7 października 2016

Polacy nie tylko nie zapomnieli o zbrodniach na Wołyniu, ale uparcie przypominają o nich politykom, pragnącym usilnie– jak się wydaje –zapomnieć o tamtych wydarzeniach. Tacy ludzie, jak Marek Koprowski będą się więc śnili po nocach tym, którzy na grobach naszych rodaków, chcą budować fałszywe pojednanie.


„Wołyń” Marka A. Koprowskiego to temat-fenomen. Trudno bowiem wyjść z podziwu nad tym, że historia niemal skazana na zapomnienie nagle odżyła, a pomordowani bestialsko przez UPA Polacy wołają ustami żywych o godne upamiętnienie. A wszystko to przy niewiarygodnej wręcz zmowie większości sił politycznych, by temat Wołynia pozostał jedynie jako wspomnienie na kartach „bardzo mądrych” książek, do których mało kto sięga. No cóż, nie udało się. Jest coś w Polakach fenomenalnego – trudno powiedzieć co to jest dokładnie – co każe im buntować się w sprawach, z pozoru nie mających wielkiego znaczenia dla naszego „tu i teraz”. Ludzie wychodzą bowiem na ulice głównie z przyczyn bytowych, domagając się poprawy warunków ekonomicznych. Tymczasem temat rzezi wołyńskiej pokazał, że można wychodzić na ulice i wykonywać proste gesty solidarności (świeczka w oknach na pamiątkę pomordowanych podczas tak zwanej krwawej niedzieli na Wołyniu) przeciwko całemu politycznemu establishmentowi. A wszystko z powodów historycznej niesprawiedliwości. Wielki szacunek!

Wesprzyj nas już teraz!

Książka Marka Koprowskiego podnosi temat Wołynia z nieco innej perspektywy. Nie stanowi reportażu na temat krwawych wydarzeń z tamtych lat, lecz jest zbiorem świadectw tych, którzy walczyli w 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Ta jednostka to przede wszystkim niesamowita historia, która doskonale obrazuje, z jak wieloma wrogami kresowy żołnierz musiał walczyć, by wypełnić obowiązek obrony Ojczyzny, ale też by samemu przetrwać wojnę.

Koprowski przedstawia świadectwa osób, które na własne oczy obserwowały, jak niedawno jeszcze dobrzy sąsiedzi w krótkim czasie zamieniali się w żądne krwi bestie, dopuszczające się – o czym chyba nie trzeba już nikogo przekonywać – arcybestialskich mordów. Książka niemal płonie od przejmujących opowieści, nie tylko zresztą dotyczących samej rzezi wołyńskiej, ale również dramatycznych losów wojennych żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty.

Książki takie jak „Wołyń” są warte odnotowania, wszak im więcej ich będzie powstawało, tym bardziej żarliwy stanie się płomień pamięci o tamtych wydarzeniach. I nie chodzi wcale o to, by robić na złość Ukraińcom. Ci bowiem sami sobie wyrządzają krzywdę zwykłych rezunów podnosząc do rangi bohaterów. W jaki sposób mamy reagować, gdy powszechnym uznaniem cieszą się wśród Ukraińców rzeźnicy sprzed ponad pół wieku?

W książce Koprowskiego brakuje natomiast jednej ważnej rzeczy: autora. Większość treści koncentruje się bowiem na cytatach z rozmów ze świadkami historii. Wielka szkoda, że autor nie zdecydował się na nieco większy wysiłek i, poza wtrącanymi komentarzami mającymi nieco usprawnić opowieść, pozostał wyłącznie przy cytowaniu. Znacznie żywszą formułę miałby tutaj wywiad lub – popularny w ostatnich latach – reportaż, gdzie Koprowski mógłby się popisać nie tylko piórem, ale też znawstwem. Trudno bowiem o większego pasjonata historii tamtych ziem.

Wyjąwszy dość niefortunny pomysł na konstrukcję treści należy oddać Koprowskiemu wielki szacunek. To dzięki takim jak on pomordowani na kresach Polacy mogą zostać wreszcie upamiętnieni. Paradoksalnie bowiem złożenie hołdu ofiarom niedawnych mordów na dzisiejszej Ukrainie jest wielkim aktem nonkonformizmu. Trzeba bowiem umieć zaryzykować, postawić na szali nasze relacje ze wschodnim sąsiadem, by przywrócić godność naszym rodakom. Przez Koprowskiego, ale też Smarzowskiego i innych, polscy politycy nie będą mieli łatwego życia. I bardzo dobrze.

Na marginesie, warto jeszcze wrzucić kamyczek do ogródka wszelkiej maści pacyfistom: w jednej z relacji spisanych przez Koprowskiego znaleźć można znakomitą, choć dość oczywistą, konstatację: upowscy rzeźnicy nie tykali Polaków, o których wiedzieli, że mogą mieć broń. Chętnie bowiem przelewali cudzą krew, za to bardzo niechętnie własną, co zresztą w przypadku łotrów nie może dziwić. A wniosek? Bardzo prosty: czyż obyty z bronią naród nie obroni się rychlej, niż zbieranina fajtłapów, która co najwyżej potrafi zorganizować marsz przeciw przemocy lub – to łatwiej – protest na Facebooku?

 

Tomasz Figura

 

Marek A. Koprowski, Wołyń. Tom I, Replika 2016.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram