30 kwietnia 2015

Reakcyjne paragrafy. Kto chce obalić Konstytucję?

(fot.fot. Adam Chelstowski/FORUM)

Na łamach „Rzeczpospolitej” zainicjowano debatę nad zmianą polskiej konstytucji. Politycy ze wszystkich obozów przyznają, że „dojrzeli już do zmiany”. Ten wyjątkowo zgodny tembr głosów koalicji i opozycji musi zastanawiać – dlaczego w stanie rzekomej permanentnej wojny nagle chcą się porozumieć? Czy nie chodzi czasem o taką zmianę, w której system rządów przehandluje się kosztem dzisiejszych uprawnień rodziny – wszak to jej upadku najbardziej łakną wszelkiej maści lewacy.


Z politologicznego punktu widzenia, obecna konstytucja jawi się jako absurd stworzony przez nierozgarniętego prawnika. Pamiętamy wszak w jakich okolicznościach powstawała – pisana była przeciwko Lechowi Wałęsie, który wydawał się pewniakiem w wyborach, przegranych ostatecznie z Aleksandrem Kwaśniewskim. Usunięto zatem wiele prerogatyw głowy państwa obecnych w tzw. Małej Konstytucji z 1992, na rzecz idei „współrządzenia” prezydenta i rządu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prezydent czy premier – a jaka to różnica?

To o tym nierozsądnym podziale kompetencji wykonawczych debatują na łamach bliskiego władzy dziennika politycy i eksperci. Jedni opowiadają się za wzmocnieniem wybieranego w powszechnych wyborach prezydenta, inni chcą powoływania głowy państwa przez parlament. O ile można zrozumieć polityków, próbujących osiągnąć partykularne korzyści plotąc trzy po trzy o „systemie władzy dla obywateli”, o tyle zupełnie dziwaczne jest zaangażowanie w debatę rozmaitych „komentatorów” i „ekspertów”. Ze swadą wyliczają oni korzyści silnej prezydentury lub systemu kanclerskiego, tak jakby w dzisiejszej Polsce miało to jakiekolwiek znaczenie.

 

Aby zmiana systemu władzy z jednej demokracji na drugą demokrację miała jakikolwiek sens, wśród przedstawicieli klasy politycznej musiałaby dać się zaobserwować silna wola przeprowadzania konstruktywnych zmian. Dziś, ani w opozycji ani wśród rządzących nie widać nikogo, kto mógłby zaoferować odważną prezydenturę w amerykańskim stylu, lub żelazne rządy kanclerskie w stylu niemieckim. Nie możemy też dostrzec żadnego godnego poważnej debaty programu politycznego – poziom miernoty u naszych polityków jest wszak wyższy niż kiedykolwiek w dziejach.

 

Dlaczego więc na naszych oczach rozgrywa się preludium do zmiany konstytucji? Co tak naprawdę przeszkadza w postkomunistycznej ustawie zasadniczej siłom, które chciałyby ją zmienić? Otóż jakimś cudem, zrządzeniem losu, tchnieniem Ducha Świętego, lub (co się nie wyklucza) niedopatrzeniem, konstytucja III RP stoi dość wyraźnie na straży tradycyjnego modelu rodziny. A to musi nie podobać się możnym tego świata, zaangażowanym w rozpędzanie machiny pod nazwą rewolucja kulturowa.

 

Rodzina solą w oku

W ostatnich latach Trybunał Konstytucyjny wypowiadał się kilkukrotnie przeciwko przepisom forsowanym przez polityków, gdyż były one sprzeczne z ustawą zasadniczą. W mediach głównego nurtu od czasu do czasu słychać więc utyskiwania na ten powołany do pilnowania zgodności prawa z konstytucją organ. Byli i obecni członkowie Trybunału, w tym profesorowie Zoll czy Rzepliński, z pozycji strażników konstytucji kilkukrotnie wypowiadali się już przeciwko antyrodzinnym projektom ustaw. Doprowadzało to salon do wściekłości, ale póki w użyciu są nie czołgi ale ustawodawstwo, parlament musi produkować ustawy zgodne z konstytucją.

 

Ustawa zasadnicza z 1997 r. w co najmniej trzech punktach blokuje legislacyjną rewolucję kulturową. „Homo-małżeństwa”, przymusowa seks-edukacja, wprowadzanie teorii gender do szkół, upaństwawianie dzieci, wychowywanie potomstwa bez religii – wszystkie te wprowadzane na zachodzie barbarzyńskie, sprzeczne z prawem boskim i naturalnym bezeceństwa, dokument podpisany przez (o ironio!) Aleksandra Kwaśniewskiego, blokuje.

 

Paragrafy, którym sprzeciwiać się będą

I tak oto artykuł 18. Konstytucji RP stanowi, że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Punkt ów uniemożliwia więc jakąkolwiek redefinicję małżeństwa – z punktu widzenia logiki prawnej absolutnie niemożliwym jest w Polsce uznanie związków homoseksualnych za równe normalnym małżeństwom. Z wypowiedzi licznych prawników wynika również, że nie do pogodzenia z tym paragrafem są jakiekolwiek inne próby przepchnięcia tylnymi drzwiami „związków partnerskich” i przyznania im praw właściwych dla rodzin.

 

W artykule 48, ust. 1 Konstytucja stanowi, że rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Zapis ten stanowi dość skuteczną blokadę dla forsowanych przez lewicę pomysłów o przymusowych zajęciach z wychowania seksualnego. Dziś, jeśli rodzic nie chce, by jego dziecko poznawało seksualność człowieka, może bez żadnych – przynajmniej na razie – konsekwencji postanowić o nieposyłaniu pociechy na takie zajęcia.

Artykuł 72, ust. 1 Konstytucji III RP zapewnia dziecku prawo do ochrony przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją. Choć przepis ten nierzadko wykorzystywany jest przeciwko rodzinie, wciąż – przynajmniej pod względem prawnym – stanowi skuteczną tamę dla promowania wszelkiej dewiacji przez seksedukatorów marzących o tym, by realizować w szkołach pogadanki o walorach homoseksualnego seksu wzbogacone na przykład ilustracjami lub prezentacjami wideo.

 

Nienaruszalność konstytucji?

Czas pokaże, czy zainicjowana przez „Rzeczpospolitą” debata odniesie jakiś skutek. Dziś w wojnie muppetów rozgrywanej między PO a PiS pozornie nie wydaje się, aby doszło do porozumienia w kwestiach przyszłego ustroju. Rządzący chcieliby bowiem silnego premiera, PiS od początku swego powstania wzywa do budowy systemu prezydenckiego.

 

Czy trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, w której powiew historii sprawi, iż wszystkie sondaże wskazywać zaczną na zwycięstwo PiS w wyborach za parę lat? Czy mamy pewność, że w ramach oddania pełni władzy któremuś z ośrodków politycy z drugiej strony barykady nie zażądają usunięcia z ustawy zasadniczej tak „nieistotnych” elementów jak ochrona rodziny? Co zrobią wtedy rozpaleni żądzą powrotu do władzy demokraci?

 

Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, w sytuacji totalnego braku nadziei na demokratyczną poprawę sytuacji Polski i Polaków, konserwatyści wszelkiej maści będą musieli stanąć w obronie nienaruszalności konstytucji Aleksandra Kwaśniewskiego. I tym samym w obronie rodziny.

 


Krystian Kratiuk


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie