4 marca 2021

Wielkanoc 2021. Czy rząd znowu zamknie kościoły?

(Fot: Krystian Maj/KPRM)

Zamknięte kościoły, zakaz przemieszczania się, brak możliwości spotkań rodzinnych… Takie święta Zmartwychwstania Pańskiego zgotował nam w 2020 roku polski rząd. Czy teraz ten scenariusz się powtórzy? Minister Adam Niedzielski nie wyklucza wprowadzenia ostrych restrykcji. Niestety, dotychczasowe wydarzenia nie pozwalają wykluczyć najbardziej nawet ponurego rozwoju wypadków.

 

Wielkanocny lockdown

Wesprzyj nas już teraz!

Na święta wielkanocne 2020 roku rząd Zjednoczonej Prawicy postanowił dokręcić sanitarną śrubę. Polscy katolicy zostali pozbawieni możliwości udziału w Mszy świętej. Dostęp do sakramentów szalenie ograniczono. Ani spowiedzi, ani Komunii świętej, chyba, że z dużymi trudnościami i z lawirowaniem między restrykcjami o wątpliwym umocowaniu prawnym. O śniadaniu wielkanocnym w rodzinnym gronie wielu Polaków musiało zapomnieć, bo na krótko przed Niedzielą Zmartwychwstania przedłużono zakaz przemieszczania się.

 

Po co było to wszystko? Na pewno nie po to, by realnie walczyć z epidemią Covid-19, bo przypadków zakażeń i zgonów praktycznie wówczas nie było. Sytuacja wyglądała źle może w Hiszpanii czy Italii, ale w Polsce problem był medialną wydmuszką. Zresztą nawet gdyby był realny: dlaczego zakazano Polakom modlić się, ale gnieść się w sklepach budowlanych już nie?…

 

Rząd wkrótce restrykcje zniósł i w wakacje Polacy mogli swobodnie ruszyć nad morze czy w góry. Jak mówił kilka miesięcy później główny doradca premiera ds. Covid-19, prof. Andrzej Horban, wszystko po to, by „trochę chronić, trochę pozarażać”. Zaskakujące, że główną ofiarą pierwszej części tej „strategii” padły właśnie kościoły. Niepokornym księżom groziły surowe, wysokie kary finansowe. To, co zrobiono wiosną 2020 roku, nie miało uzasadnienia merytorycznego. Co więcej, za ten skandal, z perspektywy wolności do praktykowania prawdziwej religii po prostu zbrodniczy, rząd nigdy nie przeprosił. Niestety, na wysokości zadania nie stanęli również biskupi, którzy milcząco pozwolili na praktyczne zamknięcie kościołów; niekiedy nawet aktywnie włączając się w nagonkę na wszystkich tych katolików, którzy nie chcieli podporządkować się rygorom i pragnęli pójść na Mszę świętą.

 

Kolportowano nawet tak niebywałe opinie jak ta, w myśl której pójście do kościoła to grzech przeciwko piątemu przykazaniu. O nagłym i całkowicie bezzasadnym wprowadzeniu Komunii świętej na rękę nie ma nawet co mówić… Z perspektywy czasu widać doskonale, że nieracjonalny strach całkowicie przeważył. Okazało się, że mały i zwłaszcza wówczas jeszcze bardzo rzadki w Polsce wirus wystarcza, by całkowicie odebrać katolikom sakramenty.

 

„Łaskawe” rozluźnienie

Gdy jesienią zaatakowała druga fala – pytanie, kiedy była pierwsza? – w sprawach religii rząd działał już nieco spokojniej, ale wciąż traktował świętą wiarę jako coś drugorzędnego. Policzek religii rząd wymierzył już w adwencie. Pozwolił Polakom robić zakupy w galeriach handlowych, kościoły cały czas utrzymując na wpół tylko otwarte. Także na Boże Narodzenie do kościoła mógł wejść tylko jeden katolik na 15m2 powierzchni świątyni. Niestety, nie zabrakło takich proboszczów, którzy skrupulatnie trzymali się tych rygorów i zamykali drzwi przed katolikami ponad limit. W efekcie nie wszyscy mogli uczestniczyć w świątecznej liturgii. Przeciwko temu zaprotestował przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki. W liście z 8 grudnia 2020 do premiera Mateusza Morawieckiego poprosił o zmniejszenie limitów i wprowadzenie przelicznika w postaci 7m2 powierzchni świątyni na jednego wiernego. Hierarcha przypomniał, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje prawo do wolności religijnej i rozumie je nie jako po prostu jedno z praw, ale prawo fundamentalne, którego ochrona jest warunkiem sine qua non istnienia demokratycznego państwa prawa.

 

Abp Gądecki słusznie zwrócił uwagę, że rząd Polski, ograniczając możliwości sprawowania aktów kultu publicznego, „ustanawia niebezpieczny precedens, który może skutkować poważnymi konsekwencjami w przyszłości, może zostać wykorzystany przez rządy wrogo nastawione do religii i Kościoła”. List arcybiskupa pozostał jednak bez publicznej odpowiedzi; limitów nie zmieniono, choć hierarcha – jak sam podkreślał w liście – apelował o to nie po raz pierwszy.

 

Groźby ministra Niedzielskiego

Na kilka tygodni przed Wielkanocą 2021 roku sytuacja jest niepewna. Kościoły są zasadniczo otwarte, jednak cały czas z dużymi ograniczeniami; w jednych parafiach surowo przestrzega się limitów, w innych nie. Rząd nie wyklucza jednak nowych restrykcji. Jakich? Nie ma konkretów, jak zwykle – są jedynie groźby. – Nie będę ukrywał, że jeżeli będziemy mieli kontynuację trendu wzrostowego, to prawdopodobnie będziemy musieli rozważyć też taki scenariusz, żeby tę Wielkanoc spędzić w domu – powiedział pod koniec lutego minister zdrowia, Adam Niedzielski. – Na razie rząd nie rozważa konkretnego rozwiązania dotyczącego obostrzeń w czasie Wielkanocy – dodał, zapewniając przy tym, że „jeżeli tylko będzie przestrzeń, to będziemy podejmowali decyzje luzujące”.

 

Cóż, w słowa ministrów rządu Zjednoczonej Prawicy w kwestii restrykcji nie wierzy już chyba nikt. Decyzje są podejmowane programowo ad hoc, tak, by zaskoczyć. Niewykluczone, że radykalne nawet ograniczenia wprowadzone zostaną choćby w Wielki Piątek. Skoro rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz groził Polakom „kijem”, możliwe jest doprawdy wszystko.

 

Państwo nie ma władzy nad liturgią

Władza świecka nie ma jednak nieograniczonych kompetencji. Jasno mówi o tym nauka Kościoła. Gdyby było inaczej, legalne wobec Boga stałoby się na przykład całkowite zakazanie działalności Kościoła! Tak przecież nie jest; to, co jest moralne, a jest tym niewątpliwie kult publiczny, musi być dopuszczalne. Państwo nie może dyktować Kościołowi, jak regulować sprawy liturgii. Bardzo dobitnie przypomniał o tym we wrześniu 2020 roku kard. Robert Sarah, ówczesny prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Purpurat opublikował list „Powróćmy z radością do Eucharystii!” o celebrowaniu Eucharystii „w czasie i po pandemii COVID-19”. Kardynał zaznaczył, że w wyjątkowych sytuacjach zmiany w kulcie mogą być zasadnie wprowadzane, także w porozumieniu z władzami. „W sytuacji zagrożenia spowodowanego pandemią ujawniło się wielkie poczucie odpowiedzialności: słuchając władz świeckich i ekspertów oraz z nimi współpracując, Księża Biskupi i konferencje poszczególnych episkopatów byli gotowi podejmować trudne i bolesne decyzje, włącznie z przedłużonym zawieszeniem udziału wiernych w celebracji Eucharystii. Kongregacja wyraża głęboką wdzięczność Księżom Biskupom za zaangażowanie i wysiłek włożony w próby udzielenia odpowiedzi w możliwie najlepszy sposób na nieprzewidzianą i złożoną sytuację” – pisał kardynał. Przypomniał dalej o słynnej historii męczenników z Abiteny, którzy w roku 304 stanęli przed sądem, obwinieni o uczestnictwo w zakazanym kulcie chrześcijańskim. Wobec oczywistego wyroku śmierci odpowiedzieli krótko: sine Dominico non possumus, bez [Dnia] Pańskiego nie możemy!

 

Niedzielna Msza święta była dla tamtych ludzi ważniejsza od życia. Jak to ma się do naszych czasów, nie trzeba szerzej mówić; różnica jest aż nazbyt uderzająca. Jednak nie na tym skupił się kardynał, ale na kwestii kompetencji w decydowaniu o wszelkich zmianach czy ograniczeniach. Wskazał wyraźnie, że nie można pozwalać na jakąkolwiek dyskryminację liturgii. „Od Księży Biskupów oczekuje się roztropnych, ale stanowczych działań wobec władz publicznych, by nie sprowadzały one uczestnictwa wiernych w Eucharystii do kategorii „zgromadzeń” i nie uznawały go za równorzędne czy wręcz podrzędne wobec różnych form spotkań rekreacyjnych” – stwierdził Gwinejczyk. I dodał: „Określanie norm liturgicznych nie leży w kompetencji władz świeckich, lecz prawo kierowania sprawami liturgii mają tylko kompetentne władze kościelne (por. Sacrosanctum concilium, 22)”.

 

Non possumus

Czy decydenci reżimu sanitarnego pójdą po rozum do głowy, ochłoną i tym razem pozwolą Polakom normalnie świętować Zmartwychwstanie Pańskie? Najpierw trzeba byłoby założyć, że polityka rządu jest w kwestii Covid-19 suwerenna, co może być skrajnie naiwne. Nie będę zatem pokładał nadziei w ekipie rządzącej. Co z Episkopatem? Nie chcę mieć złudzeń, ale nie chcę też gasić ducha. A zatem tak, wciąż mam nadzieję, że tym razem, niezależnie od tego, co postanowią władze, polski Episkopat nie będzie milczał, nie pozwoli na ponowne zamknięcie kościołów i jasno przedstawi wymogi nauki katolickiej.

 

A nawet jeżeli tak się nie stanie i pasterze znowu będą milczeć lub mówić cichym tylko głosem, powiedzieć to musimy my: sine Dominico non possumus. Tym więcej, że ministrowi Adamowi Niedzielskiemu do Dioklecjana trochę jeszcze brakuje. 

 

Paweł Chmielewski

 

„My chcemy Boga!” – podpisz petycję do premiera

 

Limity wiernych, wszechobecne maseczki i płyny do dezynfekcji, a nawet całkowicie zamknięte kościoły? Niewykluczone, że właśnie tak będą wyglądały najbliższe Święta Wielkanocne. Dlatego też powstała inicjatywa MyChcemyBoga.pl, której autorzy apelują do premiera o zniesienie restrykcji dla katolików. Aby podpisać petycję, wystarczy kliknąć tutaj.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(32)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie