24 stycznia 2019

Wielka i uporczywa herezja Mahometa – zakwestionowanie Wcielenia

(źródło: pixabay.com)

Dzięki uprzejmości wydawnictwa AA prezentujemy fragment książki Hilairego Belloca zatytułowanej „Wielkie herezje”, dedykując go wszystkim uczestnikom obchodów „Dnia islamu w Kościele katolickim”. Dzieło Belloca powstało w 1936 roku. 

  

Mogłoby się pozornie wydawać każdemu, kto obserwował rozwój wypadków w pierwszych latach VII wieku – powiedzmy od 600 do 630 roku – że tylko jedna wielka napaść została dokonana na Kościół katolicki – przez arianizm i jego pochodne – i że wiara odparłszy ten atak i odniósłszy zwycięstwo była teraz bezpieczna na czas nieokreślony.

Wesprzyj nas już teraz!

Świat chrześcijański oczywiście będzie musiał walczyć o życie z antychrześcijańskimi zjawiskami z zewnątrz, to znaczy z pogaństwem. Czciciele natury z wysokorozwiniętej cywilizacji perskiej ze wschodu będą atakować nas zbrojnie i będą próbować zadać nam druzgocącą klęskę. Dzikie pogaństwo plemion barbarzyńskich – skandynawskich, germańskich, słowiańskich i mongolskich – na północy i w centrum Europy także będzie atakować świat chrześcijański i czynić usiłowania by go zniszczyć. Zamieszkujący Bizancjum poddani będą obnosić się z heretyckimi poglądami jako wyrazem swoich pretensji. Jednak przynajmniej główne dążenia herezji zakończyły się klęską – tak się wydawało. Jej cel – rozbicie zjednoczonej cywilizacji katolickiej – nie został osiągnięty. Nie trzeba się było odtąd lękać powstania poważnej herezji, nie mówiąc już o wynikającym z tego wstrząsie w świecie chrześcijańskim.

W roku 630 po Chr. cała Galia stała się katolicka. Ostatni ariańscy generałowie ze swoimi garnizonami we Włoszech i Hiszpanii zostali katolickimi ortodoksami. Ariańskich generałów i garnizony Afryki Północnej podbiły ortodoksyjne wojska cesarza.

 

To właśnie w tej chwili, chwili faktycznie powszechnego i stałego katolicyzmu, spadł cios o druzgocących rozmiarach i druzgocącej sile. Powstał islam – dość nagle. Pojawił się z pustyni i zalał połowę naszej cywilizacji.

 

Islam – nauka Mahometa – dokonał błyskawicznego podboju zbrojnego. Arabscy konwertyci Mahometa wtargnęli do Syrii i wygrali tam dwie wielkie bitwy: pierwszą nad rzeką Jarmuk, na wschód od Palestyny wśród wzgórz położonych nad Jordanem, drugą w Mezopotamii. Następnie najechali Egipt i parli coraz dalej w kierunku centrum naszej chrześcijańskiej cywilizacji z całym jej rzymskim splendorem. Zajęli w całości Afrykę Północną, najechali Azję Mniejszą, chociaż jeszcze się tam nie rozgościli na dobre. Potrafili nawet od czasu do czasu zagrozić samemu Konstantynopolowi. W końcu, po długim czasie od ich pierwszych zwycięstw w Syrii, przekroczyli Cieśninę Gibraltarską przedostając się do Europy Zachodniej i zaczęli zalewać Hiszpanię. Dotarli nawet do centrum północnej Francji, pomiędzy Poitiers i Tours, niecałe sto lat po ich pierwszych zwycięstwach w Syrii – w roku 732 po Chr.

Zostali ostatecznie wyparci z powrotem do Pirenejów, ale wciąż panowali nad całą Hiszpanią z wyjątkiem górzystego północno-wschodniego zakątka. Władali całą rzymską Afryką, łącznie z Egiptem, oraz całą Syrią. Zdominowali cały zachód i wschód Morza Śródziemnego: podbili jego wyspy, najeżdżali i pozostawiali uzbrojone osady nawet na wybrzeżach Galii i Włoch. Rozprzestrzenili się niezmiernie po całej bliższej Azji [1], zalewając królestwo Persji. Stawali się coraz większym zagrożeniem dla Konstantynopola. W ciągu stu lat główna część świata rzymskiego padła przed potęgą tej nowej i dziwnej siły z Pustyni.

Nie było do tamtej pory takiej rewolucji. Żaden wcześniejszy atak nie był tak nagły, tak gwałtowny i tak trwale pomyślny. W przeciągu dwudziestu lat od pierwszej napaści w roku 634 chrześcijański Lewant zniknął: Syria, kołyska wiary, oraz Egipt z Aleksandrią, potężną chrześcijańską stolicą. W ciągu jednego życia połowa bogactwa i niemal połowa terytorium chrześcijańskiego cesarstwa rzymskiego znalazły się w rękach mahometańskich panów i urzędników, a masy ludności coraz bardziej były poddawane wpływom tego nowego zjawiska.

Rządy i wpływy muzułmańskie zajęły miejsce rządów i wpływów chrześcijańskich i zmierzały ku temu, by uczynić większość Morza Śródziemnego na wschodzie i południu muzułmańskimi.
Zajmiemy się za chwilę losami tego niezwykłego zjawiska, które wciąż nazywa siebie islamem, tj. „poddaniem się” zasadom moralnym i prostym doktrynom, które głosił Mahomet.

Opiszę później historyczne początki tego zjawiska, podając daty jego rozwoju i etapy jego pierwotnego sukcesu. Opiszę jego utrwalenie, jego narastającą potęgę i zagrożenie, jakim pozostaje dla naszej cywilizacji. Mahometanizm był bardzo bliski zniszczenia nas. Kontynuował on aktywnie bitwę przeciwko światu chrześcijańskiemu przez tysiąc lat, a historia ta w żadnym wypadku się nie skończyła; moc islamu może w każdej chwili ponownie wzrosnąć.

Jednak przed prześledzeniem tej historii musimy pojąć dwie fundamentalne rzeczy – po pierwsze naturę mahometanizmu, po drugie zasadniczą przyczynę jego nagłego i niejako cudownego sukcesu nad tyloma tysiącami mil terytoriów i tyloma milionami ludzi.

Mahometanizm był herezją: jest to kwestia istotna, którą należy zrozumieć, nim przejdzie się do dalszych rozważań. Zaczął się jako herezja, nie jako nowa religia. Nie było to pogańskie przeciwieństwo Kościoła; nie był to obcy wróg. Było to wypaczenie doktryny chrześcijańskiej. Witalność islamu i jego odporność wkrótce dały mu pozory nowej religii, jednak ci, którzy byli współcześni jego powstaniu, postrzegali go takim, jakim był – nie jako zakwestionowanie, ale jako adaptację i sprzeniewierzenie chrześcijaństwa. Różnił się on od większości (nie od wszystkich) herezji tym, że nie powstał w granicach Kościoła chrześcijańskiego. Po pierwsze główny herezjarcha, sam Mahomet, nie był, jak większość herezjarchów, człowiekiem urodzonym jako katolik i wyznającym katolicką doktrynę. Wywodził się z pogan. Jednak to, czego nauczał, to była w głównej mierze doktryna katolicka, nadmiernie uproszczona. To wielki świat katolicki – przy którego granicach żył i którego wpływy czuł dookoła siebie, i którego terytoria znał dzięki podróżom – stał się inspiracją dla jego przekonań. Wywodził się spośród (i z nimi mieszkał) pogardzanych bałwochwalców z arabskich pustkowi, których podbój nigdy nie wydawał się Rzymianom wart zachodu.

Przejął bardzo niewiele z tych starych pogańskich idei, które ze względu na jego pochodzenie mogły być dla niego rodzime. Wprost przeciwnie, głosił on całą grupę idei (i upierał się przy nich), które były charakterystyczne dla Kościoła katolickiego i odróżniały go od pogaństwa, podbitego przez katolicyzm w cywilizacji greckiej i rzymskiej. W ten sposób podwalinami jego nauczania stała się ta fundamentalna katolicka doktryna – o jedności i wszechmocy Boga. Atrybuty Boga również przejął w głównej mierze z nauki katolickiej: osobową naturę, wszechdobroć, wieczność, opatrzność Bożą, Jego stwórczą moc jako początek wszechrzeczy oraz podtrzymywanie przez Niego całej rzeczywistości jedynie swoją mocą. Świat duchów i aniołów oraz złych duchów zbuntowanych przeciwko Bogu stanowił część tego nauczania, wraz z głównym złym duchem, takim, jakiego uznawało chrześcijaństwo. Mahomet głosił z naciskiem tę fundamentalną katolicką doktrynę odnoszącą się do człowieka: nieśmiertelność duszy i jej odpowiedzialność za czyny popełnione w tym życiu; a powiązana z tym była nauka o karze i nagrodzie po śmierci.

 

Jeśli przedstawi się te punkty, które są wspólne dla katolicyzmu i mahometanizmu, i jedynie te punkty – to można sobie wyobrazić (jeśliby nie wnikać głębiej), że nie powinno być żadnego powodu do kłótni. Z tego punktu widzenia Mahomet mógłby się wydawać niemal swego rodzaju misjonarzem, głoszącym i szerzącym z siłą swego charakteru główne i podstawowe doktryny Kościoła katolickiego pośród tych, którzy do tej pory pozostawali wzgardzonymi poganami Pustyni. Oddawał naszemu Panu najwyższą cześć, a jeśli już o tym mowa, to i również Jego Matce. W dniu Sądu Ostatecznego (kolejna katolicka idea, którą głosił), to Jezus Chrystus według Mahometa będzie sędzią ludzkości, a nie on – Mahomet. Matka Chrystusa, Dziewica Maryja, „Pani Miriam” zawsze była dla niego pierwszą spośród niewiast. Jego uczniowie zaczerpnęli nawet od wczesnych ojców Kościoła mglistą aluzję do Jej Niepokalanego Poczęcia [2].

 

Jednak główną kwestią – i tutaj ta nowa herezja trafiła w cel, zadając śmiertelny cios katolickiej tradycji – było całkowite zakwestionowanie Wcielenia.

Mahomet nie podjął jedynie pierwszych kroków ku temu zakwestionowaniu, tak jak uczynili to arianie i ich naśladowcy; przedstawił wyraźne twierdzenie, pełne i całkowite, wymierzone w całą doktrynę o wcielonym Bogu. Uczył on, że Pan Jezus był największym ze wszystkich proroków, jednak wciąż jedynie prorokiem: człowiekiem jak inni ludzie. Wyeliminował w całości Trójcę Świętą.
To odrzucenie Wcielenia pociągnęło za sobą w niebyt całą sakramentalną strukturę. Mahomet odmówił przyjęcia do wiadomości czegokolwiek na temat Eucharystii, a tym samym rzeczywistej obecności z nią powiązanej; zaprzestał ofiary Mszy św., a zatem ustanowienia specjalnego stanu duchownego. Innymi słowy, podobnie jak tak wielu pomniejszych herezjarchów, zbudował swoją herezję na uproszczeniu.

Doktryna katolicka jest prawdziwa (zdawał się mówić), ale została obciążona fałszywymi naleciałościami; została skomplikowana przez zbędne, uczynione przez człowieka dodatki, do których należy idea boskości jej założyciela, oraz narośl pasożytniczej kasty kapłanów, tuczących się na późniejszym, zmyślonym systemie sakramentów, udzielanych jedynie przez nich. Wszystkie te niemoralne naleciałości należy usunąć.

Tak więc entuzjazm, z jakim nauczanie Mahometa atakowało kapłaństwo, mszę św. i sakramenty, ma bardzo wiele wspólnego z entuzjazmem, z jakim Kalwin – główna siła napędowa reformacji – robił to samo. Jak wiemy, nowa nauka poluzowała prawa małżeńskie – ale w praktyce nie wpłynęło to na masy jej wyznawców, którzy wciąż pozostawali monogamistami. Uczyniła ona rozwód tak łatwym, jak to tylko możliwe, gdyż sakramentalna koncepcja małżeństwa znikła. Nauka ta podkreślała równość ludzi i siłą rzeczy zawierała ten dodatkowy czynnik, w którym przypominała kalwinizm – poczucie predestynacji, poczucie fatum, tego, co uczniowie Johna Knoxa zawsze nazywali „nieodwołalnymi dekretami Boga”.

Nauka Mahometa nigdy nie rozwinęła się pośród mas jego wyznawców ani w jego własnym umyśle w szczegółową teologię. Zadawalał się przyjęciem tego wszystkiego, co przemawiało do niego w projekcie katolickim, i odrzucał to wszystko, co wydawało się jemu i tak wielu innym w jego czasach zbyt skomplikowane albo tajemnicze, by mogło być prawdziwe. Prostota stanowiła ton całego tego przedsięwzięcia, a ponieważ wszystkie herezje czerpią swą siłę z jakiejś prawdziwej doktryny, to mahometanizm czerpał swoją siłę z prawdziwych doktryn katolickich, które zachował: równości wszystkich ludzi wobec Boga – „Wszyscy prawdziwi wierzący są braćmi”. Gorliwie głosił nadrzędne twierdzenia o sprawiedliwości – społecznej i gospodarczej – i dzięki nim prosperował.

Jak to się stało, że ta nowa, prosta, dynamiczna herezja odniosła tak nagły i przytłaczający sukces?
Jedną z odpowiedzi jest to, że wygrywała bitwy. Wygrywała je od razu, jak zobaczymy, gdy dojdziemy do historii tego zjawiska. Jednak wygrywanie bitew nie mogło uczynić islamu czymś trwałym albo nawet silnym, gdyby nie istniał pewien stan rzeczy oczekujący takiego przesłania i gotowy je przyjąć.
Zarówno w świecie bliższej Azji jak i grecko-rzymskim świecie śródziemnomorskim, ale w szczególności w tym ostatnim, społeczeństwo popadło – w dużej mierze podobnie do naszego świata dzisiaj – w zamęt, w którym gros ludzi przeżywało rozczarowanie i gniew, i szukało rozwiązania całej masy społecznych napięć. Panowało powszechne zadłużenie, władza pieniądza i wynikająca stąd lichwa. Wszechobecne było niewolnictwo. Społeczeństwo opierało się na nim tak, jak dzisiaj nasze społeczeństwo opiera się na niewolnictwie płacy. Panowało znużenie i niezadowolenie związane z teologiczną debatą, która mimo całej swej intensywności oderwała się od mas. Ludzie wolni, udręczeni długami, byli dodatkowo obarczeni ciężkim brzemieniem cesarskich podatków; źródłem irytacji był też istniejący rząd centralny wtrącający się w ludzkie życie; szerzyła się tyrania prawników i ich podopiecznych.

W tym wszystkim islam przyszedł jako olbrzymia odmiana i rozwiązanie istniejących napięć. Niewolnik, który przyznał, że Mahomet jest prorokiem Boga i że nowa nauka posiada w związku z tym Boży autorytet, przestawał być niewolnikiem. Niewolnik, który przyjął islam, był odtąd wolny. Dłużnik, który „przyjął” islam, uwalniał się od swoich długów. Lichwa była zakazana. Rolnik posiadający niewielkie gospodarstwo uwalniał się nie tylko od swoich długów, ale także od przygniatających go podatków. Ponad wszystko sprawiedliwości można było dojść bez kupowania jej od prawników… To wszystko w teorii. W praktyce niezupełnie było tak idealnie. Wielu nawróconych pozostawało dłużnikami, wielu wciąż niewolnikami. Jednak gdziekolwiek islam wygrał, tam pojawiał się nowy duch wolności i rozluźnienia.

Była to kombinacja wszystkich tych czynników – atrakcyjnej prostoty doktryny, zniesienia klerykalnej i cesarskiej dyscypliny, olbrzymiej i natychmiastowej praktycznej korzyści, jaką okazała się wolność dla niewolników oraz pozbycie się niepokoju dręczącego dłużników. Szczytowym atutem była bezpłatna sprawiedliwość rządząca się kilkoma nowymi i łatwymi do zrozumienia prawami. To wszystko razem stanowiło siłę napędową kryjącą się za zdumiewającym społecznym sukcesem islamu. Sądy były wszędzie dostępne dla wszystkich, bez opłat i z werdyktami, które każdy potrafił zrozumieć. Ruch mahometański był zasadniczo „reformacją” i możemy odkryć liczne podobieństwa pomiędzy islamem a reformatorami protestanckimi – jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię obrazów, mszy św., celibatu itp.

Nie tak bardzo zadziwiające wydaje mi się to, że owe nowe wyzwolenie ogarnęło ludzi w sposób, jaki możemy sobie w dużym stopniu wyobrazić komunizm pochłaniający nasz przemysłowy świat dzisiaj. Faktem natomiast jest, że wciąż trwa – tak jak trwał przez pokolenia – przedłużający się i uporczywy opór przeciwko mahometanizmowi.

Oto, jak sądzę, natura islamu i jego pierwszy niezwykły blask zwycięstwa.

 

 

[1] W orginale „Hither Asia”, które to określenie obejmuje m.in. Persję, Syrię, Azję Mniejszą (przyp. tłumacza).

 

[2] To na podstawie tego faktu pewni francuscy pisarze przeciwni Kościołowi popełnili olbrzymi błąd, twierdząc, że Niepokalane Poczęcie przyszło do nas ze źródeł muzułmańskich! Gibbon oczywiście ślepo kopiuje tutaj swoich mistrzów – jak zawsze – i powtarza tę niedorzeczność w swoim Upadku Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie.

 

Powyższy fragment pochodzi z książki Hilairego Belloca „Wielkie Herezje”. Wydawnictwo AA. Tłumacz: Jan J. Franczak 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie