27 października 2020

Bogdan Dobosz: Lewica na rozdrożu. Czy islamofobia wypadnie z katalogu „grzechów głównych”?

(Zdjęcie ilustracyjne)

Dekapitacja francuskiego nauczyciela przez młodego Czeczena urażonego prezentacją karykatur Mahometa to dość wyjątkowy akt terroru. Jego echa są znacznie większe, niż wszystkich poprzednich zamachów islamistycznych. Powodów jest kilka. Po pierwsze, atak nastąpił w momencie, kiedy władze Republiki zapowiadały nową ustawę ograniczającą tzw. „separatyzm islamistyczny”. Władze chciały ograniczyć wpływy radykałów, a tymczasem to oni zaatakowali pierwsi. Po drugie, mord uznano za atak na republikańską szkołę. Nauczyciel jest nad Sekwaną „funkcjonariuszem państwowym”, a w odróżnieniu od np. policjanta czy żandarma, jest nieumundurowanym „funkcjonariuszem istoty ideologii republikańskiej”. Nie na próżno kontrolę nad ministerstwem edukacji w Republice powierza się często członkom masonerii, którzy mają stać na straży „wartości republikańskich”.

 

Prawda jest taka, że pod wpływem otoczenia nauczyciele po prostu często rezygnowali z roli „pierwszoliniowych, ideowych żołnierzy Republiki”. Nie poruszali tematów związanych z Koranem, dotyczącymi islamu wydarzeniami z historii, a nawet obowiązkowe lekcje o Holokauście budziły często zadrażnienia z uczniami i ich rodzicami. 40 procent nauczycieli przyznawało się do stosowania w szkole autocenzury, a w tzw. „wrażliwych dzielnicach” nawet ponad 51 procent. Śmierć Samuela Paty pokazała, że mieli się czego obawiać. Na morderstwo Samuela Paty władze musiały zareagować ostro. I tutaj zaczyna się zupełnie nowa polika państwa. Dotychczasowa walka z „radykalnym islamizmem” była równoległa do „walki z islamofobią”. Islam – tak, wypaczenia – nie, zdawała się mówić władza i krytykowała np. „populistyczne” postulaty Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen jako idące w kierunku „wiktymizacji” wszystkich muzułmanów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tymczasem islam nie jest tylko samą religią, ale i pewnym systemem religijno-społecznym, który z istoty rzeczy wchodzi konfrontację w państwem w domenie publicznej. Zwłaszcza, kiedy następuje przyrost jego wyznawców. Tworzenie „islamu francuskiego”, o czym politycy mówią od czasów Sarkozy’ego, to raczej kapitulacja i próba „oswojenia” tej religii, która niczego tu nie zmieni. Pokazuje to przykład Turcji, gdzie po dziesięcioleciach laicyzacji społeczeństwa islam łatwo powrócił do wiodącej roli społecznej. Już samo wpuszczenie islamu na jakieś terytorium oznacza, wcześniej czy później, próbę podboju choćby jego części i wprowadzanie praw szariatu. Atak na Samuela Paty’ego stał się katalizatorem nowej refleksji nad islamem. Policja naklejająca decyzję o zamknięciu na Wielkim Meczecie w podparyskim Pantin przypomina trochę… Lutra przybijającego swoje tezy na drzwiach katedry w Wittenberdze. Francja postanawia naprawić  islam.

 

Lewica na rozdrożu, także w Polsce

Decyzja o frontalnej rozprawie z „radykalnym islamizmem” podzieliła jednak lewicę. Jej pierwszym znakiem jest usunięcie terminu „islamofobia”z katalogu „współczesnych przestępstw”. W najnowszym ogłoszeniu DILCRAH (międzyresortowa misja ds. walki z rasizmem, antysemityzmem i LGBT-ofobią), dotyczącym naboru projektów dla organizacji pozarządowych, nie ma już islamofobii. Islamofobia przestała być „grzechem państwowym”. I tutaj mamy pierwszy podział na lewicy, którego echa docierają nawet do Polski. Do tej pory aktywiści wymieniali jednym tchem rasizm, LGBT-ofobię, seksizm, antysemityzm i islamofobię. To się już kończy.

 

Artur Kula w lewicowej „Krytyce Politycznej” pisze, że „Walka z „separatyzmem islamskim” to kolejny, po zabójstwie nauczyciela przez islamistę, dość zamaszysty krok Macrona w prawo”. Nie jest to jednak tyle „krok w prawo”, co podzielenie się lewicy wokół tematu islamu. Do tej pory był przyszywany do ideologii lewicowej jako kolejna „mniejszość” z pewnym „potencjałem rewolucyjnym” w obalaniu „starego świata”. Teraz nawet część polityków tej strony zdała sobie sprawę, że był to sojusz zbyt niebezpieczny, bo islam po prostu posiada własną ideologię i swoje cele i nie daje się wykorzystywać  instrumentalnie.

 

Zdanie sobie z tego sprawy we Francji wzbudziło echa i w Polsce. Według Kuli, „Niechlubny prym wiodła skrajna prawica”. To jednak stereotyp, który już nie obowiązuje. To skrajnie lewicowy Melenchon chciał wojny z cała społecznością czeczeńską we Francji…, a to że jego partia Zbuntowana Francja jednocześnie komunikowała, iż nie trzeba zrównywać „islamistycznego terroryzmu z islamem”, to swoista już schizofrenia i trudność z interpretacją „nowego etapu” historii.

 

Pokazówka czy nowa polityka?

We Francji mamy z jednej strony po zamachu pewną „pokazówkę” radykalnych kontr-działań, a z drugiej próbę nowego podejścia do tematu islamu. Mamy więc aresztowanie 16 osób, czasami bardzo luźno związanych z zamachowcem, zamknięcie meczetu w Pantin, ogłoszenie zamykania niektórych stowarzyszeń islamskich, zapowiedź wyrzucanie z Francji „zradykalizowanych” obcokrajowców, czy nawet krytykowanie przez MSW Geralda Darmanina osobnych stoisk w supermarketach z „kuchnią separatystyczną”. Chodzi mu o rozmaite promocje handlowe „smaków Orientu” i osobne stoiska żywności „halal”, które mają wspomagać „separatyzm”. Przebudzenie nastąpiło chyba jednak zbyt późno. W niektórych dzielnicach istnieją już np. tylko „halalowe” sklepy mięsne.

 

Trudno ocenić, ile w tym wszystkim doraźnej propagandy i uspakajania opinii publicznej, a ile zapowiedzi trwałych zmian. Zawirowanie jest spore. Obowiązująca teza brzmi: „nasi współobywatele wyznający islam muszą być chronieni w naszym kraju przed złem, jakim jest radykalny islam”. Nowomowa, z której wynika, że państwo będzie poniekąd „chronić” muzułmanów przed… islamem.

 

Obóz prezydencki krzyczy dość głośno, ale na konkrety przyjdzie jeszcze pora. Politycy są podzieleni i po raz pierwszy po zamachu terrorystycznym część centrum i prawicy odmówiła udziału w „paleniu świeczek” na Placu Republiki, które do niczego nie prowadzi. Rzecznik centroprawicowych Republikanów, senator Bruno Retailleau, nie poszedł na wiec na Placu Republiki i ogłosił, że kraj potrzebuje „broni, a nie łez”.

 

Zagubiona lewica

Wewnętrznie podzieliła się jednak lewica. Jean-Luc Mélenchon mówił o „problemie ze społecznością czeczeńską we Francji”, ale jego partyjni koledzy dystansowali się i mówili, że nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej wobec „ludzi, którzy uciekli tu przed wojną i prześladowaniami”. Były socjalistyczny premier Manuel Valls oskarżył partię Zbuntowana Francja o „islamo-goszyzm”. Z kolei na wiecu upamiętniającym Samuela Paty’ego działacze lewicowego związku studenckiego UNEF nazwani zostali „kolaborantami” islamu.

 

Do ostrej wymiany zdań doszło w parlamencie. Przewodniczący grupy centroprawicowych Republikanów Damien Abad zarzucił premierowi, że „macroniści” nie wsparli żadnej z dziesiątków zgłaszanych propozycji dotyczących walki z islamizmem i mówił, że winę ponosi tu „abdykacja Republiki”. Padły przykłady odrzucenia propozycji wydalenia z kraju zradykalizowanych cudzoziemców, zamknięcia 100 salafickich meczetów i „radykalnych” sal modlitewnych, wyrzucania zradykalizowanych imamów, kontroli islamistycznych terrorystów po zwolnieniu z więzienia, zmniejszenia imigracji, ograniczenia prawa tzw. łączenie rodzin, zmiany prawa azylowego i przepisów o obywatelstwie, obowiązkowych badań wieku rzekomych nieletnich migrantów, zakazu wystawiania etniczno-religijnych list wyborczych, zakazu powrotu do Francji dżihadystów z Bliskiego Wschodu, czy niezatrudniania zradykalizowanych muzułmanów w sektorze publicznym. Wszystkie te propozycje opozycji były wcześniej odrzucane. Odpowiadał premier Jean Casrtex, który mówił, że opozycja zgłasza „pobożne życzenia,” a rząd „działa”. Uznał też, że opozycja działa „pod publiczkę”. Chwalił natomiast wystąpienie szefa grupy komunistów André Chassaigne’a, który potępiał wykorzystywanie tragedii przez „faszosferę”.

 

Zagubiony rząd

Z funkcji szefa tzw. „Obserwatorium sekularyzmu” utworzonego w 2007 roku, wyleciał jego szef. Podobno „Obserwatorium” nie jest już w stanie stawić czoła „zagrożeniom dla Republiki”. Nicolas Cadène wspierał dość często postulaty Kolektywu przeciwko Islamofobii we Francji (CCIF). Teraz jego koncepcja sekularyzacji już się nie podoba. „Wydaje się, że bardziej interesuje go walka ze stygmatyzacją muzułmanów niż obrona sekularyzmu” – mówi się obecnie w środowisku minister ds. obywatelstwa wyjątkowo „postępowej” Marlèny Schiappy. Minister sprawiedliwości Eric Dupond-Moretti potępił „nieprzyzwoitość części klasy politycznej”, która wykorzystuje zamach do „celów wyborczych”. Mówił, że nad nowymi środkami trzeba jeszcze popracować, bo obecna „licytacja to populizm i demagogia”. Nie jest też taki prędki do spełnienia życzenia MSW Darmanina, który chce rozwiązania stowarzyszenia „Kolektywu przeciwko Islamofobii” (CCIF). „Mamy pewną liczbę elementów, które pozwalają nam sądzić, że rzeczywiście jest to wróg Republiki” – wyjaśniał Moretti, ale i wzywał do spokojnej pracy i oceny.

 

Głos zabierają też lewicowi intelektualiści. Pisarz Marek Halter mówi, że „we Francji jest około sześciu milionów muzułmanów, co stanowi 10 proc. populacji. Nikt z nimi nie rozmawia. Nigdy nie zwracaliśmy się do tych francuskich muzułmanów, są oni pozostawieni na łasce fanatyków, którzy zaszczepiają im wirusa równie niebezpiecznego jak Covid i jest nim nienawiść”. Halter chce „dialogu”. Zwraca też uwagę, że tym razem na Palcu Republiki na „marszu przeciw przemocy” było mniej muzułmanów, niż zwykle. „Nagle Francja się budzi, a muzułmanie są oszołomieni, ponieważ nikt z nimi nie rozmawiał.” „Kwiaty i świece nie zmieniły świata, ale ulepszyły tych, którzy je zapalają i składają” – usprawiedliwiał takie akcje pisarz.

 

Jean-Pierre Versini-Campinchi, dziekan adwokatów paryskich, uważa, że „zdecydowane środki w walce z radykalnym islamem są nieadekwatne”. „To ślepy zaułek” – dodaje. Komuniści z PCF mówią o „rozpadzie jedności”. Ich zdaniem „działania rządu są zbyt siłowe” i za bardzo wspierają prawicę. Są ostrożni wobec rozwiązania „Kolektywu przeciwko islamofobii we Francji”.

 

Stosunek do islamofobii to tylko jeden z przykładów coraz częściej pojawiających się na lewicy wewnętrznych sprzeczności. Muzułmanie jako „uciśniona klasa” i baza rewolucji społecznej okazują się mało przydatni. Trzeba optymistycznie zauważyć, że takich „sprzeczności” jest więcej. Są już pierwsze podziały wokół różnych „literek” ze skrótu LGTBQ+, zwolenników praw zwierząt, feministek (wspomniana Schiappa krytykowała nawet pomysły radykalnego feminizmu i totalnej wojny kobiet z mężczyznami),czy „ruchu antyrasistowskiego”. Front Postępowej Jedności zaczyna pękać i to dobry prognostyk na przyszłość.

 

Atrapa działań czy realizm?

Warto się zastanowić nad efektywnością działań rządu wobec islamu. „51 stowarzyszeń odwiedzą w najbliższych dniach kontrole służb państwowych”, a „kilka z nich zostanie rozwiązanych”, co oznajmił MSW Gérald Darmanin. Procedury rozwiązywania nie są jednak proste. Trzeba znaleźć „haka”. Stwierdzenie, że organizacja „narusza porządek publiczny” podlega jeszcze całej procedurze administracyjnej i możliwościom złożenia odwołania. Rząd odwołuje się tu do kryteriów, z których niektóre pochodzą z Kodeksu Bezpieczeństwa Wewnętrznego z… 1936 roku. Przepisy te uchwalono do walki z… prawicą.

 

Z rozwiązywaniem stowarzyszeń bywało różnie. Łatwiej szło z organizacjami prawicy. W 2013 roku po śmierci „aktywisty antyfaszystowskiego” Clémenta Mérica w bójce z „aktywistami skrajnej prawicy” rozwiązano ugrupowania „Troisième Voie” i „Młodych Rewolucyjnych Narodowców”. Stowarzyszenia pozwały władzę. Najwyższy sąd administracyjny zażalenie tych dwóch pomiotów odrzucił, ale unieważnił rozwiązanie trzeciego stowarzyszenia „Envie de rêve”.

 

Niedawno rozwiązano też cztery stowarzyszenia szyickie. M.in. Centrum Zahra za „legitymizowanie zbrojnego dżihadu” w kazaniach wygłaszanych w meczecie oraz przez treści udostępniane wiernym w drukach i Internecie. We wrześniu ubiegłego roku aresztowano nawet cztery osoby za „kontynuowanie działalności ośrodka kultury pomimo jego likwidacji”. Trzeba jednak pamiętać, że islamiści zawsze mogą powołać w to miejsce nowy byt. Minister spraw wewnętrznych ogłosił na Twitterze, że poza CCIF, zostanie też rozwiązane islamskie stowarzyszenie humanitarne BarakaCity. To ostatnie stwierdziło, że „Ministra spraw wewnętrznych ogarnia szaleństwo”…  BarakaCity już zapowiada batalię sądową. Obecna reakcja rządu przypomina działania władzy wykonawczej po zamachach z 13 listopada 2015 r. Podobnie było 2 lata później. Po każdym zamachu ogłasza się radykalne środki, które po kilku miesiącach są zapominane. Z jednej strony chodzi o opór materii administracyjnej, z drugiej o brak prawdziwej woli politycznej. Czy tym razem coś zmieni, zobaczymy za kilka miesięcy.

 

Inne ważne ogłoszenie ze strony rządu dotyczy wydalenia z Francji 231 zradykalizowanych osób. Brzmi ładnie. Trzeba jednak pamiętać, że w tak zwanej kartotece „S” znajduje się 8 tys. nazwisk. Z tego tylko 600 osób, które nie mają obywatelstwa francuskiego. To ich może dotyczyć procedura ekspulsji. Będzie to więc tylko 1/3 z tej grupy. Nawet w przypadku cudzoziemców deportacja nie jest łatwa, bo nie może się odbyć bez zgody kraju pochodzenia. Dla przykładu Rosja (18-leni Czeczen, zabójca nauczyciela urodził się w Moskwie) czy państwa Maghrebu takiej zgody nie udzielają. Zamknięcie meczetu w Pantin na pół roku było spektakularne, nie wiadomo jednak na ile efektywne? Meczet może się odwoływać, a zirytowani wierni zradykalizują się jeszcze bardziej. Dla osób odpowiedzialnych za meczet Pantin decyzja ministra jawi się jako nieproporcjonalna. Rektor meczetu gra zresztą na czułej nucie rządu i mówi, że „władza wykonawcza ustąpiła postulatom faszosfery”. Tym razem pewnie się na tym przejedzie, bo margines „stygmatyzowania islamu” mocno się rozszerzył. To może być jednak tylko polityka dość doraźna.

 

W poszukiwaniu recepty

Tygodnik „Famille Chretienne” opublikował wywiad z byłym nauczycielem, który miał podobne doświadczenia zawodowe jak zamordowany w Conflans Samuel Paty. Jean-François Chemain uczył w szkole publicznej na przedmieściach Lyonu, gdzie jego uczniami byli głównie muzułmanie. „Byłem lubianym, szanowanym i pełnym pasji profesorem geografii i historii” – opowiada. „Kiedyś grozili mi rodzice muzułmańskich uczniów. Ich dzieci, które mnie lubiły, ostrzegały mnie przed „zamachem” na mnie. Powiedzieli mi: „Nasi rodzice dzwonią do przyjaciół … Mówią, że źle mówiłeś o islamie” – opowiada nauczyciel. Po awanturze na lekcji dotyczącej islamu, „nie uzyskałem poparcia ze strony kierownictwa szkoły, bo byli sparaliżowani możliwością uznania ich za islamofobów” – mówi profesor o konkretnych skutkach lewicowego „katalogu myślo-zbrodni”. Ze szkoły odszedł.

 

Czy jednak pokazywanie karykatur Mahometa muzułmańskim uczniom jest najlepszym sposobem na wychowywanie w duchu „laickiej szkoły”? To raczej „czerwona płachta”, którą się ich drażni i przekonuje dodatkowo, że republika jest przeciwko nim. Jean-François Chemain mówi, że to wręcz pogłębia poczucie „stygmatyzacji” uczniów-muzułmanów. Francja ze swoim „sekularyzmem” jest niemal bezradna wobec islamu, a prezentacja karykatur to raczej „karykatura” przedstawiania idei wolności słowa, która skupia się, jak mówi nauczyciel, na formie „wyśmiewania religii”.

 

Nauczyciele w szkole publicznej mają niewielki margines wypowiedzi. Chemain podaje tu przykłady niektórych z nich: jak Philippe’a Isnarda wyrzuconego ze szkoły za zorganizowanie debaty na temat aborcji; Louisa Chagnona, który miał kłopoty, bo odniósł się do kilku „niepokojących momentów” z życia Mahometa, czy profesora z Sorbony, który niedawno stał się celem śledztwa dotyczącego jego rzekomej LGBT-ofobii. O jakiej wolności słowa jest tu mowa? Magiczne formuły typu republika, laicyzm, czy triada „wolność-równość-braterstwo” to dla uczniów puste słowa – mówi nauczyciel. Dodaje, że „trzeba dać im coś konkretnego. Z doświadczenia wiem, że uwielbiają, kiedy rozmawiamy o Francji, jej historii i naszym dziedzictwie”. Przywołuje tu zdanie kardynała Richelieu: „każdy chrześcijanin ma obowiązek ratowania swojej duszy, ale rolą państwa nie jest uczynienie z poddanych świętych, lecz zagwarantowanie trwałości Narodu. Niech więc każdy odważnie wykonuje swoją suwerenną pracę”. Profesor dodaje, że „młodzi ludzie instynktownie rozumieją, że tzw. wartości Republiki są w rzeczywistości zsekularyzowanymi wartościami chrześcijańskimi. Są wrażliwi, kiedy pokażesz im prawdziwe źródło”.

 

Na koniec ów dzielny nauczyciel odnosi się do zadań katolików we Francji. Jego zdaniem „najlepszą rzeczą dla katolików jest dawanie świadectwa o Chrystusie i ewangelizacja. Będą zaskoczeni wynikiem. Islam jest religią polityczną i stwarza problem polityczny. Można go rozwiązać jedynie poprzez nawrócenie”. To znacznie lepsza i skuteczniejsza recepta, niż pusty „dekalog” republikański i jej pseudowartości.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie