29 stycznia 2018

Polskie obozy zagłady? Na naszych oczach umiera prawda

(Premier Izraela Binjamin Netanjahu. Fot. REUTERS / Peter Andrews / FORUM)

Nowelizacja ustawy o IPN stała się przyczynkiem do prowadzonej na ogromną skalę propagandowej akcji przeciwko Polsce. Poprawka, która – na pierwszy rzut oka – powinna być przez Żydów przyjęta z radością, jako broniąca prawdy o Holokauście, sprowokowała absurdalne wypowiedzi m.in. premiera Izraela i ambasador tego państwa w Warszawie, a także serię oszczerczych publikacji na łamach zachodnich mediów.

 

Wrogowie prawdy

Wesprzyj nas już teraz!

Niedawno historyk i politolog prof. Marek Jan Chodakiewicz ostrzegał na łamach „Tygodnika Solidarność”, że zbliżająca się rocznica wydarzeń z marca 1968 roku stanie się okazją do nowej fali antypolskich ataków propagandowych. Niewykluczone, że tamta zapowiedź właśnie się sprawdza. Jak wszyscy pamiętamy, w ostatnich dniach media nieprzychylne Polsce rozdmuchiwały do granic absurdu groteskowy, leśny incydent „nazistowski”. Od soboty publikatory w wielu krajach rozpisują się o „polskich obozach” i antysemityzmie.  

 

Tymczasem w rzeczywistości nowe polskie prawo, jak mało który dokument tworzony przez Sejm, etymologicznie pasuje do swojej nazwy. „Prawo” bowiem – o czym często zapominamy – wiąże się znaczeniowo między innymi z prawdą. Wybitny polski językoznawca, profesor Aleksander Brückner w swoim klasycznym „Słowniku etymologicznym języka polskiego” wymienia w jednym haśle prawo, prawdę i sprawiedliwość.

 

W tym świetle nowelizacja ustawy o IPN jest prawem dobrym, gdyż odpowiada prawdzie i prawdę zabezpiecza. Broni jej przed nawałnicą kłamców i manipulatorów, przedstawiających naszych rodaków jako sprawców mordu dokonanego na Żydach. Wielkim smutkiem i niepokojem napełnia Polaków kontestowanie przepisów stających w obronie zgodnych z rzeczywistością historycznych faktów. Jak ocenić w tym kontekście postawę przeciwnych nowelizacji polityków PO i Nowoczesnej, a także ataki ze strony polityków i mediów oraz aktywistów międzynarodowych (np. z Międzynarodowego Kongresu Żydów), którzy z tego powodu w ostatnich dniach wszczęli agresywną kampanię wymierzoną w Polskę? Jak w końcu do trwającego ataku na prawdę odnieść przyznane Polakom (najliczniej wśród wszystkich nacji) tytuły Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata?

 

Znamienne, że międzynarodowa akcja propagandowa zbiega się z procedowaną w Kongresie USA legislacją tak zwanej Ustawy 447, o której za chwilę. W ostatnich dekadach Żydzi uzyskali „prawo” ferowania nieodwołalnych wyroków „moralnych”. Kto więc podpadnie im w kwestiach dotyczących historii XX wieku, ten na salonach nie uchodzi za godnego podania ręki – i to niezależnie od winy, od faktów, od prawdy. Argumenty „skazańca” nie zostaną wysłuchane, dopóki antysemita (faktyczny lub rzekomy) nie poda hasła otwierającego nie tylko drzwi swoistego „sądu apelacyjnego”, ale i krajowego skarbca, z którego pokryć należy majątkowe roszczenia.

 

Trudno bowiem nie łączyć trwającej antypolskiej kampanii z majątkowymi roszczeniami środowisk żydowskich, informujących świat o swoich oczekiwaniach za pośrednictwem najmocniejszych „kanałów”. Do takich należy na przykład amerykański Senat, w którym jednogłośnie zaaprobowano projekt ustawy 447. Politycy zezwolili dyplomacji swojego państwa na interweniowanie w interesie Żydów, pragnących rekompensaty za mienie utracone w wyniku Holokaustu (mowa o mieniu pozbawionym spadkobierców).

 

Tuż przed rozpętaniem antypolskiej nagonki gościł w naszym kraju szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson. Czy przy okazji dbał o interesy Izraela lub próbował sprostać oczekiwaniom lobbystów? Czy napięcia między Warszawą a Tel Awiwem pozostaną bez wpływu na obecność w Polsce wojsk USA i potencjalną instalację nad Wisłą amerykańskiej infrastruktury obronnej? O ile obecność Tillersona w naszym kraju nie ma oficjalnie żadnego związku z nowelizacją ustawy o IPN, to w sprawie zdążyli wypowiedzieć się najwyżsi rangą izraelscy oficjele. Bezceremonialnie mieszając się w polskie sprawy głos zabrał m.in. premier Benjamin Netanjahu, który oprotestował nowelizację ustawy o IPN. Antypolską wycieczką popisał się również prezydent państwa żydowskiego i inni, liczni politycy.

 

Żydzi, naziści i kwestia Polska

Stanowcza i być może zaskakująca dla wielu reakcja Izraela na nowelizację ustawy o IPN rzuca ponadto nowe światło na materiał TVN24 o „polskich neonazistach”. Stanowi możliwą odpowiedź na pytanie o powody wielomiesięcznego wstrzymywania emisji dokumentu o grupce fanatyków Hitlera świętujących w krzakach urodziny wodza III Rzeszy oraz o długotrwałe utrzymywanie przez stację w publicznej debacie informacji nt. faktów, których okoliczności, sprawców i ich inspiracje poznamy dopiero po śledztwie organów ścigania. Najwyraźniej jednak medium było zainteresowane krajową oraz międzynarodową reakcją na przedstawione wydarzenia, które – nie ma co ukrywać – dotyczą marginesu i nie powinny aż tak rozgrzewać emocji.

 

Rządzący, w stopniu ośmieszającym pełnione przez nich funkcje, podjęli temat narzucony przez TVN (przypomnijmy tylko sejmową debatę poświęconą owej „uroczystości” grupki krzakowych nazistów oraz tweety polityków). Być może Prawo i Sprawiedliwość planowało wykorzystać sprawę do politycznej eliminacji prawicowej opozycji – Ruchu Narodowego, łączonego w materiale z narodowymi socjalistami? Niestety, uczestnicząc w podgrzewaniu nazistowskiej histerii, politycy PiS chcąc nie chcąc doprowadzili jednak do tego, że w polskim parlamencie debatowano o rzekomej fali ekstremizmu zalewającego Polskę. Fakt ten nie umknął uwadze światowej opinii publicznej. Kilka godzin później do ofensywy przeszedł Izrael, łatwo zapominając o wszystkich przyjaznych gestach ze strony naszego kraju (kosztowne muzeum POLIN, potężna dotacja na renowację Cmentarza Żydowskiego w Warszawie i wiele, wiele innych).

 

Czyżby rządzący zapędzili się w ślepą uliczkę? Bowiem o ile odżegnywanie się w mediach społecznościowych od patologicznych i marginalnych poglądów jest bezpieczne, a może być również korzystne wizerunkowo, to stanowczy sprzeciw wobec żądań Izraela wymaga dużej odwagi i wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Ciężko wyobrazić sobie wycofanie się PiS-u z przegłosowanej w piątek nowelizacji prawa o IPN, a odmowa rezygnacji z tej decyzji z pewnością skończy się (jakkolwiek absurdalne by to nie było) przyklejeniem Polsce kolejnej łatki antysemitów oraz ochłodzeniem stosunków na linii Warszawa-Tel Awiw (wciąż to miasto jest uznawane przez nasz kraj za stolicę państwa).

 

Polska myśl strategiczna?

Co ciekawe, Polska wstrzymała się od głosu w sprawie potępienia przez ONZ kontrowersyjnej decyzji Donalda Trumpa o uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela, co Waszyngton przyjął z zadowoleniem. Jednak o konkretnych korzyściach wynikających z naszej decyzji niestety nic nie wiadomo. Niewykluczone więc, że zagłosowaliśmy w ten sposób bez głębszego odniesienia do naszej długofalowej strategii.

 

Trudno dostrzec w poczynaniach dyplomacji „dobrej zmiany” dalekosiężny cel. Wszystko toczy się swoim życiem, bez większego „ładu i składu”. Jedynym dostrzegalnym wątkiem jest oparcie się na USA w obliczu potencjalnego zagrożenia rosyjskiego (co może zostać zachwiane w ramach realizacji ustawy 447).

 

Mamy ministra spraw zagranicznych, mamy placówki i ambasadorów, a politycy wizytują inne kraje oraz przyjmują zagraniczne delegacje. Podpisujemy nawet różne umowy (także z Izraelem). Mimo tego dyplomacja rozumiana jako metoda niezbrojnego realizowania celów wynikających z interesów oraz klarownego przedstawiania innym swojego punktu widzenia i pokazywania Polski jako kraju godnego zaufania, nie istnieje.

 

Gdy sami uwierzymy w kłamstwo…

Nie istnieje więc również swoisty nowy gatunek dyplomacji – skierowana na zewnątrz polityka historyczna, objaśniająca narodom świata, dlaczego Polska prowadziła określoną politykę w przeszłości i co z niej wynika dla współczesności. Taką politykę prowadzą niemal wszyscy, ale nie Polska, co zresztą dostrzegają także ludzie „dobrej zmiany”. Na konieczność istnienia polskiej strategii narracyjnej zwracał uwagę doradca prezydenta Andrzeja Dudy, prof. Andrzej Zybertowicz mówiąc o potrzebie stworzenia metaforycznej maszyny bezpieczeństwa narracyjnego (MaBeNa).

 

Owa MaBeNa jednak nadal nie istnieje, a polski rząd nie prowadzi skierowanej na zewnątrz kampanii prezentującej nasze stanowisko. Przez lata tworzenia, a potem obrastania w piórka „naukowości” kłamstw o polskich obozach zagłady, nasza dyplomacja albo milczała, albo reagowała nieśmiało i niekonsekwentnie, zaś za publiczne pieniądze tworzyliśmy filmy pokroju „Pokłosia” czy „Idy”. Z kolei Jana Tomasza Grossa traktowano nad Wisłą jako poważnego partnera do dyskusji.

 

Mimo zmiany rządu na „patriotyczny”, wciąż z trudem szukać instrukcji odpowiadania na rozpowszechniany na temat naszej Ojczyzny fałsz. W obronę Polski nie angażuje się również Polonii – żaden z ministrów nie uznał za stosowne spożytkować jej dla interesu Ojczyzny. O wiele skuteczniejsza w walce o dobre imię Polski okazuje się oddolna inicjatywa społeczna, dysponująca przecież niewielkimi środkami oraz pozbawiona narzędzi dyplomatycznych.

 

Naszą sprawą jest to, czy ktoś będzie pamiętał, co jest prawdą, a co roszczeniową propagandą, gdy umrą ostatni świadkowie II wojny światowej, zaś kłamstwo na trwałe wrośnie w serca wszystkich, także wielu Polaków, konsekwentnie karmionych fałszem przez pewne nadwiślańskie media. Czy w czasach, w których prawda dla licznych nie stanowi żadnej wartości, możemy mieć nadzieję, że przetrwa? Skoro nie jest dziś w interesie nikogo – prócz coraz mniejszej części najbardziej sprawiedliwego wśród narodów świata?

 

 

Michał Wałach

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie