21 grudnia 2018

Pan Jezus z hebanu i gliny, czyli Boże Narodzenie w Afryce

(Szopka w parafii Kisoria (Tanzania) Fot. Ks.T. Dziedzic)

Wśród chrześcijańskich zwyczajów obchodzenia Bożego Narodzenia, w Afryce dobrze przyjęła się szopka. Najczęściej jest bardzo skromna: domek z trawy w kształcie wigwamu, otwarty z przodu, a w nim lepione z gliny figurki Świętej Rodziny i krowy z potężnymi rogami. Choć bywają i wyrzeźbione w hebanie- czarnym afrykańskim drewnie.

 

Święto Narodzenia Pańskiego jest dziś globalnie znane i uroczyście obchodzone w każdej części świata. Dla katolików jest powszechne, jako jedno z ważniejszych świąt- przyjścia na świat Zbawiciela. Jego religijne obchody stają się jednak coraz rzadszą praktyką. W dobie postępującej komercjalizacji i laicyzacji wypaczany jest duchowy wymiar tych Świąt. Stąd na tej mapie duchowej polaryzacji poszukujemy dziś umocnienia wiary i istoty Bożego Narodzenia. Wówczas ważną pomocą mogą okazać się świadectwa katolików, przeżywania Świąt oraz poznanie ich tradycji w krajach tzw. Trzeciego Świata, nazywanego nadzieją Kościoła katolickiego, w czym w opinii wielu przewodzi dziś Afryka.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Katoliccy misjonarze są na Czarnym Lądzie bohaterami pracy u podstaw. To dzięki ich oddaniu możemy dziś mówić nie tylko o głoszeniu Afryce Dobrej Nowiny, ale też walce z klęską głodu, śmiertelnymi chorobami czy powszechnym analfabetyzmem. W Afryce nie ma śniegu, opłatka ani choinki, a Jezus przychodzi tu na świat pośród natury, wśród radosnego gwaru dochodzącego z prostych chat.

 

Misja w Tanzanii

Misjonarzem z Archidiecezji Krakowskiej jest pochodzący ze Skalnego Podhala ksiądz Tadeusz Dziedzic. Przez długie 15 lat, w latach 1983-1998 był na misji we wschodniej Afryce, w północnej Tanzanii nad jeziorem Wiktorii. Od 1999 roku pełni funkcję dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych w Archidiecezji Krakowskiej. Ks. Tadeusz jest także członkiem Krajowej rady Misyjnej przy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji. W lipcu 2017 roku został proboszczem parafii p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Kasince Małej, gdzie jest również ojcem duchownym kapłanów dekanatu Mszana Dolna.

 

Po przygotowaniu we Włoszech, w roku 1983 ks. Dziedzic wylądował na Czarnym Lądzie, a dokładnie w Tanzanii. Po dołączeniu tam do pracującego już innego księdza podjął pracę w diecezji Musoma. O tamtejszych świątecznych obyczajach opowiada: – Życzenia składają sobie od Pasterki. Najczęściej słowami:„Yesu amazaliwa. Aleluya”, tzn. Jezus się narodził, Alleluja; przy czym kobiety śpiewają podnosząc ręce do góry. Oczywiście śpiewa się też kolędy do Objawienia Pańskiego. Niektóre europejskie są przetłumaczone (np. „Cicha noc”), ale większość, to są już ich słowa i melodie – opowiada. Śpiewa się w kościele, ale także na spotkaniach wspólnot, w rodzinach. W święta mieszkańcy Tanzanii podkreślają także wagę dnia przez lepsze jedzenie. Najczęściej jest to mięso z kury lub kozy, a na większych spotkaniach (np. agapa po mszy św.) to mięso z krowy. Każdy coś przynosi, np. mąkę kukurydzianą, ryż, owoce. Krowę często ofiaruje jakiś bogatszy parafianin, który ich ma więcej. Zwykle jedzą „ugali”, czyli papkę z manioku (dostępny, tani) a na święta starają się o ryż, kukurydzę, ziemniaki (raczej słodkie) i oczywiście piją lokalne „pombe”, to rodzaj piwa przeważnie zrobiony z bananów – dodaje. Jak się okazuje, zwyczaje wśród katolików są podobne także w innych krajach, choć zawsze są jakieś elementy wzięte ze zwyczajów danego szczepu. Śpiewy są podobne, we wspólnym języku suahili – zauważa ks. Dziedzic.

 

Zdaniem księdza dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych w Archidiecezji Krakowskiej, najskuteczniejszym sposobem głoszenia Ewangelii na misjach jest nie tyle zdobyta wiedza, czy różnego rodzaju techniki, ale właśnie świadectwo własnego życia. Ksiądz Dziedzic dobrze pamięta jak podczas okresu adaptacji był pod ciągłą obserwacją Afrykanów, którzy chcieli się przekonać o autentyczności posługi księdza misjonarza.

 

Misja w Republice Środkowoafrykańskiej i Czadzie

Misjonarzem jest też br. Jerzy Steliga OFM Cap, kapucyn z prowincji krakowskiej, który doskonale zna życie misjonarzy i ludzi w Afryce. Od 1 lipca 2015 r. pełni funkcję dyrektora Sekretariatu Misyjnego i prezesa Fundacji Kapucyni i Misje we wspólnocie w Krakowie Olszanicy. Br. Jerzy przez ponad 13 lat pracował na kontynencie afrykańskim na wielu placówkach misyjnych: w Ngaoundaye, Bocaranga, Yole i Ndim w Republice Środkowoafrykańskiej (w latach: 1993-1996 i 2006-2010) oraz w Gore w Republice Czadu (2000-2005).

 

Pierwsze święta Bożego Narodzenia w Republice Środkowoafrykańskiej zapadły bratu w pamięci najgłębiej. – Odkryłem wtedy, że święta można przeżywać równie głęboko bez otoczki polskich i europejskich tradycji; że ich istotą jest spotkanie w moim sercu z wcielonym Synem Bożym zaznacza. Nawet obiad w ten szczególny dzień jadłem sam, gdyż Enzo, mój włoski współbrat, wyjechał przed południem do wioski Man przygotować liturgię. O szesnastej wybrałem się do Ngouboye, aby wyspowiadać wiernych przed Pasterką. Mszę Świętą rozpocząłem około dwudziestej, gdyż o północy jest dla ludzi za późno. Po Mszy muszą jeszcze coś zjeść i zatańczyć wokół ogniska przy akompaniamencie bębnów. Ich jedzenie po Pasterce jest skromne. Ogranicza się do kawy lub herbaty i słodkich pączków. W sam dzień Bożego Narodzenia, każda rodzina stara się o świąteczne jedzenie. Jest to zazwyczaj klucha z manioku lub prosa z sosem mięsnym w postaci gulaszu. Zamiast gulaszu może być kawałek mięsa wołowego, koziego, drobiowego lub dziczyzny. Nie ma w zwyczaju podawania warzyw do posiłku – opowiada brat.

 

Z relacji brata wiemy także, że kiedy w ubogiej kaplicy pokrytej strzechą – gdzie zamiast ławek są kołki drewniane, a posadzka to klepisko – pośród „pastuszków” współczesnego świata, przy lampie naftowej zamiast żyrandoli czyta się Ewangelię o narodzeniu Pana Jezusa, to czuje się tajemnicę Wcielenia o wiele bardziej niż w najwspanialszej katedrze świata. – Poczułem się, jakbym był w Betlejem. Ta Pasterka była dla mnie duchową rekompensatą za to wszystko, czego w tym dniu brakowało mi z polskiej tradycji – daje świadectwo.

 

Jak przekazuje br. Steliga wśród chrześcijańskich zwyczajów obchodzenia Bożego Narodzenia, w Afryce dobrze przyjęła się szopka. Najczęściej jest bardzo skromna: domek z trawy w kształcie wigwamu, otwarty z przodu, a w nim lepione z gliny figurki Świętej Rodziny i krowy z potężnymi rogami. Choć bywają i wyrzeźbione w hebanie- czarnym afrykańskim drewnie. – Szopkę umieszcza się zwykle pod ołtarzem, a po obu stronach stawia małe bananowce, które fantastycznie imitują palmy. Oprócz szopki odświętną dekorację kaplicy tworzą łańcuchy. Nie są one zrobione z kolorowego papieru lecz z liści mangowca. Wokół kaplicy malują wapnem pnie małych drzew i dekorują wstążkami ich korony. Trzeba pamiętać, że Boże Narodzenie przypada tam w okresie pory suchej i na wielu drzewach nie ma liści – dopowiada brat.

 

Jak się okazuje dla Afrykańczyków misjonarze są świadkami wiary, ale również i oni mogą być dla misjonarzy wielkim zbudowaniem w wierze. Na dowód tego br. Steliga podał przykład starszego małżeństwa, które obchodziło kilka lat temu złoty jubileusz małżeństwa.

 

Brat żywi nadzieję, że z czasem Afrykańczycy wypracują jakiś własny, chrześcijański styl obchodzenia tego rodzinnego święta.

 

Misja w Zimbabwe i Zambii

Z ramienia Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu z siedzibą w Krakowie, na czterech wyjazdach misyjnych był Marek Wołkowski. W sumie były to 3 lata i cztery Święta Bożego Narodzenia, z których każde były inne. Wszystkie wyjazdy były projektami budowlanymi, realizowanymi w Zimbabwe i Zambii. Jego praca polegała na kierowaniu i prowadzeniu budowy zabudowań mieszkalnych, duszpasterskich i kulturowych.

 

Zgodnie z tym co Marek usłyszał od rdzennych pracowników, jeśli są głodni to żadne święta nie mają dla nich znaczenia. – Będąc szczerym to przeżywają te święta w taki sposób w jaki się im je zorganizuje. W Afryce jest duża mieszanka wyznań i kultur. Część z nich nie wie co to są święta, nigdy nie słyszała o Chrystusie, a większość tylko słyszała o jakimś Christmas i rozdawaniu wtedy prezentów – wyjaśnia.

 

Oczywiście w kościele odbywają się Msze św. i przygotowania adwentowe. Co dla nas jest nowością to, że na pasterce odbywają się liczne grupowe chrzty św., komunie i bierzmowania. Szopka jest zazwyczaj wykonana z liści bananowca, choinek zazwyczaj nie ma, a tradycji Mikołaja nie znają – opowiada. W Święta księża z misji rozjeżdżają się po wszystkich parafiach i stacjach misyjnych, aby obsłużyć, wyspowiadać jak najwięcej parafian.

 

Pobyt na Czarnym Lądzie na pewno zmienił mnie, światopogląd, wartościowanie ludzi, nauczył miłości i współpracy z Bogiem. Mieszkanie we wspólnocie wzbogaciło moją wiedzę i wiarę. Otrzymałem może dużo więcej niż dałem. Część mojego serca na pewno tam pozostała i potrafię wymienić z imienia moich wszystkich pracowników. Już nie jestem tym samym człowiekiem – konkluduje dając świadectwo Marek.

 

Misja w Etiopii

Z kolei Agnieszka Truchan, również ze SWM-u z Krakowa – Młodzi Światu, na misjach w Afryce była przez rok (od sierpnia 2017) w Etiopii, w miejscowości Zway, u sióstr salezjanek. Była tam nauczycielką sztuki w przedszkolu, a przez kilka miesięcy też jego dyrektorką. Pracowała również w weekendowym oratorium sióstr oraz księży, a także w klinice u sióstr z dziećmi niedożywionymi. Pomagała też w biurze prowincjalnym i biurze misji. Z opowieści Agnieszki można dowiedzieć się, że Etiopia to tak naprawdę początek chrześcijaństwa, biblijna Abisynia. W języku amharskim na Boże Narodzenie mówi się Genna.

 

Katolików w Etiopii jest niewielu, a święta obchodzi się 7 stycznia. Nie ma tam sklepów, więc nie ma żadnych gadżetów, piosenek, choinek, światełek, słowem nic ze świata konsumpcji nie mówi nam od początku listopada, że święta są za pasem. Powiedziałabym, że nie ma tej komercyjnej „świątecznej atmosfery” – zauważa Agnieszka.

 

Jak się okazuje w kościele przez cały rok jest poranna msza św. o 6.30, stąd w okresie adwentu typowych rorat nie ma. Przed świętami idzie się do spowiedzi. Jest pasterka, a przedtem świąteczne przestawienie, typu jasełka przygotowane przez młodzież. W kościele jest szopka. Świętuje się pierwszy dzień świat, czyli Boże Narodzenie.

 

Nie ma tu tradycji Mikołaja, prezentów, choinek, opłatka i kolęd. Na stole gości to co zwykle, czyli typowe danie etiopskie „injera” – kwaśny placek z fermentowanego zboża – miłki abisyńskiej,  zwykle z warzywami a w święta z narodową potrawą „doro wot”, czyli kurczak pokrojony na 12 części w pikantnym sosie z jajkiem podany na tym placku „injera”. Na misji czasem pojawiły się elementy kuchni z krajów pochodzenia misjonarzy – opisuje Agnieszka.

 

Cały ten rok na misji był dla mnie jak swoiste rekolekcje. Życie na misji, codziennie Msza św., dużo więcej czasu, bo mniej możliwości niż w Polsce, życie bliżej drugiego człowieka po prostu, w świecie prostym bez ciągłej pogoni. Po prostu czas dla drugiego człowieka. To doświadczenie najgłębsze. Bo gdzie jest Bóg? W człowieku, który teraz jest obok mnie – zakończyła Agnieszka.

 

 

Radosław Janica

 

 

Polecamy również:

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie