19 marca 2013

Anegdota i koloratka ks. Sowy

(Fot. K. Kuczyk/Forum)

Umówmy się: ksiądz Sowa w telewizji i jednocześnie w koloratce nie istnieje. Widzieć go tak ubranego choćby jeden raz, to jak wstać rano i zobaczyć w swoim ogródku stadko dinozaurów. A jednak udało się! W jednym z programów Moniki Olejnik, w ulubionej stacji ks. Sowy, czyli w TVN, duchowny wystąpił w koloratce. Szok? Niedowierzanie? A jakże!

 

A teraz do rzeczy. Ksiądz Sowa w tym samym programie, w którym wystąpił w koloratce, podjął się karkołomnej, jak się okazało, dyskusji o konklawe i sytuacji w Kościele z Moniką Olejnik i z Kamilem Sipowiczem, „partnerem” Kory Jackowskiej we własnej osobie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Olejnik, jak wiadomo, na wszystkim się zna, na Kościele i konklawe również, ale ten Sipowicz?! Co on tam, u licha, robił? I nagle – niespodzianka. Prowadząca pani redaktor wyjaśniła, że „partner” znanej piosenkarki jest doktorem historii chrześcijaństwa.

 

Doktor, jak to doktor, również wytłumaczył na samym początku swoją obecność w programie jak należy. Oświadczył, że chciał niedawno dokonać apostazji, ale nie bardzo mu się to udało, więc nadal formalnie jest katolikiem, a w związku z tym wybór papieża wzbudza jego zainteresowanie. Pan doktor uśmiechał się przy tym znacząco, co mogło oznaczać, że właśnie odebrał i spożytkował kolejną przesyłkę zaadresowaną do psa swojej współmieszkanki na kocią łapę. A fakt, że realizatorzy programu umieścili za jego plecami wielkie zdjęcie Bazyliki św. Piotra, był niewątpliwym znakiem, iż podzielił się przesyłką z telewizyjną ekipą.

 

W każdym razie, jak nietrudno się domyślić, Sipowicz bredził o układach w kurii watykańskiej, o pedofilii w Kościele i o tym, że papieżem powinien zostać ktoś świecki. Czarny zaś dym na Kaplicy Sykstyńskiej był dla niego dowodem na to, że kardynałowie się dogadali i postanowili… urządzić ludziom mały spektakl. Na koniec wypowiedzi oczywiście rechot – wiadomo. Czegóż się można było więcej spodziewać?

 

Co na to ksiądz Sowa, gdy Sipowicz do spółki z Olejnik kpili sobie złośliwie i idiotycznie z konklawe? Duchowny uśmiechał się ciepło, odpowiadał anegdotką, coś tam wyjaśniał, tłumaczył. Generalnie miła rozmowa, jak to się zwykło mówić, „otwartych i tolerancyjnych ludzi o różnych poglądach”. I tylko ta koloratka wokół szyi księdza zaskakiwała.

 

Nie pierwszy to już taki popis księdza Sowy, który ma, obok dość anegdotyczno-biesiadnej natury, wielkie parcie na szkło. To gwarzy sobie, od czasu czasu, z byłym naczelnym pisemka dla erotomanów w „Drugim śniadaniu mistrzów”, to znów, w tym samym programie, siedzi, jak gdyby nigdy nic, przy jednym stole z aborcjonistką Marią Czubaszek, która w dodatku zwracała się do niego „na pan”. Ksiądz Sowa zawsze uśmiechnięty i zawsze bez koloratki, że o braku sutanny nie wspomnę. I zawsze gotowy opowiedzieć… anegdotkę.  

 

Ten jeden raz, u Moniki Olejnik, przyszło mu pojawić się w stroju nieco bardziej kapłańskim. Uroczy i aprobatywny wobec wszystkich, nawet najbardziej durnych i obrazoburczych, opinii, uśmiech duchownego, od razu jednak wyjaśnił, że, poza koloratką, nic nowego nie ma zamiaru prezentować. Skoro otrzymał koncesję na wieczną obecność na salonach polskiej „elyty”, to czymś musi się za to odpłacać. Coś uwiarygadniać. Na przykład cieplutką i milutką reakcją na wierutne łgarstwa wygłaszane o Kościele przez Olejnik i Sipowicza.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie