Adam Kowalik
Żądamy silnej armii!
Po wybuchu konfliktu o Krym media przebiegła fala dyskusji na temat zdolności Polski do skutecznej obrony przed ewentualną agresją ze wschodu. Wnioski ekspertów są zatrważające: Wojsko Polskie nie jest obecnie w stanie samodzielnie obronić kraju. Obrazowo rzecz ujmując, siły naszej armii wystarczą dziś do obrony zaledwie kilku powiatów, których wszak w naszym kraju jest trzysta osiemdziesiąt!
Adam Kowalik
Za największe polskie osiągnięcie w dziedzinie obronności w ostatnim ćwierćwieczu uważa się przystąpienie Polski do NATO 12 marca 1999 roku. Niestety, krok ten, oprócz wielu pozytywów, przyniósł także skutki negatywne. Przede wszystkim uśpił naszych polityków, którzy założyli, że wojny nie będzie, a jeżeli już do niej dojdzie, obronią nas Amerykanie. Ten sposób myślenia elit rządzących miał dla wojska opłakane następstwa. Członkostwo w NATO miast stanowić bodziec dla rozbudowy potencjału obronnego w oparciu o najbardziej zaawansowane technologie, stało się pretekstem do redukcji budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej.
Przez kolejne piętnaście lat armia traciła swój potencjał. Znaczące zakupy pewnych kategorii sprzętu, jak kilkudziesięciu myśliwców F-16 czy kilkuset transporterów opancerzonych Rosomak, nie przysłonią tragicznego stanu uzbrojenia innych typów. Trudno myśleć o prowadzeniu działań zbrojnych bez zapewnienia sobie skutecznej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej (aktualnie pierwsza jest nader szczupła, druga zaś nie istnieje w ogóle). A obecny stan Polskiej Marynarki Wojennej wręcz zatrważa.
Konsekwencją przynależności do Paktu Północnoatlantyckiego był udział naszych wojsk w tzw. misjach stabilizacyjnych w Iraku i Afganistanie. Trudno jednoznacznie ocenić ich owoce. Nie do przecenienia jest bagaż doświadczeń zdobyty przez polskich żołnierzy, którzy przede wszystkim mogli się naocznie przekonać, jak działają najnowocześniejsze współczesne armie, współdziałać z nimi, a wyżsi oficerowie nawet dowodzić. Z drugiej strony, znaczne obciążenie budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej kosztami działań za granicą oraz ukierunkowanie zakupów głównie na broń przydatną do walki z terroryzmem, znacznie zredukowały możliwość rozwoju potencjału niezbędnego do prowadzenia konwencjonalnych działań bojowych na terenie kraju. W dodatku nie zawsze potrafiono wykorzystać doświadczenie weteranów misji. Wielu żołnierzy sprawdzonych w akcjach bojowych odeszło do cywila, ponieważ po powrocie do Polski armia nie potrafiła ich zagospodarować.
Kto nas obroni?
Z okazji piętnastolecia przynależności Polski do NATO media podawały, iż kraj nasz ze swą dziewięćdziesięciotysięczną armią (nie licząc Narodowych Sił Rezerwowych) sytuuje się na siódmym miejscu w sojuszu pod względem liczebności. Niestety, awans ów w znacznej mierze wynika z redukcji potencjału obronnego sojuszników, a to musi niepokoić i zmuszać do refleksji nad rzeczywistą siłą Paktu Północnoatlantyckiego. Z pewnością zaufania do NATO nie buduje artykuł piąty traktatu waszyngtońskiego, który nie wymusza natychmiastowej reakcji zbrojnej wszystkich członków paktu w wypadku ataku na jedno z państw członkowskich.
Rozprzężenie w NATO już teraz skłania polskich polityków do zacieśnienia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi jako jedynym państwem posiadającym siły i środki, a także determinację niezbędną do interwencji zbrojnej w dowolnym miejscu na świecie. Jak dotąd Amerykanie unikają jednak poważniejszego angażowania swych wojsk w Europie Środkowo‑Wschodniej. Ich obecność w Polsce, mimo usilnych zachęt ze strony naszych władz, jest czysto symboliczna.
Powyższy tekst jest tylko FRAGMENTEM artykułu opublikowanego w magazynie "Polonia Christiana".