10 stycznia 2013

 Barbarzyńcy u bram” to powieść – rachunek sumienia. Pisarz sportretował III RP nie w jej aspekcie politycznym, socjologicznym ani nawet kulturowym. Srokowski dotyka najgłębszego, duchowego wymiaru rzeczywistości naszych czasów. 

 

„Drogi mi Platon, drogi Sokrates, ale jeszcze droższa prawda.” – Ta myśl Arystotelesa otwiera najnowszą książkę Stanisława Srokowskiego. Uzupełnieniem motta „Barbarzyńców u bram” jest zdanie wypowiedziane przez Konfucjusza: „Kto trzęsie drzewem prawdy, temu padają na głowę obelgi i nienawiść”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Książka Srokowskiego to portret III RP. Nielukrowany. Nie ograniczony do opisania „procesów modernizacji”, „tego, co się nam udało, ale także tego, co jeszcze przed nami” ani nawet niebędący wspomnieniami z życia dawnej opozycji zakończonymi uciszającą sumienie konkluzją „może nie wszystko jest takie, jak sobie to wyobrażaliśmy, no ale wywalczyliśmy jednak wolność.”  Nic z tego. „Barbarzyńcy u bram” to powieść – rachunek sumienia. Pisarz sportretował III RP nie w jej aspekcie politycznym (choć akcja toczy się w konkretnych realiach, a czytelnikowi zapewne nietrudno będzie rozszyfrować, kim jest premier rządu zwany Rudym Lisem, bądź były prezydent Wrocławia, Rój), socjologicznym ani nawet kulturowym. Srokowski dotyka najgłębszego, duchowego wymiaru rzeczywistości naszych czasów.

 

„Barbarzyńcy u bram” to powieść mająca bohatera zbiorowego. Sportretowany tu został tak zwany Lud Boży – biedny, obdarty, chory, często pijany i bardzo nieszczęśliwy. Włóczy się po Wrocławiu, śpi gdzie popadnie, kombinuje, skąd wziąć pieniądze na wódkę, a przy tym toczy długie rozmowy. Te właśnie rozmowy uwiecznia na kartach powieści autor. Kiedy im się przysłuchamy, szybko dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia z elitą – duchową, intelektualną i moralną. Tu nie ma dyskusji na tematy nieistotne, nie ma też gry pozorów.

 

Lud Boży to dawna opozycja antykomunistyczna – artyści, drukarze z podziemnych wydawnictw, przedstawiciele starych rodów kresowych, filozofowie. Ci, o których wszyscy – a zwłaszcza ich „dobrze urządzeni” dawni koledzy z podziemia – chcieliby zapomnieć. Ci, z których „młodzi wykształceni mieszkańcy dużych miast” rżą z pogardą albo od których odwracają wzrok z obrzydzeniem, są jedynymi, którzy opisują rzeczywistość w jej prawdziwym kształcie. I jedynymi, którzy zachowują godność – bo żyją prawdą i prawdy szukają. Nie dali sobie odebrać słowa honor ani nie nauczyli się nazywać zdrady „mądrością etapu”. Są dzięki temu wolni, a zarazem dla wielu niewygodni. Kolba, Poeta, Młot, Lenin, Marchewka to postaci podobne do tych, o których Kaczmarski pisał w wierszu „Włóczędzy”: „My dzieci wolności, bezdomne my psy.”

 

Obok nich – przerażająco samotnych – mamy portrety przedstawicieli Polski radosnej, zdrowej, rumianej, umiejącej żyć „tu i teraz” i optymistycznie patrzącej w przyszłość. Znajdziemy tutaj dawnych działaczy podziemia zbratanych dziś z niegdysiejszymi działaczami komunistycznymi, redaktorów na usługach każdej władzy, urzędników państwowych gromadzących się w Ratuszu na uroczystych posiedzeniach, gdzie – znów cytując Kaczmarskiego – „racją bytu jest bezkarne – my!”. Srokowski opisuje rzeczywistość ostro, ale i z ironią. Celnie portretuje organizowane przez władze akademie ku czci własnej, podczas których ustalane są nowe normy językowe, bez „słów, które dzielą” – takich jak Ojczyzna, Kresy czy naród. W ich miejsce pojawiają się odmieniane przez wszystkie przypadki hasła – klucze: „obywatelski” i „europejski”.

– „Obywatele i obywatelki! Te słowa nie dzielą, a łączą. Rozumiecie? – Rozumiemy! – odkrzyknęły elity.” Trudno nie dostrzec analogii ze słynnym „Pomożecie? – Pomożemy!”. Analogię zauważymy także na głębszym poziomie – zmiany języka. Jak zauważa Srokowski, barbarzyńcy każdych czasów zaczynają zmianę rzeczywistości od modyfikacji na gruncie pojęciowym.

 

„Barbarzyńcy u bram” to książka, która oddaje hołd prawdziwym bohaterom, tym, na których plecach dzisiejsi ministrowie i działacze kultury zrobili kariery. Książka Srokowskiego zapewne będzie przez wielu omijana – tak jak przez dawnych kolegów omijani są jej bohaterowie. Tych jednak, którzy będą mieli odwagę po nią sięgnąć, zaprosi na prawdziwą ucztę duchową, poprowadzi w fascynującą podróż po świecie trudnym, ale pełnym piękna, świecie, który zakorzenia się w wieczności, ku niej zmierza i wie – bądź przeczuwa – że to właśnie ona jest prawdziwą rzeczywistością. „Barbarzyńcy u bram” to także książka o wielkości i dojrzałości – o tym, za czym wielu tęskni, ale do czego niewielu ma odwagę dążyć.

 

Udanym zabiegiem pisarza stały się dowcipne nawiązania do „Mistrza i Małgorzaty”. Kot, kogut i świeczka to postacie o niewyparzonych językach, nie mające pojęcia o regułach poprawności politycznej. Zjawiają się nieproszone na spotkaniach przedstawicieli partii „Kariera i Sukces”, nawiedzają partyjnych dygnitarzy nawet w ich domach i bez ogródek wymieniają ich łgarstwa i krętactwa. Podobnie jak w powieści Bułhakowa, także i tutaj osobliwe widziadła niejednego doprowadzą do obłędu… Postaci te odgrywają rolę zwierciadeł, w których odbija się prawda o rzeczywistości. Stają się głosem sumienia. Wątek sztuki jako katharsis zaznacza się zresztą w „Barbarzyńcach” bardzo wyraźnie. Ważną postacią, wokół której rozgrywa się kilka powieściowych wątków jest Hucuł – malarz ze Lwowa osiedlający się we Wrocławiu. Tworzy on dzieła dzięki którym ludzie odkrywają prawdę o sobie, dostają szansę zmiany swojego życia, ale zarazem staczają się w mroki szaleństwa jeśli z tej szansy nie skorzystają.

 

Powieść Srokowskiego opisująca polską rzeczywistość bez upiększania i znieczulenia stanowi raczej gorzką lekturę. Nie brakuje w niej jednak humoru – specyficznego, zabarwionego absurdem i goryczą, kojarzącego się z czasami PRL. Dialog poety, którego nie stać na obiad z kucharką jest zarazem pełen wdzięku, jak i bardzo smutny: – Chcesz pan kurczaka, panie January? (…) – Za ile, pani Jasiu? (…) – Za siedemnaście anafor i siedem wielkich hiperboli – ze znawstwem odpowiadała kucharka, z wykształcenia polonistka, która zrezygnowała ze szkoły na rzecz kuchni w hotelu „Monopol”, bo znacznie więcej tutaj zarabiała niż na belferskiej pensji.

 

Wątkiem mocno zaznaczonym także w innych powieściach Srokowskiego jest przekonanie o jedności przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, o współistnieniu tych wymiarów. – Pełno wokół nas duchów, Wasyl. Już stadami nas nawiedzają. Z Kresów nadchodzą, bracie, z ciemnej krwi, z mroków rozpaczy i padołów łez, wyłaniają się z wojen, rzezi i ludobójstwa. I już nas nie opuszczą nigdy, bracie… – mówi Poeta. Przeszłość nigdy nie odchodzi, a to, co stanie się w przyszłości, poznajemy za pomocą przeczucia: – Człowiek nigdy nie jest sam. Zawsze znajdzie się ktoś, kto jest z nami. To nieważne, kiedy, teraz, czy za wiek. Ale zawsze ktoś taki się znajdzie – powie w innym miejscu Kolba.

 

„Barbarzyńcy u bram” to także książka o tym, że wszystko, co kiedykolwiek się zdarzyło, istnieje już na zawsze. O nieśmiertelności prawdy przypominają znane nam już symboliczne widziadła – duchy? Alegorie? Ich obecność jest krzepiąca dla ludzi prawych. Ci jednak, których nieczyste intencje wyciągane są na światło dzienne, próbują przed nimi uciekać:

– Jesteś nielegalny! Unieważniam cię! Prawda jest wieloznaczna! Nie ma jednej prawdy! – krzyczy redaktor Mulat do ukazujących mu się raz po raz widziadeł, po czym zaczyna się jąkać. Głos widziadeł pozostaje jednak niewzruszony: – Prawdy, tchórzu nie zabijesz. (…) Polska jest i pozostanie Polską na zawsze – odpowiada tajemnicza postać.

 

Agnieszka Żurek

 

Przeczytaj rozmowę z autorem

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 183 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram