10 września 2015

Wielkie zadanie – dla Kościoła i narodu

(fot. Malwina Kratiuk)

W ciągu przypadających w tym roku fatalnych rocznic siedemdziesięciolecia (Jałta, aresztowanie przywódców Polski Podziemnej i ich moskiewski proces, powstanie „Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej”) na wyróżnienie zasługuje przypadająca 12 września rocznica zerwania przez komunistów – formalnie przez wspomniany wyżej rząd dla niepoznaki zwany „rządem jedności narodowej” (jedyne co się zgadzało, to jego tymczasowość) – konkordatu ze Stolicą Apostolską.

 

Decyzję podjęto po pozorem wyciągnięcia konsekwencji wobec „proniemieckiej postawy” Stolicy Apostolskiej w czasie drugiej wojny światowej, a tak naprawdę jako przygotowanie pola pod otwartą konfrontację z Kościołem w Polsce. Chodziło w tym przypadku o cały zespół konsekwencji prawnych, które pociągało za sobą zerwanie umowy konkordatowej (na czele z utratą osobowości prawnej przez Kościół), usunięcie formalnych przeszkód na drodze do likwidacji katechezy w szkołach czy ataku na różne instytucje kościelne (np. „Caritas”). Przy okazji zerwania konkordatu uruchomiono po raz pierwszy na masową skalę propagandę wymierzoną w Piusa XII jako „proniemieckiego papieża”. Kilkanaście lat później montażyści z KGB dorzucą kolejny zarzut – „milczenia” wobec ludobójstwa popełnianego przez Niemcy na Żydach (por. sponsorowaną przez KGB sztukę „Namiestnik”).

Wesprzyj nas już teraz!

 

 Dwa miesiące przed zerwaniem przez TRJN konkordatu, w lipcu 1945 roku Prymas Hlond wracając przez Rzym do Polski uzyskał od Stolicy Apostolskiej pełnomocnictwo do utworzenia tymczasowej organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, które po zakończeniu wojny stanowiły niemal jedną trzecią nowego terytorium państwa polskiego. Przed wycieńczonym wojną polskim Kościołem (utrata trzeciej części duchowieństwa w wyniku zgodnych działań obu okupantów) stanęło więc kolejne obok tego najważniejszego – czyli przetrwania pod rządami komunistycznej dyktatury – zadanie rekatolizacji ziem, które (z wyjątkiem Warmii i części Śląska) odpadły od Kościoła już w szesnastym wieku (reformacja).

 

Obydwa te zadania miały również charakter zadań narodowych. Nie trzeba nikogo przekonywać, że skuteczny – a więc przede wszystkim duchowy – opór wobec komunizmu był warunkiem sine qua non przetrwania narodu. Z kolei bez mocnej obecności Kościoła na tzw. Ziemiach Odzyskanych nie była możliwa integracja tych ziem z resztą państwa polskiego. Znane są historię, gdy wypędzani ze wschodnich województw Polacy („repatrianci”) odmawiali opuszczania wagonów, dopóki nie upewnili się, że w danej miejscowości jest ksiądz katolicki. Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji – o czym mówią źródła historyczne – gdy lokalni przedstawiciele władz niemal porywali księży z rdzennej Polski, by w ten sposób zapewnić bezproblemową akcję osiedleńczą na powierzonym ich pieczy fragmencie Ziem Zachodnich.

 

Tak było na poziomie powiatów czy gmin. Na poziomie centralnym komuniści od początku traktowali Ziemie Zachodnie jako swego rodzaju teren zastrzeżony, miejsce szczególnie intensywnej realizacji ich ideologicznej utopii – „nowej Polski i nowego socjalistycznego człowieka”. Nieprzypadkowo szef komunistów (PPR) Władysław Gomułka w TRJN objął tekę ministerstwa Ziem Odzyskanych. To był specjalnie utworzony superresort – zauważmy, że odchodzono ten sposób od przyjętej od osiemnastego wieku zasady konstruowania ministerstw na zasadzie resortowej, a nie terytorialnej – który kierował wszystkimi aspektami tworzenia nowej administracji na tych ziemiach. W ten sposób ministerstwo administracji obsadzone przez PSL nie miało nic dopowiedzenia wobec tego, co działo się na jednej trzeciej formalnie jeszcze istniejącej Rzeczypospolitej Polskiej.

 

Im bardziej krzepła władza komunistyczna nad Wisłą, tym mocniej uderzano w obecność Kościoła na Ziemiach Zachodnich. I nie ważne było to, że w ten sposób godzono w żywotne interesy narodowe. Nie po to przecież komuniści zostali osadzeni w Polsce przez Stalina.

 

15 sierpnia 1945 roku prymas Hlond na mocy udzielonych mu przez Piusa XII pełnomocnictw powołała na Ziemiach Zachodnich pięciu administratorów apostolskich (we Wrocławiu, Opolu, Gorzowie, Olsztynie i Szczecinie), co zapewniało konieczne ramy dla stworzenia podstaw funkcjonowania organizacji kościelnej na tych obszarach. Krótko po tym komunistyczna propaganda rozpoczęła nagonkę wysuwając argument, że papież celowo zwleka z ustanowieniem regularnej (diecezjalnej) organizacji kościelnej. Wiadomo – papież jest „proniemiecki”. Dla propagandy nie miało zupełnie znaczenia, że zawsze w przypadku przesunięcia granic państwowych Stolica Apostolska czeka na uregulowania w obszarze prawa międzynarodowego (traktat pokojowy, którego nota bene nie ma do dzisiaj), zanim ustanowi nowe granic diecezji.

 

Gdy w 1947 roku po sfałszowanych wyborach do Sejmu Ustawodawczego rozpędzono PSL Mikołajczyka (wstydliwy fakt: szef PSL jako wicepremier TRJN całkowicie akceptował zerwanie konkordatu), komuniści rozpoczęli atak na administratury apostolskie na Ziemiach Zachodnich. W 1951 roku administratorów usunięto i powołano na mocy decyzji rządu Bieruta tzw. wikariuszy. Prymas Wyszyński, by uniknąć schizmy oraz by nie narażać Kościoła na Ziemiach Zachodnich na kolejne ataki władzy komunistycznej, zaakceptował ten fakt dokonany.

 

Po tzw. odwilży 1956 roku administratorzy apostolscy powrócili na Ziemie Zachodnie, jednak władze komunistyczne nie zaprzestały dalszych kroków represyjnych. Można powiedzieć, że właśnie na tych ziemiach atak na Kościół był szczególnie dotkliwy i systematyczny. Na przykład już w 1957 rojku komuniści w wielu miejscach zachodniej Polski faktycznie uniemożliwiali powrót katechezy do szkół publicznych. Zanim rozpoczęła się walka o krzyż w Nowej Hucie, niemal pięć tysięcy mieszkańców Zielonej Góry, na czele z ks. kanonikiem Kazimierzem Michalskim wystąpiło 30 maja 1960 roku w obronie miejscowego Domu Katolickiego likwidowanego przez władze. To była wówczas największa tego typu manifestacja w obronie wiary nie tylko na Ziemiach Zachodnich, ale w skali całej Polski. Wielu z tych, którzy manifestowało w obronie Domu Katolickiego zapłaciło aresztem i zwolnieniami z pracy.

 

To, że pierwszy wielki protest społeczny na Ziemiach Zachodnich przeciw władzom PRL dotyczył obrony katolickiej instytucji najlepiej świadczył o dobroczynnej roli (także w kontekście integracji społecznej) odgrywanej na tym obszarze przez Kościół katolicki. Żywą świadomość wagi tego zdania stojącego tam przed Kościołem miał Prymas Tysiąclecia. Wiedział, że zarówno z punktu widzenia interesów Kościoła, ale i narodu, najgorszą rzeczą byłoby utrzymywanie stanu tymczasowości na Ziemiach Zachodnich. Taką politykę aż do 1989 roku prowadzili konsekwentnie komuniści, uniemożliwiając na przykład ostateczne uregulowanie spraw własnościowych (a i po 1989 roku trudno jest walczyć tam z tzw. prawem wieczystego użytkowania).

 

Kardynał Wyszyński nie ustawał w wysiłkach, by od strony kościelnej ustanowić na Ziemiach Zachodnich regularne diecezje. Dwadzieścia lat po powrocie Kościoła na nie pisał do papieża Pawła VI z prośbą „o pełną realizację organizacji kościelnej na ziemiach przez Opatrzność nam przywróconych”. Starania te zostały uwieńczone powodzeniem w 1972 roku, gdy papież ustanowił tam nowe biskupstwa (nie bez znaczenia była tutaj również nowa Ostpolitik RFN, której przejawem był układ Brandt – Gomułka z grudnia 1970 roku).

 

Jak wiadomo także Prymas Tysiąclecia nie uniknął oskarżeń ze strony komunistycznej propagandy o „proniemieckie stanowisko”. Kampanię nienawiści pod tym szyldem rozpętano w 1965 roku wykorzystując jako pretekst słynny list biskupów polskich do niemieckich („przebaczamy i prosimy o wybaczenie”). Prawda  była natomiast taka, że kardynał Wyszyński wielokrotnie i to publicznie dawał wyraz swojemu przekonaniu o długiej historii polskości Ziem Zachodnich. Za co zresztą spotykała go krytyka ze strony rozmaitych środowisk katolickich w RFN.

 

Do kategorii takich właśnie, „nacjonalistycznych” wypowiedzi zaliczone zostały w Niemczech słowa wypowiedziane przez Prymasa 31 sierpnia 1965 roku we Wrocławiu, z okazji dwudziestolecia obecności Kościoła na Ziemiach Odzyskanych: „W katedrach roku tysiącznego odczytujemy kamienne relikty, poznajemy znaki z przeszłości, które mówią: byliśmy tutaj! Tak! Byliśmy tutaj. I znowu jesteśmy! Wróciliśmy w dom ojczysty, rozpoznaliśmy ocalałe znaki, rozumiemy je. To nasza mowa! Kamienie wołają do nas ze ścian!”.

 

 

Grzegorz Kucharczyk



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie