Amerykański system wyborów prezydenckich powoduje, że nie wystarczy przekonać do siebie ponad połowy wyborców. Do zwycięstwa potrzeba zdobycia większości głosów elektorów reprezentujących konkretne stany. Zawsze najważniejsze okazują się stany „wahające się” (swing states). Kto przekona liczniejszą grupę ich mieszkańców, ten zostaje prezydentem USA.
Aby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych trzeba uzyskać przynajmniej 270 głosów elektorskich. Obecnie kandydat Demokratów Joe Biden ma 224 głosy, zaś kandydat Republikanów i zarazem urzędujący prezydent Donald Trump – 213.
Wesprzyj nas już teraz!
Sytuacja jest jednak bardzo dynamiczna i ciągle nie wiadomo, jak zagłosują niektóre spośród stanów „wahających się” – w części z nich przewaga któregoś z kandydatów jest minimalna, zaś w innych zliczono zbyt małą część głosów obywateli, by stwierdzić, kto tam zwyciężył. Warto jednak zauważyć, że na tę chwilę w większości stanów „wahających się” wygrywa urzędujący prezydent.
Do ważnych – choć jeszcze niepotwierdzonych, acz bardzo prawdopodobnych – zwycięstw Donalda Trumpa należy zaliczyć „wzięcie” głosów z Florydy (29) i Teksasu (38), który był o dziwo w tych wyborach uznawany za stan „wahający się”. Ważne dla urzędującego prezydenta w wyścigu za prowadzącym obecnie Joe Bidenem mogą okazać się także głosy z Georgii, Karoliny Północnej, Michigan i Pensylwanii. Aktualnie wygrywa tam Trump, ale przewaga jest nieznaczna, a część głosów nadal niezliczona.
„Zdaniem analityków, spośród 16 takich stanów, ubiegający się o reelekcję Donald Trump może liczyć na poparcie 5, natomiast jego rywal – Joe Biden – aż 11” – podawał we wtorek portal rmf24.pl. Tymczasem, wbrew ocenom ekspertów, obecnie Trump wygrywa w większości z nich, co może doprowadzić do niespodzianki jak ta sprzed 4 lat, gdy wszyscy liberalni dziennikarze prognozowali zwycięstwo Hillary Clinton, a ostatecznym zwycięzcą został Donald Trump.
Źródło: rmf24.pl / google.com – na podstawie The Associated Press
MWł