2 grudnia 2016

Wątpliwości się mnożą

(fot.ARNE DEDERT/dpa/FORUM)

Niesamowite – w Niemczech są wierzący teologowie i to pracujący na uniwersyteckich wydziałach teologii katolickiej. Ostatni przykład tego ginącego gatunku to profesor Helmut Hoping, wykładowca dogmatyki na uniwersytecie w bryzgowijskim Freiburgu.

 

Paręnaście dni temu w tekście opublikowanym na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” profesor poddał krytyce adhortację papieża Franciszka „Amoris laetitia” (dalej: AL), wchodząc jednocześnie w polemikę z jej „ghostwriterem”, czyli kardynałem Walterem Kasperem. Już krótko po ukazaniu się wspomnianego dokumentu wyraził swoje wątpliwości, co do jego treści w wywiadzie udzielonym 13 kwietnia dla nadającej z Kolonii katolickiej rozgłośni „Domradio”.

Wesprzyj nas już teraz!

Chodziło oczywiście o fragment, a właściwie przypis otwierający możliwość „w wyjątkowych przypadkach” udzielania Komunii świętej rozwodnikom żyjącym w ponownych, cywilnych związkach. Hoping określił wówczas „wywody papieża” jako „bardzo ambiwalentne”. Wyrażał nawet przypuszczenie, że jest to celowy zabieg, „swego rodzaju jezuicka dialektyka”, chociaż traktował to „jako niezbyt poważne postępowanie”. Zawarte w AL. oddanie rozstrzygnięć w „konkretnych sprawach” (udzielać, czy nie udzielać Komunii) w gestię lokalnych duszpasterzy, przy jednoczesnym braku jasności w AL co do dalszego obowiązywania tradycyjnego nauczania Kościoła w tej mierze (ostatnio powtórzonego w „Familiaris consortio” Jana Pawła II), nazwał wtedy niemiecki uczony zagrożeniem dla podstaw Urzędu Nauczycielskiego Kościoła: „Kiedyś papieski Urząd Nauczycielski, Franciszek lub jego następca, będzie musiał podjąć ostateczną decyzję. Nie można tego obejść. (…) Nie można wirulentnych zagadnień nauczania Kościoła pozostawiać po prostu w zawieszeniu. Na dłuższą metę zostanie w ten sposób radykalnie osłabiony autorytet nauczycielski papieża”.

Tamtą krytykę z kwietnia prof. Hoping powtórzył i wzmocnił w artykule, który niedawno ukazał się na łamach „FAZ”. Skoro – jak wywodzi uczony – adhortacja Franciszka „nie zamierza kwestionować nierozerwalności małżeństwa”, należy odpowiedzieć na pytanie, „jak wobec tego wygląda sprawa związków zawartych przez osoby rozwiedzione. Niektórzy biskupi i teologowie zaproponowali, by traktować je jako małżeństwo naturalne [Naturehe]”. Hoping wskazuje w tym kontekście, że nawet takie „naturalne”, niesakramentalne „małżeństwo” jest traktowane przez Kościół jako nierozerwalny związek. Niemiecki teolog powołuje się przy tej okazji na małżeństwa mieszane pod względem wyznaniowym. Powstaje w związku z tym pytanie: „Czy osoby rozwiedzione, które zawarły ponowny związek, mogą żyć jednocześnie w dwóch ważnie zawartych małżeństwach? Adhortacja „Amoris laetitia” pozostawia to, sprowokowane przez samą siebie pytanie bez odpowiedzi”.

Prof. Hoping odniósł się również do opublikowanego niedawno na łamach jezuickiego czasopisma „Stimme der Zeit” artykułu kardynała Kaspera, w którym niemiecki purpurat jasno stwierdza, że AL jest zasadniczym krokiem w kierunku postulowanej przezeń – szczególnie głośno od 2013 roku – „zmiany paradygmatu Kościoła”.

Kluczowy fragment artykułu kardynała brzmi: „Można zrozumieć AL tylko wtedy, gdy ujmie się zmianę paradygmatu, którą podejmuje ta adhortacja. Zmiana paradygmatu nie zmienia dotychczasowego nauczania, popycha je jednak w kierunku szerszego związku. Tak więc AL nie zmienia ani joty w nauczaniu Kościoła, ale jednak zmienia wszystko. Zmiana paradygmatu polega na tym, że AL robi krok w kierunku moralności opartej na unormowaniach [Gesetzmoral] w kierunku moralności opartej na cnocie [Tugendmoral] Tomasza z Akwinu. W ten sposób dokument pozostaje w obrębie najlepszej tradycji. Nowe jest w rzeczywistości wypróbowanym Starym”.

W ten sposób kardynał Kasper nieledwie uczynił z Doktora Anielskiego prekursora wywrócenia katolickiego nauczania o sakramencie małżeństwa i sakramencie Ołtarza. Z tym uroszczeniem polemizuje na łamach „FAZ” freiburski wykładowca dogmatyki, podkreślając, że cytaty z Tomasza, którymi posługiwał się dla podparcia swojej tezy kard. Kasper, zostały wyrwane z kontekstu. Doktor Anielski, podkreśla prof. Hoping, nie mógł być zwolennikiem etyki opartej na cnotach, ponieważ umieszczał on cnoty w obrębie etyki normatywnej. Akwinata – jak przypomina dalej niemiecki teolog – rozróżniał między czynnościami, które są złe same w sobie i czynnościami, które są ogólnie zakazane, ale w pewnych okolicznościach są dopuszczalne. Jako przykład wskazywał tutaj Doktor Kościoła zabójstwo człowieka w samoobronie. Tymczasem – pisze prof. Hoping – cudzołóstwo ujmował autor „Summy teologicznej” jako czyn należący do tej pierwszej kategorii (rzeczy złych samych w sobie), podczas gdy kard. Kasper w sposób zupełnie nieuprawniony „przesuwa” ten grzech do tej drugiej kategorii, powołując się przy tym na autorytet Doktora Anielskiego!

Podobny zabieg dostrzega Hoping w ósmym rozdziale AL i pisze: „Rzuca się w oczy, że żaden z przytaczanych tutaj cytatów z Tomasza nie odnosi się do małżeństwa i przyjmowania sakramentów. W przypadku pierwszego chodzi o przypadek, gdy ktoś ma najwyższą cnotę miłości i jest bez grzechu ciężkiego, jednak w obliczu przeciwności może mieć trudność, by postępować w zgodzie z poszczególnymi cnotami moralnymi, ponieważ nie są one wystarczająco u niego ugruntowane, co jest możliwe nawet w przypadku niektórych świętych. Stąd AL wywodzi łagodzące okoliczności dla osób żyjących w nieregularnych sytuacjach”.

Mnożą się więc wątpliwości (dubia), co do feralnej adhortacji. No, ale mają je „konserwatywni rygoryści” bez serca. Co innego niemieccy kardynałowie, którzy nie mają żadnych wątpliwości i z radosnym, „ukierunkowanym na potrzeby duszpasterskie współczesnego człowieka” sercem kontynuują demontaż Kościoła. Na razie w Niemczech, ale ambicje mają przecież o wiele większe.

Klasyczny przykład – kardynał Karl Lehmann. Ten długoletni przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec i arcybiskup Moguncji przeszedł na emeryturę w maju tego roku. Od ponad dwudziestu lat jest w awangardzie popychania niemieckiego Kościoła – w stałej walce z „rzymskim centralizmem” – w kierunku tego, co papież Franciszek nazwał rok temu „erozją wiary w Niemczech” (przemówienie do biskupów niemieckich przybyłych z wizytą ad limina). W 1993 roku należał do sygnatariuszy listu trzech niemieckich biskupów (był wśród nich ówczesny ordynariusz Stuttgartu, Walter Kasper), którzy faktycznie wypowiadając posłuszeństwo Stolicy Apostolskiej i tradycyjnemu nauczaniu Kościoła, zadeklarowali, że w swoich diecezjach będą – rzecz jasna „w wyjątkowych wypadkach” i „po wnikliwym zbadaniu” – udzielać Komunii świętej osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych, cywilnych związkach.

Niedawno, na początku listopada kardynał Lehmann jako pierwszy katolik w historii otrzymał od władz ewangelickiego Kościoła w Niemczech (EKD) Medal Marcina Lutra za „zasługi na rzecz ekumenizmu”. Wręczając to wyróżnienie 4 listopada w Berlinie Henrich Bedford-Strohm, przewodniczący Rady EKD (ten sam, który wraz z kardynałem Marxem ekumenicznie zdejmował krzyż podczas październikowej pielgrzymki do Jerozolimy) powiedział do wyróżnionego purpurata: „Bardzo szybko ubiegał się Pan o wykorzystanie jubileuszu reformacji jako ekumenicznej szansy, w czasie, gdy w Pana Kościele panowały jeszcze wobec tego sceptycyzm i rezerwa”.

W czasach, gdy papież zestawia komunistów z chrześcijanami (por. ostatni wywiad Franciszka dla dziennika „La Repubblica”), nic już specjalnie nie dziwi. Nawet to, że kardynał świętego Kościoła rzymskiego przyjmuje medal ku czci człowieka, który był sprawcą straszliwego rozłamu w Kościele. Teraz kardynał Lehmann nie cierpi już na antyrzymski syndrom, skoro główni protagoniści „zmiany paradygmatu Kościoła” są już wysoko, najwyżej jak można w Watykanie. Należy więc iść za ciosem. W końcu medal (taki medal!) zobowiązuje.

Kilkanaście dni po odznaczeniu kardynał Lehmann w wywiadzie dla telewizji ZDF retorycznie zapytał: „Cóż właściwie stoi na przeszkodzie, by wyświęcać na kapłanów stałych, ożenionych diakonów, którzy wspaniale służą Kościołowi?”. Powoływał się przy tym na „ większą swobodę decyzji”, którą biskupom „pozostawił papież Franciszek”. Sprawa jest tym bardziej pilna, że – jak podkreślał w wywiadzie kard. Lehmann – wszystkim wyznaniom chrześcijańskim w Niemczech „woda podchodzi do gardła”, trzeba więc coś robić. Rada kardynała: jeszcze więcej głębokich wykopów pod fundamenty Kościoła.

Komentator niemieckiego portalu kath.net, Peter Winnemöller przytomnie zauważył, że sam kardynał Lehmann podczas swojego długoletniego urzędowania nie zdecydował się na taki krok, do którego teraz namawia swoich braci w biskupstwie. Nieco brawurowo dziennikarz zapewnia, że „także w czasie pontyfikatu papieża Franciszka biskup, który by dokonał niedozwolonych święceń, byłby z miejsca suspendowany”.

Można natomiast zgodzić się, że Kościół, który posłuchałby rad kard. Lehmanna „znalazłby się na równi pochyłej”: „diecezje, które by tak postępowały, od razu miałyby dużą ilość księży w podeszłym wieku. Tak zdobyty narybek w krótkim czasie poszedłby na emeryturę. Zapłonąłby kościelny słomiany ogień, który przyniósłby wiele dymu, ale mało duchowego ciepła. Poza tym wszystkie wspólnoty protestanckie ordynują osoby żonate, jednak brak pastorów w EKD jest jeszcze bardziej dramatyczny niż księży w Kościele”. Laureat Medalu Marcina Lutra „wrzucił więc do wstrząsanego kryzysem środowiska kościelnego populistyczną bombę zapachową”, konkluduje Winnemöller.

Pisałem już na tych łamach o różnych odcieniach ekumenizmu. Chyba wszystkie sprowadzają się do jednego – do wspólnego protestancko-katolickiego (w sensie Kościoła hierarchicznego) opróżniania kościołów z wiernych. Tym, co tkwią w wodzie po samo gardło, należy dolać trochę wiader „ekumenicznego ubogacenia się”. A propos. Kto wtedy będzie płacił podatek kościelny?

Grzegorz Kucharczyk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie