, analityk polityczny z Uniwersytetu w Valparaiso uważa, że protestujących można podzielić na trzy grupy: skrajnie lewicową, która ma jest w pewien sposób zorganizowana i finansowana. Jest ona przeciwna modelowi wolnorynkowemu. Dalej są zorganizowane grupy przestępcze, które skorzystały z zamieszek, aby ograbić i włamać się do nieruchomości. Trzecią grupę stanowią zwykli Chilijczycy, którzy przyłączyli się do demonstracji, by wyrazić frustrację z powodu wysokich kosztów utrzymania.

 

Chile jest chwalne przez podmioty międzynarodowe za środowisko sprzyjające zagranicznym inwestorom. Gospodarka kraju znacznie się rozwinęła m.in. dzięki boomowi miedzianemu. Pozwolił on ograniczyć liczbę osób żyjących na poziomie ubóstwa za 5,5 USD dziennie do 6,4 proc. w 2017 r. z 30 proc. w 2000 r. W kraju są jednak ogromne rozpiętości – największe pośród krajów OECD – jeśli chodzi o poziom dochodów. Różnica w dochodach jest o 65 proc. większa niż średnia w OECD.

 

Według National Statistics Institute, połowa chilijskich pracowników zarabia 550 USD miesięcznie lub mniej. Badanie rządowe z 2018 r. wykazało, że dochód najbogatszych był 13,6 razy większy niż dochód najbiedniejszych. Protestujący przekonywali reporterów agencji Reutera, że walczą o utrzymanie się na powierzchni z powodu wysokich kosztów częściowo sprywatyzowanej edukacji i systemu opieki zdrowotnej, wysokich czynszów i opłat za wodę, ścieki itp. Chilijscy emeryci narzekają na sprywatyzowany system emerytalny który zapewnia głodowe stawki, a wypłaty często się opóźniają. Lewica wystąpiła z propozycją zmian, w tym domaga się m.in. 40-godzinnego tygodnia pracy. Biznesmeni ostrzegają, że doprowadzi to do redukcji miejsc pracy…

 

Rząd początkowo lekceważył protesty dotyczące podwyżek opłat za transport. Media obiegło zdjęcie prezydenta Sebastiana Pinery jedzącego pizzę w jednej z najdroższych restauracji w pierwszą noc zamieszek. Rodrigo Pérez, profesor ekonomii na Santiago Universidad Mayor przekonuje, że szczególna presja wywierana jest na biedotę i klasę średnią Chile. – Istnieją inne kraje o podobnym poziomie nierówności, ale jeśli weźmiecie pod uwagę działania tych rządów w celu zmniejszenia nierówności, zrozumiecie, dlaczego być może (ich populacje) nie są tak wymagające jak w Chile –komentował. – W przypadku Chile państwo nie robi nic, jeśli chodzi o redystrybucję lub zmniejszenie różnic w dochodach ludzi – wyjaśnił. – Ostatecznie dzieje się tak, że ludzie mają dość. Chile ma coraz bardziej wykształconą populację, która jest coraz bardziej świadoma tego, co się dzieje, więc myślę, że trudniej jest ją zwodzić – dodał.

 

Pinera zaproponował środki mające na celu zaradzenie nierównościom w zakresie emerytur i opieki zdrowotnej, zrównoważyć wzrost rachunków za prąd, zapewnić lepszy przepływ funduszy państwowych do biedniejszych społeczności i poprawić traktowanie ofiar przestępstw w systemie wymiaru sprawiedliwości. Zobowiązał się do podwyższenia minimalnej emerytury o 20 proc. przyspieszenia prac nad ustawą w celu wprowadzenia ubezpieczenia zdrowotnego na wypadek stanu krytycznego, obniżenia cen leków dla biednych i zagwarantowania minimalnego wynagrodzenia w wysokości 480 USD miesięcznie.

 

Treść jego propozycji spotkała się z szerokim zadowoleniem polityków opozycji, z których wielu wezwało do wprowadzenia konkretnych zmian, które obiecał. Emilia Schneider, prezes potężnej Federacji Studentów Uniwersytetu Chile uważa, że „są to zmiany kosmetyczne, które nie dają merytorycznych rozwiązań i nadal stawiają firmy i zyski ponad prawa ludzi.” Demonstranci wskazują, że prezydent nie ma też wystarczającego poparcia politycznego, by przeforsować zmiany w parlamencie. 

 

 

Źródło: climatechanenews.com / reuters.com

AS

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 863 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram