Liczące 80 tysięcy mieszkańców Somerville w Massachusetts zrównało w prawach z małżeństwem tzw. „związki poliamoryczne”, czyli związki, w których osoba jest w relacji z więcej niż jednym „domowym partnerem”.
– Nie sądzę, aby rolą rządu było mówienie ludziom, co jest albo co nie jest rodziną – powiedział radny Lance Davis, który przygotowywał rozporządzenie rady miejskiej w tej sprawie. – Definiowanie rodziny to coś, w czym pod względem historycznym się pomyliliśmy jako społeczeństwo i nie powinniśmy już próbować się tym zajmować – dodał. Davis stwierdził także, że wyborcy wyrazili zadowolenie z faktu uznania przez miasto związków poliamorycznych i że to taki pierwszy przypadek w Stanach Zjednoczonych.
Z kolei radny J. T. Scott wysunął argumentację, która używana jest zazwyczaj przy legalizacji tzw. „związków partnerskich”, czyli że rozporządzenie miasta ma „konsekwencje prawne, a zatem jeśli jeden z nich [z partnerów] jest chory, mogą obaj [oboje] pójść do szpitala”. Dodał też, że „ludzie od zawsze żyli w rodzinach, które mają więcej niż dwóch dorosłych” i że nowe rozporządzenie będzie uznawało związki poliamoryczne niezależnie od natury tych relacji.
Komentując nowe prawo Somerville, Ryan Anderson z Heritage Foundation zauważył, że nie jest zaskoczony takim obrotem spraw: „kiedy się już redefiniuje małżeństwo tak, by wyeliminować komponent męsko-żeński, jaka zasada będzie wymagać monogamii?”. To było przecież oczywiste, „że to nigdy nie zatrzyma się na parach tej samej płci”.
– Gdy tylko prawo i kultura mówi, że aspekt męsko-żeński małżeństwa narusza sprawiedliwość i równość, nie rozszerzamy małżeństwa, dokonujemy fundamentalnej redefinicji tego, czym ono jest. A takie redefinicje nie mają wynikającego z zasad punktu zatrzymania – podsumował Anderson.
Źródło: catholicnewsagency.com
jjf