4 sierpnia 2015

Zagłada powstańczych szpitali

(fot. Miasto44 mat. filmowe)

Podczas tłumienia Powstania Warszawskiego latem i jesienią 1944 roku Niemcy nie przestrzegali żadnych cywilizowanych reguł prowadzenia wojny. Jaskrawym tego dowodem były masakry popełnione w zajętych przez nich szpitalach i punktach opatrunkowych.

 

Wojna bez reguł

Wesprzyj nas już teraz!

Już pierwszego dnia zrywu odnotowano przypadki strzelania do osób spieszących z pomocą rannym.

Przy ulicy Browarnej Niemcy urządzili krwawą masakrę patrolu sanitarnego sióstr urszulanek z klasztoru przy ul. Gęstej. Zakonnice ostrzelano, a następnie obrzucono granatami ręcznymi, wskutek czego cztery z nich poniosły śmierć; przeżyła tylko jedna, ciężko ranna. Tego samego dnia na ul. Gęstej niemieckie kule raniły śmiertelnie księdza Tadeusza Burzyńskiego, w chwili gdy udzielał ostatniego namaszczenia rannemu przechodniowi.

Niemiecka praktyka strzelania do sanitariuszek i pozostałego personelu spieszącego na pomoc rannym na polu walki utrzymała się do końca Powstania. Wspominał dr Piotr Załęski, komendant Szpitala Polowego Nr 1 na ul Przemysłowej:

„[…] z doświadczenia wiedzieliśmy, iż zarówno sanitariusz z opaską Czerwonego Krzyża, jak nieruchomość z odznaką Czerwonego Krzyża są umyślnym miejscem obstrzału Niemców. W dniu 22 sierpnia 1944 r. ja osobiście wraz z synem Maksymilianem, pseudo „Maciek”, ubrani w fartuchy i z odznaką Czerwonego Krzyża w czasie niesienia pomocy rannym przy ul. Mącznej, róg Czerniakowskiej zostaliśmy poranieni: ja w obie nogi, syn czterema odłamkami w nogi. Niemcy strzelali do nas z kanonierki na Wiśle, jakkolwiek było to w dzień, widoczność była zupełna i nie ulegało wątpliwości, iż udzielamy pomocy rannemu.”

 

Bombardowania

Niemcy wielokrotnie kierowali ataki lotnicze oraz ostrzał artyleryjski przeciw szpitalom, mimo wyraźnego oznakowania ich symboliką Czerwonego Krzyża.


W zbombardowanym Szpitalu Świętego Jana Bożego przy ulicy Bonifraterskiej zginęło 300 osób. Nalot na lecznicę przy ulicy Długiej pochłonął życie od 120 do 200 ludzi. W Szpitalu Sióstr Elżbietanek przy ulicy Goszczyńskiego uśmiercono 60 pacjentów i członków personelu medycznego. Od 240 do 300 zabitych odnotowano w Szpitalu Ujazdowskim przy ulicy Chełmskiej, kolejnych 100 w szpitalu na ulicy Malczewskiego, również 100 ofiar śmiertelnych przy ulicy Boduena…

Ataki na lecznice powtarzały się systematycznie. Na przestrzeni zaledwie pięciu dni (od 16 do 20 września) w Warszawie miało miejsce sześć przypadków zbombardowania szpitali przez samoloty Luftwaffe. Powstańcy przystąpili do bitwy o miasto nie dysponując żadną bronią przeciwlotniczą ani artyleryjską, dlatego też nieprzyjacielscy lotnicy i kanonierzy niemal bezkarnie rujnowali wyzwolone dzielnice.

 

Z premedytacją

Eksterminacja polskiego personelu medycznego, jak również chorych i rannych, była działaniem zaplanowanym, realizowanym konsekwentnie. Potwierdzają to rzezie przeprowadzone w placówkach medycznych na terenach zdobytych przez Niemców.


Po zajęciu Woli przez siły generała Heinza Reinefartha rozpętała się potworna rzeź, w wyniku której wymordowano kilkadziesiąt tysięcy cywilów. Znalazło się wśród nich 1200 rannych i członków personelu medycznego w Szpitalu Świętego Łazarza. Chorych i rannych dobijano w szpitalnych łóżkach. Lekarzy i personel likwidowano strzałami w tył głowy. Grupa dziesięciu sióstr zakonnych zginęła odmawiając wspólnie „Pod Twoją Obronę”. Rozstrzelano grupę 15 młodziutkich harcerek-sanitariuszek – w chwili egzekucji dziewczęta podjęły pieśń „Jeszcze Polska nie zginęła”.


Kolejne 360 osób uśmiercono w Szpitalu Wolskim. Ponad 200 zginęło w szpitalu Karola i Marii przy ulicy Leszno. Obok Niemców w roli oprawców wystąpili również ich sojusznicy z jednostek wschodnich (ukraińskich, rosyjskich, kaukaskich i azjatyckich). Dr Władysław Barcikowski zapamiętał taką zgraję operującą na ulicy Leszno:

„Ich widok nie zapowiadał niczego dobrego. Mali, krępi, skośnoocy, z wystającymi kośćmi policzkowymi, podobni w ruchach do małp, pijani, o dzikim wejrzeniu, okręceni parokrotnie taśmami amunicji. Wśród nich, z obojętnymi minami bandytów z zimną krwią mordujących ludzi, kroczyli Niemcy.”
Na Ochocie kolaboranci z RONA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija) „zdobyli” Instytut Radowy oraz szpital przy ulicy Langiewicza. Również i tam doszło do mordów, do gwałtów na pacjentkach, pielęgniarkach i siostrach zakonnych.

 

Całopalenie

Choć po spacyfikowaniu Woli i Ochoty niemieckie działania eksterminacyjne uległy znacznemu ograniczeniu, wciąż dochodziło do masowych zbrodni.


2 września Niemcy zdobyli Starówkę. Uczcili to w swoim stylu – zabijając kilka tysięcy cywilów i jeńców, w tym około 1000 rannych w szpitalach. Dalsze setki rannych powstańców zostało wymordowanych w szpitalach na Powiślu, Czerniakowie i Mokotowie. Część pacjentów spalono żywcem, innych zastrzelono bądź zakatowano. Gwałcono sanitariuszki, a nawet ranne pacjentki. Spływały krwią szpitale na ulicach Długiej, Kilińskiego, Podwalu, Miodowej, Hipotecznej, Freta, Świętojerskiej…

Pielęgniarka Kamila Merwartowa zaświadczała:

„Niemcy i Ukraińcy wpadają do szpitala powstańczego. […] jak bydło zaczęli kopać i bić rannych leżących na ziemi, wyzywając ich od skurwysynów i polskich bandytów. […] Biedakom leżącym na ziemi roztrzaskiwali buciorami głowy, rycząc przy tym okropnie, kopiąc i waląc, gdzie tylko mogli. Krew i mózgi nieszczęsnych bryzgały na wszystkie strony. […] Niemcy podpalili powstańczy szpital, do rannych zaczęli strzelać. Dochodził nas straszliwy ryk i płacz żywcem palonych rannych ludzi”.

 

Inni Niemcy

Ogół pacyfikujących Warszawę wojsk Ericha von dem Bacha został zapamiętany jako wataha ogarniętych amokiem morderców.


Na takim tle tym mocniej wybrzmiewają zachowania pojedynczych żołnierzy niemieckich, którzy potrafili zachować człowieczeństwo w piekle wojny, być może narażając się z tego powodu na ostracyzm i represje ze strony własnych rodaków. Tak zdarzyło się m.in. w Szpitalu Maltańskim na ul. Senatorskiej. Po zajęciu przez hitlerowców tego obiektu, nakazano jego ewakuację na Wolę. Tłum pijanych Niemców i ich wschodnich sojuszników ubliżał i groził maszerującym w kolumnie Polakom. Znalazło się jednak kilku  niemieckich żołnierzy, którzy bronili jeńców przed swymi ziomkami, a nawet pomogli padającym ze zmęczenia pielęgniarkom dźwigać nosze z rannymi powstańcami.

Bywało również, że ranni Niemcy leczeni w szpitalach powstańczych występowali w obronie Polaków, zaświadczając o dobrej opiece jakiej byli poddani. Niekiedy takie interwencje okazywały się skuteczne, jak w szpitalu na ulicy Miodowej 23, gdzie wstawiennictwo rannych Niemców zapobiegło wymordowaniu personelu i jego podopiecznych.

Czasem sumienie potrafiło obudzić się nawet w mordercach. Po zajęciu przez wroga Szpitala PCK przy ul. Smolnej doszło tam zrazu do zwyczajowego znęcania się nad rannymi. Oprawcy podjęli już przygotowania do przeprowadzenia zbiorowej egzekucji. Nagle do ich dowódcy podszedł dyrektor szpitala, dr Henryk Cetkowski, doskonale znający język niemiecki. Okazał on hitlerowcowi swój Krzyż Żelazny I klasy, zdobyty w poprzedniej wojnie światowej w szeregach armii kajzera, po czym oświadczył, że teraz wstydzi się posiadania tego orderu widząc barbarzyńskie zachowanie oficera niemieckiego. Wówczas wydarzyła się rzecz nieprawdopodobna – zawstydzony wrogi dowódca nie tylko odwołał egzekucję, ale umożliwił ewakuację personelu i rannych na teren kontrolowany przez powstańców.

Takie i podobne przypadki prezentowania uczciwej postawy żołnierskiej ginęły jednak w morzu okrucieństwa. Masakry jeńców oraz rannych znalezionych w szpitalach kontynuowano aż do ostatnich dni Powstania. Nawet gdy Anglosasi uznali w dniu 29 sierpnia (dopiero!) Armię Krajową za siłę zbrojną, której przysługuje pełnia praw kombatanckich, co strona niemiecka przyjęła do wiadomości, aż do podpisania kapitulacji regułą było mordowanie wziętych do niewoli powstańców. Przypuszcza się, że podczas dwóch miesięcy Powstania Warszawskiego w samych tylko egzekucjach Niemcy i ich sojusznicy uśmiercili około 63 000 Polaków, w ogromnej większości cywilów (co stanowi około 40 proc. strat polskich). Miejscem tych masowych zbrodni stało się między innymi także 26 szpitali oraz wiele punktów sanitarnych, nie licząc obiektów medycznych zbombardowanych i ostrzelanych, często z premedytacją, podczas walk.

Andrzej Solak





 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie