26 maja 2020

„Tradycyjna żona” – efekt wahadła czy powrót do korzeni?

(Źródło: pixabay.com)

„Są w Europie ludzie, którzy myląc atrybuty płci, chcą z kobiety i mężczyzny zrobić istoty nie tylko równe, ale identyczne. Powierzają obojgu te same funkcje, narzucają te same obowiązki i przyznają te same uprawnienia – utożsamiają kobietę i mężczyznę we wszystkich dziedzinach: w pracy, w zabawie, w interesach. Łatwo się domyślić, że tak usilnie zrównując ich ze sobą, degraduje się jedno i drugie, i że to prymitywne naruszenie porządku natury może sprawić tylko tyle, że mężczyźni będą słabi, a kobiety bez czci”.

 

Tylko człowiek o tak przenikliwym spojrzeniu jak Alexis De Tocqueville mógł dostrzec w swoim czasie skutki, dokonujących się po hekatombie Wielkiej Rewolucji Francuskiej procesów społecznych, zanim ich opłakane następstwa ukazały się nam w zupełności.  To, co autor dzieła O demokracji w Ameryce nazywał „prymitywnym naruszeniem porządku”, siły postępu uczyniły zasadą funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa. W rezultacie, pozycja mężczyzny w nowym ładzie społecznym ulegała osłabieniu, a tym samym jego rola jako męża, ojca, przywódcy, kobietom zaś zaprzestano okazywać szacunek.

Wesprzyj nas już teraz!

 

O słuszności diagnozy postawionej przez francuskiego myśliciela w pierwszej połowie XIX w. świadczą choćby niektórzy kandydaci tegorocznych polskich wyborów prezydenckich.  Aspirujący na urząd głowy państwa Szymon Hołownia rozpłakał się przed kamerą, kreśląc wizję nowego porządku, który chciałby zostawić swojej córce. Kandydat Lewicy Robert Biedroń nie kojarzy się raczej z twardą polityką, a jedynej kobiecie z grona ubiegających się dotąd o najwyższy urząd w państwie nikt nie okazał czci.  Jednak przywołaną na początku refleksję Tocqueville’a najlepiej wyraża określenie Margaret Thatcher mianem „jedynego prawdziwego mężczyzny w rządzie”. Wcześniej w ten sposób mówiono o izraelskiej premier Goldzie Meir. I choć obie panie nazywano też Żelaznymi Damami, to do brytyjskiej polityk przylgnęły jeszcze inne przydomki, z których „wiedźma” uchodzi za najbardziej cenzuralny. Postulowana przez progresistów równość kobiet i mężczyzn w polityce kończy się tym, że nieliczne przedstawicielki władzy rządzą twardą ręką, a wielu piastujących najwyższe funkcje państwowe polityków – jak Justin Trudeau czy Barack Obama – roni publicznie łzy i to z błahych powodów.

 

„To nie kryzys, to rezultat”

Odkąd tradycyjny model rodziny, w którym dominującą rolę pełnił mąż i ojciec, zaczął wypierać typ partnerskich relacji miedzy małżonkami (i coraz częściej między rodzicami i dziećmi) rodzina przybrała formę nieustannie konstruowanego i negocjowanego projektu. Tym samym podstawowa komórka społeczna stała się bardziej procesem niż bytem. Co za tym idzie, przestała być stabilna. Zmiana w pozycjach członków rodziny wiązała się zazwyczaj z podjęciem przez kobietę pracy zawodowej, co nieuchronnie prowadziło do zmiany tradycyjnych ról przypisanych ze względu na płeć. Pozycja społeczna żony względem męża umacniała się (czasem z konieczności), ale jednak kosztem jego autorytetu jako przywódcy i ojca rodziny. Na konsekwencje tych zmian nie trzeba było długo czekać. Spadek dzietności, lawinowy wzrost rozwodów, dzieci wychowujące się bez ojców, kobiety przejmujące męskie funkcje – to tylko te, które widać od razu gołym okiem. Nic nie da obarczanie winą którejś ze stron. Jak mawiał Stefan Kisielewski: „To nie kryzys, to rezultat”, by dopowiedzieć rezultat m.in. obłędnego trendu równości płci w każdej sferze życia społecznego, który – tym razem za Tocqueville’m – „może sprawić tylko tyle, że mężczyźni będą słabi, a kobiety bez czci”.

 

#Tradwives #tradwife

W konstruowanej przez feministki wizji historii przewija się motyw ciemiężonej przez mężczyznę kobiety, która postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, by swobodnie móc decydować o sobie. Tylko żadna z nich nie dopowiada, że tak „wyzwolona” spod władzy ojca i męża kobieta wpadła prawie natychmiast w sieć innych zależności i podległości. O tym, ile kosztuje sukces, opowiadają dziś niektóre ze łzami w oczach. W odpowiedzi na wyzysk i złe traktowanie przez zwierzchników w pracy „ruch kobiecy” domagał się zwiększenia praw, co skutkuje dzisiaj nie tylko m.in. większą obecnością kobiet na kierowniczych stanowiskach, ale też pozbawieniem ich przywileju „bycia kobietą”.

 

Zresztą, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Ale niewątpliwie pewna grupa kobiet „wyszła na emancypacji jak Zabłocki na mydle”, o czym świadczą choćby opublikowane w 2008 r. na portalu kobieta.pl świadectwa zamieszczone w artykule pt. „Emancypacja…i po co nam to było?” Dlatego, wcale nie dziwi rosnący na sile „ruch tradwives” skupiający kobiety różnych narodowości, które pragną wrócić do tradycyjnych ról. Jako żony, matki i gospodynie chcą budować dom, w którym dobrze będzie się czuł ich mąż i dzieci. Swój styl życia promują od lat w mediach społecznościowych pod hasztagiem #tradwives i #tradwife, który łączy dwa angielskie słowa: tradicional i wife.

 

Nowy trend zyskał ostatnio na popularności za sprawą wyemitowanego przez BBC reportażu, w którym najpopularniejsza „tradycyjna żona” Wielkiej Brytanii, Alena Kate Pettitt, opowiedziała o swoim codziennym życiu. Poza typowymi dla housewife pracami rolą „tradycyjnej żony” jest być w domu dla męża i dzieci. Na decyzję Pettitt o wyjściu na przekór lansowanej dzisiaj modzie na sukces miały wpływ doświadczenia z jej własnego domu, w którym wiecznie zapracowana matka samotnie dźwigała ciężar wychowania córki. Jako dorastająca dziewczyna brytyjska tradwife bardziej utożsamiała się z kobietami z popularnych filmów lat 50. i 60. XX w. niż idolkami jej pokolenia. Marzenia Pettitt spełniły się, gdy poznała swojego męża, który oznajmił jej, że zaopiekuje się nią i „sprawi, że będzie się czuła bezpiecznie”. Właśnie przy boku takiego towarzysza Pattitt mogła być w końcu sobą.

 

„Tradycyjne żony”, dobrowolnie rezygnując z kariery zawodowej, postanowiły schronić się pod pancerzem męża, ale z typową kobiecą fantazją. Swoje domowe wnętrza zaopatrują w meble, sprzęty i gadżety w stylu retro. Elegancka fryzura, nienaganny makijaż i strój wyróżnia je spośród innych housewives. Dbają o bliskie relacje z rodziną i przyjaciółmi, dla których chętnie gotują smacznie i zdrowo. Popularyzowany w Internecie przez „tradwives” sposób życia, nawiązujący do amerykańskich wzorców z przełomu lat 50. i 60., masowo przyciąga nowe kandydatki zmęczone ciągłym przebijaniem szklanego sufitu, rywalizacją z mężczyznami, i pracą na dwa etaty. Facebookowe grupy o nazwach typu „Femine, not feminist” sugerują brak afiliacji z ruchem feministycznym, od którego „tradycyjne żony” odcinają się oficjalnie. Dlatego, trudno się  dziwić, że środowisko „tradycjonalistek” stało się celem ataków ze strony lewicowego mainstreamu, który poglądy „tradwives” określa jako ekstremistyczne, nacjonalistyczne, skrajnie prawicowe, ale jeśli zajrzymy do oryginału, to dla niektórych mogą być całkiem zdroworozsądkowe. Na przykład, krytyczne uwagi Aleny Kate Pettitt na temat polityki imigracyjnej Wielkiej Brytanii wrzucono do pojemnego worka o nazwie „rasistowskie”.

 

Powrót do korzeni

Swój styl życia „tradycyjne żony” określają mianem rebelii i rzeczywiście „dbanie o dom i rozpieszczanie swoich mężów, jak gdyby znów był rok 1959” jawi się jako prawdziwa kontrrewolucja. Ale bez zrozumienia autentycznej misji kobiety i mężczyzny wszystkie te deklaracje i dekoracje przeminą tak samo jak każda moda, a „ruch tradwives” może być postrzegany jako efekt wahadła.

 

Decyzja kobiet o rezygnacji z pracy zawodowej na rzecz większego zaangażowania się w życie rodzinne powinna wynikać ze świadomości skutków takiego wyboru. Fizyczna bliskość, zabawy i domowe prace wykonywane wspólnie z dorastającymi dziećmi mają decydujący wpływ na ich rozwój emocjonalny i społeczny. Nierzadko towarzysząca decyzji kobiety o pozostaniu w domu zgoda na wielodzietność wiąże się z przyszłą umiejętnością potomstwa do szybkiego dostosowania się do zmiennych warunków życia, radzenia sobie z trudnościami czy łatwością nawiązywania kontaktów z innymi. Podobnie dobrą relację między małżonkami warunkuje poświęcony życiowemu partnerowi czas. To, co budzi największe kontrowersje w ruchu „tradycyjnych żon”, to nadmierna – zdaniem krytyków – ich koncentracja na potrzebach męża. Pragnienie uszczęśliwienia ukochanego mężczyzny postrzegane jest jako przejaw słabości i podległości.  Wbrew krytycznym opiniom idei tej powinien przyświecać główny cel, czyli przywrócenie właściwej hierarchii w rodzinie, opartej na autorytecie i władzy męża i ojca. Każda wspólnota, która chce przetrwać musi posiadać przywódcę, a naturalnym przywódcą wspólnoty, jaką stanowi rodzina, jest mężczyzna. Tylko taka pozycja czyni go silnym. Kobieta zaś, dobrowolnie decydując się na zajmowanie niższej pozycji w rodzinnej drabinie, winna upominać się o należny jej szacunek i uczyć takiej postawy swoje córki i synów.

 

W tym miejscu warto przywołać zamieszczone we wspomnianym artykule „Emancypacja… i po co nam to było?” komentarze internautów: „Wy, kobiety, jesteście mistrzyniami w żądaniu rzeczy niemożliwych. Chcecie być wyzwolone, a jednocześnie domagacie się, by mężczyzna – jak dawniej – chodził dla was na polowanie. Domagacie się, by mężczyźni byli prawdziwymi macho, ale skąd ich wziąć, skoro ich męskość wynikała z przewagi i dominacji, a nią się przecież brzydzicie. Same strzeliłyście sobie samobója. arek@”. Jacek@ zaś dodaje: „Nawet nie wiecie, jak jestem wdzięczny za tę emancypację. Już nie muszę być głową rodziny. I dobrze: za duża odpowiedzialność, za mało przyjemności”. Edyta@ z kolei pisze: „Kobiety mężnieją, a mężczyźni niewieścieją. I żadna ze stron nie jest szczęśliwa. A przecież ktoś musi nosić spodnie. Kiedy będziemy happy? Gdy zaczniemy akceptować swoje słabości”.

 

I pomyśleć, że Alexis De Tocqueville pisał o tym niespełna dwieście lat temu.

 

Anna Nowogrodzka – Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie