19 marca 2015

Tunis – licytowanie terrorem

(TT NEWS AGENCY / FORUM)

Zamach w Tunisie to niezwykle ważny test dla świata muzułmańskiego, który nie posiada swojego ośrodka centralnego. Czy głosem islamu ma być samozwańczy kalif z Daesh, czy tacy muzułmanie jak król Jordanii albo politycy z „Wezwania Tunezji”? Na polskim podwórku powstaje zaś pytanie co w tej sprawie zrobi Ewa Kopacz utrzymująca jeszcze do niedawna, że tematem terroryzmu „nie ma się co zajmować”.


Do dwudziestu jeden wzrosła liczba ofiar środowego zamachu terrorystycznego dokonanego przez milicję Państwa Islamskiego (dalej jako Daesh). Atak był wymierzony w świeckie władze Tunezji, które przecież dopiero niedawno zaczęły swoje urzędowanie. Wśród ofiar są turyści z Polski, Włoch, Niemiec, Francji i Hiszpanii.

Wesprzyj nas już teraz!

Islamska mafia wiedziała, że takim jednym uderzeniem będzie mogła osiągnąć kilka ze swoich priorytetowych założeń. Oprócz wpisania go w codzienny, ponury spektakl terroru i zastraszania, Daesh destabilizuje politycznie nową Tunezję i otwiera kolejny front, chcąc udowodnić, że porządki na wzór zachodni w tym regionie nie nastaną nigdy. Islamiści blokują ruch turystyczny, który jest ważnym dobrem narodowym Tunezji, przyciągają też kolejnych adeptów do swoich oddziałów – rozczarowanych nową sytuacją polityczną. Wreszcie, uderzają w ofiary pochodzące ze znienawidzonego Okcydentu, tak, aby świat Zachodu znów usłyszał o tak zwanym „Państwie Islamskim” i zadrżał.

Al Kaida to zapomniany gracz, który wyblakł przy rozmachu Daesh, będącego w tej chwili niewątpliwie na tamtym terenie organizacją terrorystyczną numer jeden. Daesh zostawiło swój krwawy ślad na kolejnym kraju. Swoją brutalną „polityką” chce przekonać, że to ono jest jedynym i prawdziwym głosem islamu. W moim przekonaniu to niezwykle ważny test dla świata muzułmańskiego, który nie posiada swojego ośrodka centralnego. Czy głosem islamu ma być samozwańczy kalif z Daesh, czy tacy muzułmanie jak król Jordanii albo politycy z „Wezwania Tunezji”? Po zamachu, w geście solidarności z zamordowanymi ofiarami ataku terrorystycznego, wyszły na ulice tysiące Tunezyjczyków. Był to także głośny sprzeciw wobec religijnego fanatyzmu. Pamiętajmy, że ma on miejsce na terenie właściwie jedynego w regionie państwa, w którym społeczeństwo powiedziało głośne islamistom „nie!”. To właśnie podczas ostatnich wyborów parlamentarnych fundamentaliści z Ennahdy (Partia Odrodzenia) zostali odsunięci od władzy. Tunezyjczycy, choć w głosowaniu wybrali świecką partię lewicową, pokazali, że mają dość motywowanego religią zbrojnego fanatyzmu.

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż w drugich wolnych wyborach parlamentarnych od czasu obalenia reżimu Zina el-Abidina Alego w 2011 roku Tunezyjczycy wybrali jako swoich reprezentantów partię Nidaa Tounes, która pokonała islamistów z Ennahdy i zdobyła 85 miejsc (na 217) w parlamencie. Potem swój sukces ugrupowanie powtórzyło w listopadzie i grudniu, gdy wyścig o fotel prezydencki wygrał jego kandydat, a dziś prezydent Al-Badżi Ka’id as-Sibsi.

Cztery lata po przepędzeniu dyktatora, który uciekł do Arabii Saudyjskiej, nastąpiło rozmnożenie się wielu partii na scenie politycznej i pluralizm wydawał się triumfować, aż do tragicznej środy 18 marca. Także i tutaj wtargnął morderczy Daesh.

Ale Tunezja, w odróżnieniu od innych krajów regionu, zawsze miała potencjał do zmieniania się na wzór zachodni – prawa chrześcijan były w nim respektowane, jeżeli oczywiście porównamy ich sytuację z losem współwyznawców na terenie innych krajów islamu. Problemy przed chrześcijanami piętrzyła po objęciu władzy Partia Odrodzenia. Owi „konserwatyści” zapowiedzieli nawet wprowadzenie do konstytucji prawa szariatu. Sytuacja, jaka ukształtowała się po obaleniu reżimu Alego, które rozpoczęło falę przewrotów w innych krajach islamu, zawiodła zarówno liberałów, demokratów, jak i chrześcijan w Tunezji. Wyznawcy Chrystusa szybko zaczęli doświadczać prześladowań z dwóch stron naraz – od islamskiego rządu i ze strony bardzo widocznej agresywnej grupy salafitów, bezkarnie działającej po dziś dzień.

I znowu, nieoczekiwanie pod koniec ubiegłego roku Partia Odrodzenia została odsunięta od władzy i pomimo licznych turbulencji ekonomicznych oraz politycznych w kraju nie zapanował chaos, jak w Syrii, Egipcie czy w Libii. Wydaje się, że nawet teraz Tunezja poradzi sobie z morderczymi islamofaszystami z Daesh, czego im z całego serca życzę.

Niemniej, w związku z brutalnym zamachem w Tunisie pojawia się pytanie, czy rzeczywiście polskie władze nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje w regionie? Czy też pani premier Ewa Kopacz ciągle żyje w swojej słynnej iluzji, którą pochwaliła się przed Polakami w ubiegłym roku? Przypomnę, że podczas jednego ze swoich pierwszych publicznych wystąpień na Politechnice Warszawskiej zapytana o stanowisko wobec międzynarodowego terroryzmu, utrzymywała, że ciału bliższa koszula i tym tematem nie trzeba się właściwie zajmować. No, ale ta władza już tak ma. Nie zdołała jej zaniepokoić nawet koncentracja wojsk potencjalnego agresora u granic kraju, zatem terroryzm islamski tym bardziej nie jest dla niej poważnym problemem.

Tomasz M. Korczyński



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie