5 listopada 2012

Dlaczego warto pytać o zamach w Smoleńsku?

(Fot. A. Chełstowski/Forum)

Polscy prokuratorzy, bazując na wynikach ekspertyz rosyjskich, pospiesznie wykluczają teorię wybuchu na pokładzie tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku, a następnie – wiele miesięcy później – decydują się na zbadanie wraku pod kątem obecności materiałów pirotechnicznych. Chociaż śledczy pobierający próbki dysponowali sprzętem natychmiast analizującym skład badanych substancji, na wyniki czekać mamy pół roku, a kluczowe dowody spoczywają w rosyjskich rękach. Tak prowadzone śledztwo po raz kolejny rodzi pytanie o zakres polskiej suwerenności.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Władze państwowe z Donaldem Tuskiem na czele robią dzisiaj wiele, by podtrzymać w Polakach postkolonialne poczucie niższości wobec Rosji. A właściwie, bardziej zasadnym byłoby stwierdzenie, że nie robią absolutnie nic by je zmienić. Od dwóch lat Tusk z zadowoleniem wmawia nam, że w przypadku smoleńskiej tragedii państwo stanęło na wysokości zadania, a śledztwo – raz wolniej, raz szybciej – toczy się prawidłowym torem.

 

Tymczasem kolejne ekshumacje i wychodzące na jaw pomyłki przy pochówku ciał ofiar katastrofy, czy też wykrycie dopiero po dwóch latach przez polskich biegłych wysokoenergetycznych cząstek zjonizowanych na wraku Tu154-M – to niezbite (choć zaczerpnięte tylko z ostatnich tygodni) dowody na to, że postępowanie regularnie natrafia na kolejne rafy i biegnie podejrzanymi ścieżkami.

 

Warto postawić pytanie chociażby o to, dlaczego prokuratorzy dopiero kilkanaście dni temu zdecydowali się zbadać wrak na obecność materiałów wybuchowych? Czy aż tak bardzo polskie władze nie chcą drażnić Moskwy nawet cieniem jakiegokolwiek podejrzenia, czy też podwładni szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk. Ireneusza Szeląga, są wyjątkowymi fajtłapami, które dopiero w ponad dwa lata po katastrofie i początkowym pospiesznym odrzuceniu hipotezy o zamachu, potraktowały ją naprawdę poważnie?

 

Trzeba pamiętać przy tym, że wszystkie działania polskich prokuratorów skazane są dzisiaj na nieustanne kołatanie do drzwi rosyjskich gabinetów. Zgodnie bowiem z szybką (ale na czym opartą?) decyzją polskiego rządu, zdecydowano się na prowadzenie śledztwa w oparciu o konwencję chicagowską, co oznacza, że wszystkie instrumenty spoczywają w rękach naszego sąsiada. To naturalnie dowód na to, że rząd, plasterek po plasterku, metodą salami, pozbawia nasze państwo suwerenności. Tracimy ją jako państwo członkowskie Unii Europejskiej, tracimy ją też jako sąsiad Niemiec i Rosji.

 

Testem tego, czy mamy w rękach jakiekolwiek atrybuty państwa suwerennego będzie to, czy postawimy uczciwie hipotezę, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Jak dotąd, takich słów wystrzegają się zarówno członkowie komisji Millera, którzy jeszcze niedawno badali przyczyny katastrofy, jak i polscy prokuratorzy.

Jak diabeł wody święconej mówienia o zamachu boi się też sam Tusk. Czy chodzi o grę na strachu polskiego społeczeństwa przed „radykalnym” PiS-em? A może o obawę przed reakcją Moskwy i lewicujących kręgów tzw. opinii międzynarodowej? Uniki Tuska to zapewne mieszanka jednego i drugiego. Na takich płaszczyznach rozgrywane są sprawy fundamentalne dla polskiej suwerenności. Decyduje więc nie polska racja stanu, ale wewnętrzne szachy z opozycją, nastroje płynące z Kremla i… opinia lewicowego „Le Monde”, który piórem Piotra Smolara skrytykował ostrą reakcję Jarosława  Kaczyńskiego na wybuchowy tekst „Rzeczpospolitej”, co z  kolei z przejęciem relacjonowały polskie media.

 

Ciekawy jest też sposób, w jaki dezawuuje się hipotezę o zamachu, która przez szanujący podmiotowość swojego państwa rząd, byłaby stawiana śmiało. Założenie, że pasażerowie tupolewa mogli zostać zabici przez Rosjan jest dla wielu kuriozalne, bo służby naszego sąsiada, ich zdaniem nigdy nie zdecydowałyby się na takie szaleństwo.

 

Niedowiarkom wystarczy jednak przypomnieć tylko zamachy, do jakich doszło na terenie Federacji Rosyjskiej w 1999 roku, w których zginęło setki ludzi. Stały się one bezpośrednią przyczyną rosyjskiej agresji na Czeczenię. Do dziś całkiem wiarygodna pozostaje wersja, że za tymi wydarzeniami stały rosyjskie służby, których celem było wzmocnienie zdobywającego władzę Władimira Putina.

 

Dalej przypomnijmy zabójstwa Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki. Warto zwrócić uwagę szczególnie na tego ostatniego, który został zabity na terenie Wielkiej Brytanii. Jest prawie pewne, że ten były agent KGB i FSB zdołał zapewne przez pięć lat azylu w tym kraju przekazać tamtejszym służbom wszystkie istotne informacje. Oznacza to więc, że przyczyną jego zabójstwa była zemsta rosyjskich służb.

 

Nie chodzi oczywiście o to, by na tej podstawie cokolwiek przesądzać. Warto jednak stawiać hipotezy, i warto to robić otwarcie, bez strachu przed reakcją rządów innych państw czy wewnętrznej opozycji. Gra toczy się bowiem o polską suwerenność, albo o to, co jeszcze z niej zostało.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie