14 maja 2020

COVID-19: Wolność opinii a dezinformacja

(fot. pixabay)

Polemizowanie z oficjalną strategią walki przeciwko COVID-19, prezentowanie stanowiska uczonych kwestionujących przekaz „głównego nurtu” w sprawie pandemii, informowanie o niewygodnych dla władzy kwestiach jest uważane przez rządy i sprzyjające im ośrodki za dezinformację oraz działanie agenturalne. Jaką więc powinno przyjąć się postawę?

 

UNESCO – organizacja edukacyjna, naukowa i kulturalna ONZ, prowadząca walkę z dezinformacją na temat choroby COVID-19 i strategii działania WHO – już przed wybuchem obecnego kryzysu ostrzegała o wpływie transformacji politycznej, technologicznej, gospodarczej i społecznej na sposób wymiany informacji. Guy Berge, dyrektor ds. polityki i strategii w zakresie komunikacji i informacji w UNESCO, skarżył się w połowie kwietnia, że kłamstwa na temat COVID-19 stały się powszechne. Wskazał zwłaszcza na informacje dotyczące pochodzenia koronawirusa i niesprawdzone metody zapobiegania wywoływanej przez niego chorobie. Krytykował reakcję niektórych rządów, firm, celebrytów. Urzędnik dodał, że „w czasach wielkich lęków, niepewności i niewiadomych istnieje żyzny grunt dla konfabulacji”. – Gdy dezinformacja jest powtarzana i wzmacniana, również przez wpływowych ludzi, poważnym niebezpieczeństwem jest to, że informacje oparte na prawdzie mają jedynie marginalny wpływ – orzekł.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dyrektor UNESCO ubolewał szczególnie nad obecnymi w mediach zachętami do przyjmowania leków zatwierdzonych dla innych celów; leków, których skuteczność w zwalczaniu COVID-19 nie została jeszcze klinicznie udowodniona. Berge uznał, że niektórzy wykorzystali pandemię, aby szerzyć kłamliwą propagandę w celu realizacji własnych programów. – Motywy szerzenia dezinformacji są liczne i obejmują cele polityczne, autopromocję i przyciąganie uwagi w ramach modelu biznesowego. Ci, którzy to robią, wykorzystują emocje, lęki, uprzedzenia i ignorancję, twierdząc, że nadają sens i pewność rzeczywistości złożonej, wymagającej i szybko zmieniającej się – tłumaczył.

 

Zdaniem Berge nie wszyscy odpowiedzialni za szerzenie nieprawdy robią to złośliwie, jednak bezkrytycznie rozpowszechniając wątpliwe treści także wprowadzają innych w błąd. – Te różne motywy wymagają różnych odpowiedzi, ale nie powinniśmy zapominać o tym, że niezależnie od intencji skutkiem dzielenia się kłamstwami jest dezinformacja i osłabienie społeczeństwa – stwierdził.

 

Remedium na dezinformację jest prawda. Według Bergego, UNESCO chce właśnie „zwiększyć podaż prawdziwych informacji i zaspokoić popyt na nie”. Autor cytowanych słów zaleca rządom większą przejrzystość i proaktywność, by ujawniały jak najwięcej danych. Jednocześnie przypomina, że trzeba wspierać wolne i profesjonalne dziennikarstwo jako sprzymierzeńca w walce z dezinformacją, zwłaszcza że media informacyjne działają otwarcie w sferze publicznej. UNESCO, kontynuował Berge, w szczególności wzywa rządy, by „nie nakładały na wolność wypowiedzi ograniczeń, które mogą zaszkodzić roli niezależnej prasy”.

 

W Indiach władze zdecydowały się na liczne aresztowania dziennikarzy szerzących „teorie spiskowe”. Według Agence France-Presse, w sumie za rozpowszechnianie dezinformacji na temat koronawirusa uwięziono około 100 osób, chociaż kraj nie posiada ustawy o fake newsach. Przy aresztowaniach powołano się na przepisy kodeksu karnego i regulację dotyczącą epidemii z 1897 r. Stan Maharashtra wprowadził własne prawo, zgodnie z którym wszelkie informacje o wirusie przed rozpowszechnieniem muszą zostać zatwierdzone przez rząd (cenzura prewencyjna). 24 marca premier Narendra Modi ogłosił trzytygodniową kwarantannę, zmuszającą 1,3 miliarda ludzi do izolacji. Opuszczanie domu dozwolone jest jedynie w celu zakupu jedzenia i lekarstw. 14 kwietnia szef rządu przedłużył blokadę na kolejne 19 dni.

 

W czasie, gdy władze wypowiadają wojnę fałszywym informacjom, wciąż pozostaje pytanie, jak odróżnić prawdziwe wiadomości, opinie, dezinformację i umyślne wprowadzanie w błąd. Organa ścigania mają pozostawioną dużą swobodę w tym zakresie. W Indiach o aresztowaniu dziennikarza decyduje kaprys policjanta i zlecenie polityczne.

 

Nie uciszajcie niezależnych mediów

Harlem Désir z OBWE  zaapelował na łamach portalu „Deutsche Welle”, by nie uciszać niezależnych, krytycznych głosów w sprawie pandemii. „Potrzebujemy tych głosów bardziej niż kiedykolwiek” – napisał. „Od wybuchu COVID-19 rządy stanęły przed ogromnym zadaniem kierowania społecznościami i przeprowadzenia ich przez jeden z największych kryzysów naszych czasów, często opierając swoje decyzje na skąpych danych, a czasem sprzecznych informacjach. To trudne przedsięwzięcie o nieprzewidzianych konsekwencjach i nieprzewidywalnych skutkach” – podkreślił.

 

Désir wyjaśnił, że w kilku krajach ta niepewność zwiększyła tendencję władz do prób kontrolowania każdego aspektu przepływu informacji oraz wyciszenia niepożądanych głosów. Jako że na co dzień zajmuje się monitorowaniem wolności prasy dodał, że od samego początku pandemii COVID-19 jego biuro odnotowuje wiele przypadków wprowadzania przez władze specjalnych ustaw czy dekretów w celu ograniczenia praw dziennikarzy i mediów, a także swobodnego przepływu informacji. Obejmują one np. nakaz publikacji wyłącznie przekazu urzędowego, blokowanie stron internetowych, a także ograniczanie dostępu do oficjalnych informacji urzędowych i karanie dziennikarzy oskarżonych o rozpowszechnianie tak zwanych fake newsów.

 

Francuski socjalista uznał, że „dostęp do wiarygodnych wiadomości jest kwestią życia i śmierci w szczególności w czasie pandemii. Ludzie mają prawo poznać niezbędne środki zaradcze, mogące chronić ich zdrowie i życie, zapoznać się z miarodajnymi statystykami itp. Zdrowie ludzi zależy nie tylko od opieki zdrowotnej, ale także od dostępu do wiarygodnych informacji o naturze zagrożenia i środkach, jakie należy podjąć, by chronić siebie, swoją rodzinę i społeczność”. Harlem Désir  dodał, że potrzebujemy więcej, a nie mniej informacji z wszelkiego rodzaju źródeł, w tym niezależnych. „Ukrywanie” wiadomości przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, a szerzące się plotki najlepiej zwalczać, zapewniając dostęp do pluralistycznych i niezależnych mediów.

 

„Zamiast uciszać dziennikarzy, władze powinny pozwolić im wykonywać swoją pracę bez przeszkód, umożliwiając znalezienie i wykorzystanie wszystkich źródeł, które same media uznają za konieczne” – napisał Désir. Jego zdaniem, wolność wypowiedzi i informacji, w połączeniu z pluralistycznym krajobrazem środków przekazu, są ważnymi czynnikami przyczyniającymi się do wzrostu gospodarczego i kluczowymi narzędziami do wzmacniania więzi społecznych oraz struktur demokratycznych.

 

„Eksperci” nie mogą zdejmować odpowiedzialności z polityków

W pracy zatytułowanej „COVID-19 i nauki o polityce: wstępne reakcje i perspektywy” Christopher M. Weible wraz ze współpracownikami zwraca uwagę, że bezprecedensowe decyzje o zamrożeniu gospodarek wywołały skutki rozciągające się na praktycznie każdy obszar życia społecznego. Władze realizując swoje strategie przekonują, że opierają się na naukach medycznych. Nie wiemy, jednak, jak długo potrwają obostrzenia i jakie rozwiązania pozostaną z nami na zawsze.

 

Autorzy opracowania podkreślili, że biorąc pod uwagę zwiększoną uwagę opinii publicznej i wpływ polityki na społeczeństwo, większość decyzji podlega ścisłej kontroli i upolitycznieniu. Przykładem może być debata wokół szwedzkiej strategii walki z wirusem czy konflikt w Brazylii między gubernatorami stanów a prezydentem. Niepewność co do umiejscowienia władzy i wpływu globalnych specjalistów – „ekspertów”, biurokratów, dyplomatów, konsultantów – rodzi zasadne pytanie co do odpowiedzialności za bezprecedensowe decyzje – sugerują.

 

Nie można też abstrahować od sieci politycznych, obejmujących partie, agencje publiczne, wybrane urzędy, grupy interesów, organizacje pozarządowe, środowiska akademickie, ośrodki analityczne i wiele innych osób i instytucji, powiązanych wzajemnie, które kształtują politykę globalną. Rola „ekspertów” wzrasta zwłaszcza w czasach kryzysu, gdy rządy i społeczeństwo chcą pewności co do adekwatności wyboru środków reakcji. Stwarza to potrzebę tworzenia polityki opartej na dowodach –zaznaczyli autorzy.

 

Dziś eksperci naukowi służą przede wszystkim do legitymizacji i uzasadniania działań władzy. W rezultacie zwiększa się zależność od nich i upolitycznienie informacji naukowej. Pandemia COVID-19 – zauważyli autorzy opracowania zbiorowego z połowy kwietnia – nagle „wyniosła” tę społeczność do sfery publicznej i politycznej. Eksperci rządowi mają za zadanie z jednej strony uspokajać opinię publiczną, a z drugiej – zwalniać z odpowiedzialności polityków.

 

„W miarę jak eksperci naukowi i techniczni stają się coraz ważniejsi w procesie politycznym, odpowiedzialność za kształtowanie polityki staje się coraz bardziej niejasna” – przypomnieli analitycy. Włączenie „ekspertów” w proces polityczny bynajmniej nie przyczynia się do prezentowania „obrazu naukowego” pozbawionego emocji. Te są bowiem częścią procesu politycznego i wykorzystuje się je strategicznie do kształtowania reakcji opinii publicznej. Rządy odwołują się do emocji, aby pomóc w uzasadnieniu reakcji politycznych i sterować zachowaniami ludzi. Urzędnicy państwowi silnie operują strachem i bawią się emocjami ludzi – konkludują uczeni, wskazując na trudności z rozliczeniem władzy i „ekspertów” za podjęte decyzje polityczne.

 

Jak się nie zgadzasz z władzą, jesteś agentem

Rządzący prezentują własną „narrację”, oczekując przy tym, że opinia publiczna będzie za nią zgodnie podążać. Wszystko co wykracza poza tę „opowieść”, utożsamiane jest z sianiem dezinformacji, teorii spiskowych czy z działalnością agenturalną. Nie zmienia to faktu, że decyzje są polityczne i władze winny być z tego rozliczane. Tymczasem rzuca się oskarżenia wobec wszystkich tych, którzy prezentują odrębne opinie innych „ekspertów” – stawiające rządy w złym świetle. Władze i podległe im media stale powtarzają, że krytykując je, osłabia się kraj wewnętrznie, a z tego cieszy się wróg.

 

Dotarcie do prawdy nie jest łatwe, ale nikt też nie jest zwolniony z myślenia. Motto, które przyświeca brytyjskiej Royal Society: Nullius In Verba (nigdy nie wierz nikomu na słowo – zbadaj dowody, nie powołuj się tylko na autorytety, jakkolwiek byłyby wybitne), powinniśmy wziąć sobie głęboko do serca. Dowody mogą być różnego rodzaju: semantyczne, logiczne, matematyczne, eksperymentalne itp. Ich rola w przyczynianiu się do naszej wiedzy nie jest taka sama i idealnie uzupełniają się nawzajem, na co zwrócili uwagę uczestnicy pamiętnej debaty naukowej Royal Society na temat teorii ewolucji z 2016 r. Organizatorzy spotkania przypomnieli, że wszyscy uczeni działają jawnie lub niejawnie w ramach pewnych założeń metafizycznych, które mogą ich prowadzić do różnic w interpretacji tego, co obserwują.

 

Dezinformacja opacznie rozumiana

Dlaczego należałoby nie pisać o toczących się debatach wśród naukowców, o sensowności podjętych środków w walce z pandemią, o skandalicznych decyzjach i regulacjach wprowadzonych „przy okazji” w sytuacji kryzysowej? Decyzji, których skutki społeczeństwo odczuje po wygaśnięciu domniemanej pandemii? Dlaczego też nie należy informować o wychodzących z wielu miast europejskich i z całego świata odmiennych opiniach, protestach, będących sprzeciwem wobec zamrożenia gospodarki?

 

Protestują nie tylko Polacy, ale też Niemcy, Słoweńcy, Szwajcarzy czy chociażby mieszkańcy Luksemburga, którzy z powodu zamknięcia granic nie mogą swobodnie jeździć do pracy (45 tysięcy Luksemburczyków pracuje w Niemczech). Protestujący w USA, Brazylii, a nawet Rosji domagają się zniesienia niepotrzebnych restrykcji i wiarygodnych informacji o liczbie zgonów spowodowanych przez COVID-19 czy też o faktycznej skali zagrożenia. Odnoszą wrażenie – a decyzje i wprowadzane regulacje tylko potwierdzają ich przeczucia – że są manipulowani.

 

Media głównego nurtu insynuują, że protesty są inspirowane przez radykalną prawicę bądź agenturę, gdy tymczasem władze i uczeni sami sobie zaprzeczają i ignorują wprowadzane restrykcje. To co w takiej sytuacji mają myśleć obywatele?

 

Można zauważyć, że policja w całej Europie stosuje coraz bardziej zmilitaryzowane taktyki, reagując na ruchy wyrażające niezadowolenie z polityki władz. Dziennikarze i pracownicy mediów opisujący protesty są coraz częściej atakowani przez polityków. Rządzący proponują ustawy ograniczające swobodny przepływ informacji pod pretekstem ochrony interesu publicznego. Słoweński minister spraw wewnętrznych, Aleš Hojs, domaga się aresztowania dziennikarzy i przedstawicieli mediów, którzy donosili o protestach przeciwko blokadzie. Europejska Służba Działań Zewnętrznych Unii Europejskiej stwierdziła niedawno w raporcie dotyczącym dezinformacji i pandemii COVID-19, że „pomimo potencjalnie poważnego wpływu na zdrowie publiczne, oficjalne i wspierane przez państwo źródła z różnych rządów, w tym z Rosji i – w mniejszym stopniu – Chin nadal szeroko rozpowszechniają narracje spiskowe i dezinformację zarówno wśród odbiorców publicznych w UE, jak i w szerszym sąsiedztwie”.

 

Profesor Thomas Rid, związany z Johns Hopkins School of Advanced International Studies i autor opracowania Active Measures: The Secret History of Disinformation and Political Warfare, zauważył, że „nie ma jednej klarownej definicji dezinformacji, która nie byłaby kontrowersyjna”. On jednak podchodzi do dezinformacji przez pryzmat tajnych operacji autorstwa zagranicznych agencji wywiadowczych. Stwierdził więc, że wspólną cechą dezinformacji jest to, iż „niekoniecznie są niezgodne ze stanem faktycznym”. I dalej: „dezinformacja nie jest nawet błędnym informowaniem; to nie jest kłamstwo czy rozpowszechnianie fałszywych informacji. Dezinformacja może w rzeczywistości być w pełni dokładną informacją, która nie została upubliczniona i jest prezentowana w sposób, który ma zamierzony, szkodliwy skutek”.

 

Do dezinformacji różnej maści „eksperci” od tropienia fake newsów zaliczają wszelkie treści mogące zaszkodzić władzy lub środowisku, z którym są związani. Na przykład według miejscowych tropicieli dezinformacją ma być krytyka Unii Europejskiej czy działań George’a Sorosa, bo Rosjanie nie cierpią Sorosa i chcą rozbić unijna spójność. W zależności od tego, która opcja aktualnie dzierży stery rządów, osoby walczące z dezinformacją z namaszczenia tejże władzy sugerują, że dziennikarze w ogóle nie powinni jej krytykować, bo to szkodzi państwu i sprzyja obcej agenturze. Czyżbyśmy zatoczyli koło i wracali do cenzury prewencyjnej? Działania podejmowane na świecie w celu uregulowania przepływu informacji niestety na to wskazują.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie