7 lipca 2017

Wolne niedziele. Naśladujmy wzór Niemców

(Fot: Krystian Maj/FORUM)

Wprowadzenie zakazu handlu w niedziele powinno być jednym z priorytetów chrześcijańskiej polityki. W tym wypadku w sukurs dobrym zmianom przychodzi przykład niecodzienny, bo… niemiecki. Za Odrą restrykcje handlowe są wyjątkowo silne i sprawdzają się doskonale. Warto to naśladować.


Chybiony argument

Wesprzyj nas już teraz!

W polskiej dyskusji nad ewentualnością zakazu bądź ograniczenia handlu w niedziele nieustannie pada przykład Niemiec. Zwolennicy wprowadzenia restrykcji podają go jako pozytyw, wskazując, że nawet w tak zateizowanym kraju docenia się wagę jednego dnia odpoczynku, który w pełni można poświęcić z rodziną, nawet jeżeli nie idzie się na obowiązkową przecież mszę świętą. Przeciwnicy ograniczenia niedzielnego handlu twierdzą jednak, że to przeżytek i Niemcy „właśnie teraz” odchodzą od swoich rozwiązań lub są takiemu odejściu bliscy. Ten argument jest tymczasem nieprawdziwy. Oprócz przedstawicieli wielkich sieci handlowych marzących wyłącznie o zwiększeniu własnych zysków nikt nie podejmuje starań o zniesienie wolnych od handlu niedziel. Obowiązujące rozwiązania popiera większość zwykłych Niemców, bronią ich związki pracownicze i wspierają niemal wszystkie partie polityczne – zarówno chadecja jak i skrajna nawet lewica.

 

Długa „świecka” tradycja

W Niemczech pierwsze formalne obostrzenia w handlu niedzielnym wprowadzono jeszcze pod koniec XIX wieku, w roku 1891 zezwalając na sprzedaż maksymalnie przez pięć godzin w ten świąteczny dzień. W roku 1900 niedzielnej sprzedaży zakazano zasadniczo w ogóle, wprowadzając jednak szereg wyjątków. Te rozwiązania obowiązują w gruncie rzeczy do dziś, z tym, że w roku 1919 przyjęto prawo obejmujące niedzielę szczególną ochroną jako dzień wolny od pracy.

 

Utwierdzono to także po wojnie, zarazem doprecyzowując regulacje dotyczące godzin otwarcia w pozostałe dni tygodnia. W ostatnich dziesięcioleciach przepisy poluzowano zasadniczo dwukrotnie, w latach 1996 oraz 2003, co oznaczało jednak w praktyce głównie wydłużenie czasu pracy w tygodniu oraz w soboty, nie naruszając zasady wolnej niedzieli. 11 lat temu rząd w Berlinie przekazał szczegółowe kompetencje regulowania tej kwestii władzom landowym. Odtąd konkrety ustalane są na szczeblu lokalnym, ale dla niedzieli nie ma to większego znaczenia. Ze względu na ochronę konstytucyjną w każdym landzie sprzedawać można w zaledwie kilka niedziel. Wszelkie próby obchodzenia tego zakazu kończą się fiaskiem; niedawno przekonała się o tym Wormacja – Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał wprowadzone na jej terenie przepisy zezwalające na pięć godzin handlu niedzielnego za niezgodne z konstytucją.

 

Zakaz popiera nawet skrajna lewica

Według aktualnych sondaży wielu Niemców korzysta wprawdzie z ograniczonych możliwości zakupowych w niedzielę; nie oznacza to jednak społecznego poparcia dla jakiejś rewolucji – zaledwie 30 procent niemieckiego społeczeństwa popiera zniesienie zakazu handlu niedzielnego (choć poparcie dla pewnego rodzaju poluzowania może być nieco wyższe). Jednak wbrew tym głosom w Polsce, które wieszczą rychłą zmianę niemieckich przepisów, absolutnie nic tego nie wróży. Zaledwie kilka tygodni temu zrzeszenie handlowców w jednym z najbogatszych niemieckich landów, Badenii-Wirtembergii, wystąpiło z inicjatywą ograniczenia restrykcji. Postulat nie zyskał niemal żadnego wsparcia politycznego.

 

Wprawdzie liberałowie z FDP mający w sondażach kilka punktów poparcia poparliby te postulaty, to przeciw wystąpili zarówno chadecy, jak i lewicowcy – i to nie tylko socjaldemokraci, ale nawet skrajni rewolucjoniści, Zieloni. Szef frakcji tej partii w landtagu podkreślił, że wolna niedziela jest ważna dla utrzymania spójności rodziny oraz zwykłego zdrowia psychicznego niemieckich pracowników; wtórował mu przywódca lokalnej socjaldemokracji, mówiąc wprost o braku jakichkolwiek perspektyw na zmianę ustawodawstwa ze względu na fundamentalne prawo zatrudnionych w handlu do odpoczynku. Wolne od handlu niedziele gorliwie popiera naturalnie także Kościół katolicki oraz „Kościół” protestancki, w utrzymaniu obecnych przepisów upatrując jeden z elementów zachowania chrześcijańskiej tożsamości kraju.

 

Berlin wierzga, ale bez skutku

Biskupi zresztą nierzadko aktywnie angażują się w obronie niedzieli. Jedną z ważniejszych kampanii rozpoczęto w roku 2007. Rok wcześniej rządząca w stołecznym Berlinie lewicowa koalicja wprowadziła wolność handlu w niemal dziesięć niedziel rocznie, w tym w cztery niedziele adwentu. Kościół zaskarżył te przepisy do sądu i w roku 2009 Federalny Trybunał Konstytucyjny przyznał biskupom rację, wskazując, że na gruncie obowiązującej konstytucji handel niedzielny musi pozostać ograniczonym wyjątkiem. Również w Berlinie przepisy te próbuje się obchodzić za pomocą tak zwanych punktów późnych zakupów, po niemiecku zwanych popularnie Späti. W stolicy to kilkaset punktów, często prowadzonych przez imigrantów, zwłaszcza Turków. Jeszcze kilka lat temu miały się całkiem dobrze, ale niedawno po sądowej skardze jednego z mieszkańców Berlina rozpoczęły się surowe kontrole i posypały się grzywny. Sklepiki te, owszem, mogą sprzedawać, ale tylko bardzo wąski asortyment produktów. W Berlinie kolejny raz przekonano się, że konstytucji nie da się łatwo obejść. Na terenie całego kraju walką z oddolnymi próbami obejścia zakazów prowadzi, zazwyczaj z wielkim sukcesem, związek zawodowy ver.di. To właśnie on odpowiada za wspomniane sądowe „utemperowanie” Wormacji.

 

Nie tylko Niemcy

Można uczciwie powiedzieć, że zakaz handlu w niedzielę jest w Niemczech nie tylko dobrze zakorzeniony w historii, ale i praktycznie sprawdzony. Owszem, skoro nie mogą kupować w marketach, Niemcy w niedziele chętnie zamawiają produkty w internecie, jeżdżą za granice, kupują na stacjach benzynowych. Większość społeczeństwa rozumie jednak, że ich własne lenistwo i egoizm nie uzasadnia łamania zasady nieczynienia drugiemu, co tobie niemiłe. Stąd wolne od handlu niedziele są i w przewidywalnej przyszłości pozostaną za Odrą faktem, niezależnie od tak rozdmuchiwanych dziś w Polsce protestów organizacji handlowych i wielkich sieci. Warto przy tym pamiętać, że Niemcy nie są wyjątkiem – podobne co u nich restrykcje obowiązują także w Szwajcarii i Austrii, a nieco mniejsze ograniczenia jeszcze w kilku jeszcze krajach unijnych. W tym akurat wypadku należy zatem jak rzadko zachęcić rządzących: naśladujmy zachodnie rozwiązania!

 

 

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie