26 lutego 2016

Nie tylko demoliberalna nowomowa. Islam zasługuje na poważniejszą krytykę

(fot.NICOLAS MAETERLINCK /FORUM)

Po zamachach na redakcję francuskiego tygodnika Charlie Hebdo w styczniu 2015 r. wśród wielu  nominalnych chrześcijan i prawicowców zaczęło utożsamiać się z dziennikarzami pisma. Pisma obrażającego także chrześcijaństwo i walczącego z tradycyjnymi wartościami. Od tej pory minął ponad rok, ale problem nie stracił na aktualności. Wielu ludzi przeciwwagę dla islamu widzi w liberalnej demokracji, a w wyrażaniu swojego oburzenia na muzułmańskich fanatyków posługuje się liberalnymi argumentami. A co z argumentami katolickimi?


Przeciwstawianie sobie islamu i demokracji jest typowe także dla amerykańskich neokonserwatystów. W tej grupie złożonej w znacznym stopniu z byłych trockistów upowszechnił się nawet termin „islamofaszyzm”. Używał go prezydent George W. Bush, a upowszechnił między innymi były doradca Condoleezzy Rice, Eliot Cohen. W tej optyce główne zło fundamentalizmu islamskiego, podobnie jak faszyzmu, upatrywano w sprzeciwie wobec demokracji i liberalizmu.

Wesprzyj nas już teraz!

W naszym stuleciu wolność jest ponownie pod ostrzałem wrogów zdeterminowanych, by odwrócić budowany przez pokolenia demokratyczny postęp – mówił w październiku 2005 r. G.W. Bush cytowany przez „Washington Post”. – Globalną kampanią wolności ponownie odpowiadamy na globalną kampanię strachu  – dodał mając na myśli „wojnę z terroryzmem”. Wojna uznawanego za prawicowca Busha prowadzona była zatem nie w imię mającej 2500 klasyczno-chrześcijańskiej tradycji ani nawet narodu, lecz w obronie demoliberalizmu.

Podobne poglądy wyrażają także europejscy prawicowcy – choćby przewodnicząca francuskiego Frontu Narodowego protestująca przeciwko imigrantom. Wydawać by się mogło, że jest to postawa politycznie niepoprawna. Jednak w imię jakich ideałów wyrażany jest ten sprzeciw? Marine Le Pen chce bronić laickiego systemu wartości. – Ona mówi, że jej zadanie to obrona kobiet czy gejów, w imię wolności, sekularyzmu i republiki – twierdzi francuski politolog prof. Laurent Bouvet cytowany przez New York Times. Polityczne wyrachowanie? Niewykluczone. Jednak ceną za spodziewaną łaskawość mainstreamowych mediów i wyższy wynik wyborczy, jest utrwalanie w świadomości Francuzów przekonania o istotnej wartości laicyzmu i homoseksualizmu.  

Jak  jest w Polsce?

W Polsce sprzeciw wobec islamu (tego „skrajnego”) z pobudek liberalnych charakteryzuje nie tylko „Gazetę Wyborczą”, lecz także choćby stowarzyszenie „Europa Przyszłości” – wydawcę strony euroislam.pl. „Nasza krytyka islamizmu wychodzi nie z pozycji ochrony tożsamości , czy konkurencji jednej religii wobec innej, ale z pozycji liberalnych. (…) To krytyka ruchu politycznego pozostającego w sprzeczności z otwartym społeczeństwem i podstawowymi zasadami demokracji”, czytamy na stronie organizacji.

„Europa Przyszłości” nie przyznaje się jednak do prawicowości, zatem ta liberalna krytyka islamu nie jest w jej przypadku niczym dziwnym. Gorzej gdy typowo liberalnymi argumentami posługują się pisma katolickie i te związane z szeroko rozumianą prawicą. Przykład pierwszy z brzegu: tygodnik „Niedziela”. W dostępnym na portalu niedziela.pl wywiadzie Włodzimierza Rędziocha z prof. Valentiną Colombo (styczeń 2013 r.), dziennikarz wyraźnie drąży temat łamania przez muzułmanów zasad liberalnych. Pierwsze pytanie brzmi: „Dlaczego w praktyce nie ma państw islamskich prawdziwie demokratycznych”? Następnie dopytuje się o brak „wolności religijnej” oraz nierówności „między muzułmaninem i niemuzułmaninem, między mężczyzną i kobietą oraz między człowiekiem wolnym i niewolnikiem”. Dopytuje też o odmowę respektowania ONZ-owskiej Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przez państwa islamskie.

Trudno zrozumieć, dlaczego akurat brak demokracji jako taki miałby być w ogóle zarzutem wobec islamu? Wszak zgodnie z tradycyjną nauką Kościoła demokracja – i to pod pewnymi warunkami – jest tylko „jednym ze sprawiedliwych ustrojów”. Z kolei Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, choć inspirowana przez katolickiego progresywistę Jacques’a Maritaina jest dokumentem czysto świeckim, pozbawionym jakiegokolwiek odniesienia do Stwórcy.

Przede wszystkim jednak niepokojące jest, że katolicki dziennikarz rozmawiając o islamie pominął problemy takie jak fałszywość islamskiego „objawienia” i odrzucenie chrześcijaństwa. Brakuje także zwrócenia uwagi na zagrożenia, jakie islam niesie dla cywilizacji łacińskiej (nie tej oświeceniowej) oraz tożsamości narodowej. W ten sposób – zapewne nie ze złej woli – przyjmuje się linię argumentacyjną „Gazety Wyborczej”. Wszak medium Michnika także krytykuje islam z pozycji liberalno-demokratycznych.

Demoliberalizm – źródło islamizacji

Wobec gwałtownego charakteru islamskiego zagrożenia dla cywilizacji zachodniej katolicy i prawicowcy mogą łatwo dojść do wniosku, że każdy, kto zwalcza islamistów jest ich sojusznikiem. Grozi to jednak stopniowym przyjęciem przez prawicę demoliberalnego światopoglądu. Ten zaś nie jest – wbrew temu co twierdzi choćby „Europa Przyszłości” remedium na problemy z islamem, lecz ich źródłem.

Liberalna demokracja jako system spychający religię – w przypadku Zachodu głównie chrześcijaństwo – na margines społeczeństwa, przyczynia się do upadku jej znaczenia. Tymczasem to właśnie chrystianizm istotnie przyczynia się do demograficznego wzrostu. Wszak Księga Rodzaju jasno mówi „bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 2, 28). Chrześcijańskie ideały poświęcenia i świętości życia sprzyjają zakładaniu licznych rodzin. Gdy religijność słabnie – jak na liberalnym Zachodzie – problemy demograficzne są niemal nieuniknione. Powstałą próżnię wypełniają imigranci z cywilizacji o wyższym przyroście ludności – takich jak islamska.

Islam – problem teologiczny…

Aby uniknąć przyjmowania liberalnej narracji, warto pamiętać, że głównym złem islamu nie jest odrzucenie przezeń liberalizmu, demokracji czy praw człowieka, lecz prawdziwego Boga. Z chrześcijańskiego punktu widzenia oczywiste jest, że religia negująca Boskość Chrystusa i Trójcę Świętą nie może być prawdziwa. Świadome odrzucanie chrześcijaństwa w imię na przykład islamu oznacza ryzykowanie własnym zbawieniem, gdyż tylko Imię Chrystusa ma moc zbawczą (Dz 4,12).

Islam odrzuca zatem prawdziwego Boga i co gorsza swe fałszywe zapatrywania narzuca innym. W tym, a nie w sprzeciwie względem demoliberalizmu tkwi jego główne zło. Chrześcijanie są przez muzułmanów prześladowani, co ma na celu zmusić ich do odejścia od Wiary. Skalę zjawiska pokazuje ranking organizacji Open Doors (opendoors.pl). Wśród 10 krajów, w których wyznawcy Chrystusa są najbardziej prześladowani, w 8 największą religią jest islam, a w dziewiątym – Erytrei – jedną z dwóch największych. „Islamski ekstremizm” zalicza się w tych dziewięciu państwach do głównych źródeł prześladowań.  Mordy i niezasłużone kary są same w sobie poważnym złem. Jednak należy pamiętać, że służą one nie tylko „zabijaniu ciała”, ale także „duszy”. 

…i tożsamościowy   

Warto, by katolicka i prawicowca krytyka islamu oprócz wykazywania antychrystianizmu skoncentrowała się także na inkryminowaniu odrzucenia przez muzułmanów zasad cywilizacji łacińskiej. Chodzi tu zarówno o oczywistą negację dziedzictwa chrześcijańskiego, jak i antycznego. W skrajnej postaci ukazuje to stosunek terrorystów z Państwa Islamskiego do pozostałości starożytnej Palmiry. Jak zauważył Remi Brague w „Europa, droga rzymska”, islam przekonany o doskonałości języka arabskiego co najwyżej tłumaczył dzieła starożytnych, niezbyt troszcząc się o zachowanie oryginałów. Działo się tak nawet w „Złotym Wieku”, gdy cywilizacja islamska była bardziej zaawansowana od europejskiej.

Ponadto, jak zauważa Roger Scruton w książce „Zachód i cała reszta”, islamowi generalnie obca jest koncepcja terytorialnej jurysdykcji i lojalności wobec swojego narodu. W islamie nie ma miejsca na oddawanie cezarowi tego co cesarskie, nie ma też miejsca na świecką politykę. Wszystko jest podporządkowane koranicznemu prawu regulującemu każdy aspekt życia. Islamska tożsamość religijna nie pozwala na konkurencję w postaci tożsamości narodowych.

„Islam przez wieki umiał ułożyć sobie stosunki z ludnością podbitą, nie potrafił jednak żyć pod obcą władzą” – pisał Jude P. Dougherty w 2002 r. na łamach kwartalnika „Modern Age”. Jak zauważa, mniejszości muzułmańskie dążą wręcz do stworzenia własnych państw. Dlatego też islamska imigracja stanowi zagrożenie dla narodowej tożsamości. Liczenie na integrację muzułmanów z Niemcami, Francuzami czy Polakami to utopia.

Krytyka islamu z demoliberalnego punktu widzenia jest kusząca, nie uwzględnia jednak rzeczy podstawowej – że liberalna demokracja sama jest jedną z przyczyn sukcesów islamu, a nie remedium na nie. Prawicowcy nie powinni iść na łatwiznę, lecz śmiało podkreślać, że zło islamu nie polega przede wszystkim na łamaniu praw człowieka, ale na walce z prawdziwą religią, cywilizacją łacińską i tożsamościami narodowymi.

 

Marcin Jendrzejczak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie