26 października 2017

Tak promują prostytucję! Lewacki naTemat publikuje wywiad ze „sponsoretką”

(Zdjęcia ilustracyjne. fot. pixabay.com)

Lewicowe media często poruszają temat konieczności walki o szacunek wobec kobiet. Gdy przychodzi do konkretów okazuje się, że ów „szacunek” to tak naprawdę nic innego jak promocja uprzedmiotawiania kobiet, a dla postępowych redakcji żadnego problemu nie stanowi opublikowanie wywiadu ze „sponsoretką”, czyli kobietą czerpiącą materialne korzyści z relacji z mężczyznami. Owo patologiczne zjawisko serwis naTemat pokazał w jasnych barwach. Problemem są ci źli Polacy, a nie moralny upadek młodej kobiety.

 

Rozwiązłość seksualna to integralny element trwającej na naszych oczach obyczajowej rewolucji. Spustoszenie, jakie niemoralna rewolta rozpoczęta w roku 1968 dokonała na Zachodzie, jest widoczne gołym okiem. Epidemia rozwodów, wolne związki, aborcja, antykoncepcja, niski bądź ujemny przyrost naturalny, wysoka liczba dzieci rodzących się poza rodzinami, sztucznie tworzony przez ośrodki medialne antagonizm między kobietami a mężczyznami, homoseksualizm traktowany nie (jak dotychczas) jako zboczenie, ale niczym „normalna” alternatywa wobec relacji dwupłciowych i nowe -seksualizmy (oraz -filie) czekające w kolejce do zalegalizowania, to tylko wierzchołek góry lodowej, u której podstaw widać trudniej dostrzegalną konsekwencję obyczajowego przewrotu: ogarniająca ulegających rozpuście samotność, relacje pozbawione realnej treści, traktowanie drugiego człowieka jako towaru i inne bolesne skutki grzechów przeciwko VI Przykazaniu Bożemu: nie cudzołóż!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Opisywany przypadek „sponsoretki”, która w rozmowie z naTemat nie skrywała swoich personaliów, a nawet wizerunku, łączy w sobie wiele objawów i konsekwencji znanego z Zachodu obyczajowego upadku, jaki w Polsce chciałyby zaimplementować lewicowe oraz libertyńsko-liberalne instytucje, think-tanki, media oraz politycy.

 

Oliwia M. (w rozmowie z lewicowym medium podała swoje nazwisko – jednak na PCh24.pl oszczędźmy tego jej oraz rodzinie) wprost ujawniła bolesną prawdę o procederze seksualnego sponsoringu, chociaż sama najwyraźniej nie dostrzega jeszcze problemu. – Kto chce iść do pracy jako sprzątaczka, jeżeli facet może płacić za wszystko? – powiedziała. Słowem: po co ciężko i wytrwale pracować na poprawę materialnego aspektu swojego życia, skoro można potraktować się jak towar, a poprzez samouprzedmiotowienie i de facto upodlenie poprawić codzienność pod względem merkantylnym (cóż, że pogorszyć pod względem moralnym).

 

Oczywiście zjawisko prostytucji nie jest nowe. Nie przypadkiem określa się je mianem „najstarszego zawodu świata”. Nowością w tym wszystkim jest absolutna akceptacja sprzedawania siebie, a nawet afirmacja takiego stylu życia, co ma miejsce w rozmowie opublikowanej przez naTemat.

 

Oliwia M. odnosi się z resztą do terminu prostytucji. – Gdy zaczęłam publikować swoje posty, to dziennie dostawałam 10 albo i więcej maili, wiadomości na Facebooku, że jestem prostytutką. Ale nigdy nie odpowiedziałam, bo nie zamierzam się bronić. To jest życie, które ja wybrałam. Jeśli komuś się to nie podoba, to niech tego nie słucha – powiedziała. – Większość moich przyjaciół z Polski się ode mnie odwróciła. Uważają, że jestem prostytutką, że się sprzedałam, że się puszczam. Ale to byli ludzie, którzy nie rozumieli, na czym to polega. Nigdy nie powiem, że się sprzedałam czy zrobiłam coś za pieniądze – dodała. Rozmawiająca ze „sponsoretką” Daria Różańska z powodu, którego możemy się domyślać, postanowiła nie zagłębiać się w problem. Przekaz płynący z rozmowy jest więc jasny: ciemni i staroświeccy Polacy (w tekście pada słowo: tradycjonaliści) nie rozumieją tego rzekomo niezwiązanego z prostytucją zjawiska i nie potrafią zaakceptować „życiowego wyboru”. To my, drodzy państwo, jesteśmy ponoć problemem. Nie jest nim natomiast – o czym chce nas przekonać naTemat – prostytucja oraz dokonująca się za sprawą tego wywiadu próba „ocieplenia wizerunku” sprzedawania siebie.

 

Definicja prostytucji jest bowiem – niezależnie od słów wypowiedzianych przez Oliwię M. – jasna. To oddawanie swojego ciała (tzw. sprzedaż usług seksualnych) w zamian za pieniądze bądź inny rodzaj zapłaty. Utrzymanka (zwana dziś „sponsoretką”, co jest językowym zaklęciem mającym za zadanie ukrycie prawdy) także łapie się pod definicję, gdyż w zamian za określone korzyści utrzymuje relację o charakterze seksualnym. I nie ma wpływu na to fakt, że ową wymierną korzyścią nie jest banknot, a możliwość obcowania z wyższymi sferami czy podróżowania. Nic nie zmienią także absurdalne słowa tej nieszczęsnej osoby mówiącej, że… „jako kobieta, która się szanuje, odpowiadałam, że nie oczekuję pieniędzy. Ale chcę, żeby pokazali mi świat, do którego nigdy nie będę miała dostępu”.

 

Dziennikarka naTemat nie zainteresowała się z resztą zbytnio kwestią szacunku. A jest on jedną z istotniejszych spraw związanych ze sponsoringiem. Pomijanie czy niedostateczne eksponowanie w tym temacie kwestii czci wobec kobiet jest de facto akceptacją zjawiska, co pokazuje prawdziwe podejście środowisk postępowych do płci pięknej. Nie ma mowy o poważaniu, wynikającym z traktowania kobiety po prostu jako innego człowieka. Nad absolutnie niedopuszczalnym pojmowaniem płci pięknej jako seksualnego towaru redaktor (co warto podkreślić – kobieta!) przechodzi do porządku dziennego, pytając raczej o szczegóły zjawiska, jak gdyby sponsoring niczym specjalnym nie różnił się od innych ludzkich aktywności.

 

„Sponsoretka” z resztą sama ogranicza swoje potencjalne przyszłe aktywności życiowe. Wyklucza bowiem – mówi to wprost – normalny związek, odrzuca monogamię, akcentuje zainteresowanie „wolnymi związkami” zamiast małżeństwa. Niestety ta 24-letnia osoba nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ze swoich czynów. W przyszłości bowiem może kogoś pokochać i zechce wejść w normalny związek, założyć rodzinę. Wtedy dzisiejsze słowa przestaną być aktualne. Potencjalny chłopak/narzeczony/mąż może mieć jednak problem z zaakceptowaniem przeszłości Oliwii M. Ale nawet gdyby z miłości pogodziłby się z trudną historią, to problemem bez wątpienia okaże się publiczne mówienie o swoim „stylu życia”. Rodzina i znajomi potencjalnego małżonka wcale nie muszą być wyrozumiali. Słowem: ta młoda kobieta krzywdzi się na całe życie i nie ma świadomości co robi.

 

Korzysta na tym lewicowy serwis. Poruszając bowiem kontrowersyjny temat medium zapewnia sobie większą liczbę wyświetleń, a przy okazji piecze na jednym ruszcie drugą i trzecią pieczeń: uderza w tradycyjną, katolicką moralność, która nie dopuszcza prostytucji w żadnej formie oraz atakuje Polaków (wprost wymieniając rodzinę i znajomych kobiety) za „tradycjonalizm”, którego – jak można się domyślać znając serwis – powinniśmy się wstydzić.

 

Opisywane wydarzenia dzieją się, co ważne, na Zachodzie, a sama „sponsoretka” żyje w Skandynawii. Tam nie ma zbyt wielu, tak znienawidzonych przez rewolucję, katolików i Polaków. Tam podobne zachowanie nikogo nie dziwi. – Jego znajomi [partnera-red.] są zwykle w podobnym wieku, czyli około 50 lat. Ja jednak jestem młodsza. Więc oni widzą, na czym polega ta relacja. To się dzieje wszędzie. Jego znajomi też przychodzą z o wiele młodszymi partnerkami, także dla nich to jest oczywista sytuacja – stwierdziła.

 

Wstydzić jednak tak naprawdę powinni się nie krytykujący prostytucję katolicy i konserwatywni Polacy, a redakcja naTemat, na czele z Darią Różańską oraz Oliwia M. Dziennikarze z powodu przedmiotowego wykorzystania dla własnych celów ideologicznych zagubionej (być może z powodu utraty ojca, o czym mówi) kobiety, która – co tu dużo mówić – źle się prowadzi i dodatkowo obnosi się ze swoim zachowaniem. Zaś wstydu, którego brakuje Oliwii M. oraz hańby jaką na siebie zaciągają jej „partnerzy” nikomu przyzwoitemu wyjaśniać nie trzeba.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie