2 września 2013

Z Egiptem na Babilon?

(Fot. BAarchBot/Wikimedia)

Jakże Polacy mogliby w kościołach śpiewać: „ojczyznę wolną pobłogosław Panie”, będąc sojusznikiem państwa, które już od 1935 roku więziło i fizycznie wyniszczało kapłanów katolickich? Czy polscy kapłani mieliby błogosławić polskich żołnierzy maszerujących na wspólny bój z ludźmi, których ideologia została tak dramatycznie potępiona w encyklice Mit brennender Sorge?

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jerozolima, rok 510 przed narodzeniem Chrystusa. Minęło 20 lat od powrotu Izraelitów z niewoli babilońskiej. Niedawno zakończono odbudowę Świątyni. Miasto jednak jest ostro podzielone – oto bowiem pewien młody historyk napisał książkę piętnującą błędy króla Jozjasza. Gdyby tylko ten głupi król, miast stawać na drodze Egipcjanom, ruszył wraz z nimi na wojnę z Babilonem. Zamiast krótkotrwałej egipskiej okupacji, a następnie wieloletniej niewoli babilońskiej, oto Judea wraz z Egiptem razem podzieliłaby na nowo całą tą ziemię. Owszem, dowodzi nasz młody historyk, z początku musielibyśmy pozostawać w sojuszu z Egiptem, a nawet wspomagać naszych niedawnych asyryjskich ciemiężców, którzy mogliby pragnąć odzyskać nasze ziemie – bo to na pomoc Asyryjczykom Egipt wyruszył przeciwko Babilonowi – ale przecież ostatecznie upadek Asyrii był nieunikniony, a Egipt nie potrafiłby utrzymać kontroli nad odległą Mezopotamią. Od Synaju aż po Eufrat rozciągałaby się Wielka Judea, która wkrótce zrzuciłaby jarzmo egipskiego sojusznika, nareszcie doczekując się zemsty za dawniejszą niewolę egipską. A co najważniejsze, Izraelici uniknęliby katastrofalnego Powstania Jerozolimskiego, które to było głupie i nierealne, nie miało szans na pomoc, i ostatecznie musiało doprowadzić do hekatomby, jaką było zdobycie Jerozolimy przez Nabuchodonozora i uprowadzenie całej elity do odległego Babilonu.

 

Część Jerozolimy z uznaniem przyjęła ze wszech miar realistyczne wywody młodego historyka. Słusznie, z dwojga złego, lepiej było wspierać Egipt. Inni mieszkańcy Jerozolimy oburzyli się, zwracając uwagę na hurraoptymizm tych tez – przecież Judea nie była potęgą, dlaczego mielibyśmy sądzić, iż nasz udział w wojnie przeciwko Babilonowi po stronie Egiptu dałby ostatecznie zwycięstwo? A jeśli przegralibyśmy, wówczas byłoby znacznie gorzej, bo przecież Babilończycy nie ograniczyliby się do narzucenia hołdu królowi Judei, ale od razu – nie czekając na żadne powstanie – rozgromiliby zdradzieckie państwo.

 

W całej tej gadaninie niewielu było takich, którzy zadaliby jedyne w gruncie rzeczy ważne pytanie: a Bóg? Czy Bóg pozwoliłby swemu ludowi na zbudowanie potęgi na niewierności? Ktoś przytoczył fragment Księgi Jeremiasza:

A teraz po co chodzisz do Egiptu,

aby pić wodę z Nilu?

Po co chodzisz do Asyrii,

aby pić wodę z Rzeki?

Twoja niegodziwość cię karze,

a twoje niewierności cię osądzają. (Jr 2, 18-19a)

 

Czyż Bóg nie mówił wyraźnie, piętnując sojusze tak z Egiptem jak z Asyrią czy Babilonem? Czy nie zwracał uwagę na zatrucie duchowe Izraelitów, którzy bezustannie importowali nowych bożków z państw ościennych? Niepodległość jest albo duchowa, albo jej wcale nie ma – bez niepodległości duchowej bowiem naród wkrótce utraci również i tą fizyczną niepodległość, padnie pod ciosami miecza z północy, Babilonu, złego państwa-mściciela, które Bóg użyje jako narzędzie kary wobec niewiernego Narodu Wybranego, a które później sam zniszczy, gdy czas kary się zakończy.

 

Jakże więc sojusz z Egiptem miał pomóc Judei? Czy wobec niewierności narodu, ziemski sojusznik mógł uratować państwo przed gniewem Bożym? Czy na tym ma polegać realizm? Na twierdzeniu, iż w polityce nie liczy się moralność, a jedynie skuteczność? Jaka więc będzie skuteczność działania na przekór samemu Bogu?

 

A przecież w przeddzień bitwy pod Megiddo, w której to upadł król Jozjasz, nie było tak źle. Sam król, jako jeden z niewielu w historii Judei, był niezmiernie pobożny, a jego rządy odroczyły nieuchronną karę, jak nam mówi Druga Księga Królewska:

 

Tak mówi Pan: Oto sprowadzam zagładę na to miejsce i na jego mieszkańców […] za to, że opuścili Mnie i składali ofiary kadzielne bogom obcym, drażniąc Mnie wszystkimi dziełami rąk swoich. Dlatego zapłonął mój gniew przeciw temu miejscu i nie zagaśnie. A do króla judzkiego, który posłał was, aby radzić się Pana, powiecie w ten sposób: […] Ponieważ rozdarłeś szaty swoje i płakałeś przed obliczem moim, […] oto Ja przyłączę cię do twoich przodków i będziesz pochowany spokojnie w swoim grobie. I oczy twoje nie ujrzą całej zagłady, jaką sprowadzam na to miejsce. (2 Krl 22, 16-20)

 

Do rzeczy

 

Pisząc powyższe słowa, rzecz jasna, nie myślę o tej odległej historii, a o debacie która chyba zawsze gdzieś w tle towarzyszyła pierwszowrześniowym obchodom kolejnych rocznic niemieckiej napaści na Polskę, ale od ubiegłego roku, wraz z wydaniem książki Pakt Ribbentrop-Beck Piotra Zychowicza, przedstawiającej pozornie wspaniałe perspektywy wojennego sojuszu z nazistowskimi Niemcami, nabrała zupełnie innej jakości. To, że ludzie niewierzący mogą mówić o wartości takiego sojuszu jest zrozumiałe – zwłaszcza wśród historyków wojskowości nieuchronny jest wręcz zachwyt nad autentycznie imponującym niemieckim kunsztem militarnym, a w obliczu siedemdziesięciu lat niewoli sowieckiej, myśl o tym, że można było zniszczyć Sowietów za cenę drobnych ustępstw, stając po stronie wspaniałych Messerschmittów, Panter i Tygrysów – taka myśl jest, delikatnie mówiąc, kusząca.

 

Jeśli jednak nawet gdzieniegdzie w prasie katolickiej zachwycano się tym pomysłem, dzieje się bardzo źle. Cóż dobrego mogło wyjść narodowi katolickiemu z sojuszu z pogańską Trzecią Rzeszą? Choćby nawet i zachować pełną wolność, czy obylibyśmy się bez nazistowskich wpływów na naszą kulturę? Jeśli ktoś zwraca uwagę na to, jak dobrze Węgry i Rumunia przetrwały wojnę, niech przypomni sobie również o coraz mocniejszych wpływach tamtejszych nazistów – strzałokrzyżowców i Żelaznej Gwardii. Niemcy przecież nawet nie ukrywali swego wsparcia dla tych, pierwotnie marginalnych ugrupowań. A w Polsce byłoby inaczej? Co więcej – jakże Polacy mogliby w kościołach śpiewać „ojczyznę wolną pobłogosław Panie”, będąc sojusznikiem państwa, które już od 1935 roku więziło i fizycznie wyniszczało kapłanów katolickich? Czy polscy kapłani mieliby błogosławić polskich żołnierzy maszerujących na wspólny bój z ludźmi, których ideologia została tak dramatycznie potępiona w encyklice Mit brennender Sorge? Stając przed Bogiem, mielibyśmy „rżnąć głupa”, że nie wiedzieliśmy, kogo wspieramy?

 

Absurd, i nikt, kto myśli realistycznie nie mógłby nawet na chwilę zastanawiać się nad pożytkiem z tego sojuszu. Już sam fakt, że istniała możliwość takiego sojuszu jest szokująca – czy jakikolwiek historyk ośmieliłby się sugerować, że Sobieski mógł wraz z Turkami pójść na Wiedeń? Niemożliwe, bo w przeciwieństwie do króla Francji, Sobieski Boga traktował poważnie. Skoro więc jest jasne, że II RP autentycznie mogła zawrzeć sojusz z Trzecią Rzeszą, nie jest to powód aby dywagować nad sensownością takiego manewru, a raczej, by poważnie przyjrzeć się dziedzictwu II RP i zastanowić – co właściwie tam poszło nie tak? Co sprawiło, że wolna Polska upadła tak nisko, tak daleko odsunęła się od Boga?

 

Jaka była II RP?

 

Polska w 1920 roku wymodliła ogromny cud – następnie jednak, jak biblijna Judea, zwyczajnie odwróciła się od Boga. Słyszymy nieraz, że swobodę zabijania nienarodzonych w Polsce wprowadził Hitler. Nic podobnego! Tak zwana aborcja została w naszym kraju zalegalizowana (z podobnymi ograniczeniami jak dzisiaj) w 1932 roku. Coraz aktywniej w ostatnich latach zwalczamy w Polsce pomniki i ulice upamiętniające komunistów. A kto protestuje przeciwko ulicom im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który do dziś pozostaje w panteonie polskich literatów – bo cóż, propagował degenerację, ogromnie przyczynił się właśnie do legalizacji aborcji – ale za to pięknie i błyskotliwie…

 

Boy-Żeleński nie jest wyjątkiem. On jest reprezentatywny, bowiem nasza elita była zapatrzona we Francję. Jeśli patrzymy na życie intelektualne II RP, owszem, są tam wspaniałe dzieła Zofii Kossak i wielu innych, ale ten nurt bezbożny coraz bardziej się wzmaga, co doskonale odzwierciedlają elity państwa – a przede wszystkim jego obrońcy. Przecież są bardzo konkretne powody, dla których w dobie okupacji część środowisk prawicowych świadomie odseparowała się od podziemnych struktur państwowych – zamiast dołączać do AK, tworząc NSZ.

 

Jeśli patrzymy na symbole, zauważmy, że w sowieci, tworząc swoje państwo wasalne na naszych ziemiach, nie potrzebowali zbyt wiele zmieniać – wystarczyło zdjąć orłowi koronę z głowy, bo bolszewicko-masońskie gwiazdki na skrzydłach dodała nasza wolna, suwerenna II RP w 1927 roku. Korona, która spadła orłu z głowy w 1944 roku także, od 1927 roku, nie była zwieńczona krzyżem ani nawet zamknięta. Nawet ten brzydki cynobrowy odcień czerwieni, który widniał na naszej fladze do 1980 roku – tak, to również dzieło II RP, które zastąpiło dawny, tradycyjny karmazyn.

 

Nasze państwo – II RP – było rzeczywiście wolne i suwerenne. I w tym jest tragedia – bo dzięki tej swojskości, II RP była w stanie znacznie szybciej niszczyć naszą narodową moralność niż potem PRL. Za PRL wszyscy przynajmniej wiedzieli, po której stronie jest Kościół, a po której jest rząd. Czy gdyby nie było wojny, gdyby sanacyjna II RP trwała dalej, nasz naród dziś stałby moralnie i duchowo na poziomie Francji czy Belgii? Być może byłoby nieco lepiej, ale niekoniecznie…

 

Trzeba tu jeszcze podkreślić – mowa jest o państwie i o elitach, nie o narodzie. Naród był katolicki, i wiele wskazuje na to, iż pobożność narodu wzrastała w obliczu zagrożenia wojennego, a potem wręcz rozgorzała wielkim płomieniem, którego nie można cynicznie skwitować powiedzeniem: jak trwoga to do Boga. Ale dlaczego – dlaczego ta cała pobożność „nic” nie dała? Dlaczego nie udało nam się wymodlić zwycięstwa w 1939 roku, tak jak dwadzieścia lat wcześniej? Po pierwsze – można odnieść wrażenie, że nikt się do tego nie zmobilizował, przynajmniej na szeroką skalę. A po drugie – może tym razem Bóg nie miał powodu, aby dać nam zwycięstwo.

 

Czy nasza gehenna była więc… karą?

 

Nieuchronnie dochodzimy więc do pytania – czy to była kara Boża? Czy Bóg nas pokarał za niewierność? A jeżeli tak, to dlaczego pozwolił takim Sowietom zwyciężyć? Albo Francji? Berlin przynajmniej spłonął, tam nie ma mowy o Bożej pobłażliwości, ale dlaczego Paryż czy Moskwa nie podzieliły losu Warszawy, skoro tam działy się rzeczy dużo gorsze? Wiele można by dyskutować – skwitujmy to stwierdzeniem, że dla Moskwy sami bolszewicy stanowili większą karę i nikt o zdrowych zmysłach nie powiedziałby, że dziś naród rosyjski jest – pomimo potęgi swego państwa – w lepszej sytuacji niż Polacy. Upadek Francji, choć mniej widowiskowy, również był wielki – od serca Europy, Najstarszej Córy Kościoła do upadającej masy, od światowej potęgi do terenów kolonizacyjnych dla muzułmanów…

 

Ważne jest jednak, aby odróżnić często dziś mylone pojęcia zemsty i kary. Bóg karze, owszem – ale się nie mści. Zemsta niszczy, kara zaś ma przywracać do pionu. Jak mówi Św. Paweł:

Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. (Hbr 12,11)

 

Przede wszystkim jednak, kiedy Bóg nie daje zwycięstwa o które prosimy, to nie dlatego, że postanowił nas nie słuchać, ale dlatego, że uznał, iż potrzebujemy doświadczyć porażki. Jeśli źle czynimy, potrzebujemy – dla własnego dobra – się opamiętać.

 

Na koniec więc, krótka anegdota z czasów II RP, opowiedziana przez polskiego bohatera czasu wojny, Borysa Karnickiego, słynnego podwodnika. Znamienne jest to, iż opisując ten incydent, nie pisał ani z szokiem, ani z przerażeniem, a rozbawieniem – już ten fakt mówi wiele o stanie naszego wojska. Otóż, w 1936 roku, gdy w wypadku lotniczym zginął generał Gustaw Orlicz-Dreszer, Karnicki znalazł się wśród oficerów oddelegowanych do organizacji pogrzebu. Wszystko zostało zaplanowane, ale pojawił się problem – otóż Orlicz-Dreszer,  wzorem Piłsudskiego wyrzekł się katolicyzmu, aby uzyskać „rozwód” jako ewangelik i zawrzeć (de facto bigamiczny) związek z inną kobietą. Kiedy więc poproszono lokalnego proboszcza katolickiego o udostępnienie kościoła (jedynego w okolicy) na potrzeby nabożeństwa pogrzebowego generała, ten oczywiście odmówił i zapowiedział, iż w dniu pogrzebu natychmiast po porannej Mszy wyjątkowo zamknie na klucz kościół, aby nie dopuścić do ceremonii. Interpelacje do hierarchii kościelnej – nawet do Prymasa – zawiodły, ci bowiem dyplomatycznie odpowiedzieli, iż nie mogą rozkazywać proboszczowi w takich sprawach. Wreszcie, ktoś zasugerował – jeśli kościół nie miałby drzwi, proboszcz go nie zamknie…

 

Oto więc w dniu pogrzebu na porannej Mszy zjawiła się grupka marynarzy, którzy zgodnie z rozkazami, zdemontowali drzwi kościoła, załadowali je na ciężarówkę i wywieźli. Słusznie rozwścieczony ksiądz nawet nie dokończył Mszy, po prostu opuścił kościół, a nabożeństwo – świętokradcze, bo jak możemy przypuszczać, ewangelickie – odbyło się zgodnie z planem.

 

Czy są jeszcze jakieś pytania? Jakże Bóg miał dać zwycięstwo narodowi, którego wojska i władze piętnaście lat po Cudzie nad Wisłą, tak jawnie urągały Mu podczas ceremonii państwowej?

 

Co mogły w tej kwestii zmienić sojusze, czy to z heretykami z Anglii, czy poganami z Niemiec? Jedni nas nie uratowali, drudzy by nas pogrążyli.

Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,

strażnik czuwa daremnie. (Ps 127, 1)

 

A dziś, wspominając te wydarzenia, porównajmy siebie do tych Izraelitów, którzy powrócili z Babilonu i zastanówmy się: czy zamiast rozważać pseudorealistyczne alternatywne scenariusze przeszłości, czytać idiotyczne w gruncie rzeczy wynurzenia o bolesnych kompromisach dla ratowania substancji narodu, nie słuszniej byłoby wyciągnąć wnioski z prawdziwych powodów naszej klęski? Wyzwolony Izrael z zapałem i wdzięcznością odbudował Świątynię i oczyścił się na jakiś czas z dawnych grzechów. Dokąd zaś dojdą Polacy, odrzucając prawdę Bożą i słuchając fałszywych proroków?

 

Jakub Majewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie