23 marca 2020

Roberto de Mattei: Jak interwencja Matki Bożej nawróciła żyda Alphonsa Ratisbonne

(Fot. Pixabay)

Według tradycyjnej teologii katolickiej, istnieje bardzo głęboki i bliski związek łączący Matkę Bożą z Kościołem – Mistycznym Ciałem Chrystusa. Na skutek woli Boga powszechne pośrednictwo Maryi jest zazwyczaj tak samo konieczne dla uświęcenia i zbawienia człowieka, jak i pośrednictwo Kościoła. A skoro Kościołowi powierzone zostało zadanie strzeżenia i rozkrzewienia prawd wiary (zachowując ich integralność i nieskazitelność), to Matka Boża otrzymała zadanie zwalczania i pokonania diabła, największego inspiratora i obrońcy wszelkich błędów i herezji (jak zauważył Pius XII w encyklice Mystici Corporis Christi).

 

Triumf Kościoła oraz zwycięstwo nad błędami i herezjami zarezerwowane zostały dla Maryi, o której to Kościół wyśpiewuje „wszystkie herezje sama zniszczyłaś na całym świecie”. Maryja zawsze odgrywa decydującą rolę w „rozprzestrzenianiu się, bitwach i triumfach wiary katolickiej” (Leon XIII), a – jak zauważa Pius XII – „historia zwycięstw Kościoła to historia zwycięstw Maryi”. „Za każdym razem, kiedy wydawało się, że noc zapanuje nad światem, na niebie objawiała się Maryja – Gwiazda Zaranna” (Pius XII, Discourse Il vostro IV Convegno).

Wesprzyj nas już teraz!

 

W tej perspektywie objawienia maryjne ostatnich stuleci rozbłyskują niezwykłym światłem. Rue de Bac, La Salette, Lourdes, Fatima – to nazwy, które znać powinien każdy wierny katolik. Gdy wraz z rozprzestrzenianiem się Rewolucji nad światem zapada zmrok, Matka Najświętsza – poprzez wspaniałą konstelację objawień, których punktem kulminacyjnym były objawienia fatimskie – otwiera oczy ludzkości, wskazując jej na powagę sytuacji.

 

Przywilej bycia miejscem wielkich objawień Maryi otrzymał także Rzym. Objawienie to jest mniej znane, lecz nie mniej od innych znaczące – a to dzięki głębokiemu, wciąż aktualnemu nauczaniu. Chodzi w tym przypadku o nawrócenie żyda Alphonse’a Raisbonne’a z 20 stycznia 1842 roku, kiedy to Matka Boża ukazała się mu w rzymskim kościele Sant’Andrea delle Fratte. Żyd upadł, a narodził się chrześcijanin.

 

W kaplicy, w której objawienie miało miejsce (dziś znajduje się tam obraz Matki Bożej – „Madonna del Miracolo”), na jednym z filarów znajduje się tabliczka przypominająca o tym wydarzeniu: „20 stycznia 1842 roku Alfons Ratisbonne przybył tu jako zatwardziały żyd. Dziewica ukazała mu się tak, jak Ją tu widzisz. Nieznany przybyszu, zabierz ze sobą to cenne wspomnienie o miłosierdziu Bożym i mocy Najświętszej Dziewicy”.

 

Alphonse Ratisbonne urodził się w Strasburgu w 1814 roku w rodzinie bogatych żydowskich bankierów. Jego ojciec pełnił funkcję przewodniczącego Konsystorza Żydowskiego w Strasburgu. Wychowywał się w klimacie antychrześcijańskiej nienawiści, która nasiliła się po przejściu jego starszego brata, Teodora, na katolicyzm. Kiedy był zaręczony z jedną ze swych kuzynek, w celu poprawy słabego stanu zdrowia postanowił udać się w długą podróż prowadzącą ze Strasburga przez Riwierę Francuską, Włochy, Maltę i Egipt, a ostatecznie do Konstantynopola.

 

Do Rzymu przybył w święto Trzech Króli 6 stycznia 1842 roku na krótki, nieprzewidziany wcześniej pobyt. W Wiecznym Mieście spotkał przyjaciela z dzieciństwa, barona Gustave’a de Buissières, gorliwego protestanta. Podczas ożywionej dyskusji religijnej brat barona (imieniem Theodore) rzucił Alphonse’owi wyzwanie: niech założy Cudowny Medalik przedstawiający Najświętszą Maryję Pannę, związany z objawieniami danymi zaledwie 12lat wcześniej (w roku 1830) św. Katarzynie Labouré. Theodore wyzwał też Alphonse’a, aby własnoręcznie przepisał, a później wyrecytował „Memorare” (Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo…), starą modlitwę maryjną przypisywaną przez tradycję św. Bernardowi z Clairvaux.

 

Ratisbonne, chcąc pokazać swoją wyższość nad katolickimi „przesądami”, roześmiał się i przyjął to wyzwanie. Kiedy założył medalion, sarkastycznie stwierdził „Popatrzcie na mnie, teraz jestem katolikiem, rzymskim i apostolskim”. W kolejnych dniach, kiedy to alzacki żyd dalej cieszył się życiem opartym na radosnym sceptycyzmie, rodzina de Buissières intensywnie modliła się o jego nawrócenie, prosząc też o modlitwę kilku przyjaciół. Jednym z nich okazał się hrabia Auguste de La Ferronays, były minister Karola X, zmarły nagle 17 stycznia. Tymczasem nieoczekiwane wydarzenie zmusiło Ratisbonne do przełożenia daty wyjazdu z Rzymu. W ten sposób dochodzimy do 20 stycznia 1842 r., czyli dnia najlepiej opisanego w relacji samego Ratisbonne’a.

 

20 stycznia 1842

W czwartek, 20 stycznia, po zjedzeniu śniadania w hotelu i zabraniu listów na pocztę, udałem się do domu mojego przyjaciela Gustava, pietysty, który właśnie wrócił z wyprawy myśliwskiej trzymającej go od kliku dni z dala od domu. Wyraził zdumienie, że wciąż jestem w Rzymie. Powiedziałem, że to z powodu mojego pragnienia zobaczenia papieża. „Ale poszedłem sobie nie mając okazji do zobaczenia go – powiedziałem mu – ponieważ nie był obecny na uroczystościach święta Katedry Świętego Piotra [18 stycznia], choć mówiono mi, że się wtedy pojawi”.

 

Gustave pocieszył mnie sarkastycznie, mówiąc o kolejnej, ciekawej ceremonii związanej z błogosławieństwem zwierząt, jaka miała odbyć się w Santa Maria Maggiore. W trakcie całej naszej rozmowy drwiliśmy i żartowaliśmy  taki sposób, jak to sobie można wyobrazić w przypadku spotkania żyda i protestanta. Rozmawialiśmy o polowaniach, przyjemnościach życia, rozrywkach karnawału, wspaniałej kolacji, którą książę Torlonia wydał zeszłej nocy. Nie mogliśmy też zapomnieć o zbliżającej się uroczystości mojego małżeństwa: zaprosiłem de Lotzbecka, a on obiecał mi, że przybędzie.

Gdyby w tym momencie – było wtedy południe – podszedł do mnie ktoś i powiedział: „Alfonsie, w ciągu kwadransa zaczniesz oddawać chwałę Jezusowi Chrystusowi, swojemu Bogu i Zbawicielowi. Padniesz na twarz w ubogim kościele, w domu jezuitów, przed kapłanem, uderzysz się w piersi i spędzisz tam karnawał, przygotowując się do przyjęcia Chrztu. Gotów na ofiarę z samego siebie w imię wiary katolickiej, wyrzekniesz się świata, jego chwały, przyjemności, własnej fortuny, marzeń i przyszłości; a gdyby trzeba było, to wyrzekniesz się także swojej narzeczonej, przywiązania własnej rodziny, szacunku przyjaciół, związków z żydami… I nie będziesz dążyć do niczego innego, jak tylko do podążania za Chrystusem, niosąc Jego krzyż aż po śmierć…”. Powiadam wam, gdyby ktoś – jakiś prorok – przyszedł wtedy do mnie i prorokowałby o takich rzeczach, to jedyną osobą, którą miałbym za bardziej pozbawioną rozumu od niego byłby ktoś, kto uwierzyłby, że takie szaleństwo jest możliwe. A jednak, takie właśnie szaleństwo jest dziś fundamentem mojej mądrości i szczęścia.

 

Wyszedłem z kawiarni, ulicą przejeżdżał powóz należący do Theodore’a de Buissières. Zatrzymał się i Theodore zaprosił mnie żebym wsiadł i udał się z nim na przejażdżkę. Była piękna pogoda, z chęcią przyjąłem to zaproszenie. De Buissières zagadnął mnie, czy nie miałbym nic przeciwko gdybyśmy zatrzymali się na kilka minut przy kościele Sant’Andrea delle Fratte znajdującym się na końcu ulicy. Miał jakąś sprawę do załatwienia, zasugerował, żebym zaczekał w powozie, ale ja wolałem wysiąść i obejrzeć kościół. Ludzie krzątali się przygotowując pogrzeb, zapytałem więc o to, kim był nieboszczyk, skoro żegnać go będą z takimi honorami. De Buissières odpowiedział mi następująco: „To jeden z moich przyjaciół, książę de La Ferronays”. Jak dodał, „Jego nagła śmierć stanowi przyczynę mego smutku, który mogłeś obserwować w ciągu ostatnich dwóch dni”.

 

Nie poznałem de La Ferronaya, nigdy go też nie widziałem, nie miałem też innego wrażenia, niż niejasny smutek, jaki odczuwam zawsze na wieść o nagłej śmierci. De Buissières zostawił mnie i poszedł, aby zarezerwować miejsce dla rodziny zmarłego. „Nie niecierpliw się” – powiedział mi, wchodząc do kruchty – to zajmie tylko dwie minuty”.

 

„Upadł w nim żyd i narodził się chrześcijanin”

Kościół św. Andrzeja był mały, biedny i opuszczony. Wydaje mi się, byłem w nim tylko ja. Nie znalazłem w nim żadnego dzieła sztuki, które przykułoby moją uwagę. Spacerowałem, rozglądając się nieco mechanicznie, nie myśląc o niczym szczególnym. Pamiętam tylko, że przede mną znajdował się czarny pies: skakał i biegał wokół mnie. Gdy tylko zniknął, zniknął także i kościół. Niczego już nie dostrzegałem, a raczej, mój Boże, widziałem już tylko jedno!

 

Jakże mógłbym to opisać? Ah, żaden ludzki język nie mógłby próbować wyrazić niewyrażalnego; jakikolwiek opis – nawet najbardziej wyrafinowany – stanowiłby wyłącznie profanację niewysłowionej prawdy. Kiedy usłyszałem głos de Buissières, leżałem krzyżem skąpany we łzach i sercem znajdującym się poza mną.

 

Nie potrafiłem odpowiedzieć na jego pytania; wyjąłem medalik wiszący mi na piersi, z miłością ucałowałem jaśniejący łaskami wizerunek Maryi Dziewiczy… Tak, to naprawdę Ona!

 

Nie wiedziałem, gdzie się znajduję; nie wiedziałem też, czy jestem sobą czy też kimś innym; odczuwałem tak wielką zmianę w samym sobie, że myślałem, że jestem kimś innym. Chciałem odnaleźć samego siebie, ale nie znalazłem. Nie mogłem mówić, nie chciałem też niczego ujawnić, z mojej duszy wypłynęła najgorętsza radość. Poczułem w sobie coś uroczystego i świętego; coś, co sprawiło, że poprosiłem o rozmowę z księdzem. Mogłem się odezwać dopiero wtedy, gdy zostałem do niego zaprowadzony; mogłem mówić dopiero wtedy, gdy zapytał mnie ksiądz, klęcząc, z drżącym sercem.

 

Moje pierwsze słowa były wyrazami wdzięczności wobec de La Ferronaysa i Arcybractwa Matki Bożej Zwycięskiej. Z całą pewnością wiedziałem, że de La Ferronays się za mnie modlił, ale nie mógłbym powiedzieć, skąd o tym wiem. Tak samo, jak nie mógłbym dać świadectwa prawdom, które poznałem i w które to nabrałem wiary. Wszystko, co mogę powiedzieć, to to, że w chwili w której do tego wszystkiego doszło, zasłona spadły mi z oczu, nawet nie jedna, lecz wiele, opadając szybko, tak szybko jak śnieg i lód topnieje pod palącymi promieniami słońca.

 

Wyszedłem z grobowca, z otchłani cieni, i byłem żywy, tak doskonale żywy… Ale płakałem!

 

Na dnie otchłani widziałem straszne nieszczęścia, z których zostałem wyratowany przez nieskończone miłosierdzie; drżałem na widok wszystkich moich nieprawości, byłem oszołomiony, zmiękczony, zatracony w zachwycie i wdzięcznościO moim bracie myślałem z nieopisywalną radością, ale łzom miłości towarzyszyły też łzy współczucia. Jakże wielu ludzi spokojnie, z oczyma zaślepionymi dumą i nieostrożnością, wkracza do tej otchłani. Wchodzą weń pogrążając się w straszliwej ciemności! Moja rodzina, moja narzeczona, moje biedne siostry! Ten rozdzierający niepokój! Myślę o wszystkich, których darzę miłością. To wam ofiaruje pierwsze spośród moich modlitw… Czy nie zwrócicie wzroku w stronę Zbawiciela świata, którego krew zgładziła grzech pierworodny? Ślad tej zmazy jest straszny! Przez nią nie sposób rozpoznać stworzenia uczynionego na obraz Boga.

 

Pytano mnie w jaki sposób poznałem te prawdy, wiadomo bowiem, że nigdy nie otworzyłem żadnej księgi religijnej, nie przeczytałem ani jednej strony Pisma Świętego, a sam dogmat grzechu pierworodnego – całkowicie zapomniany i negowany przez żydów – nawet przez chwilę nie zajmował mych myśli. Wątpię nawet, czy kiedykolwiek w ogóle słyszałem o grzechu pierworodnym. W jaki sposób nabyłem tej wiedzy? Nie mam pojęcia.

 

Wiem tylko tyle, że kiedy wszedłem do kościoła nie wiedziałem nic, a gdy z niego wyszedłem, widziałem wszystko wyraźnie. Nie potrafię wytłumaczyć tej zmiany inaczej, jak poprzez obraz człowieka budzącego się z głębokiego snu; albo poprzez obraz ślepego od urodzenia, który nagle dostrzega światło. Dostrzega je, ale nie potrafi on zdefiniować oświetlającego go światła; światła dzięki któremu podziwia przedmioty budzące w nim admirację.

 

Apostolat wobec Żydów

Papież Grzegorz XVI, natychmiast po tym, jak usłyszał o cudzie, polecił swojemu kardynałowi-wikariuszowi Costantino Patriziemu rozpoczęcie dochodzenia kanonicznego. Odbyło się ono w trakcie 17 sesji, od 17 lutego do 1 kwietnia 1842 roku, z zastosowaniem ścisłych procedur trybunałów kościelnych. We wnioskach stwierdzono, że „prawda o słynnym cudzie dokonanym przez Wszechmogącego Boga za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny, a mianowicie o natychmiastowym i doskonałym nawróceniu z judaizmu Alfonsa Marii Ratisbonne, jest w pełni potwierdzona”.

 

31 stycznia 1842 roku, w kościele Gesù kardynał Patrizi osobiście uroczyście ochrzcił Ratisbonne’a nowym imieniem Alfonsa Marii. W 1847 roku Ratisbonne przyjął święcenia kapłańskie. Przez pewien czas należał do Towarzystwa Jezusowego, które następnie opuścił za zgodą Piusa IX, aby wstąpić do Zgromadzenia Córek i Misjonarzy Matki Bożej Syjonu, założonego przez jego brata – Teodora. Podobnie jak Teodor, Alfons Maria Ratisbonne pragnął poświęcić całe swoje życie apostolstwu wśród Żydów. W 1855 roku wyjechał do Jerozolimy, gdzie udało mu się kupić ruiny Pretorium Piłata, w którym zbudował Sanktuarium Ecce Homo. Pozostał w Jerozolimie aż do śmierci, 6 maja 1884 roku.

Wieść o cudzie szybko rozprzestrzeniła się po całym świecie chrześcijańskim. Rozpaliła ona powszechne nabożeństwo do Cudownego Medalika z Rue du Bac i przyśpieszyła ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu.

 

Wśród świętych i sług Bożych, którzy modlili się w kaplicy Objawienia w Sant’Andrea delle Fratte, wystarczy wspomnieć świętego Jana Bosko, świętą Teresę z Lisieux i świętego Maksymiliana Kolbe. To właśnie 20 stycznia 1917 roku – w 75. rocznicę objawienia – Kolbe, słuchając opowieści o nawróceniu Ratisbonne’a, wpadł na pomysł założenia Rycerstwa Niepokalanej, mającego na celu „dążenia do nawrócenia grzeszników, heretyków, schizmatyków, Żydów itd., a zwłaszcza masonów; uświęcenia wszystkich pod patronatem i za pośrednictwem Niepokalanej Dziewicy Maryi”.

 

Ku panowaniu Maryi

Matka Boża wybrała niewinne dusze z Rue du Bac, La Salette, Lourdes, Fatimy, aby przekazać światu swoje przesłanie. W Rzymie ukazała się grzesznikowi: wrogowi Kościoła o sercu utwardzonym pychą. Ratisbonne – jako żyd z urodzenia, a rewolucjonista w myśleniu – zdawał się zapowiadać współczesny świat: niewierzący, zatwardziałego serca, uparty w swych błędach.

 

A jednak wystarczyło jedno objawienie się Matki Bożej, tylko jedno Jej działanie, aby Ratisbonne upadł na kolana i natychmiast zrozumiał – zgodnie z jego własnymi słowami podanymi w badaniu kanonicznym – „tragedię jego stanu, deformację wywołaną grzechem i piękno religii katolickiej”. Jego nawrócenie było doskonałe i natychmiastowe, podobnie jak w przypadku św. Pawła Apostoła – blask prawdy natychmiast rozproszył ciemności jego niewiary i judaizmu.

 

Najświętsza Maryja Panna – „żywa, wielka, majestatyczna, najpiękniejsza i miłosierna” – objawiła swoje tradycyjne cechy królowej i matki: tak moc, jak i miłosierdzie. Ale aby móc zainterweniować, Matka Boża potrzebowała współpracy ze strony istot ludzkich: cudownego medalika, modlitwy „Memorare”, wytrwałych modlitw barona de Buissières, hrabiego de La Ferronays, a być może także i niezauważalnych gestów dobrej woli ze strony Ratisbonne’a. Patrząc na historię tego nawrócenia, nie możemy pomijać wszystkich tych małych części składowych.

 

Dla Matki Bożej nie ma niczego niemożliwego. Jest Ona królewską szafarką łask, o ile Jej pomocy przyzywają żarliwe i pobożne serca. (Jak zauważył Plinio Correa de Oliveira) „kiedy ludzie decydują się współpracować z łaską Bożą, wtedy w historii dzieją się rzeczy cudowne: nawrócenie Cesarstwa Rzymskiego, kształtowanie się kultury średniowiecza, ponowny podbój Hiszpanii rozpoczynający się w Covadonga – tego typu wydarzenia stanowią owoc wielkich zmartwychwstań duszy […]”.

 

Wobec zagrażającej dziś ludzkości plagi ateistycznego komunizmu, módlmy się do Matki Bożej i prośmy Ją, aby jeszcze raz okazała swoją moc i miłosierdzie. Oby w naszych czasach udzieliła nam łaski nawrócenia świata, Jej panowania oraz panowania Jej Boskiego Syna, triumfu Kościoła nad Rewolucją – tak samo, jak dokonała nawrócenia żyda Ratisbonne’a, ustanawiając swe panowanie w jego sercu.

 

Roberto de Mattei

 

Źródło: The Remnant

mjend / mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram